Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2008, 19:43   #37
kabasz
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Miami.

Przestraszony chłopak stał chwilę w milczeniu, trudno mu się dziwić po tym co właśnie usłyszał. Z jednej strony ciekawość coraz bardziej w nim wzbierała, ktoś usilnie próbował się z nim skontaktować, ktoś niebezpieczny skoro wszystkie Cienie wokół niego (nawet Lowrence czy Carmen ) unikały możliwości przebywania w jego towarzystwie. Chciał dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi ? Jednocześnie wcale nie miał ochoty by ktoś pozbawiał go życia. Nie raz już widział do czego zdolne są wpadające w furie Cienie, każdy z nich kiedy tylko chciał potrafił zmienić się w zabójczą bestie a wtedy zdecydowanie nie warto było przebywać w ich towarzystwie.

John przymknął powieki, resztkami sił spróbował przyzwać znane mu Cienie.

Carmen i Lowrence nie mieli innej możliwości niż pojawienie się tuż obok zdezorientowanego chłopaka.

- Możecie mi z łaski swojej powiedzieć ... CO Właściwie się ostatnio wokół mnie dzieje ? Jakiś szczyl nie daje mi spać, przed chwilą jakaś bestia nazwała mnie naznaczonym. Ba ! Groziła śmiercią. A na samym wierzchołku tej przeklętej piramidy niedomówień jesteście WY ! Zapomnieliście o mnie ? Jakoś w to nie uwierzę. Zatem ?! Tylko proszę bez ogródek. Odpowiedzcie mi na to banalne pytanie. Co się właściwie dzieje wokół mnie ?

- A skąd mamy niby to wiedzieć patafianie. Myślisz, że jedynym naszym zajęciem po śmierci jest znalezienie sobie młodego debila i utrudnianie mu życia.

- Oj Lowrence daj spokój, nie tak ostro. Nie widzisz, że John jest zmęczony. Nie zawracajmy mu lepiej głowy, niech lepiej chłopak odpocznie, nabierze ...

- Przestańcie Pieprzyć ! Dobrze pamiętam jak to było kiedy pojawiłeś się po raz pierwszy Lowrence. Carmen zbierała informacje od pozostałych Cieni, nie było tego zbyt wiele na twój temat, ale jednak.... „Nudzimy się po śmierci, będąc cieniem szuka się rozrywek a każdy nowy w otoczeniu medium daje odpowiednią szczyptę satysfakcji” - Czy nie to mi powiedziałaś po prawie dwóch tygodniach nieobecności ? Dobrze wiem, że węszyliście KIM DO CHOLERY JEST TEN NOWY !

- Dobra, wyluzuj młokosie. Ten Cień jest inny - cholernie przestraszony. Ktoś odebrał mu życie zbyt wcześnie, a to co mu zrobili jest niewybaczalne, ten Cień szuka tylko sposobu aby odzyskać spokój. A to że wokół niego gromadzi się zbyt wiele ...

- Bezradności...

Carmen dodała szybko, rzucając przenikliwe spojrzenie w kierunku Lowrenc'a iż ten mógł powiedzieć zbyt wiele.

- ... nie ma nic gorszego od bezradności, gdy jesteś martwy. John ty możesz jeszcze coś zmienić, działać. My oddziałujemy na otoczenie tylko w pobliżu medium. A i wtedy nasze możliwości są dość ograniczone.

- Można jaśniej ? Konkretami ! Nie spałem cholernie długo i jeśli nie przestaniecie gadać mi tu o jakieś bezradności i moich możliwościach. Moich – bezdomnego, dzieciaka z ulicy... to jak BOGA kocham i szanuje.

- Przy tobie, możemy więcej - debilu! Myślisz, że dlaczego się koło ciebie kręcimy. Jesteś niczym przejście.

Lowrence drżącą dłoń przyłożył do ściany. Jego ręka nie przeszła na wylot ! Cień najwidoczniej mógł w jakiś sposób oddziaływać na otoczenie.

John zaniemówił na chwilę. Musiał wyglądać dość obcesowo gdyż Carmen podeszła do niego i z całej siły spoliczkowała go.

- To za to, że czasami lubisz gapić się na moje piersi.
Powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach.

- Dobra, ale co z tym „naznaczonym” ?

- Spróbuj tylko zachować spokój, widzisz sami do końca nie wiemy dlaczego tak się dzieje. Może się okazać że nie jest to nic złego, po prostu...

Polska

Robert zasnął bardzo szybko, nic dziwnego chłopak miał zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden dzień i był po prostu zmęczony. Kto wie jakby potoczyła się ta historia gdyby nie sen jaki przyszedł w odpowiedzi na dręczące chłopaka pytania.

Impreza. Dzień wcześniej

Robert stał oparty o ścianę lokalu, cały czas obserwował dziewczyny, które tańczyły figlarnie na parkiecie. Jedna z nich uśmiechnęła się zachęcająco do niego, puszczając figlarnie oczko. Z kieszeni chłopaka dobiegł znajomy sygnał jego komórki.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam Robercie. Chyba mogę Tobie mówić po imieniu ? W końcu w pewnym sensie jesteśmy braćmi, co prawda nie potrafię zmieniać otaczającej mnie materii, jednak mam całkiem sporo innych przydatnych umiejętności. Potrzebuje z tobą porozmawiać, nie ukrywam potrzebuje twojej pomocy. Wiem, że szukasz innych podobnych sobie, wbrew pozorom jest nas całkiem sporo. Mógłbyś przyjść do Parku Steffensa ? Moglibyśmy tam spokojnie porozmawiać.

Ulica Mariana Smoluchowskiego.

Robert biegł nie szczędząc sił, ktoś go gonił ? A może on kogoś ? Ktoś chciał go skrzywdzić. Serce młodego mężczyzny waliło niczym młot pneumatyczny. Strach o własne życie, ekscytacja oraz nieziemski ból, przytłaczający ból głowy. Ręce miał poranione, powoli na ziemię spadały krople krwi.

Park Steffensa, spowity mrokiem

- Potrzebujemy twojej pomocy ...
- ... Potrzebuje żebyś zniszczył dla mnie ...
- ... Teraz już rozumiesz, ona musi umrzeć.
- ... Dziękuję, za pomoc. Lepiej będzie jak nie będziesz tego pamiętał.

Zdania wyrwane z kontekstu, ciemność, strach, spokojny głos powtarzający w kółko - „Dziękuję za pomoc”. Pomoc w czym ?
Czy to możliwe, że Robert kogoś skrzywdził ubiegłej nocy ?

Chłopak odzyskał przytomność leżąc nagi na dworze. Miał poranione całe ciało, nic dziwnego albowiem znajdował się wewnątrz różanego krzaku. Kolce rośliny wbijały mu się boleśnie w skórę. Jeden z nich wbił się na pół centymetra w penisa. Tuż przed sobą zauważył dwoje Azjatów siedzących w altance. Zdawali się rozmawiać na jakiś ważny temat, na co wskazywały gwałtowne gesty jednego z nich - staruszka w podeszłym wieku. Drugą osobą była chyba kobieta. Co prawda Robert nie był w stanie zrozumieć ani jednego ich słowa. Wolał jednak nie wychodzić z ukrycia.

Francja

- Myślałam, że będziesz wyższy.
Rudowłosa piegowata kobieta ze zdziwieniem stwierdziła, gdy tylko Samuel pozwolił jej cokolwiek powiedzieć. Rozejrzała się niepewnie po mieszkaniu mężczyzny.

- Nie mamy zbyt dużo czasu. Proszę tylko nie zaraź mnie niczym. Nie jestem tutaj aby stwarzać ci jakiekolwiek problemy, widzisz jestem wnuczką starszej kobiety, na której przeprowadzasz swoje chore eksperymenty.

Twarz Koné nie potrafiła ukryć zdumienia. Zawahał się przez moment czy nie sprawić krwotoku wewnętrznego swojemu niezapowiedzianemu gościowi. Skoro jednak paniusia wiedziała z kim będzie mieć do czynienia wchodząc do jego dom mężczyzna słuchał dalej z uwagą.

- Spokojnie nie mam zamiaru prawić ci kazań, zabić czy pozbawić genitaliów. Nie mamy na to czasu. Wiem kim jesteś, jednym z nas – obdarzonych, ludzi którzy potrafią robić nadprzyrodzone rzeczy. Dla dobra wszystkich żyjących na tej planecie obdarzonych, wyjdziesz teraz ze mną grzecznie stąd. I przez najbliższych kilka dni odizolujesz się od świata. Widzisz też mam dar, dość specyficzny. Dostrzegam śmierć a także jej skutki na moje życie. Dziś dotknęłam fiolki z lekiem przygotowanym przez ciebie dla mojej babci. To co zobaczyłam wcale nie napawa mnie optymizmem. Nie wiem jak nazywa się ta kobieta, która może za chwilę wejdzie tymi drzwiami by pokroić cię na kawałki. Wiem natomiast iż jeśli jej nie przeszkodzę ona znajdzie to czego szuka, a na to pozwolić nie mogę.

Geneva

- Marco ! Widziałeś co się stało w Lyonie ?

Młody Egipcjanin rzucił na stół gazetę Le Figaro.

- Cała Francja o tym mówi. Jakiś człowiek został obdarty ze skóry, ktoś go zawiesił na karuzeli, tej na placu des Cordeliers.

Zdjęcie człowieka obdartego ze skóry straszyło okrucieństwem już na pierwszej stronie gazety. Pod zawieszonymi zwłokami strużka spływającej po ciele krwi ofiary uformowała sporej wielkości kałużę.

- Myślisz, że to ona ? Myślisz, że Erica maczała w tym palce ? Założę się że to ta suka!

Marco leżał na łóżku przykryty kołdrą. Od kilku miesięcy czuł się coraz gorzej , z każdym dniem coraz trudniej oddychał. Mimo cierpienia jakie wywoływała w nim nieznana dotąd nikomu choroba nie przestał być człowiekiem, którego chłopak poznał tak dawno temu. Azjata zwinął gazetę w rulon i uderzył nią chłopaka w głowę.

- Adnan, synu. Ile razy mam ci powtarzać, abyś ważył na słowa. Szacunek należy się każdemu, nawet największemu wrogowi. Nie po to wziąłem cię na wychowanie abyś teraz zachowywał się jak narwany cham.

- Ale ona zabiła tak wielu z nas, przez nią omal nie zginąłem. Przez tą S... stukniętą wariatkę ukrywamy się szukając sposobu na przeżycie. To wszystko przez nią !

- Adnan, synu nie pozwól nigdy, aby gniew zawładnął twoim sercem. Uczucia to przewrotny doradca. Wskazana droga przez emocje zawsze wiedzie do upadku. Zawsze. Poza tym nie jest tak źle, żyjemy a póki ja oddycham a wraz ze mną nasza mała grupa nic nie jest przesądzone. Lepiej sprawdzę czy twoje podejrzenia kryją w sobie choć odrobinę prawdy.

Marco rozłożył gazetę, przelotnie przeczytał artykuł wyłapując co ważniejsze informacje.

„ Dzisiejszej nocy znaleziono zmasakrowane ciało młodego mężczyzny. Jak podaje policja, identyfikacja zwłok jest niemożliwa. ”

„ Skóra ofiary została usunięta z chirurgiczną precyzją. ”

„ Podejrzewamy iż była to zbrodnia na tle rytualnym. W pobliżu zwłok znaleźliśmy pomięte płatki kwiatów. ”


- Niedobrze, bardzo niedobrze. Erica do tej pory nie działała tak ... jawnie. Ona, jest bardziej szalona niż myślałem. Nie ma czasu do stracenia, Adnanie, synu wiem, kto będzie następny. Musisz mi pomóc chłopcze. To bardzo ważne więc posłuchaj tego co mam do powiedzenia. Czym prędzej musisz udać się do Nagoi, odwiedzisz tam mojego starego znajomego Hayato Hamaru. Znam go od bardzo, bardzo dawna, możesz mu zaufać. Jest jednym z nielicznych, którzy oparli się wpływom Berchel. Odnajdź jego wnuczkę Seiko i przyprowadź do mnie. Jej życie zależy teraz od ciebie. Mam powody przypuszczać iż Erica obierze ją za następny cel.

Marco wstał z łóżka, chwiejnym krokiem podszedł do biurka. Drżącą ręką wyjął z szafki strzykawkę wypełnioną czarną jak smoła substancją.

- Adnan, synu, wiem, że jesteś jeszcze niedoświadczony a zbyt boję się o twe życie aby posyłać cię nieprzygotowanego na to co może na ciebie czekać. Proszę więc, kiedy sytuacja wymknie się spod kontroli. Zażyj ten środek. Igłę wbij prosto w serce.


Nagoja

- Byłoby o wiele łatwiej gdybyś pozwoliła mi zamieszkać w tobie. Cóż jednak nie wszystko da się naprawić.

Oczy dziadka Hamaru wypełniły się czarną mazią. Małe żyłki na jego twarzy powoli pojawiały się pulsując nieregularnie, przybierały przy tym ciemno brunatne barwy.

- Powinienem wpaść na to iż wasza rasa ma zbyt wielkie przywiązanie do tradycji. Nie można podważać słów starszego pokolenia. No cóż byłoby mi o wiele łatwiej gdyby twój dziadzio nie stawiał tak dużego oporu. Nawet wykorzystałem moment w którym w nim zamieszkałem, ale niestety to było za mało. Gdyby twój ojciec nie chronił cię jak byłaś mała tak bardzo... życie byłoby o wiele łatwiejsze. No cóż tego już nie zmienię, chociaż zawsze mogę nagiąć reguły w mniej subtelny sposób.

Z czarki herbaty jak i z ciała Hamaru wylatywała w powietrze mała strużka ciemnego dymu.

Seiko instynktownie cofnęła się do tyłu.

- Gdzie, jak, dlaczego ?

Zdruzgotana nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa. Z całych sił próbowała przywołać swój dar, tak aby odepchnąć to coś co zbliżało się do jej ciała. Niestety był to jeden z niewielu przypadków kiedy dar tej młodej kobiety nie przyszedł jej z pomocą. Smuga czarnego dymu okrążyła ją, na skórze poczuła nieprzyjemne uczucie chłodu. Istota powoli wchodziła przez usta, nos oraz uszy Seiko do jej ciała. Było to równie nieprzyjemne uczucie jak i niesmaczne.

- Smarvile na tde ma greta von mi ja zid nij ka ?!*

Seiko nie usłyszała zbyt wiele z tego co ktoś krzyknął w ich kierunku, niewiele też zrozumiała z tego co zdołała usłyszeć. Zresztą językiem pierwotnych niewielu ludzi potrafi się posługiwać, jeszcze mniej ludzi potrafi go w ogóle rozpoznać. W drzwiach wejściowych stała młoda dziewczyna o blond włosach, łagodnych rysach twarzy. Miała na sobie czerwone buty na wysokich obcasach oraz przewiewną sukienkę w tym samym kolorze. Musiała chyba bardzo lubić ten kolor gdyż całokształt może i nie kłuł w oczy jednak niejeden stylista miałby do zarzucenia co nieco owej kreacji.

Na dźwięk słów nieznajomej, mglista istota szybko wyszła z ciała dziewczyny. Było jednak już za późno. Podmuch żywego ognia zaatakował ciało staruszka. Hamaru uśmiechnął się przez łzy, spojrzał w oczy Seiko, choć jego oczy wyrażały smutek pełne były szacunku do swej wnuczki. Mężczyzna uśmiechnął się przez łzy, po raz pierwszy od wielu lat poczuł się na prawdę szczęśliwy, w końcu był wolny.

- Przepraszam.

Były to ostatnie słowa dziadka skierowane do Seiko. Martwe ciało mężczyzny osunęło się na ziemię. Mglista istota wydała z siebie przeciągły pisk, dźwięk powoli skruszał metal rusztowania altanki.

- Ihjia!**

Seiko tym razem wyraźnie usłyszała słowa wypowiedziane przez kobietę, jednak nie zrozumiała co ta próbowała jej powiedzieć. Na dłoni nieznajomej niczym kauczukowa piłeczka drobna ognista kulka podskakiwała w nierównym rytmie. Nieznajoma skierowała płomienną kulę w kierunku Seiko. Gdyby nie szybka reakcja Roberta, który postanowił interweniować w zaistniałej sytuacji, niechybnie Seiko podzieliłaby los Hayato. Chłopak co sił w nogach wbiegł na altankę, rzucił się w stronie Seiko, przewrócił ją na ziemię. W tym samym momencie ogień rozprzestrzenił się po altance, raniąc mgłę. Choć kobiecie nic się nie stało, Robert poparzył swoje plecy. Mimo iż rana była poważna, skóra chłopaka została podrażniona od pupy po szyję, buzująca we krwi młodzieńca adrenalina póki co znacznie łagodziła ból.

Adnan Mazuf nigdy nie widział, Erici Berchel. Marco zawsze twierdził iż nie jest on na to przygotowany, słyszał o tej kobiecie wiele, naprawdę wiele. Był skłonny uwierzyć we wszystko, Marco pokazał mu w ciągu tych kilku ostatnich lat sporo nieudanych jej eksperymentów, skutków nikczemnych działań tej kobiety, dlatego też gdy zobaczył niewiastę miotającą we wszystkich kierunkach kulami ognia. Mordującą z zimną krwią staruszka, po czym próbującą zabić niewinną dziewczynę. Nie był pewien czy jest to Erica, za to z czystym sumieniem przyjął iż musi ona być tutaj z jej polecenia i nie ma przyjaznych zamiarów w stosunku do Seiko. Wyjął strzykawkę z substancją daną mu przez Marco. Wstrzyknął ją sobie prosto w serce, poczuł coś co jeszcze nigdy nie odczuł w pełni w swoim dotychczasowym życiu. Poczuł spokój i pewność iż wszystko będzie dobrze.

Podczas gdy Seiko próbowała delikatnie zrzucić z siebie nagie ciało Roberta. Adnan podbiegł do leżących, delikatnie pomógł im wstać. Gdyby nie pomoc od Marco chłopak pewnie zapomniałby języka w gębie, jednak pod wpływem specyfiku powiedział jednym tchem bez arabskiego akcentu.

- Byłoby lepiej, gdybyście poszli razem ze mną.

Tuż przed drzwiami wejściowymi Adnan zamknął je. Wyjął jeden z swoich specjalnych kluczy włożył do zamka, przekręcił kluczyk. Otworzył raz jeszcze drzwi.

- Wejdźcie do środka, nie ma się czego obawiać. Pierwszy raz zawsze jest dziwny.

Nieznajoma, jak tylko zobaczyła iż Seiko, Robert oraz Adnan próbują uciec. Przeraziła się nie na żarty. Wyjęła nóż z kieszeni spodni. Rozcięła swoją dłoń. Przejechała świeżą krwią po karku. Kolor jej oczu zmienił się na jasno brązowy.
Gdy mglista istota, zobaczyła ów niespotykany gest, w jednej chwili pojęła co zamierza jej wróg. Obłok uderzył z impetem w ziemię. Tworząc sporej wielkości wyrwę. Istota zdążyła uciec.

Kobieta zacisnęła pięść w momencie w którym Adnan otworzył drzwi. Cała trójka bezpiecznie weszła do środka. A gdy te zamknęły się głucho, niewiasta lekko uśmiechnęła się.

Cała trójka ze zdumieniem odkryła iż weszli w sam środek dżungli. Za nimi nie było już drzwi.

* Ciekawe czy zdążysz ją posiąść przed tym jak usmażę twojego nosiciela ?

** Cofnij się!


Niemcy

Alfred Schreiben spojrzał na Uwe z niedowierzaniem. W końcu każdy zdrowo myślący człowiek zareagowałby tak na wieść iż jakiś owad wyglądający jak kamienna rzeźba wyszedł z ciała drugiego człowieka. Zniesmaczenie potęgował fakt iż Uwe pomylił imię Alfreda. Wykładowca kojarzył kilka plotek dotyczących Uwe, podobno trafił nawet do zakładu dla obłąkanych. Mimo wszystko byli starymi przyjaciółmi, sprawdzenie owego owada nie powinno być czasochłonne. Alfred wziął od Uwe słoik z ważką. Delikatnie wyjął z niego rzeźbę. Przyjrzał się bliżej. Po chwili podszedł do biurka wyjął z niego aparat i zrobił rzeźbie kilka zdjęć.

- Ciekawy przedmiot. Mówisz, że to coś było w tobie ?

Ważka poruszyła skrzydłami, dźwięcznie przecinając powietrze. Albert spojrzał z niedowierzaniem na biurko.

- To może zająć trochę więcej czasu niż myślałem. Czy moglibyśmy przejść na piętro, chętnie zrobiłbym analizę fazową metodą rentgenograficzną. Jednak wydaje mi się iż opracowanie wyników może mi zająć kilka dni.

Niecały tydzień później Alfred spotkał się z Uwe w Kurfürstendamm. Przytulnej, eleganckiej choć mimo to przystępnej cenowo kawiarni.

- Nie mogę powiedzieć ci zbyt wiele, ta rzecz jest zbyt dziwna. Jest natomiast ktoś, kto w środowisku mineralogów byłby w stanie podać ci więcej informacji. Wygłosiła ona ostatnio dość kontrowersyjną teorię jakoby na poziomie molekularnym pewne kryształy były w stanie wytworzyć białka, co przy odpowiednich warunkach mogłoby prowadzić do powstania pierwotnego DNA. Zasugerowała ona także iż na ziemi mogą istnieć pewne gatunki żywych minerałów. Istot poruszających się, zdolnych do trawienia, myślących, inteligentnych. Wiem jak to brzmi, do tej pory była to w środowisku dość niezła śniadaniowa anegdota. Maria Pérez, bo o niej mówię, z tego co udało mi się dowiedzieć jest w Limie, prowadzi tam jakieś badania.

Uwe w ciągu niecałego tygodnia opadł jeszcze bardziej z sił, nieprzerwanie bolała go głowa, rano miał poranne nudności. Odkąd ta ważka wyfrunęła z jego ciała, mężczyzna odczuwał coraz większy dyskomfort psychiczny jak i fizyczny. Czuł się tak jakby w każdej chwili mógł wyzionąć ducha. Tylko chęć poznania prawdy o śmierci syna trzymała go nadal przy życiu.

- Na twoim miejscu bym się spieszył, twoja rzeźba zachowuje się coraz dziwniej. Czasami nawet zdawało mi się, że jest po prostu głodna.
Miesiąc później Uwe wychodził z samolotu, przyleciał do Peru najszybciej jak tylko mógł, ułatwiła mu to Pérez. Kobieta gdy tylko dowiedziała się, iż jest ktoś kto ma żywy okaz kamiennej ważki nie wahała się udzielić Schmitowi odpowiedniej pomocy. Choć załatwienie spraw formalnych zostało znacząco przez nią przyspieszone. Nie mogła pomóc mężczyźnie w zdobyciu odpowiedniej ilości pieniędzy na podróż.

Peru

- Pan Uwe Schmit ?

Młoda dziewczyna, blondynka. Ubrana w zwiewną czerwoną suknię, jej stopy zdobiły krwisto czerwone szpilki. Z uśmiechem zadała proste pytanie, na które szybko uzyskała odpowiedź w postaci szczerego małpiego uśmiechu mężczyzny. Nic dziwnego sukienka jaką pannica miała na sobie odsłaniała ładny dekolt, jędrne piersi nie były więzione przez żaden biustonosz. Kłamstwem byłoby stwierdzenie iż ten widok nie ukoił skołatanych nerwów Uwe. Od miesiąca cierpiał na uporczywe bóle głowy.

- Witam mam na imię Victoria Flo. Jestem asystentką doktor Pérez. Prosiła mnie abym odebrała pana z lotniska.

Szkocja

- Spokojnie dziadku, bo ci jeszcze pikawka stanie a wtedy będę musiał poszukać innego zajęcia, widzisz mogę wszystko zmienić w twoim ciele. Począwszy od tego, że poczujesz się o dwadzieścia lat młodszy, skończywszy na tym iż podmienię wszystkie twoje wspomnienia, może masz ochotę spędzić dziką noc z Moniką ? Co prawda tylko w twojej głowie. Pamiętasz ją ? Była pierwszą dziewczyną w stosunku do której ,aż roiło ci się od włochatych myśli. Może gdybyś miał jaja nie proponowałbym ci nawet fałszywych wspomnień. A delektował się prawdziwymi... Nie ? No dobrze, dobrze przestaje, już staruszku.
A jeśli chodzi o zapiski Mimi to niestety nie posiadam żadnych istotnych informacji. Nie bój się jeśli dostanę jakąś wiadomość od Erici na pewno ci ją przekażę. Chcesz poznać informacje o Genua ? No nie wiem, raczej by mu się to nie spodobało. Co mogę powiedzieć to to ,że Genua jest zarazem ostatnim z pierwszych jak i pierwszym z ostatnich. On widzi więcej niż mogłoby się wydawać, dzięki niemu ja żyję. Na pewno zobaczył w tobie potencjał. Tym bardziej iż sama Erica pofatygowała się do ciebie, wiesz to zajęta kobieta jest. Ma wiele na głowie, tak zdecydowanie zbyt wiele.


Slim usłyszał w swojej głowie dobrze już znany głos ważki. Chyba dobrze się bawiła albo zwyczajnie należała do tych wygadanych, gdyż gdyby Slim nie zaczął rozmowy z Garry'm owad pewnie nie dawałby mu spokoju przez cały czas.

Chwilę później zestresowany Slim podszedł do komputera, w wyszukiwarkę wpisał imię i nazwisko osoby, której życie w niedługim czasie pozna nad wyraz dokładnie. Serce biło mu nieregularnie wtedy też jego nowy towarzysz podróży postanowił interweniować.

- Oj dziadziusiu nie stresuj się tak, może trochę endorfiny ?

McKenzie poczuł się jak w niebie, fala zadowolenia, szczęścia jak również pewnej dozy samo... spełnienia przepływała teraz w jego żyłach. Może i był w beznadziejnej sytuacji jednak nie było aż tak źle, miał cały miesiąc. Owada, który mógł go wprawić w narkotyczny trans. Ericę Berchel, niezrównoważoną kobietę, która pragnęła zdobyć pamiętnik osoby obdarzonej, której znalezienie było prawie niemożliwe. Nie liczyło się to teraz wcale, McKenzie cieszył się chwilą. Pewnie dlatego też fakt iż Google nie wskazało żadnych trafień dotyczących hasła „Michelle Mardeal” nie wywarł na nim większego wrażenia...

Trzy godziny później, pełnych przyjemnych myśli, zadzwonił jego wieloletni przyjaciel.

- Cześć, nie jest tego wiele prawie wcale. Widzisz, ta cała Mardeal brała udział w wielu wyprawach archeologicznych, jednak nie zostało wiele dokumentów dokładnie opisujących jej wojaże. Jej nazwisko pojawiało się często razem z niejakim Bernardo Boullosa. Mogę dać ci adres do jego krewnych. Mieszkają w Peru - Limie. Może tam znajdziesz to czego szukasz.

Peru - Lima

Carmen słusznie założyła iż jej obecność na pewno nie zaszkodzi a może wręcz pomóc Emilio. W każdej minucie odkąd stała niedaleko niego, widziała w swym umyśle, rozwidlenia działań, zdarzeń. Nie napawały one optymizmem, co trochę kobieta dostrzegała niebezpieczeństwo rozcięcia aorty, podania leku na który jej brat był uczulony, w jednej z wizji wszystkie urządzenia przestały funkcjonować - nastąpiła awaria prądu a generator szpitala nie przywrócił elektryczności na czas. Kobieta cały czas subtelnie starała się wybierać najlepsze według niej okoliczności, może gdyby miała większą wiedzę medyczną poszłoby jej znacznie łatwiej a tak to, niektóre okoliczności wybierała na ślepo. Wymagało to od niej pełnego skupienia i uwagi, dlatego też nie zauważyła zmian jakie zaszły w jej ciele, w jej oczach odbijały się wszystkie wizje jakich doświadczała, dłonie lekko drżały a z czoła spływały kropelki potu.

Jaime Bayly należał do lekkoduchów, nie przejmował się zbytnio tym co się może wydarzyć w jego życiu. Nie był jednak pozbawiony serca, smutek jaki dawał się wręcz wyczuć od Carmen, jej przywiązanie i miłość do brata sprawiły iż szczerze zaczął jej współczuć. Położył rękę na jej ramieniu. Jaime poczuł delikatne kopnięcie prądu, zupełnie jakby dotknął kabla pod wysokim napięciem. Wyglądało na to, że kobieta gromadziła w sobie niespożyte pokłady energii, Carmen nawet tego nie poczuła. Z policzków spływały jej łzy, stali wpatrzeni w salę operacyjną już drugą godzinę a ona nadal nie dostrzegała szczęśliwego zakończenia operacji.

Sytuacja zmieniła się dopiero po czwartej godzinie, mimo odniesionych wielu obrażeń wewnętrznych, mimo utraty dużej ilości krwi była szansa na to iż jej brat przeżyje.

Chwilę później miała czas aby w spokoju porozmawiać z drugim bratem. Jaime podszedł do recepcji chcąc załatwić wszystkie formalności.

- Pański znajomy miał szczęście, ma bardzo rzadką grupę krwi. Skorzystaliśmy z ostatnich worków krwi Rh- AB, naprawdę, ma szczęście. Przed kilkoma godzinami przywieźli nową dostawę i akurat starczyło. Miała zostać wykorzystana do innej operacji, planowanej za kilka dni, jednak nie można być formalistą w obliczu śmierci osoby bliskiej prawda.

Niedaleko recepcji, stał automat do kawy. Od ponad tygodnia młody mężczyzna czekał na operację swojej żony. Ponieważ ta cierpiała na rzadką odmianę raka, powinna mieć przetoczoną krew w równych odstępach czasu. Mężczyzna nie był bogaty, na zabiegi zbierał pieniądze skąd się dało. Pewnie lekarze przyszliby do niego za kilka minut i oznajmili mu z bezduszną miną iż nie wiadomo jak i kiedy, ale krew przeznaczona dla jego żony zginęła. Facet tego po prostu nie wytrzymał. Rzucił się na Jaimiego. Przytrzymał ramieniem jego kark drugą zaś wygiął prawą rękę mężczyzny, skutecznie unieruchamiając showmana.

- Nie dbam o to do kogo trafiła krew mojej żony. Chce ją z powrotem, inaczej jak boga kocham skręcę mu kark!

Tak, dzisiaj powinien umrzeć brat Carmen, ratując jego życie, nieświadomie przyczyniła się do śmierci niewinnej osoby. Tak już jest ten świat skonstruowany zmienić możemy wszystko, jednak każda nasza decyzja wpływa na losy innych ludzi w niewielki jak i znaczący sposób.

~

Uwe dopiero co odzyskał przytomność, koło niego leżało martwe ciało Victorii. Nie pamiętał nic od momentu wejścia do auta kobiety. Wszędzie było pełno kawałków powybijanych szyb, krew, mnóstwo krwi. Mężczyzna znowu zasłabł, obudził się dopiero w szpitalu, jakiś Portugalczyk, świecił mu małą latarką w oczy. Coś powiedział, Uwe nie był do końca pewny o co mogło mu chodzić.

- Mówi pan po niemiecku ?

Uwe nareszcie zrozumiał to co lekarz próbował do niego powiedzieć. Zadał najwidoczniej kilka pytań, w różnych językach. Gdy przytaknął na słowa lekarza ten zaczął zadawać kolejne pytania.

- Czy pamięta pan jak ma na imię ? Jak się pan czuje ? Przeżył pan bardzo poważny wypadek. Kierowca samochodu nie żyje. Pańskie rzeczy spłonęły w wypadku. Nie ma pan przy sobie jakiś dokumentów ? Czy jest ktoś kogo powinienem powiadomić ?

Niemiec nie zdążył odpowiedzieć na zadane mu pytania, rozległy się krzyki i wrzaski przerażonych ludzi z recepcji, ktoś krzyknął aby się wszyscy uspokoili. Ludzie wyglądali na korytarz, na środku tuż przy recepcji stał mężczyzna duszący Jaimi'ego Bayl'ego. Uwe poczuł się dziwnie. Przed oczami stanęła mu morderczyni jego dziecka. Blondynka z wizji sprzed miesiąca, którą pokazał mu Azjata. Nie liczyło się teraz zupełnie nic, gdzieś w okolicy był ktoś powiązany z śmiercią jego syna.

~

- W czymś mogłabym pomóc ?

Starsza kobieta, siedziała na schodach wejściowych do przedsionka kamienicy. Zadała zwyczajne pytanie Slimowi, gdy ten miał już wchodzić do środka. Była już późna godzina, jednak mężczyzna nie zwracał uwagi na czas. Dotarcie tutaj zajęło mu prawie cztery długie dni z trzydziestu jakie miał spędzić szukając pamiętnika Mimi. Slim nie zauważył iż staruszka mówiła do niego po hiszpańsku.

- Szukam domu rodziny Boullosy , mogłaby pani mi w tym pomóc?

- Oj tutaj ich pan nie znajdzie, nie słyszał pan, a no tak. Raczej nie jest pan stąd. Zdarzył się wypadek, najmłodszy z Boullosów został potwornie poturbowany, powiadam panu gdy my byliśmy młodzi takie rzeczy się po prostu nie przytrafiały. To wszystko przez tą rozpustę jaka panuje dookoła nas, nikt już nie pozostaje wierny żadnym ideałom. A tak, szuka pan przecież Carmen, nie będę zawracać panu głowy. Znajdzie ich pan najprawdopodobniej w szpitalu Egaz Moniz. Przynajmniej tak mówił Ricardo.

Godzinę później Slim był już na miejscu. Gdy wszedł do środka, poczuł się nieziemsko słaby. Zupełnie tak jakby wydarzyło się w tym szpitalu coś złego, a na domiar złego, coś gorszego miało się jeszcze wydarzyć.

* Tylko Seiko widziała mgłę. Adnan wraz z Robertem dostrzegli tylko nieznajomą w czerwieni, krzyczącą nie wiadomo co, bawiącą się w pirotechnika.
** Uwe jest w lekkim szoku, nie pamięta zbyt wiele od momentu w którym wszedł do auta Victori, jechali ulicami Limy, wyjechali z miasta i tu film się urywa.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.

Ostatnio edytowane przez kabasz : 19-10-2008 o 21:33.
kabasz jest offline