Ruszyli w stronę przewróconych pojazdów. Już mieli je minąć, gdy usłyszeli, że ktoś buszuje we wnętrzu powozu. "Francois się wścieknie" - pomyślał Eryk. Nie bardzo wierząc w prawdziwość tej myśli.
Osobnik zainteresowany wnętrzem powozu widocznie nie słyszał kroków zagłuszonych przez szum deszczu. I był szalenie zaskoczony, gdy silna dłoń Marianne chwyciła go za kołnierz i bez najmniejszego wysiłku wyciągnęła go z powozu. Z zaskoczenia aż oczy wyszły mu na wierzch... Chociaż pewnie do tego wytrzeszczu przyczyniła się siła, z jaką trzymała go Marianne, zdecydowanie utrudniając oddychanie.
- Piękna robota - Eryk uśmiechnął się do Marianne. - Dostaniesz premię...
Wyraz twarzy Marianne sugerował, że dziewczyna nie ma pojęcia, czy Eryk mówi poważnie, czy też z nie. I że wolałaby nie być obiektem niczyich żartów.
- Jeśli trochę zwolnisz serdeczny uścisk, to z pewnością ten praworządny obywatel powie nam, co szuka w cudzym powozie. I co w ogóle robi na ulicy w chwili, gdy każdy rozsądny człowiek chowa się pod dachem. A jeśli wykona jakiś nierozsądny ruch, to go po prostu uduś. Wsadzimy mu potem głowę w kałużę i nikt się nawet nie zdziwi, że biedak się poślizgnął i utopił...
Marianne nie posłuchała. Przynajmniej nie od razu. Nie puszczając chwytu obszukała trzymanego. Wyłuskała mu zza pasa solidny nóż i drugi, znacznie mniejszy, z rękawa... Dopiero potem pozwoliła powietrzu dotrzeć do płuc mężczyzny.
Ten wciągnął głęboko oddech.
- Niech ona mnie puści, to wszystko powiem - wyrzęził.
Propozycja była co najmniej zabawna, co widać odzwierciedliło się w twarzy Eryka, gdyż mężczyzna najwyraźniej zmienił zdanie.
- Wynajął mnie taki jeden, nie znam jego nazwiska, żebym śledził pewnego gościa, Danstana... A on wsiadł na konia i pojechał...
- Na zgniły tyłek Nurgala - zawołała nagle Marianne. - Czy on się nigdy nie odczepi?
Eryk obrócił się. Widok nie był zabawny. W ich stronę kroczył, nie zważając na obrażenia i lejący deszcz, znany im wcześniej nieboszczyk za skręconym karkiem.
- Polubił cię - powiedział Eryk, na co Marianne odpłaciła mu pełnym niechęci spojrzeniem.
Eryk sięgnął po miecz. Oręż zdecydowanie lepszy niż rapier, którym najwyżej mógłby robić dziurki w uparcie dążącym naprzód trupie. Uderzył mierząc w prawe kolano, które pękło z trzaskiem.
To nawet nie była walka. I lepiej by się sprawił zwykły rzeźnik. Bezmyślne zwłoki, które upatrzyły sobie za cel Marianne, nie robiły żadnych uników. I usiłowały pełznąć do przodu nawet wtedy, gdy kolejny cios rozwalił mu kręgosłup.
Unieszkodliwienie truposza trwało dość długo... A trzymany przez Marianne niemal zemdlał... Mimo tego uparcie twierdził, że nie wie, kto go wynajął. Widocznie mniej się bał śmierci w ramionach dziewczyny niż gniewu swego pracodawcy.
- Twój wybór - powiedział Eryk wyciągając sztylet. - Nigdy nie bawiło mnie szlachtowanie bezbronnych, ale na wojnie, jak to na wojnie...
Błysk przerażenia pojawił się w oczach mężczyzny. I zgasł.
- Przynajmniej ten nigdzie nie polezie - powiedziała Marianne, zrywając z 'żebraka' kaftan i drąc go na pasy. Przywiązany do wozu nie miał szans na ruszenie ich śladem.
- Dokąd teraz? - spytała Marianne.
- Przydałby się krawiec - powiedział Eryk, mierząc wzrokiem przemoczoną sylwetkę Marianne - może znajdziemy jakiś sklep szukając naszej zguby... A proponuję ruszyć tam - wskazał ręką kierunek na prawo od Rue de Bains..
Jeśli dobrze pamiętał, to w tej okolicy było kilka sklepów. Miał poza tym nadzieję, że jakiś cud wskaże im drogę. Albo obudzi się bransoleta, która najwyraźniej wzięła sobie wolne.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 23-10-2008 o 09:12.
|