Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-10-2008, 21:03   #81
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Strumienie wody lunęły z nieba, odgradzając ich od rzeczywistości taflą wody spływającą wprost z nieboskłonu. Mgnieniu oka wszystko było mokre oni, ubrania, drzewa, cały świat tonął. Dziękował sobie, że wszystkie swoje graty zapakował w brezentowy plecak, a broń zdążył schować do skórzanego futerału. Jednak przy tak dużej wilgotności, wszystko rdzewiało, przyrzekł sobie, że na najbliższym postoju przejrzy uważnie swoje karabiny.

Ciężkie krople wody spływały mu na twarz, mimo szerokiego ronda kapelusza, zalewając oczy i twarz. Tim spodziewał się popołudniowej ulewy, na tej szerokości geograficznej było to zupełnie normalne, jednak intensywność nawałnicy zaskoczyła go.

Trzymając się w ogonie pochodu mógł teraz obserwować wszystkich dokładnie. Irlandczyk nie był chyba zadowolony z bycia obiektem pożądania i uwielbienia młodej murzynki. Choć jego wyraz twarzy kojarzył mu się raczej z zrezygnowaniem i zakłopotaniem, niż ze złością. Za to na twarzy Imani, czy Imami- Tim nie mógł zapamiętać tego imienia – malował się ślepy zachwyt i uwielbienie.

Narindra szła teraz z przodu między rodzeństwem Von Strachwitz, widać zaprzyjaźniła się z ich przewodnikiem i jego blond – włosom siostrom – Simone. Nagle Africia przystanęła, by zaczerpnąć tchu i znieruchomiała nienaturalnie. Zanim zdążył przeanalizować dlaczego, powietrze przeciął świst maczety Elvisa. Przecisnął się do przodu, powoli rozumiejąc co zaszło. – Mamba… śmierć cicha i natychmiastowa… - wyszeptał patrząc na truchło węża. Trzeba przyznać, że był pełen podziwu dla refleksu i szybkości tropiciela. Nikt nawet nie zauważył gada, prócz niego i Narindry.

- Patricku! Masz może kropelkę czegoś mocniejszego?.- Kit zawołał do najemnika, ale zanim Irlandczyk odpowiedział, Pyton wyjął z kieszeni bluzy piersiówkę z whiskey, podając ją Africii. Kobieta pociągnęła solidny, jak na słabą płeć łyk, utwierdzając anglika w przeświadczeniu, że jest niezwykłą kobietą.

Simone w tym samym czasie pobladła lekko i usiadła opierając się plecami o drzewo. Widać natłok niebezpieczeństwa zaczynał przerastać tę drobną blondynkę, a wąż przepełnił tylko czarę goryczy. Skuliła się i patrzyła w dal szklistymi pięknymi oczami, które teraz gościły także strach odbijający się w jej duszy.

Przykucnął obok niej, jej brat zajęty był aktualnie Africią, a ta kobieta wyraźnie potrzebowała jakiegoś wsparcia i pomocy.

- Simone, dobrze się czujesz? – urwał i ugryzł się w język – „Wiedziałeś cholera o co się zapytać, jasne że nie czuje się dobrze!”

- Zaraz przestanie padać i ruszymy dalej, nie martw się widzę, że twój brat ma głowę na karku, więc nie mamy się czego bać. W razie czego służę swoim ramieniem i ochroną, jeśli chcesz? – zapytał.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 18-10-2008, 15:30   #82
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Kongo 18.00 - 19.00

Incydent z wężem zgasił dobre humory. Na chwile zapomnieli gdzie są i oto Afryka im to przypomniała. Brutalnie, lecz nie wymierzając na razie kary. Wyrok anulowano, czy tylko odłożono na pózniej ?

Deszcz przestał padać, lecz chwilowo nie przynosiło to ulgi. Parujące liście, podłoże wszystko wokół powodowały, że wilgotność powietrza nie dość, ze nie zmalała, to wręcz przeciwnie zdawała się wzrastać. Mundury dalej ciasno obklejały ciała mokrą materią.





Powoli przygotowywano się do wymarszu, panowało jednak milczenie, jakby każde rozpamiętywało to, co przed chwilą zaszło. I chyba dalszy marsz upłynąłby nie tylko w dusznym powietrzu, ale i dusznej atmosferze, gdyby nie Imani.

Na chwilę zniknęła w krzakach, by wynurzyć się z nich ze zgrabną torbą zrobioną z pomysłowo pozaginanego dużego liścia jakiejś rośliny, powiązanego zmyślnie trawą.

Podeszła do Patricka i rozchylając jej brzegi pokazała mu kilka czerwonych i żółtych owoców przypominających nieco europejskie rajskie jabłka.
Jakby nieco stropiona tym, że Irlandczyk nie okazał radości, zmarszczyła na chwilę, po czym zgrabnie kołysząc pupą zrobiła kilka kroków schyliła się i wrzuciła do torby zabitą mambę.

Wyraznie dumna z siebie stanęła znów przed O'Connorem i błyskając w uśmiechu białymi zębami domagała się pochwały. Wszak na nią zasłużyła, zadbała by jej mężczyzna miał co jeść !!!

To też była Afryka, mimo, że dżungla kipiała życiem, może czasem aż za bardzo, to jednak nie marnowano tu ni grama pożywienia, to była nie lekkomyślność, a zbrodnia. Człowiek nie był tu jedynym amatorem mięsa, a ni największym, ani najgrozniejszym. Afryka uczyla pokory.Tylko najedzeni, a więc silni mogli przeżyć.

Von Strachwitz zarządził wymarsz. Jeśli dziewczyna się nie myli przed zmrokiem powinni odnalezć plemię.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 18-10-2008 o 16:11.
Arango jest offline  
Stary 20-10-2008, 21:59   #83
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Simone, dobrze się czujesz?... Zaraz przestanie padać i ruszymy dalej, nie martw się widzę, że twój brat ma głowę na karku, więc nie mamy się czego bać. W razie czego służę swoim ramieniem i ochroną, jeśli chcesz? – zapytał niespodziewanie Python obrzucając ją pełnym troski spojrzeniem.
Tego się po Angliku nie spodziewała dlatego przez chwilę, milcząc, przyglądała mu się badawczo a później posłała mu nieśmiały uśmiech i przyjęła jego dłoń podnosząc się z ziemi.

- Dziękuję za troskę Tim, ale wszystko w porządku. Tak, Eryk z pewnością wie co należy robić a ja postaram się zadbać o siebie najlepiej jak zdołam. I nie chce być nikomu ciężarem. Jestem ci w każdym razie wdzięczna za oferowaną pomoc, choć powinnam poradzić sobie sama.

Kolejny marsz przez dżunglę. Chyba jeszcze bardziej nieznośny niż poprzedni bo wilgotne ubranie lepiło się do ciała i nieprzyjemnie ocierało skórę. Simone co prawda oddaliła się na moment mówiąc, że musi iść na stronę i dokładnie wycisnęła ubranie. Później szło się trochę lżej, choć panowie narzucili mordercze tempo a ona za wszelką cenę nie chciała zostawać w tyle.

Około 20.00 byli na miejscu. Właśnie zaczynało zmierzchać i cała okolica zaczynała tonąć w mroku. Na przeciw nich widniała pojedyncza chata, dolina zaś rozciągała się jeszcze kawał w przód, tam gdzie nie sięgało już jej spojrzenie.
Zeszli w dół w pobliże samotnie stojącego budynku. Panowie starali się zachować wymaganą ostrożność a Simone trzymała się raczej z tyłu.

Coś było w tym miejscu nie tak.
Jego atmosfera... Jakaś wzniosła i patetyczna. Ale to tylko wrażenie. Nic poza tym – pomyślała.

Pierwsze skojarzenie, jakie przyszło Simone na myśl to niedzielne wizyty w kościele, gdy matka zabierała ją i Eryka by się w spokoju modlić do swojego boga. Teraz nie wierzyła już tak gorliwie i ślepo jak za dziecięcych lat, w każdym razie nie w najwyższego stwórcę, który dba o swoje ziemskie owieczki. Jakie to żałosne i naiwne. Bo przecież nie dbał. Nie o nią w każdym razie, co burzyło radykalnie fundamenty jej chrześcijańskiej wiary.

Klimat tego miejsca był z pewnością szczególny. Jakieś nieokreślone uduchowienie i podniosły nastrój. Coś co sprawiało, że zaczęła mimowolnie mówić szeptem zwróciwszy się do Imani, która teraz wyraźnie przygasła i robiła wrażenie zlęknionej.

- Co to za miejsce? Dlaczego plemię ominęło je szerokim łukiem? I co cię tak zaniepokoiło?- zagadnęła znów w łamanym kikongo. Kobieta jednak nie odpowiedziała nawet słowem. Wyglądała na dziwnie otumanioną i wyraźnie nie miała ochoty współpracować. Jawnie zignorowała Simone odwracając głowę w drugą stronę. Niemka wzdrygnęła się jej postawą. Nieco zirytowana powtórzyła pytanie i lekko potrząsnęła Murzynką zmuszając ją do zerknięcia jej prosto w oczy. Imani wyrwała się z jej uścisku i schowała się za plecami Irlandczyka, sądząc chyba, że ten obroni ją przed natrętem lub nawet okaże jawne niezadowolenie ze sposobu w jaki traktuje się „jego kobietę”.

- Oni rozmyślnie ominęli to miejsce - zaczęła się tłumaczyć przed resztą – Myślę, że powinniśmy sprawdzić co jest w środku.

Simone niewiele myśląc weszła do wnętrza chaty, nie czekając nawet na rozkazy męskiej części grupy. Może to było nierozważne pakować się tam jako pierwsza, tym bardziej, że nie miała pojęcia co może czyhać w środku. Dla pewności wyjęła tylko pistolet, choć jej postawa sugerowała, że i tak nie zdołała by go skutecznie użyć, gdyby napotkała niespodziewane kłopoty. Mimo to była przekonana, że ślady plemienia przebiegały gdzieś z boku, jakby umyślnie chcieli ominąć to domostwo. W takim razie nikogo raczej w środku nie zastaną. Ale dlaczego? Dlaczego się tu nie zatrzymali? Czy to nie dobry punkt na postój? Co ich powstrzymało? To samo co sparaliżowało Imani i przygasiło ją tak mocno, że nie odezwała się choć słowem?

Drzwi skrzypnęły nieprzyjemnie i Simone nie tracąc czujności weszła do środka. Chata podzielona było na dwoje ścianką działową. Pierwsze pomieszczenie wyglądało na opustoszałe i nie odwiedzane od przynajmniej kilku dobrych lat. Wszędzie zalegał kurz. Na podłodze porzuconych było kilka przypadkowych przedmiotów. Zardzewiały nóż, na wpół roztrzaskany dzban... Wszystko otaczał mrok zapadającej nocy. Simone widziała jednak, że za ścianą czeka na nich coś jeszcze. Nie, to nie żywa istota z krwi i kości, której mogliby stawić opór. To coś innego. Tak przynajmniej odczuwała w tej chwili. Zaczerpnęła głębiej powietrza oczekując najgorszego.

Wyjęła z plecaka latarkę i słup światła rozproszył wszechobecne ciemności. Może była lekkomyślna ale intuicja podpowiadała jej, ze w drugim pomieszczeniu nie ma nikogo, kto mógłby zagrozić jej życiu. Uczyniła kilka nieśmiałych kroków w przód by przekonać się czego Imani tak bardzo się obawiała. Zaświeciła latarką wprost przed siebie by wreszcie zaspokoić ciekawość. By dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
 
liliel jest offline  
Stary 21-10-2008, 17:21   #84
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dobrze, ze Africa wyszła cało, udało się. Po prostu. Kolejny raz się udało wygrać z kawałkiem tego gorącego, wilgotnego świata. Raczej zresztą niezupełnie wygrać, co przynajmniej nie przegrać. Zresztą, nie było czasu na jkiekolwiek przemyślenia. Obiecali sobie, ze będą uważać na wszelkie paskudztwa mieszkające na tej ziemi i byłoby tyle.

Nawet jeżeli ta wioska na początku Doliny Słoni wyglądała na pustą, to co z tego, po prostu i całkiem zwyczajnie? Afryka prezentowała wiele takich widoków, a nieopodal mieli przykład identyczny, jak ten nad rzeką. Mieli proste zadanie, sprowadzić mieszkańców nadrzecznej osady z powrotem. Kolejnym fakt był taki, ze nadchodził wieczór i nie mieli czasu na zabawę z penetrowaniem tej wioski. Plemię wydawało się bardzo blisko i Eryk nie miał zamiaru wypuścić ich z ręki tylko dlatego, że Simone miała ochotę zwiedzać chaty. Oczywiście, nie miał nic przeciwko temu, nawet jej działanie popierał, pod warunkiem, ze trwało to kwadrans. Toteż powiedział bez ogródek:

- Za chwilę wyruszamy. 20.15 proszę się stawić na krańcu wsi, gdzie będę czekał. Jeżeli ktoś chce sprawdzić, proszę bardzo, nawet byłoby to wskazane, ale naprawdę nie mamy czasu. Musimy złapać rodaków Imani. Ślady dokładnie wskazują, ze są blisko. Musimy się śpieszyć, bo zmrok zapadnie niedługo, a wszyscy chyba z państwa wiedzą, jak szybko zapada noc na równiku. Ledwo robi się ciemno, już nadchodzi pełna noc. Osobiście wolałbym zdecydowanie dorwać to plemię i nocować z nim w dżungli. Przypominam, że taki był rozkaz majora.

Powiedział to do tych, co słuchali, bo jego siostra po prostu weszła do pierwszej chaty nie przejmując się niczym. Cóż, nie była nigdy wojskowym i nie rozumiała znaczenia rozkazów. Owszem, może odkryłaby coś ciekawego, ale dopadnięcie i zawrócenie tubylców było pewnie mniej ciekawe, ale znacznie bardziej konieczne.

Poczuł się zmęczony. Przetarł czoło. Powietrze znowu wróciło do swojego gorąca. Tak miało być przez cała dobę. Także w nocy. Co innego, gdyby byli na zwrotnikach, gdzie zimne powietrze nocy dawało wytchnienie po skwarze dziennym. Tutaj inaczej. Na przesyconym wilgocią obszarze równikowym gorąco było zawsze. Poprawił włosy i nucąc

A rose grows wild in the country
A tree grows tall as the sky
The wind blows wild in the country
And part of the wild, wild country, am I
Wild, wild, like the deer and the dove
Wild and free is this land that I love

A dream grows wild in the country
A love grows tall as the sky
A heart beats wild in the country
And here with a dream in my heart
Part of the wild, wild country, am I



-----------------------------


Dla zainteresowanych, tak brzmiał oryginał YouTube - Elvis Presley Wild in the Country
 
Kelly jest offline  
Stary 21-10-2008, 22:03   #85
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Africia musiała być zrobiona z dobrego materiału, bo nader szybko otrząsnęło się z szoku. Być może przyczynił sie od tego ożywczy trunek, zaserwowany przez Pythona, a może doświadczona mieszkanka Afryki nie raz znalazła się w trudnej sytuacji. W każdym razie chociaż to jej zagroziła mamba, to jednak wyglądała o wiele lepiej, niż Simone. Patrząc na panią doktor można było pomyśleć, że zawaliły się na nią wszystkie nieszczęścia tego świata.

Westchnął ledwo dosłyszalnie.
Nie miał nic przeciwko kobietom, ale... Czasami zachowywały się dziwnie...


Koniec deszczu niezbyt wpłynął na zważone ciut humory ich niewielkiej grupki, podobnie jak możliwość ruszenia w dalszą drogę. Noszenie wilgotnych, parujących mundurów też nie było czymś przyjemnym, nawet jeśli istniała duża szansa, że wyschną przed zachodem słońca.

Najlepiej w tej sytuacji miała Imani, paradująca w stroju niemal urodzinowym, ale pozostałym, przedstawicielom dumnej białej rasy, nie wypadało chodzić w samej przepasce biodrowej. Pytanie zresztą, jak Africia i Simone zapatrywałyby się na kwestię konkurowania z nie najgorzej przez naturę wyposażoną Murzynką. A nie daj Boże sądu Parysa... Jabłko też by się znalazło. Imani, dbająca o siły i dobre samopoczucie swego pana, znalazła kilka jabłkopodobnych owoców, więc byłoby co rzucać... Gdyby tylko dziewczyna się zgodziła, by kto inny niż Patrick skorzystał z jej znaleziska.

Na szczęście panie, nieświadome wesołych myśli krążących w głowie Kita, nie zlinczowały go natychmiast.
Czego nie wiedzą, o to nie mają pretensji - uśmiechnął się do siebie Kit.

Wszyscy maszerowali z mniejszym czy większym zapałem. Nawet Simone, która pewnie uniosła się ambicją, dotrzymywała wszystkim kroku. Jedyne, co psuło humor Kitowi, to niemożność dokładnego rozpytania o dolinę. Z wypowiedzi Imani nie można było się domyślić, czy chodzi o święte miejsce nawiedzane przez duchy, czy też ulubioną dolinkę słoni.

Pewnie cmentarzysko słoni, jak u Haggarda - uśmiechnął się Kit - po którym grasują duchy zwierząt. A jeden ze strażników doliny omal nas nie stratował.


Samotna chata nie wyglądała na nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że Imani nie chciała się do chaty zbliżyć.
Jakieś tabu? Chata duchów? - parę ciekawych pytań Kit mógłby zadać, gdyby nie Simone, która zamiast powoli, spokojnie wypytać Imani napadła na biedną dziewczynę, jakby chciała wydrzeć odpowiedź na siłę.

Piętę sobie obtarła, albo chłopa jej trza - jak by powiedział dziadek Kita.

Zanim ktokolwiek zdołał cokolwiek zrobić, Simone, nie zważając na nic, wparowała do chatki.

Kit spojrzał na Elvisa z zaciekawieniem.
Jakby nie było to właśnie porucznik był dowódcą tej grupy. I to on powinien dopilnować, by cywile, w tym jego siostra, nie robili różnych głupot. Jakby nie było, niedawno się przekonali, że Afryka jest niebezpieczna.

On sam nie miał zamiaru nic robić. Jeśli Simone miała ochotę, mogła sobie wtykać nos gdzie chciała. Kit nie będzie się uganiać za bezmyślną babą, która najwyraźniej nie zamierzała zmądrzeć.

Rozejrzał się dokoła.
Ciekaw był, czy faktycznie zagraża im jakieś niebezpieczeństwo. Jeśli tak, to wolał być gotowy...
 
Kerm jest offline  
Stary 21-10-2008, 22:24   #86
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
- Dziękuję za troskę Tim, ale wszystko w porządku. Tak, Eryk z pewnością wie co należy robić a ja postaram się zadbać o siebie najlepiej jak zdołam. I nie chce być nikomu ciężarem. Jestem ci w każdym razie wdzięczna za oferowaną pomoc, choć powinnam poradzić sobie sama.

- Mężczyźni są po to, by pomagać kobietom, nawet gdy one nie bardzo zdają sobie z tego sprawy Simone. Przynajmniej to mi wpajano przez całe życie, ale widać na tę kwestię mamy odmienne zdanie. Ale cóż – życie… - spróbował zażartować na końcu, ale współtowarzyszka podróży, nadal była w paskudnym humorze.

W zasadzie nie dziwił się jej, ten deszcz i szybko biegnące wydarzenia zrobiły swoje. Afryka nikogo nie zostawia obojętnym wobec siebie. Zawsze są dwa wyjścia, albo zakochujesz się w jej tajemniczej i morderczo niebezpiecznej naturze, albo zaczynasz ją nienawidzić do szpiku kości, a na samo wspomnienie o niej dostajesz paskudnego rozstroju nerwowego.

Póki co Tim zaliczał sam siebie do tej pierwszej grupy, ten kontynent go fascynował. Piękne, dzikie widoki, niczym nieokiełznana Natura, świetne miejsce do polowań i co było w tym wszystkim najlepsze – płynne i nieskrystalizowane granice i ustroje polityczne. Jeden wielki tygiel narodów i interesów – Raj dla ludzi jego profesji.

*****


Mokre ubranie nieprzyjemnie lepiło się do ciała i obcierało wilgotną skórę. Dziękował sobie w duchu za natarcie talkiem pachwin i pach przed wyruszeniem w drogę, może dzięki temu wieczorem obejdzie się bez odparzeń czy pęcherzy. W tym klimacie to mogło oznaczać niebezpieczne infekcje.

Szli kilka godzin, marsz nabrał szybszego tempa niż przed południem. Tropiciel prowadził ich pewnie, przypominał Pytonowi harta, który zwietrzył krew zwierzyny łownej i pędził za nią do utraty tchu.

Widok pogrążającej się we mgle doliny był iście mistyczny. Anglik stał nad brzegiem kotlinki wpatrując się jak urzeczony w krajobraz. Nie trwało to długo… zauważył Simone nerwowo wypytującą towarzyszkę Irlandczyka o Dolinę Słoni.

Tubylcy najwyraźniej ominęli ją, może napawała ich strachem? Lub była dla nich tabu? Chyba, że wyczuli tu jakieś namacalne i fizyczne niebezpieczeństwo i dlatego ominęli ją szerokim łukiem.

Lekarka ruszyła pewnie prosto w kierunku chaty. Nie czekała na rozkazy prowadzącego wyprawę Elvisa. Spojrzał z ukosa na najemników, Africię i Strachwitza… nikt się nie ruszył by podążyć jej śladami, jakkolwiek nierozważne by nie były.

Odbezpieczył karabin i ruszył za blondynką. Nie specjalnie pochwalał jej zapędy i niesubordynację, ale tam mogło się czaić na nią niebezpieczeństwo. Domyślał się, że kobieta nie jest bezbronna, miała pistolet i wychowała się przecież w Afryce, ale on wiedział, że niektóre przeciwności losu przerastają niejednego weterana wojennego.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 24-10-2008, 14:05   #87
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Najemnik ze spokojem obserwował całą sytuację, wyprawę Simone, krótką przemowę Eryka, który nie przejął się zbytnio tym co zrobiła jego siostra. Jedyną osobą, która zareagowała był Tim, który odbezpieczył broń i ruszył za nią. -Nie ma to jak szarża lekkiej brygady, czerwone kurtki zawsze były dobre w takich gestach - powiedział Irlandczyk z ironią wspominając słynną szarżę która odbyła się pod Bałakławą.

Dwie osoby sprawdzające małą chatkę, jasne jeżeli tam był wróg, to w małym pomieszczeniu karabin pana Pythona na pewno okazałby się przydatny ... raczej by mu zawadzał. Anglik zrobił by lepiej, gdyby w tej sytuacji wyjął swój pistolet.

O'Connor pokręcił głową sam był głównie snajperem, wiedział, że wielu ludzi załamywało się jeżeli mieli załatwić wroga z bliska, lub gdy musieli to zrobić widząc dokładnie jego twarz. On został wyszkolony aby to robić, dlatego pozostała w nim ta magiczna zasada ... jeżeli można lepiej to zrobić cicho, często można załatwić wroga, za nim ten nawet się zorientuje co w niego uderzyło. Sierżant uśmiechnął się do swoich myśli, i wyjął swój nóż. Ten sam, który jakiś czas temu znajdował się przy gardle Imani. Dziewczyna pewnie nie zdawała sobie sprawy, że gdyby na jej miejscu był Simba, nie zdołałby nawet krzyknąć ... nikt nigdy nie miał.

Ruszył spokojnym, aczkolwiek szybkim krokiem w stronę chaty. Murzynka chciała ruszyć za nim, ale stanowczym głosem i gestem kazał jej zostać. Nie musiała rozumieć jego słów ... zrozumiała ich sens. Nie szedł jednak prosto, chciał zajść chatę od tyłu, sprawdzić czy znajduje się tam jakieś niebezpieczeństwo, a jeżeli będzie to już znajdzie sobie drogę, żeby je wyeliminować po cichu ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 25-10-2008, 12:36   #88
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Dolina Słoni 20.00 - 20.10

Snop światła z latarki dziewczyny rozjaśnił panujący w chacie półmrok. Omiotła strumieniem światła pierwsze pomieszczenie i nie widząc w niej nic godnego uwagi postąpiła kilka kroków dalej.




Wnętrze chaty


Dotknęła dłonią maty zasłaniającej wejście do drugiego pomieszczenia. Materia była zetlała, nieprzyjemna w dotyku, pachniała pleśnią i zgnilizną. Ostrożnie odsunęła zasłonę na bok.
Tu półmrok był głębszy.
Skierowała latarkę w kierunku majaczących pod ścianą kształtów. Snop światła wydobył z mroku jakaś skrzynię, rozpadający się ze starości kosz pleciony z wikliny, a w kącie...

Simone
wzdrygnęła się i o ledwo stłumiła okrzyk przerażenia. Na rozpadającym się sienniku leżał na wpół przykryty, wyschnięty szkielet.





Włosy i rozpoznawalny mimo procesu mumifikacji kolor skóry nie pozostawiał wątpliwości. Ta kobieta, była BIAŁA. Co prawda słabe światło nie pozwalało tego stwierdzić z cała pewnością, lecz wydawało się że mogla mieć 40 - 50 lat.

Usłyszała za sobą kroki.
To z odbezpieczona bronią zjawili się Tim i O"Connor. Obaj widząc ciało wciągnęli tylko głośno powietrze i jak Niemka zaczęli bacznie oglądać kąty chaty.

Simone patrzyła dalej na posłanie, trup wyraznie ją zafascynował. Kucnęła i przyświeciła latarką wydobywając z ciemności kolejne szczegóły. Na palcu jednej ręki tkwiła obrączką, a w drugiej...
W drugiej trup zaciskał stary, skorodowany rewolwer.

Obok spoczywał otwarty, pożółkły ze starości zeszyt.








Pozostali na zewnątrz członkowie grupy uważnie przepatrywali okolicę. Ślad był wyrazny i nawet po zmroku nie istniało niebezpieczeństwo zgubienia go tym bardziej, że Imani jasno dawała do zrozumienia gestami by ruszyć kierując się nim dalej.

Przez cały czas z obawą patrzyła na chatę najwyrazniej rozdarta miedzy strachem i chęcią pójścia do Paddyego. Jej nerwowość udzielała się pomału innym, von Strachwitz co chwile spoglądał na zegarek, Africia wyglądała na nieco wyczerpana i odpoczywała oparta o pień drzewa, jedynie Kit obserwował okolicę.
Zrobił kilka kroków w kierunku zarośli i przykucnął.
- Chyba wiem dlaczego nazywają to miejsce Doliną Słoni - stwierdził.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 25-10-2008 o 12:39.
Arango jest offline  
Stary 26-10-2008, 10:12   #89
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zbliżyła się do wyschniętego ciała kobiety. Przykucnęła obok i bacznie je obejrzała w poszukiwaniu przyczyny zgonu, choć tej nie trudno się było domyślić z powodu wciąż tkwiącego w jej dłoni rewolweru.
- Rana wlotowa czaszki w okolicy skroniowej. Kula utkwiła prawdopodobnie w mózgu ponieważ nie wyszła na wylot.

Tim podniósł zakurzoną książkę, która prawie rozsypywała mu się w dłoni.
-Mogę? - zapytała po chwili Pythona i zaczęła przeglądać zeszyt począwszy od ostatniego wpisu w dzienniku, który oznaczony był datą 11 listopada 1938 roku. Kobieta była z pewnością autorką, co zdradzały smukłe eleganckie rzędy liter, które z pewnością wyszły spod kobiecej dłoni. W dzienniku była mowa o chorobie, choć część tekstu była całkiem niewidoczna i zatarta. Jej wzrok zatrzymał się dłużej na wyrażeniu: "le... ...berculoides". Środek linijki był niemożliwy do odczytania, ale zlepek liter jednoznacznie się jej z czymś kojarzył.

- "le... ...berculoides" – przeczytała Simone na głos i zapadła w zadumę. A potem dodała przejęta:
- Szlag! - i odrzuciła od siebie brulion wpatrując się w swoje dłonie, w których jeszcze przed momentem tkwiła książka - Patricku wyjdź stąd jak najszybciej do reszty. Ja i Tim i tak już dotykaliśmy dziennika. No dalej, wyjdź stąd! – wrzasnęła ponaglająco.

- "le... ...berculoides" – zacząła analizować na głos – część liter jest wytartych lub niewidocznych ale prawdopodobnie pierwotnie było tu napisane: lepra tuberculoides. To medyczny termin określający wyjątkowo złośliwą odmianę choroby Hansena.- spojrzała już spokojniej na Pythona Ta odmiana jest co prawda mniej zaraźliwa, ale za to... śmiertelnie groźna.
- Nie sądzę jednak by prątki przetrwały tak długo – zaczęła go uspokajać - choć nie możemy być pewni z czym dokładnie mamy do czynienia. Poza tym współczynnik przenoszenia choroby jest bardzo niski, to pocieszjące... Przypominam jednak, że najczęstszym sposobem zarażenia jest droga kropelkowa, jednak można zarazić się także przez dotyk. Czyli potencjalnie zarazić się mogliśmy dotykając pamiętnika – spojrzała z niepokojem na Pythona - Standardowo wylęganie się choroby trwa długo, od 9 miesięcy, nawet do 15 lat. I leczy się ją antybiotykami, więc moje obawy są raczej na wyrost...
Mimo to wyjęła z plecaka menażkę z wodą oraz kawałek mydła, po czym zakasała rękawy i zaczęła gorliwie mydlić dłonie aż po łokcie.

- Tim, ty też dokładnie się umyj. I w razie czego obserwuj się wnikliwie i sprawdzaj, czy nie pojawiają się niepokojące symptomy. Jasne plamy na skórze, utrata czucia, skurcze, krwawienie, brak odruchu mrugania. - zaczęła wymieniać z pamięci jakby cytowała podręcznik medyczny. Wreszcie przerwała i poważnie spojrzała na PythonaAlbo najlepiej powiedz mi niezwłocznie jeśli zaobserwujesz cokolwiek nietypowego. A teraz chodź. Wynośmy się stąd jak najszybciej.

Pośpiesznie opuściła chatę, ale zatrzymała się kilka metrów od reszty grupy.
- My... - nie wiedziała jak zacząć – To znaczy ja i Tim dotknęliśmy czegoś i możliwe, że... - czuła się mocno zakłopotana – My mogliśmy się czymś zarazić. - Na razie nie chciała rzucać w eter terminami medycznymi żeby nie wywołać ogólnej paniki – Szansa na to jest minimalna... Mimo to sądzę, że powinniśmy trzymać się z dala od was. Wydaje mi się, że jeśli nawet zostaliśmy zarażeni przez prątki, choroba objawi się najwcześniej za kilka miesięcy ale nie powinniśmy ryzykować. Nie wiem na jak złośliwy szczep mogliśmy natrafić. Afryka pełna jest niezbadanych chorób, o których istnieniu lekarze nie mają nawet pojęcia... Powinniśmy wystrzegać się rozmowy w bliskiej odległości a także dotyku. - zerknęła na brata z miną winowajcy – Wybacz mi, Eryku. Choć nie ma powodu do niepokoju, tą chorobę leczy się antybiotykami i nie jest w obecnych czasach prawie zupełnie śmiertelna – to „prawie” zabrzmiało jednak złowieszczo.
- Simone – usłyszała zmartwiony głos swojego brata – Powiedz wreszcie o jaką chorobę chodzi.
Dłuższą chwilę milczała ze wzrokiem wbitym w ziemię. Gdy się wreszcie odezwała głos jej się załamał:
- Trąd. – wyrzuciła z siebie i ciężko westchnęła - Mogliśmy zarazić się trądem...
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 26-10-2008 o 10:17.
liliel jest offline  
Stary 26-10-2008, 10:20   #90
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kit westchnął cicho.
Porucznik zachowywał się tak, jakby we wskazówkach zegarka chciał odnaleźć sens wszechświata. Python popędził za Simone, uzbrojony, jakby spodziewał się wewnątrz chaty znaleźć słonia. Patrick obchodził chatę dokoła, najwyraźniej chcąc znaleźć tylne wejście, albo zajść ewentualnego wroga od tyłu. Narinda, wyglądająca jakby nagle opadła z sił, oparła się o pień drzewa i zdawała się odpoczywać, albo marzyć o niebieskich migdałach, a Imani nie bardzo wiedziała, czy trzymać się z dala od chaty, czy też popędzić za swoim panem.

Gdyby teraz zjawili się jacyś Simba - pomyślał - to byłoby wesoło...

Nie musieliby to być nawet Simba. Wystarczyłby zabłąkany bawół... Na szczęście nie słyszał, by w tych rejonach przebywały lwy. Chociaż, przy ich szczęściu, pewnie znalazłby się jakiś, który uciekł z ZOO. Albo z cyrku...

Obrzucił okiem okolicę.
Wszędzie panowała cisza i spokój. Wysokie trawy poruszał tylko łagodny wietrzyk. Gałęzie drzew pozostawały nieruchome. Żadne stada ptaków nie zrywały się w powietrze z wrzaskiem przerażenia.
Wyglądało na to, że nikt się nie wybierał w ich stronę. Przynajmniej ie otwarcie...

Uspokojony nieco ruszył w stronę gęstych zarośli, porastających okolicę. Pamiętając o niemiłej niespodziance, jaka spotkała Africię rozchylił je kolbą karabinu. A potem obszedł je dokoła i przyklęknął, by dokładniej przyjrzeć się swemu znalezisku.

W końcu podniósł się i ruszył w stronę porucznika.

- Chyba wiem, panie poruczniku - powiedział - dlaczego to miejsce nazywają Doliną Słoni. Tam - wskazał kierunek, z którego przyszedł - jest taki uroczy, gliniany teren. Jest tam dość dużo śladów słoni. Odciśnięte w mokrej glinie zastygły na mur. Najwyraźniej nawet deszcze nie zdołały ich zmyć...
- Ciekawe jest to - kontynuował - że są to zawsze ślady pojedynczych osobników. I chociaż myśliwym nie jestem, to sądząc po wielkości śmiało mogę powiedzieć, że były to osobniki dorosłe. Jeszcze ciekawsze jest to, że wszystkie ślady prowadzą tylko w jedną stronę, w głąb doliny. Żaden z tych słoni nigdy nie wrócił, przynajmniej tą samą drogą.
- Słyszałaś kiedyś o czymś takim, Narindo? - zwrócił się do Africii. Miał nadzieję, że kobieta, która tyle lat spędziła w Afryce, zdoła rzucić światło na tą zagadkę.

Rozważanie na temat tego, co mogło czekać na końcu tych śladów było rzecz jasna bezsensowne, ale zawsze mogło dostarczyć nieco rozrywki... Jak na cmentarzysko słoni było tu za mało śladów, ale może z głębi doliny jakiś magik przywoływał co jakiś czas słonia...

Spojrzał w stronę chaty.

- Czy oni nie powinni już wyjść? - spytał. - Możemy wędrować po nocy, ślad jest wyraźny, ale zachowanie Imani sugeruje, że powinniśmy się pospieszyć...
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172