Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2008, 21:59   #83
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Simone, dobrze się czujesz?... Zaraz przestanie padać i ruszymy dalej, nie martw się widzę, że twój brat ma głowę na karku, więc nie mamy się czego bać. W razie czego służę swoim ramieniem i ochroną, jeśli chcesz? – zapytał niespodziewanie Python obrzucając ją pełnym troski spojrzeniem.
Tego się po Angliku nie spodziewała dlatego przez chwilę, milcząc, przyglądała mu się badawczo a później posłała mu nieśmiały uśmiech i przyjęła jego dłoń podnosząc się z ziemi.

- Dziękuję za troskę Tim, ale wszystko w porządku. Tak, Eryk z pewnością wie co należy robić a ja postaram się zadbać o siebie najlepiej jak zdołam. I nie chce być nikomu ciężarem. Jestem ci w każdym razie wdzięczna za oferowaną pomoc, choć powinnam poradzić sobie sama.

Kolejny marsz przez dżunglę. Chyba jeszcze bardziej nieznośny niż poprzedni bo wilgotne ubranie lepiło się do ciała i nieprzyjemnie ocierało skórę. Simone co prawda oddaliła się na moment mówiąc, że musi iść na stronę i dokładnie wycisnęła ubranie. Później szło się trochę lżej, choć panowie narzucili mordercze tempo a ona za wszelką cenę nie chciała zostawać w tyle.

Około 20.00 byli na miejscu. Właśnie zaczynało zmierzchać i cała okolica zaczynała tonąć w mroku. Na przeciw nich widniała pojedyncza chata, dolina zaś rozciągała się jeszcze kawał w przód, tam gdzie nie sięgało już jej spojrzenie.
Zeszli w dół w pobliże samotnie stojącego budynku. Panowie starali się zachować wymaganą ostrożność a Simone trzymała się raczej z tyłu.

Coś było w tym miejscu nie tak.
Jego atmosfera... Jakaś wzniosła i patetyczna. Ale to tylko wrażenie. Nic poza tym – pomyślała.

Pierwsze skojarzenie, jakie przyszło Simone na myśl to niedzielne wizyty w kościele, gdy matka zabierała ją i Eryka by się w spokoju modlić do swojego boga. Teraz nie wierzyła już tak gorliwie i ślepo jak za dziecięcych lat, w każdym razie nie w najwyższego stwórcę, który dba o swoje ziemskie owieczki. Jakie to żałosne i naiwne. Bo przecież nie dbał. Nie o nią w każdym razie, co burzyło radykalnie fundamenty jej chrześcijańskiej wiary.

Klimat tego miejsca był z pewnością szczególny. Jakieś nieokreślone uduchowienie i podniosły nastrój. Coś co sprawiało, że zaczęła mimowolnie mówić szeptem zwróciwszy się do Imani, która teraz wyraźnie przygasła i robiła wrażenie zlęknionej.

- Co to za miejsce? Dlaczego plemię ominęło je szerokim łukiem? I co cię tak zaniepokoiło?- zagadnęła znów w łamanym kikongo. Kobieta jednak nie odpowiedziała nawet słowem. Wyglądała na dziwnie otumanioną i wyraźnie nie miała ochoty współpracować. Jawnie zignorowała Simone odwracając głowę w drugą stronę. Niemka wzdrygnęła się jej postawą. Nieco zirytowana powtórzyła pytanie i lekko potrząsnęła Murzynką zmuszając ją do zerknięcia jej prosto w oczy. Imani wyrwała się z jej uścisku i schowała się za plecami Irlandczyka, sądząc chyba, że ten obroni ją przed natrętem lub nawet okaże jawne niezadowolenie ze sposobu w jaki traktuje się „jego kobietę”.

- Oni rozmyślnie ominęli to miejsce - zaczęła się tłumaczyć przed resztą – Myślę, że powinniśmy sprawdzić co jest w środku.

Simone niewiele myśląc weszła do wnętrza chaty, nie czekając nawet na rozkazy męskiej części grupy. Może to było nierozważne pakować się tam jako pierwsza, tym bardziej, że nie miała pojęcia co może czyhać w środku. Dla pewności wyjęła tylko pistolet, choć jej postawa sugerowała, że i tak nie zdołała by go skutecznie użyć, gdyby napotkała niespodziewane kłopoty. Mimo to była przekonana, że ślady plemienia przebiegały gdzieś z boku, jakby umyślnie chcieli ominąć to domostwo. W takim razie nikogo raczej w środku nie zastaną. Ale dlaczego? Dlaczego się tu nie zatrzymali? Czy to nie dobry punkt na postój? Co ich powstrzymało? To samo co sparaliżowało Imani i przygasiło ją tak mocno, że nie odezwała się choć słowem?

Drzwi skrzypnęły nieprzyjemnie i Simone nie tracąc czujności weszła do środka. Chata podzielona było na dwoje ścianką działową. Pierwsze pomieszczenie wyglądało na opustoszałe i nie odwiedzane od przynajmniej kilku dobrych lat. Wszędzie zalegał kurz. Na podłodze porzuconych było kilka przypadkowych przedmiotów. Zardzewiały nóż, na wpół roztrzaskany dzban... Wszystko otaczał mrok zapadającej nocy. Simone widziała jednak, że za ścianą czeka na nich coś jeszcze. Nie, to nie żywa istota z krwi i kości, której mogliby stawić opór. To coś innego. Tak przynajmniej odczuwała w tej chwili. Zaczerpnęła głębiej powietrza oczekując najgorszego.

Wyjęła z plecaka latarkę i słup światła rozproszył wszechobecne ciemności. Może była lekkomyślna ale intuicja podpowiadała jej, ze w drugim pomieszczeniu nie ma nikogo, kto mógłby zagrozić jej życiu. Uczyniła kilka nieśmiałych kroków w przód by przekonać się czego Imani tak bardzo się obawiała. Zaświeciła latarką wprost przed siebie by wreszcie zaspokoić ciekawość. By dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
 
liliel jest offline