Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2008, 10:18   #303
Mortarel
 
Mortarel's Avatar
 
Reputacja: 1 Mortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputacjęMortarel ma wspaniałą reputację
Giles & Santiago & Joseph

Siedzieliście w karczmie i rozmyślaliście nad swoimi towarzyszami. Wszystko wskazywało na to, że Isher wyruszył do lasu. Jednak podążanie za nim w tamto miejsce, dętego po zmroku, nie wydawało się dobrym pomysłem. Rano, gdy będzie widno, szanse na znalezienie w lesie towarzyszy diametralnie wzrosną. Intrygowała was też natura Południcy. Niezaprzeczalnymi faktami było to, że istota ta pojawia się właśnie koło południa, gdy słońce osiąga na niebie najwyższy punkt. Fakt, ze kościółek znajduje się blisko jej lasu wskazuje, że zapewne nie opuszcza nigdy swej kryjówki, nie wychodząc za linię drzew. Lecz dlaczego zwabia do siebie podróżnych i ich porywa? Odpowiedź na to pytanie to już kwestia domysłów, tak samo jak to, kim lub, czym ta istota jest.
Zjedliście wszyscy suty posiłek, grzejąc się przy ogniu kominka. Strawa smakowała wam bardzo, natomiast napitek zaspokoił wasze pragnienie. Prawie zapomnieliście już o incydencie z chłopami. Zmęczenie dnia dawało się wam coraz bardziej we znaki. Postanowiliście udać się na spoczynek, jako iż karczmarz dał wam znak, że pokoje gotowe.
Udaliście się schodami na górę, każdy z was otrzymał swój pokój. Pożegnaliście się, życząc sobie dobrych snów a następnie złożyliście swe ciała na posłaniu i zasnęliście.
Jednak Santiago dręczyły myśli, że mógłby, poprzez swoją chorą nogę, narażać przyjaciół na niebezpieczeństwo w walce. Nie dawało mu to spać, więc wstał w nocy i zapalił swoją lampkę oliwną, która rozświetliła jego pokoik. Santiago rozwinął bandaż, który założyła mu zielarka. Ujrzał, że rana goi się dobrze a zioła i mazidła w nią wtarte niwelują ból. Santiago wstał próbując przyjąć pozę szermierczą, następnie wykonał kilka wypadów, odskoków, uników, kroków mylących. Wyglądało, ze da radę walczyć, jednak z uwagi na ból występujący w czasie tych ćwiczeń, postanowił forsować swoją ranę tylko, jeśli będzie to naprawdę konieczne. Santiago zasnął… Rano zbudziły was promienie słońca wpadające przez szybkę w pokoiku. Po chwili usłyszeliście też pukanie do drzwi pachołka, który oznajmiał, że śniadanie, a dokładniej jajecznica, zostanie podana za kwadrans. Prosił was o zejście na dół.

Isher

Biegnąc na ratunek towarzyszom, Isher chciał być, jak Rambo, legendarny krasnoludki bohater, który sam wygrał wojnę z gobelinami. Jednak na drodze do sławy Ishera stanął las, który pozwolił, aby krasnolud w nim zabłądził. Zapadł zmrok a Isher przeklinał drzewa odgrażając się im. Nie zrażając się postanowił spędzić noc w lesie. Nazbierał pokaźny stos patyków i gałęzi a za pomocą hubki i krzesiwa rozpalił ogień. Ciepło ogniska i jego blask poprawiły humor krasnoludowi. Z nazbieranego mchu wyścielił sobie miękkie legowisko, poczym złożył na nim swe ciało. Leżał tak i przyglądał się gwiazdom. Spostrzegł też, że miejsce, w którym leżał stało się polaną, jak gdyby drzewa odsunęły się od ognia. Isher począł się zastanawiać nad tym zjawiskiem. Widocznie las boi się ognia, ale który las się go nie boi.. Aaaa… ziewnął przeciągle i zasnął.
Rano Isher zbudził się z bólem pleców, bowiem okazało się, że w mchu była szyszunia, która przez całą noc gniotła krzyż krasnoluda. Ognisko wypaliło się, a ranek był dość chłodny. Całe szczęście, że już widno, może więc uda się odnaleźć drogę i przyjaciół.

Garnir & Abraham & Guidonel

Elf był chyba najmniej okrzesaną i najmniej normalną osobą w całym towarzystwie. Do tego nie robił sobie z tego faktu nic, jak gdyby nie zdawał sobie z tego sprawy. Guidonela zastanawiało to, gdzie jest Uri, kiedy nagle dostrzegł towarzysza kryjącego się między liśćmi na suficie. „To miejsce mnie przeraża”- rzekł Uri i rozpłynął się w powietrzu, stając się niewidzialnym.
Abraham myślał logicznie i trzeźwo. Próbował wydostać z pałacyku i siebie i towarzyszy. Jego bóg, Ormuzd, zesłał na Araba oświecenie. Abraham szybko udał się do sadzawki, aby nabrać wody w bukłak. Podbiegł do „drzwiowej ściany” i oblał ją wodą, tak, żeby cała była mokra. Podziałało! Na ścianie poczęły pojawiać się pędy roślin i listki, przybierając formę napisów. Jednak Abraham nie był w stanie ich przeczytać, były to napisy elfie, magiczne. Znaleźliście się w kropce. Co tu czynić, co czynić. Chyba już na zawsze tu zostaniecie. Pesymistyczne myśli przechodziły przez głowę Abrahama.
Do drzwi zbliżył się Guidonel, ale także nie mógł się rozczytać. Wtem elf ujrzał Uriego, duch podleciał do niego szepcząc mu coś na ucho, poczym zaczął wirować w powietrzu, pstryknął Abrahama w nos i znikł.
Oczywiście Abraham nie wiedział kto pstryknął go w nos, był wręcz przekonany, że zrobił to elf, kiedy Abraham zamknął oczy by móc się skupić.
Guidonel z radości aż podskoczył. Okazało się, że Uri zna język napisów i przetłumaczył je dla elfa.
Guidonel stanął na środku pokoju oznajmiając z dumą, że wie, co głoszą napisy. Abraham ze zdziwieniem obserwował elfa, który począł czytać, zaznaczając, że napis na drzwiach to kolejna zagadka:
„ Jeśli chcecie wyjść, jeśli chcecie przejść, powiedzcie moi mili…”
Nie skończył. Z owocowego pokoju bowiem wygramolił się Garnir, który przemyślał słowa Abrahama o honorze i pomocy. Krasnolud chciał też na coś się przydać, postanowił spróbować otworzyć drzwi za pomocą swego medalionu.
Garnir biegł radośnie, w podskokach, wyciągając rękę z medalionem w stronę drzwi. Czas zwolnił, wszyscy zwrócili swój wzrok na krasnala. Pole widzenia zawężało się jedynie do ręki trzymającej medalion, jeszcze kawałek, jeszcze chwilka. Medalion ledwo musnął drewniane drzwi. Eksplozja! Huk! Drzwi wraz z połową ściany zostały odrzucone, wystrzeliły w powietrze, przeleciały kilkanaście metrów i z hałasem uderzyły o ziemię. Ściana była porozrywana i popalona. Roślinki rosnące w pobliżu umarły więdnąc. Wszyscy staliście w osłupieniu, sam Garnir był zaskoczony. „Czy t-to ja zrobiłem?” Zadał sobie w duchu pytanie.
Wybiegliście z pałacyku uciekając w las. Świtało a słońce wznosiło się coraz wyżej.
 
Mortarel jest offline