Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-10-2008, 15:27   #11
 
Nicolas's Avatar
 
Reputacja: 1 Nicolas nie jest za bardzo znany
Trójka Spokrewnionych przeszła przez drzwi i trafiła do średniej wielkości pomieszczenia. Typowa sala konferencyjna z długim stołem po środku i fotelami dookoła. Na stole znajdował się pilot. Zwykły pilot wyglądający jak każdy inny do telewizora, DVD, bądź jeszcze czegoś innego. Pod dwoma przeciwległymi ścianami znajdowały się wysokie regały z książkami, natomiast naprzeciw drzwi wejściowych było okno, zasłonięte w tej chwili tak samo, jak te w głównej sali Elizjum. W pokoju do ich przybycia nie było nikogo, Książę musiał zniknąć za kolejnymi drzwiami, w tej chwili zamkniętymi. W sali panował zaduch. Okno było zamknięte i pewnie rzadko kiedy było inaczej niż teraz. Dla osób innych niż kainici przebywanie tu na pewno nie było czymś przyjemnym. Dość szybko robiło się duszno, gorąco. Gdy dochodziła do tego nerwowa atmosfera ludzie stawali się coraz bardziej zdenerwowani, ulegli. Jeśli ktoś potrafił wytrzymać takie warunki to z pewnością potrafił zapanować nad innymi będącymi w tym pomieszczeniu.

Szeryf zamknęła z trzaskiem drzwi tuż po tym jak wszyscy już weszli i od razu chwyciła pilot celując w jedną ze ścian. Nie czekała nawet na to by wszyscy zdążyli usiąść. Jedynie Langhammer zdążył to zrobić manifestując swój styl bycia, bądź taki styl bycia jaki, jego zdaniem, w tej chwili da mu najwięcej korzyści. Szeryf skomentowała to lekkim uśmiechem na ustach. Ci, którzy to zauważyli mogli zastanawiać się co miał oznaczać ten uśmiech, jednak nie mieli na to zbyt wiele czasu.

-A teraz wszyscy macie się zamknąć i oglądać.

Po tych słowach z sufitu wyłonił się 18-sto calowy ekran LCD. Wysunął się niemal bezszelestnie, więc mógł zaskoczyć osoby, które były w tej sali po raz pierwszy. Wpierw na ekranie pojawiło się niebieskie tło, które dość szybko przerodziło się w obraz jakieś ciemnej uliczki, już po zmierzchu...

***

-Proszę tędy Frau Hirsch.

Z wciąż niezmiennym kamiennym wyrazem twarzy Primogen Ventrue otworzyła drzwi do sali konferencyjnej wpuszczając tam Malin i wchodząc zaraz za nią. Drothea była, mimo swych wewnętrznych odczuć, dużo bardziej opanowana niż szeryf, więc tym razem drzwi nie zamknęły się z trzaskiem, lecz cichym skrzypnięciem- od razu odnotowanym w pamięci Ventrue.

Niemalże w tym samym momencie, w którym Dorothea dotknęła klamki drzwi, szeryf zatrzymał odtwarzany obraz i odwróciła się gwałtownym ruchem. Na jej twarzy znów było widać zdenerwowanie. Spojrzała wpierw na wchodzącą Malin, a potem na Dorotheę:

-A co ona tu kurwa robi?- Ręką wskazała na Malin.
-Przypominam Ci, że powinnaś się lepiej zachowywać. Zwłaszcza w takiej sytuacji.
-Mam w dupie jakieś twoje konwenanse, zwłaszcza w takiej sytuacji.- Regine zaakcentowała ostatnią część zdania patrząc prosto w oczy primogen Ventrue.
-Frau Hirsch z chęcią wspomoże nas tak, jak i pozostała trójka.- Dorothea obmiotła spojrzeniem pomieszczenie i zebranych w nim Kainitów, jednak żadnemu nie poświęciła więcej czasu i uwagi niż parę sekund.- Musisz więc przekazać informacje również jej. Mam nadzieję, że się rozumiemy.- Wymowne spojrzenie Ventrue i ton jej głosu sprawiły, że szeryf zamilkła.- Cieszę się, że doszłyśmy do konsensusu. A teraz żegnam.

Dorothea uśmiechnęła się bardzo delikatnie, rzuciła okiem na Malin i wyszła z pomieszczenia. Tymczasem szeryf patrząc na drzwi wyszeptała:

-Pieprzona suka.- Po chwili dodała już głośniej patrząc na Malin.
- Nie wiem czym jej podpadłaś i mam to głęboko w dupie, ale masz się teraz zamknąć i patrzeć na ekran.[/i]

Po tych słowach po raz kolejny wcisnęła przycisk pilota i na ekranie zaczął odtwarzać się film...


Łuna księżyca oraz latarni oświetlały uliczkę pomiędzy jakimiś dwoma kamienicami. Nie dało się określić jakiś ważniejszych budynków- ot, jedna z wielu uliczek w ponad półmilionowym mieście. Dwa wąskie chodniki, a pomiędzy nimi brukowana droga. Nagle rozległ się hałas.

To wiatr pchnął pustą aluminiową puszkę po piwie lub jakimś napoju gazowanym, ale w tym miejscu wydawało się to być bardzo głośne i nagłe. Z tego jak wszystko wyglądało ocenić można było, że pora była dość późna. Z pewnością noc, a nawet jej środek. W pewnym momencie w uliczce pojawiła się jakaś postać. Wysoka ubrana w długi, szary płaszcz. Szła dość wolno kulejąc na lewą nogę. Na głowie miała czapkę, czarną wełnianą czapkę zakrywającą głowę i uszy. Na pewno przydatna część garderoby o tej porze roku, zwłaszcza nocą, gdy jest jeszcze zimniej. Co do temperatury to można było ją określić po tym, że z ust ofiary wydobywały się strużki pary przy każdym oddechu. Zaraz... ofiary?

Nagle rozległ się krzyk. Męski krzyk, po którym można było określić, że osoba albo była już starsza, albo miała problemy z gardłem. Lekka chrypa, trochę drżący głos. Choć z drugiej strony może to przerażenie wywołało taki, a nie inny ton? Minęło parę sekund nim dało się zauważyć przyczynę owego krzyku. Zgarbiona postać rzuciła się na mężczyznę uderzając go wpierw w brzuch, a potem w twarz. Ofiara zawyła z bólu, ale odpowiedziała napastnikowi. Uderzenie trafiło prosto w szczękę. Dosłownie. Zagłębiło się wewnątrz jamy ustnej, która z dzikim spełnieniem i radością zacisnęła się miażdżąc kości. Popłynęła krew, która dodała wigoru atakującemu. Odepchnął z całej siły mężczyznę tak, że ten uderzył o ścianę kamienicy. Parę cegieł ukruszyło się i spadło na ziemię. Swoją drogą napastnik nie wypuścił dłoni ofiary z ust co sprawiło, że gwałtowność uderzenia wyrwała samotną teraz już dłoń. Kolejny krzyk, ten jednak się szybko urwał. Zgarbiona postać podskoczyła do zaatakowanego i zbliżyła głowę do jego szyi. Zamarła w takiej postawie na najbliższe pół minuty, po których to mężczyzna padł martwy na chodnik. Napastnik natomiast chwilę przyglądał się ciału, a potem zniknął. Nie, nie jest to metafora. On nie odszedł w którąś ze stron tylko najzwyczajniej... lub i niezwyczajnie zniknął.


Obraz znów zmienił się na niebieski by po chwili zniknąć. Szeryf wcisnęła kolejny guzik, co sprawiło, że ekran schował się w sufit, i odłożyła pilota. Przyglądała się twarzom zgromadzonych, by po chwili wypowiedzieć to, co dla niej było jasne od początku. To, czemu ich tu wezwała. Co prawda nie planowała, że to będą właśnie oni... ale to oni się napatoczyli. Cóż, ich pech.

-Macie dorwać tego Spokrewnionego. Nie wiem kim on jest, do jakiego klanu należy, ani co do jasnej cholery robi we Frankfurcie, ale macie go dorwać. Wpierw dowiedzcie się kim on jest by Książę mógł ogłosić Krwawe Łowy, a potem go dorwijcie i zabijcie. Od razu mówię, że nie obchodzi mnie jak to zrobicie, ale jeśli czegoś potrzebujecie by tego dokonać to teraz macie jedyną okazję by o to poprosić.- Przyjrzała się zebranym raz jeszcze.- Nie dostaniecie wszystkiego co się wam zamarzy, więc nie mówić mi tu o swoich pieprzonych marzeniach. Zresztą i tak wszystko, czego teraz będziecie chcieli będziecie musieli zwrócić.- Uśmiechnęła się zadziornie.- W stanie takim, w jakim dostaniecie. A teraz jeszcze co do tego ścierwa co łazi po mieście i jawnie łamie Tradycje, to wiemy, że coś się działo wczorajszej nocy w Kościele na Juliusstrasse. Tam powinniście zacząć poszukiwania.- Zamilkła. Gdyby wciąż oddychała to pewnie właśnie w tej chwili nastąpiłby tak zwany „głębszy oddech”, jednak tak mogła jedynie zamilknąć.- Jakieś pytania?
 
Nicolas jest offline  
Stary 19-10-2008, 17:22   #12
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
"Zajebiście, cholera, zajebiście" – pomyślał Langhammer kiedy Szeryf zakończyła swoją prezentację – "wiedziałem – tip-top secret i na dodatek… A to dlatego, jest taka zdenerwowana – jej harpie niczego nie zwęszyły, a Brzydal z filmem poszedł prosto do Primogenów lub nawet do samego Księcia… Ah, ta Kainicka polityka… Już jakiś czas temu "po mieście" chodziły plotki, że niektórzy z Primogenów wyrażają się bardzo niepochlebnie o działaniach Szeryf. To jej na pewno nie pomoże... - nie był pewny, czy udało mu się skontrolować mięsnie twarzy przed złośliwym, tak bardzo ludzkim, uśmieszkiem… Ustawił krzesło normalnie i spojrzał po obecnych. Póki co twarze nie wyrażały niczego - kamienne, kainickie twarze. Jednak gdzieś tam w głębi mózgów kłębiły się myśli... Setki, tysiące myśli, możliwości, zagrań i zachowań. Langhammer wiedział, że jest za młody i za słaby na Szeryfa, ale niektórzy wiedzieli, że nie przepadał za Szeryf i jej ulubienicą - wścibską pannicą o niewyparzonej gębie - która za cel postawiła sobie zbadanie historii Langhammera... To zadanie dawało mu znów kolejne punkty u Starszyzny i może - pozwalało na podkopanie pozycji Punk'ówy - jak slangowo określano Regine.

- Tak, trzy – powiedział głosem niewyrażającym żadnych emocji, siedząc jak żonierz, który właśnie wysłuchał rozkazów – Czy Książe będzie bardzo niezadowolony, jeżeli nie będzie miał możliwości ogłoszenia Łowów, bo obiekt zainteresowania zejdzie wcześniej – niektórzy tak łatwo się rozsypują? Jakieś wsparcie logistyczne, czy poza obecnym wyposażeniem wszystko załatwiamy sami? Kontakt, raportowanie – mniemam, że dopiero po zadaniu lub przy ważnych informacjach – komu, jak? Rozumiem, że zadanie jest ściśle tajne i, że bardzo, ale to bardzo, nie chcemy, aby ktokolwiek się dowiedział o tej… sytuacji? - W ostatniej chwili zrezygnował z użycia słowa "wpadce" -
Jeżeli idzie o sprzęt – nic wielkiego nie potrzebuję, zwłaszcza przy tak ważnym zadaniu. –
zrobił efektowną pauzę, jakby zamiast zdania: „ograniczyłem się jak mogłem” – Dwa samochody – BMW 750Li w pakiecie High Security, ustawione na sportowo to znaczy: usztywnione zawieszenie; zintegrowany, aktywny układ kierowniczy; ogumienie Radial 252; Dynamic Drive, Head-up; Night Vision; z możliwością wyłączenia komputera ESP i bez ogranicznika mocy silnika. Drugie BMW Z4 M Roadster, w maksymalnej wersji oczywiście bez ogranicznika… jeżeli nie bedzie to zbyt duży problem, to w ciemnym lakierze. Dobrze by było jakby policja się trzymała z daleka. Łączność – sześć telefonów komórkowych z head setami, myślę iPhony byłby odpowiednie. Finanse – 20 tysięcy w gotówce na drobne wydatki, karta kredytowa bez limitu na większe wydatki. Piętro w Grand Hotelu jako baza wypadowa – myślę, że Książe nie będzie miał nic przeciwko temu, że zamieszkamy w jednej z jego włości? Zapewne poza tymi drobiazgami Państwo – wymownie spojrzał na resztę obecnych kainitów, pomijając, praktycznie wybuchającą Regine – również będą czegoś potrzebować… - Wolno wstał i delikatnie skłonił głowę szeryf, a może weneckiemu lustru i, zapewne, znajdującym się za nim.
- To wielki zaszczyt pracować dla dobra domeny przy utrzymaniu prawa Tradycji, więc zrezygnuję ze swojego zwyczajowego wynagrodzenia – zakończył ładną polityczną formułką, wiedząc, że Szeryf właśnie krew zalewa, kiedy, bez mrugnięcia powieką zażądał wyposażenia za jakieś 200 tysięcy euro. No cóż, trzeba albo radzić sobie na stanowisku, albo... się lepiej lansować.
Gdyby wzrok zabijał to właśnie padłby trupem pod spojrzeniem Szeryf. Grzecznie więc odwrócił wzrok spoglądając na pozostałych obecnych…

Słowa Regine niestety dość dobrze oddawały sytuację – z pozycji spokojnego Kainity siedzącego w bamboszkach przed kominkiem i popijającego… wino; trzeba było nieźle podpaść, aby dostać taką robotę – prawie odstrzał. Nikt nie wie nic o spokrewnionym, jednak skoro szeryf i reszta ferajny też nic o nim nie wiedzą to nie jest leszczem, albo jest drugą noc w mieście. Logka podpowiadała: nie jest leszczem. To może być każdy – łącznie z czujką Sabatu… albo „przyjacielską wizytą” z sąsiedniej domeny… To nie będzie łatwe… Cholera – ile by dał, za informacje: czy plotki o Arashi są prawdą; czy, a właściwie na ile Gustaw może zamieszać komuś w czapie; na ile mocna jest pozycja Malin w ludzkim świecie… Pytań było za dużo i większość z nich odłożył na później... Ktoś z możnych tego miasta zbudował z nich grupę - z jakiego względu - pozostanie tajemnicą na długo... Liczył tylko na to, że powodem nie było "odstrzelenie"...
Teraz jednak liczyło sie jedno - dowiedzieć się na ile można polegać na pozostałych. Potem - wykonać zadanie i przetrwać, jeżeli... będzie taka możliwosć...
 
Aschaar jest offline  
Stary 20-10-2008, 14:24   #13
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nikt nie poprosił, więc i nie usiadła - taki był obyczaj w jej stronach.
Stanęła w kącie pomieszczenia wyprostowana, podpierając się jedynie lekko o futerał wiolonczeli. Chłonęła zmysłami atmosferę pomieszczenia oraz to, co rozgrywało się na ekranie telewizora. Przybycie Primogen Ventrue i jej kłótnia z Szeryf nie zrobiły wielkiego wrażenia na Arashi. W trakcie pyskówki kobiet i manifestacji pozorów własnej siły, Toreadorka przyglądała się dyskretnie Malin.

Malin,
która chowała się za warstwą pudru i animuszu... kim była? Róża Wiatrów zamknęła oczy na moment, lecz duchota sali i agresja dwóch wampirzyc rozpraszały ją. Musiała poczekać... by dowiedzieć sie jakiż to instrument dołączył do ich kapeli.

Obejrzawszy spokojnie nagranie, raz jeszcze powiodła wzrokiem po zebranych. Oto szykowała się misja, jak każda inna. Jedynie tym razem miała pracować w grupie, a nie samotnie. Czyżby więc Książę znalazł sobie innego czarnego konia? Co chciał osiągnąć przez ujawnienie zdolności bojowych Toreadorki, bo temu zapewne miał służyć jej udział w grupie? Od początku nie wierzyła, że byli wzięci „z łapanki” Regine, tak jak nie wierzyła w karę Malin – wszystko było zaplanowane, każdy takt stanowił element większego dzieła. Niestety, Arashi wciąż nie potrafiła określić jego charakteru. Póki co postanowiła więc skupić się na zadaniu im powierzonym. Korzystając z okazji, że głos zabrał Langhammer, wampirzyca raz jeszcze w myślach odtworzyła zaprezentowane nagranie, podobnie jak zwykle odtwarzała w ten sposób układy nut.

Czy to na pewno Spokrewniony? Pił krew, zniknął, owszem... ale czy coś więcej nań wskazuje? Sposób zadawania ran był taki...chaotyczny. Bardziej wskazywałby na Lupina, chyba że... chyba że mamy do czynienia z wcielona bestią. Paris? Być może, choć trudno uwierzyć, by bękart potrafił opanować wyższe moce niż dodatkowe pazury czy jarzące oczy... Ciekawe. Ciekawe czemu nas do tego wybrano...”

Potok myśli urwał się, gdyż uwaga Arashi mimowolnie skupiła się na Lotharze. Choć twarz jej wciąż przykrywała ceramiczna maska, na usta wpełzł delikatny niczym płatek wiśni uśmiech...który zaraz potem odleciał. Postanowiła pociągnąć koncert bębnów, który rozpoczął Brujah.

- Zgadzam się. Jeśli misja jest tak ważna, jak na to wskazuje pełne ekspresji zachowanie Regine-san – nie mogła powstrzymać się od tej uszczypliwości - Musimy mieć możliwość stałego kontaktu, bezpieczną bazę oraz szybkie, sprawne środki lokomocji. To podstawa, żeby wszystko zagrało tak, jak planujemy. Ja ze swojej strony pragnę dodać tylko jeden postulat, aby w naszej bazie znalazł się Silver Marker Gp4 – węgierskie srebro czyszczące i polerujące do smyczków, najlepsze dla wiolonczeli.

Po tych słowach Japonka skłoniła się uprzejmie, dając znak, że to wszystko z jej stron.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-10-2008, 02:05   #14
 
Crys's Avatar
 
Reputacja: 1 Crys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwu
Gwałtowna i daleko odbiegająca od farsy, którą zwykle odgrywali między sobą, nawet ci szczególnie nie przepadający za sobą, wyżej postawieni we frankfurckim stadku Kainici, rozmowa raczej zniesmaczyła Malin. Szeryf szczególnie powinna stłumić swoje gniewne zapędy. Rzucanie przekleństwami i obrażanie Ventrue przypominało raczej gniewne pofukiwania, szczególnie rozdrażnionej kotki. Poza tym szanowna Primogen wyraźnie nie konsultowała swoich decyzji wcześniej z Szeryf Regine i zdecydowanie w idealnej sztuce Bruji nastąpiła nieprzewidziana i niechciana scena.
Malin minęła głośno rozmawiające jeszcze Kainitki, choć w głosie Szeryf można było usłyszeć już jakąś rezygnację i stanęła nieco bliżej Gustawa. Zaczęła się zastanawiać, czy jej obecność tutaj rzeczywiście była tak dokładnie zaplanowana, jak pozostałej trójki i czy na pewno nie była tak przypadkowa, na jaką wyglądała. Poza tym rola, którą miała odegrać, była wciąż dla niej ogromną niewiadomą, tym bardziej, że Malin obawiała się, iż przypadnie jej w tej sztuce rola podwójna. Nie tylko wykonać powierzone zadanie, ale również być wtykiem w grupie... no właśnie, czyim? Ventrue? Części Rady, która chciała w pełni kontrolować poczynania nie tylko samej grupy, ale i Szeryf?
Na kilka gniewnych słów skierowanych pod swoim adresem odpowiedziała jedynie milczeniem i skupiła swoją uwagę na prezentowanym nagraniu. Gdy ekran zrobił się niebieski, młoda Bruja poczuła się, jakby ktoś wybudził ją z jakiegoś niesamowitego, koszmarnego snu. To co widziała, zdecydowanie było makabryczne, nie mówiąc już o nagłym rozpłynięciu się atakującego. Nikt przy zdrowych zmysłach, a pojęcie „zdrowe” miało naprawdę niezwykle szerokie spektrum akceptowalności, czy to Malkavian, czy parias, nie polował w taki sposób...


Pierwszy oczywiście wyrwał się Langhammer, czego w zasadzie można było się spodziewać. Jedno miejsce dla wszystkich, szybkie i pewne środki transportu, do tego zabezpieczenia drogi komunikacji, tak, klan Brujah zdecydowanie wiedział, że jak trzeba się zabawić, to na całego. Smukła Torreadorka, która podczas odtwarzania nagrania stała w kącie sali, przemówiła jako druga. Rzeczowo i krótko, a do tego uszczypliwie, co niezwykle spodobało się Malin, choć mina samej Szeryf raczej świadczyła o zupełnie odmiennej reakcji na słowa wiolonczelistki. Młoda Bruja uśmiechnęła się pod nosem, usłyszawszy, o co poprosiła Arashi. Tak, ktoś, kto w pierwszej kolejności myślał tylko o swej wiolonczeli, zaiste musiał szybko wpaść w oko Torreadorom.
- Nie mam zastrzeżeń co do listy, jaką przedstawili moi przedmówcy. - Malin mówiła cicho, ale pewnie brzmiącym głosem. - Wręcz uważam, że nasze potrzeby, jako wspólnie działającej grupy pan Langhammer wyraził dość ściśle i precyzyjnie. Sama zaś proszę o mocnego laptopa z dostępem do internetu, jeżeli nie będę mogła pojechać do domu, po swojego. I dwa skromne Desert Eagle, na naboje .357 Magnum, w zestawie z tłumikami i amunicją. Jeden z lufą szcześciocalową, drugi ośmio. – brunetka uśmiechała się coraz intensywniej, ponieważ z każdym swoim słowem zaczynała rozumieć, że wybór jednak musiał być uprzednio zaplanowany i dlaczego padł właśnie na nią.
A po całej akcji zdecydowanie postanowiła pogratulować Kainicie, który zbierał informacje o jej umiejętnościach i cechach charakteru, które teraz miały przydać się Radzie...
 

Ostatnio edytowane przez Crys : 21-10-2008 o 02:10. Powód: poprawki kosmetyczne
Crys jest offline  
Stary 21-10-2008, 09:23   #15
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gustaw był zirytowany. Powinien już się przyzwyczaić do tego głupiego stereotypu. „Wampiry nie mają duszy”- powiedziała Arashi. Skąd biorą się takie pomysły!? Psycholog już szykował ognistą odpowiedź, ale przerwała mu Szeryf.

Nagranie zrobiło wrażenie na Gustawie, na tyle duże, żeby zapomniał o wcześniejszym wzburzeniu. Stał na uboczy i spoglądał na pozostałych. Wyglądało na to, że na Lotharze i na Arashi (a w każdym razie na jej masce) to, co zobaczyli na ekranie nie zrobiło wielkiego wrażenia. Tylko Malin, która została w ostatniej chwili wprowadzona przez starszą Ventrue, okazała pewne emocje. Sam Gustaw poczuł głównie podekscytowanie. To było dziwne, niecodzienne. A właśnie to co dziwne i niecodzienne pozwala lepiej poznać to, co codzienne. To mógł być początek bardzo ciekawej historii.

„Ale kto to mógł być?”- zastanawiał się Malkavian- „Żaden wampir Camarilli tak się nie zachowuje, a gdyby to był Sabat, to byłoby ich raczej więcej i usłyszelibyśmy o wielu takich przypadkach. Chyba, że to dopiero zwiadowca, szpieg. Ale może”- na chwilę na jego twarzy pojawił się uśmiech-”Może to jakiś niezależny wampir, albo jakaś zupełnie nowa grupa. Tak, zdecydowanie cieszę się, że tu jestem.”

Pozostałe wampiry wyraziły szybko i konkretnie swoje żądania co do zaopatrzenia. Broń, pojazdy, lokum, komputer. To ostatnie Gustawowi całkiem by się przydało, ale wydawało mu się, że nie będzie problemów z powrotem do domu i wzięciem swojego laptopa. Podobnie jak jego starego mercedesa- przyda się wóz, który nie rzuca się w oczy. Ale oprócz tego, wszystko czego potrzebował do działania nosił zawsze przy sobie. Na karku.

- Z wielką chęcią wezmę udział w tej arcyważnej misji- powiedział do pani Szeryf, jakby ktoś go o to pytał- Nie będę dokładał nic do listy życzeń moich przedmówców, mam natomiast kilka pytań natury ogólnej- wyprostował palce dłoni i od razu zagiął pierwszy- skąd pochodzi to nagranie? Czy to jakiś system monitoringu? Czy są inne jego kopie i czy mamy uspokoić ich właścicieli?- zgiął drugi palec- I kiedy właściwie to zdarzenie miało miejsce -zgiął trzeci palec- Z uwagi na sposób zachowania tego wampira przydadzą nam się wszystkie posiadane przez Radę informacje o ruchach Sabatu w okolicy. Odnotowano ostatnio jakiekolwiek?- zaczął zginać czwarty palec, na jego twarzy pojawił się wyraz zamyślanie- No, to wszystko.
 
Wojnar jest offline  
Stary 21-10-2008, 22:55   #16
 
Nicolas's Avatar
 
Reputacja: 1 Nicolas nie jest za bardzo znany
Szeryf przyglądała się grupce, podczas, gdy ci wymieniali swoje życzenia. Kilka razy uśmiechnęła się szyderczo pod nosem, innym razem znów prychnęła. Z pewnością miała niezłą zabawę słuchając ich wszystkich.

Gdy Gustaw zakończył przemowy zgromadzonych, szeryf przeszła się po pomieszczeniu. Szła wolnym krokiem, wpierw wzdłuż regałów z książkami, a następnie przed zasłoniętym oknem. Milczała, a drzwi na tyle tłumiły hałasy, że prawie w ogóle nie było słychać dźwięków z głównej sali Elizjum. Tymczasem za tymi, dość cienkimi, drzwiami reszta społeczeństwa Spokrewnionych trwała w najlepsze ciesząc się, że ominął ich gniew Szeryf. Używając kolokwializmu: upiekło im się. To nie na nich padło i to nie oni teraz są maltretowani, psychicznie lub fizycznie, tego już nikt wolał nie dociekać, w sali sam na sam z Szeryf. Było przecież oczywistym, że przy wszystkich Regine choć trochę się powstrzymywała.

W końcu zatrzymała się i spojrzała wpierw na Langhammera. Pierwsze słowo, jakie wypowiedziała było tak przesiąknięte jadem, złością i chęcią zdenerwowania osoby, że aż ociekało tymi uczuciami.

-Lotharze, to coś ma umrzeć dopiero po ogłoszeniu Krwawych Łowów i już raz to powiedziałam. Powtarzać się nie lubię, jak zapewne już wiesz. Co do „wsparcia logistycznego”, jak to określiłeś oraz składania raportów to wystarczy, że powiesz mi teraz czego chcesz, połowę z tego dostaniesz, a potem lepiej się tu nie pokazuj, póki nie będziesz wiedział kim lub czym jest to coś z filmu. I będę miała głęboko w dupie, jeśli będziesz mieć jakieś problemy z wykonaniem tego zadania.- Przeniosła wzrok na Arashi i chwilę go na nim zatrzymała. Wydawało się, że ma ochotę coś powiedzieć, znaleźć jakąś odpowiednią odpowiedź na zachowanie Japonki... Niestety nie udało się dobrać odpowiednie słowa, więc swe zainteresowanie przeniosła na kolejną osobę- Gustawa.- Wierzę, że z chęcią weźmiesz w niej udział, doktorku. Zresztą nie widzę innego wyjścia, ale to już inna sprawa.- Uśmiechnęła się ukazując śnieżnobiałe kły. Zaczęła również parodiować Doktora Skagand podnosząc rękę. Otwartą dłoń skierowała wierzchem w stronę Gustawa. Wpierw zgięła kciuk.- Pochodzi z jakiegoś małego sklepiku niedaleko tego kościoła, dlatego od niego zaczniecie. Właściciele nic nie wiedzą i tym zajmować się nie musicie. Ważna jest tylko ta istota.- Kolejny był mały palec.- Nagranie nie ma żadnych kopii.- Palec serdeczny.- Było to wczoraj nad ranem.- Wskazujący...- Żadnych ruchów Sabatu w mieście, ani pod nim nie było. Jeśli to Sabatnik to musiał się zabłąkać w mieście sam albo z jakąś małą sforą.- Wyprostowany pozostał wyłącznie palec środkowy wycelowany prosto w Skaganda. Obdarzyła go złośliwym uśmiechem i opuściła dłoń.- A teraz wasze zamówienia. Zacznijmy od skośnookiej... Nie mogłaś wymyślić czegoś lepszego? Ale niech ci tam będzie...- Machnęła ręką i zaczęła iść dookoła pokoju.- Malin dostaniesz jednego gnata i na więcej nie licz. Jest was czwórka, więc dwa ci nie są potrzebne. Co do laptopa to rano możesz pojechać po swojego.- Nie dając możliwości jakiegokolwiek komentarza, kontynuowała. Spojrzała na Gustawa, ale tylko wzruszyła ramionami. W końcu przystanęła przed Langhammerem.- No i Lothar... Po pierwsze: pieprz się z tymi wózkami. Dostaniecie dwa mercedesy...- W tym momencie przerwała by po paru sekundach uśmiechnąć się delikatnie.- Ale znaj moją łaskę... Oba będą w ciemnym lakierze. Co do policji to nie przejmujcie się nią, ale nie róbcie zbyt wielkiego burdelu w mieście. Czego ty tam jeszcze chciałeś...- Chwila zastanowienia w czasie której Szeryf patrzyła na drzwi prowadzące do elizjum.- Ah komórki. Na chuj wam aż sześć? Dostaniecie trzy...- Przerwała i spojrzała na Malin.- Cztery. Więcej wam nie potrzeba. Kasy dostaniecie po 6 000 na łeb.- Odwróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi. Gdy dotknęła klamki dodała:- Pokój 336 w Mariocie. Tam będzie czekało to, co dostaniecie.- Otworzyła drzwi i minęła próg. Jeszcze tuż przed ich zamknięciem spojrzała na grupę.- Nawet nie próbujcie tego spieprzyć.
 

Ostatnio edytowane przez Nicolas : 21-10-2008 o 22:58.
Nicolas jest offline  
Stary 23-10-2008, 12:58   #17
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Arashi patrzyła na Szeryf z tym samym niewzruszonym spokojem co poprzednio, nawet nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak taka pasywna postawa musiała irytować temperamentną Regine... a może nawet budzić niepokój? To jednak było normalnym odruchem otoczenia, nikt bowiem stojąc przed kobietą w czerni i białej masce nie potrafił czuć się swobodnie... Chyba tylko szaleńcy.

Wysłuchawszy Szeryf, Toreadorka przekrzywiła lekko głową, zastanawiając się nad trapiącą ją obecnie kwestią. „Pokój 336 w Mariocie. Tam będzie czekało to, co dostaniecie.” – mówiła Brujah...

„ ...A przecież srebra węgierskiego nie da się kupić w żadnym sklepie. Nawet Filharmonia sprowadza je prosto z wytwórni, co trwa kilka dni... Chyba, że wezmą z zapasów Opery. Biedny mistrz Berulliani, chyba się rozpłacze – zaiście arkadyjska będzie to scena...”

Odgłos zamknięcia drzwi nie przebrzmiał jeszcze w pomieszczeniu, kiedy Langhammer wycedził przez wysunięte kły: "KURWA!!!". Tajemnicą pozostawało czy słowo to określało Szeryf, było kwintesencją jej zachowania; czy może raczej odnosiło się do ogólnej sytuacji.

- Będę za godzinę w hotelu. Do zobaczenia - dodał, cały czas z wysuniętymi kłami i wyszedł.

Arashi spojrzała za nim, omiótłszy wzrokiem szczupłą sylwetkę wampira. Tak jak poprzednio, stała niewzruszona, spokojna, jakby była figurą wykutą z kamienia, która sterczała tak już setki lat i miała przed sobą kolejne sploty wieków.

- Myślę, że godzina to dobry czas, by się nastroić do misji. – rzekła wreszcie tym swoim śpiewnym akcentem – Gustaw-san, Malin-san, ja również pozwolę sobie was teraz opuścić, by się przygotować. Sayōnara.

Kobieta ukłoniła się, podniosła futerał z ziemi, po czym powolnym krokiem opuściła pomieszczenie. Szła wyprostowana stałym tempem, nie zwracając uwagi na ciekawskie spojrzenia Spokrewnionych. To była jej misja, nie musiała się nią z nikim dzielić... no może poza trójką pozostałych Kainitów. Swoją drogą, to będzie pewnie ciekawy koncert, choć czy udany?

Opuściwszy budynek, zdjęła z twarzy maskę i odruchowo przeczesała ręką kruczoczarne włosy. Chwilę chłonęła przyjemny ziąb powietrza, który spowił jej policzki, a następnie przeszła na drugą stronę ulicy. Frankfurt o tej porze zaczynał się już wyludniać, tylko nieliczne cienie przemykały do swoich domów, niejednokrotnie zataczając się przy tym.

Yamada weszła do budki telefonicznej, włożyła kartę magnetyczną, po czym wystukała numer – jedyny jaki znała na pamięć. Jest sygnał. Jeden... drugi... trzeci...

- Hallo? – odezwał się zachrypnięty męski głos.
- Paul, wybacz, że cię obudziłam...
- Nie, nie spałem jeszcze
. – kłamstwo – Co mogę dla ciebie zrobić moja droga?
- Nic, chciałam tylko powiedzieć, że jakiś czas mogę nie wracać, będę spać gdzie indziej.
- Aha, rozumiem. A co z koncertem?
- Nie wiem, Paul. Postaram się.
- Rozumiem, na wszelki wypadek przygotuję Hansa, choć oboje wiemy, że to nie to samo...
- Przykro mi, to konieczność.
- Nie ma powodu, Arashi.
– rozmówca umilkł, po czym dodał miękko - Gambatte ne.
- Arigatou.


Toreadorka odłożyła słuchawkę i po chwili namysłu skierowała się w stronę wałów Menu, wciąż ściskając w dłoni pewnie rączkę futerału. Sunęła wzdłuż brzegu niczym duch i nawet nieliczni przechodnie, którzy ją zauważyli, woleli raczej przyspieszyć kroku, niż zastanowić się, co tu robi.

Arashi stanęła tymczasem na niedużym cyplu i spojrzała prosto na wodę. Światła nocnego miasta rozbijały się refleksami na powierzchni rzeki, to błyszcząc, to znów przygasając...



Czas mijał, a Róża Wiatrów, przysiadłszy na brzegu futerału, wciąż wpatrywała się w falujące refleksy. O czym myślała? O muzyce... o muzyce, zaklętej w naturze...

Dopiero gdy wewnętrzny zegar podpowiedział jej, że niedługo minie „godzina”, podniosła się, otrzepała futerał i skierowała w stronę Mariotu.
A w duszy jej grały smyczki...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 23-10-2008, 19:38   #18
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gustaw słuchał odpowiedzi Regine, jednocześnie z ciekawości przyglądając się jej dłoniom. Gdy Szeryf już pokazała co chciała, nie przekazując przy tym żadnej ciekawej informacji, Malkavian skrzywił się zaskoczony. Nie spodziewał się takiego zachowania, nawet mimo całej "sławy" tej wampirzycy.
Gdy już Szeryf, a zaraz po niej Langhammer wyszli z hukiem, a zaraz po nich, dużo spokojniej, Róża Wiatrów, doktor zwrócił się do Malin.

-Muszę przyznać, że jestem dumny z naszego kolegi Lothara. Całkiem długo wytrzymał. Z drugiej strony nie pojmuję, nie spodziewałem się tak nieeleganckiego zachowania po kimś na stanowisku Szeryfa- mówił, jakby cieszył się z dzielenia się swoimi obserwacjami- Właściwie nie czuję potrzeby czekania godzinę, zanim podejmiemy jakieś działania, ale skoro połowa zespołu już zdążyła nas opuścić, to chyba pozostaje się zgodzić. Przepraszam panią na chwilę. Albo raczej, do zobaczenia w hotelu?

Usiadł wygodnie w jednym z fotelów i wyjął komórkę. Wybrał numer do swojego asystenta i spokojnie czekał na połączenie.
-Rudolf? Tak, to ja. Słuchaj, wynikła mi ważna sprawa, mam jakieś ważne wizyty umówione przez najbliższy tydzień? Nie? To bardzo dobrze. Słuchaj, może uda mi się wyrwać, ale dałbyś radę zająć się pacjentami? A jak nie, to odwołaj. Co powiedzieć? No, że doktor Skagand pracuje nad nową teorią i że zadzwonię, jak tylko będę mógł-cały czas mówił spokojnie, głosem nie zdradzającym przejęcia zaistniałą sytuacją- Nie, spokojnie, wszystko jest w najlepszym porządku. Naprawdę mogę mieć okazję do ciekawych badań. Zresztą, jeszcze się odezwę, pewnie będę Cię potrzebował.

Po zakończeniu rozmowy opuścił spokojnie Elizjum, przechodząc przez zatłoczoną salę z uśmiechem błąkającym się na twarzy. Już na zewnątrz podszedł do miejsca, gdzie zaparkował swój samochód i spokojnie, trochę okrężną trasą, pojechał do hotelu. W połowie lat dziewięćdziesiątych odkrył, że prowadzenie samochodu pomaga mu myśleć. Wtedy też kupił sobie auto.


"Co też ciekawego los rzucił mi pod nogi tym razem? Prawdziwe śledztwo, polowanie na dziką bestię, wyprawa w głąb umysłu zdeprawowanego wampira? Wygląda na to, że samym polowaniem zajmie się kto inny, ja powinienem skupić się na planowaniu i wyciąganiu wniosków. Ale mam tak mało danych! Kim możesz być, kim... Prawdopodobnie nie Sabat. Może jakiś świeżo przemieniony, który uciekł swemu stwórcy? Parias? Możliwości jest wiele, a informacji tak mało. Równanie ma zbyt wiele niewiadomych, że tak powiem."

Do Mariota trafił oczywiście wcześniej niż w ciągu godziny. Postanowił rozgościć się i jeszcze pomyśleć o sprawie już w pokoju 336.
 
Wojnar jest offline  
Stary 25-10-2008, 23:18   #19
 
Crys's Avatar
 
Reputacja: 1 Crys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwu
Szeryf wciąż wyraźnie okazywała im swoją pozyję i zarazem udowadniała, jak bardzo nie zasługuje na miano jakiegokolwiek dyplomaty. Malin zaczęła poważnie zastanawiać się nad tym, jakie cechy zaważyły nad wyborem Regine na to stanowisko i miała nadzieję, że zestawu tych właśnie cech nie mieli po prostu jeszcze okazji poznać.
Starsza Bruja skończyła swoją tyradę i bez jakiegokolwiek pożegnania wyszła z sali konferencyjnej, rzucając jedynie na odchodnym coś w rodzaju groźby, która jednak zdecydowanie nie zrobiła na nikim wrażenia. Langhammer podążył tuż za nią, wybitnie zdenerwowany i poirytowany. Tak. Charakterologiczny przekrój przez klan Brujah. Hirschówna poważnie zaczęła zastanawiać się nad dołożniem swojej cegiełki do przedstawienia, ale ostatecznie postanowiła się jeszcze wstrzymać.
Napięcie, które przed wyjściem poprzedniej dwójki, dało się prawie pokroić nożem, znacznie opadło. Malin cicho westchnęła i przeniosła spojrzenie na stojącą wciąż bez ruchu Arashi. Wiolonczelistka po krótkim pożegnaniu również opuściła salę, zabierając ze sobą futerał, który zamieszkiwała jej potęga.

Słowa Gustawa były zaskoczeniem. Nie ich treść, lecz sam fakt, że przemówił nad wyraz jasno i treściwie, szczególnie, że Bruja słyszała, że doktor Skagand swój czas w Elizjum poza rozprawianiem z równie... specyficzymi naukowcami, przepędza na mamrotaniu do siebie. Naprawdę wyglądał na zadowolonego i jakby usatysfakcjonowanego. Malin zaczęła się zastanawiać, czy doktor już wymyślił wstęp do kolejnej swej rozprawy i miała niejasne przeczucia, że takowa dotyczyć miałaby Brujahów. Kiedy Gustaw usadowił się przy stole i zapadł w miekką skórę fotela, uśmiechnęła się do jego pleców z sympatią. Może i był nieco szalony, ale niewątpliwie ciekawy.
Wyszła bez pożegnania, zamykając za sobą cicho drzwi, aby nie przestraszyć nagłym trzaskiem oddanego rozmowie doktora i nie odpowiadając na natarczywe spojrzenia zebranych w Elizjum Kainitów wsiadła do windy.


Dwadzieścia minut później Malin Hirsch mocowała się ze skrytką pod łożkiem, klnąc przy tym niemiłosiernie na wykonawcę tak zmyślnego ukrycia swoich własnych Desert Eaglów, czyli na siebie.
- Zero praktyczności. No kobieto po prostu zero. - prychnęła do swojego odbicia i szybko zaczęła rozpinać haftki sukni, po czym powiesiła na wieszaku i wydobyła się z czeluści swojej sypialni, wędrując przez salon do garderoby. Odwiesiła sukienkę, między inne, wciągnęła przez głowę czarny top i wsunęła w ciemne dżinsy. Do naszykowanej torby spakowała bluzę, swój portfel, zapasową ładowarkę i laptopa, a także ostrożnie włożyła kasetkę ze swoimi skarbami. Nie, nie brała wszystkich, ale jeżeli trzeba będzie i współtowarzysze w misji wyrażą chęć i z nimi będzie mogła podzielić się jakąś bronią. Tak, niezaprzeczalnie BYŁA Brujahem, a porozmieszczane w różnych częściach domu skrytki z napakowanymi nierzadko srebrem magazynkami, najlepiej o tym świadczyły.
Boso przeszła do swojego gabinetu i usiadła za biurkiem.





Spojrzała na otwartą teczkę z napisem „Frank” i uśmiechnęła się drapieżnie. Ten dzień naprawdę był udany. Nie tylko ze względu na misję, którą otrzymała od, pośrednio, Księcia, co mogło zdecydowanie pchnąć jej salonową karierę na nowe tory (albo pogrążyć i to doszczętnie), ale także z powodu kolejnego celnego uderzenia w swoich wrogów. Telefon do Laury był tylko formalnością.

Zaparkowała swój samochód na podziemnym parkingu Mariotta i pięć minut przed czasem, lekko zastukała w drzwi z numerem 336 i nie czekając na zaproszenie, nacisnęła klamkę i weszła, obijając sobie nieco kolana pokaźną torbą.
 

Ostatnio edytowane przez Crys : 25-10-2008 o 23:26. Powód: as always kosmetyka :P
Crys jest offline  
Stary 26-10-2008, 00:07   #20
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Szeryf już nie było na korytarzu; może weszła do pokoju Rady Starszych, może poszła do księcia, może… Nie to było ważne dla Langhammera… Ważne było to, że nie musiał już jej widzieć… Jedna z tych istot, które usilnie pracowały na reputację KLANU – reputację skończonych debili, nieokiełznanych kretynów i bezmózgich gór mięśni, które cieszą się z każdego wypowiedzianego przekleństwa i głupiego żartu… Cóż… Dopasował krok i delikatnie zmienił wyraz twarzy – dobrze, że nie było w pobliżu lustra – on sam czuł się nieswojo patrząc na takie swoje odbicie. Gwałtownie otworzył drzwi i wszedł na główną salę elizjum. Zdążył już przejść kilka kroków zanim drzwi się domknęły. Jego widok spowodował ogólną konsternację wśród części kainitów i większości ghouli. Jeden z młodych sług stanął jak wryty i czyste przerażenie odmalowało się na jego twarzy. Lothar przeszedł tuż koło niego, przy okazji nokautując barkiem. Co powinno mu pomóc w powrocie do „bardziej świadomego” stanu świadomości, ale wyglądało oczywiście na to, że Brujah praktycznie się nie kontroluje. Wyszedł na korytarz i odegrał jeszcze bis dla wszystkich patrzących za nim – ostatni krok przed windą idealnie zgrał się z dotknieciem przycisku windy… Dla niewprawnego oka musiało wyglądać to na uderzenie z całej siły w kasetę z przyciskami…
Drzwi windy otwarły się prawie natychmiast i Lothar wszedł do środka. Gdy drzwi się domknęły wcisnął „0” i schował kły… „Teraz mają, o czym gadać przez następne kilka dni… Niech wygląda, że to sprawa klanowa, w końcu Punk’ówa, Malin, ja… Gustawem nikt się nie przejmie, a Arashi została we wszystko zamieszana przypadkiem…” – pomyślał – „nie jest to może najlepsze, ale na więcej nie miałem czasu…”
Wyszedł z budynku i zapiął kurtkę pod samą szyję; o tej porze zapewne było już zimno… Przeszedł na drugą stronę ulicy i wsiadł na motor. Odpalił silnik i przez chwilę słuchał jak ten pracuje… Miał godzinę czasu – niby dużo i jednocześnie mało… Kilka sekund później elektroniczny wyświetlacz pokazał 176 km/h. Pod dworcem głównym zatrzymał na chwilę i wszedł do budki telefonicznej. Wsunął kartę i wybrał numer; jeden z kilkunastu, jakie pamiętał. Po drugiej stronie jak zawsze odezwała się automatyczna sekretarka ze standardowym tekstem: „Zostaw wiadomość po sygnale”. Powiedział: „Cześć, tu Dixi. Dixi Meyer. Właśnie przyjechałem do Frankfurtu. Potrzebuję MG36 i trochę klocków. I informacji. Zadzwonię za jakieś 2 godziny.” Rozłączył rozmowę. Zanim ruszył ponownie sprawdził godzinę…
Kilka kilometrów szybkiej jazdy po mieście (policyjny patrol nawet nie wygłupiał się z podejmowaniem pościgu), jakieś schody, kawałek deptaka (totalnie pustego o tej porze) i jakiś park na przełaj… Teraz tylko w lewo i… Juliusstrasse. Przejechał ją w kierunku kościoła lokalizując tylko miejsce z filmu, po chwili stanął naprzeciwko kościoła. Silnik Yamahy cały czas pracował; Brujah omiótł wzrokiem sam kościół i jego otoczenie. Nie zauważył niczego podejrzanego, ale nie o to tym razem chodziło. Udał, że sprawdza coś w telefonie, zyskując kolejne sekundy i jednocześnie podsuwając jakieś „zgrabne kłamstewko” ewentualnym obserwującym jego poczynania… Objechał kościół i wrócił na Juliusstrasse ponownie rejestrując w pamięci układ budynków, ich wysokość, szerokość chodników i wszystkie inne detale architektoniczne… Przejechał jeszcze po sąsiednich ulicach udając, że szuka jakiegoś adresu…
Najszybszą drogą pojechał na drugą stronę Menu do dzielnicy Niederrad. W miarę spokojny przejazd pomiędzy starymi, wybudowanymi tuż po wojnie budynkami, aby w końcu stanąć pod Mainfieldstrasse numer 35. Nieprzejmując się zupełnie faktem postawienia maszyny dokładnie pod tablicą „Zakaz parkowania. Pojazdy będą odholowywane na koszt właścicieli”, wszedł do budynku.
Dość duży hall urzekał malowidłem zajmującym przeciwległą do wejścia ścianę. Duży, doskonale wykonany, ujęty w kilku przewodnikach fresk przedstawiał widok centrum Frankfurtu w 1831 roku.

Lothar znał historię tego fresku, a raczej powód, dla którego fresk w ogóle pojawił się na ścianie… Ale…

- Dobry wieczór Hans; zaraz wychodzę… dlatego maszyna stoi na kopercie. Być może będę musiał jeszcze wyjechać na kilka dni…
- Dobry wieczór Panu. Oczywiście proszę Pana. – z tego, co wiedział, Hans tylko do niego zwracał się przez „panie” nie pozwalając sobie nawet na użycie nazwiska…
Drzwi windy się otwarły i Brujah wszedł do środka. Winda dawniej była sterowana przez portiera, obecnie – rozpoznawała niewielkie elektroniczne klucze przypominające kształtem piloty do alarmów samochodowych… Prosto z windy Lothar wszedł do swojego heaven. Czerwone światełko na telefonie migało ostrzegawczo i po chwili syntezator wyrecytował: „Masz trzy nowe wiadomości. Masz zero zachowanych wiadomości.” Godząc przebieranie się, odsłuchiwanie wiadomości oraz wyciąganie z szafki magazynków do broni oraz sztyletu, zastanawiał się, o co w zasadzie idzie… Kilka spraw nie dawało mu spokoju i powodowało, że po raz pierwszy od dłuższego czasu odczuwał (to chyba nie było właściwe słowo, ale…) Niepokój? Lęk? Podniecenie?
Był gotowy. Skasował ostatnią wiadomość i wybrał numer. Po drugiej stronie długo nie odbierano, po czym zaspany głos wymamrotał:
- Hallo Langhammer. Entschuldigung… – potężne ziewnięcie przerwało wypowiedź – Dzięki, że dzwonisz. Ktoś Cie przyuważył na mieście, dlatego Cię zaczepiam. Chcesz się przejechać pojutrze?
- Nie, po ostatnim wypadzie za miasto muszę się trochę zoffowac… Zresztą powinienem się przyjrzeć maszynie – coś jest nie tak… Odezwę się jak będę miał już wszystko poukładane.
- Ja, ja, natürlich… Viel Spaß. Tschüs - Eric pojął aluzję i Lothar wiedział, że przynajmniej tą jedną sprawę ma załatwioną. Eric był szefem grupy motocyklowej „Vampire” * – nazwa ta strasznie bawiła Brujaha, ale… chyba po tych kilku latach znajomości obaj zdawali sobie sprawę z pewnych faktów… Faktów, o których nigdy nie rozmawiali. Większość ludzi „z gangu” traktowała Langhammera jak kumpla (mającego swój nietypowy sposób bycia, tajemnice i swoistą „aurę”, ale kumpla), a tekst „to jedyny prawdziwy wampir w grupie” był tematem ogólnych żartów… Kilkakrotnie kumple z grupy coś Lotharowi załatwili, kilka razy on coś załatwił… To był prosty układ – w dzień byli prawnikami, maklerami, lekarzami, ludźmi ze świecznika; w nocy – Wampirami – mieli tylko pseudonimy i imiona, czasami telefony czy prywatne maile… Nie mówili o pracy, o życiu za dnia; ale cieszyli się szybkością, czerpali radość z wzajemnej obecności i „wyzwolenia”…
- Tschüs. – odłożył mikrotelefon i jeszcze raz spojrzał na siebie. Czarna koszula, bojówki w kamuflażu metro-red, glany… Poprawił sztylet w bucie i zdjął ramonezę z wieszaka – wyglądał jak członek jakieś trash’owej, czy death’owej kapeli… Chwile później był już na dole widząc przed sobą pełną zrozumienia i… pobłażania minę Hansa…

Wsiadł na motor, kiedy zegar na pobliskim kościele wybił połowę godziny, zostało mu, więc dziesięć, dwanaście minut… Miał jeszcze w planie jedną rzecz, ale… To będzie musiało poczekać… Chociaż… odkręcił manetkę jeszcze mocniej. Maszyna poddała się woli kierowcy i przez kilkanaście długich sekund… Ciekawe, co czują ludzie w takiej chwili? Tak, nauczył się kilku określeń: „niezły drive”; „wypić kubek adrenaliny”; „skrzywić rzeczywistość”; choć najbardziej podobało mu się „wybić kły czasoprzestrzeni”, ale… puścił manetkę… dla niego to było całkowicie… bezuczuciowe...

Gdy wyjechał zza budynku centrum sportowego w odległości jakiegoś kilometra ukazał się budynek hotelu Marriott.


W zasadzie powinien pojechać przez Gratzstrasse, ale szybciej było deptakiem do Fridrichstrasse i jakieś 200 metrów pod prąd do skrzyżowania z Planck-Strasse… Podwójna ciągła nie stanowiła wielkiego problemu przy przejeździe; bramka przy zjeździe na podziemny parking hotelu i najbliższe windy miejsce parkingowe. Kretyńskie „Ti tu ta tuu” windy spotęgowane dużym i pustym parkingiem odezwało się po dłuższej chwili, kiedy Langhammer rozglądał się już za schodami…
W windzie pomyślał, że zachowuje się jak dzieciak, który emocjonuje się nową zabawką. Faktem jednak było, że sytuacja była dla Lothara nowością – nigdy nie działał w tak sformalizowanej grupie. Nie wiedział, jakie są możliwości i cele pozostałych, a nie zamierzał dopuścić do dwu rzeczy: tego, aby ktoś mu zarzucił bycie zawalidrogą, oraz tego, żeby…

Drzwi windy otworzyły się dość niespodziewanie i Brujah wyszedł na oświetlony miękkim światłem korytarz… Kiedy zaczął iść w kierunku pokoju 336 usłyszał kolejne „Ti tu ta tuu” – tym razem mniej drażniące (może wytłumione wykładziną dywanową i tapetami na ścianach); dochodzące zza załomu korytarza. Kiedy zobaczył prostopadły korytarz, w polu jego widzenia znalazł się już tylko fragment futerału wiolonczeli…
Chwilę później sam wszedł do pokoju. Jak na Marriott był to standard „B” pokoju…


Gustaw siedział w fotelu zatopiony w swych myślach. Malin pokaźnych rozm iarów torbę ulokowała w pobliżu sekretarzyka, na którym rozłożyła laptopa. Arashi swoim zwyczajem zajęła miejsce "małoekspozycyjne"...

Lothar nie dostrzegł nigdzie "góry zamówionego sprzętu", ale może był w sąsiedniej części pokoju?

Brujah oparł się ścianę i powiedział:
- Może to, co powiem kogoś urazi, może zniesmaczy, może… Nie wiem jak zareagujecie i nie obchodzi mnie to; w zasadzie. Nie jestem przyzwyczajony do pracy w grupie, więc może się okazać, że komuś wlezę w drogę, albo czegoś nie zrobię tak jak byście tego oczekiwali… Proponuję, zatem w miarę jasno ustalić, kto, za co będzie odpowiadać… Nie znamy się na tyle, aby wiedzieć o swoich możliwościach, a nie zamierzam robić tutaj „Die Aufrichtigkeit Stunde” ** i opowiadać o sobie; jednak należy się Wam kilka informacji o mnie… Uważam, że otwarte konfrontacje możecie zostawić mnie. Co do broni, jestem przyzwyczajony do tego, co noszę przy sobie… Przy „pierwszym kontakcie” i jakichś rozmowach to na mnie nie liczcie – chyba, że będę tym złym gliną: „Jak mi nie powiesz to poproszę kolegę, aby z tobą porozmawiał… Ale przecież chcesz mieć ząbki?”.

Staram się szanować innych i wymagam szacunku do siebie. Są pewne sprawy, o których nie chcę mówić i pewne informacje, które zachowuję tylko dla siebie – nie omieszkam Wam o tym powiedzieć. Ostrzegam, że próby drążenia tematu są równoznaczne z wchodzeniem na gęste pole minowe…
Nie wiem jak wy, ale ja nie będę się w tym pokoju czuł dobrze. Jestem przyzwyczajony do samotności podczas spoczynku. Nie chciałbym jednak, abyśmy korzystali z czyjegoś schronienia. Drugą stroną medalu jest to, że wygodniej jest odpoczywać w jednym miejscu, niż co noc gdzieś się spotykać… Ja potrzebuje godziny, aby dostać się do Marriotta z mojego heaven – jaki mamy więc plan na spoczynek? Odpoczywamy tutaj, czy spotykamy się każdego wieczora tutaj lub w miejscu ustalonym telefonicznie? Mamy 3 pojazdy – dwa samochody i mój motor. Czy ktoś dysponuje jeszcze czymś swoim? Wygodnie byłoby, aby każdy miał jakiś pojazd… w razie gdybyśmy musieli się rozdzielić.

Byłem przed chwilą na Juliusstrasse, obejrzałem miejsce, sam kościół i kilka sąsiednich ulic. To typowa średniozamożna dzielnica. Sądząc po ilości sklepów – Juliustrasse jest bardzo uczęszczaną ulicą – nie sądzę, zatem, abyśmy znaleźli na ulicy jakiekolwiek ślady; jeżeli cokolwiek tam było – zostało starte podczas dnia… Dzielnica w sumie nadaje się na jakąś bazę wypadową, czy miejsce ukrycia… może być ciężko coś tam znaleźć… Myślę, że trzeba będzie zrobić tam większe poszukiwania… niekoniecznie zaczynając od kościoła. Miejsce uwidocznione na filmie istnieje, więc jeżeli film jest nieoryginalny – to ktoś napracował się przy jego montażu… Tak, biorę pod uwagę taką możliwość…

Dlaczego? To wszystko jest dla mnie szyte trochę zbyt grubymi nićmi. Prosto z mostu – biorę pod uwagę i uważam za wysoce prawdopodobne, że ktoś z nas; może wszyscy, może ja; został przeznaczony do „odstrzału”. Po pierwsze: Książe i Starszyzna doskonale wiedzą, że pracuję sam – pomimo to, siedzę w tym bajzlu razem z Wami. To znaczy, że: albo ktoś z Was jest wtyczką, albo ma mnie usunąć, albo faktyczny zlecający misję wiedział, że przeciwnik znacznie przekracza moje możliwości bojowe. Dodatkowo ktoś ograniczył możliwości obrony – nie możemy zabić gościa, bo Książę ma ogłosić „Blood Hunt” ***. A to ograniczenie znacznie zwiększa ryzyko zejścia ze sceny w proszku… Po drugie – Punk’ówa, z czyjegoś polecenia, albo z własnej inwencji – obcięła większość wyposażenia, ale co ważniejsze; nie mieszkamy u Księcia, ani nikogo z kainickiego światka – w razie czego – jesteśmy całkowicie zdani na siebie i jeżeli cokolwiek pójdzie nie tak to wszyscy wielcy umyją ręce, a kozioł ofiarny się znajdzie. Po trzecie – samo nagranie… nie podoba mi się. Dla mnie jest pełne sprzeczności. Załóżmy na początek, że nagranie przedstawiało spokrewnionego… Sposób polowania – brutalny, bez jakiejkolwiek finezji, bardziej przypominał zwierzę niż Kainitę. Polował więc albo młody wampir, którego nikt nie uczył jeszcze polowania; albo wampir, któremu takie polowanie sprawia przyjemność… Widziałbym, zatem, trzy rozwiązania: Bezklanowiec, Kainita w szale lub Sabatnik. Lub… –
wzrok Langhammera stał się na ułamek sekundy całkowicie szklisty, a głos spadł do szeptu - …przerażone, odrzucone Dziecko. Idąc jednak dalej tym tropem – nowe zdanie wypowiedziane głośno prawie zagłuszyło poprzednie słowa – na bezklanowca mi to nie wygląda – tam nie ma warunków na zniknięcie, czy mówiąc dokładniej – bardzo dobre ukrycie się, bez użycia mocy; przynajmniej ja ich nie widzę… To by znaczyło, że wampir ten włada wyższymi mocami lub… jest sabatnikiem. Temu jednak przeczy to, co powiedziała Szeryf, że w mieście nie ma ruchów Sabbatu. Nie jestem jednak pewny, czy powiedziała prawdę… Został jeszcze Kainita w szale – ja nie poznałem twarzy… Wygląda na to, że Szeryf i Starsi również nie – skoro mamy zając się tą sprawą; chyba, że nagranie jest sfingowane, a cała misja ma tylko na celu usunięcie kogoś z nas… A jeżeli zmienię założenie z początku? Jeżeli to nie jest Spokrewniony? – zawiesił głos jakby podkreślając to, co powiedział – Chyba wszyscy wiemy, że nie tylko Kainici są istotami nienaturalnymi czy jak niektórzy uważają – nadnaturalnymi…
W każdym razie na podstawie tego, co wiemy można założyć jedną rzecz – ta istota jest we Frankfurcie od niedawna. Bardzo niedawna – podejrzewam, że to był jej pierwszy występ w mieście…

Cholera, nie to chciałem powiedzieć… Pierdolę jak katarynka, ale może i lepiej… Chciałem powiedzieć, że, jeżeli ktoś ma tutaj tajną misję wysłania mnie w Valhallę i ma zamiar tą misję wykonać –
Langhammer starał się, naprawdę się starał, aby wypowiedzieć te słowa spokojnie, ale słyszał własny głos, minimalnie niższy, niż zwykle i wiedział, że mięśnie jago twarzy wyostrzyły się. Mimo tego, że nie użył żadnej mocy, wiedział, że pokazał prawdziwe oblicze wampira – to nie zamierzam sprzedawać tanio swojej skóry… I nie idzie mi o tą skórę – poprawił kurtkę pozwalając całkowicie rozluźnić się mięśniom i opaść atmosferze…
- Czy macie jakieś pytania do mnie? Co wy o tym sądzicie?



-------------------
*(niem.) Wampiry
** (niem.) „Godzina Szczerości” – program telewizji ZDF, coś jak polskie „Przebacz mi” czy „Rozmowy w toku”
*** (ang.) „Krwawe Łowy”
 
Aschaar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172