Chyba jestem bezpieczny – myślał Andre – Drenowi już chyba przeszła ta przemożna chęć urwania mi głowy Dren nie wyglądał już na tak zaciętego i chętnego to skasowania Andreasa. Alchemik odważył się już nawet na rozglądanie się po namiocie. Wewnątrz wyglądał na dużo większy niż z zewnątrz. Całość brezentu jak ustalił przypominała kolor roślinność, która obóz otaczała ze wszech stron. W namiocie stał stół, a na nim leżały jakieś papiery. Pewnie plany, lub inne dokumenty. Stąd gdzie Andre stał ciężko było to ustalić. Wejścia broniło dwóch drabów uzbrojonych po zęby. Andre obdarzył ich uśmiechem, ale w odpowiedzi ujrzał coś co przypominało szczerzenie psich zębów niż uśmiech. Zrezygnował więc z dalszego zaczepiania owych jegomości. W sumie jestem tu intruzem powiedział w sobie. I znalazłem się tu przypadkiem. Cóż za ironia losu. Fortuna skrzyżowała los mój i tego zbuja – tu spojrzał ukradkiem na Padwena – I może dobrze się stało W tym momencie usłyszał słowa Padwena.
- Yyyyy e co ja gdzie. Unieszkodliwić Rozejrzał się w popłochu. Jednak w tym momencie wspomnienia trudnej młodości odezwały się w nim ponownie. To jakim był człowiekiem wtedy, nie gorszym drabem niż Padwen. Uspokoił się odetchnął i powiedział.
- Wiem że to szaleństwo. Ale ja kłamać nie zwykłem. I tak nie mam czego szukać w zakonie, nie teraz, nie po tym co się stało. Już by mnie inkwizycja w obroty wzięła. A to mi się nie uśmiecha. Powiedział ze pomogę wam i zamierzam dotrzymać słowa. W sumie nie będę miał zbytnich trudności dostać się do miasta, znają mnie w bramach. Jeśli zajdzie potrzeba mogę bez trudu przemycić Padwena. Jak będzie trzeba to i pod sutanną Roześmiał się, może trochę nie szczerze, zdał sobie sprawę że może być na żarty w jego wykonaniu trochę za wcześnie.
-W sumie w ciemię bity też nie jestem, tak czy inaczej możecie na mnie liczyć. Tylko nadal nie wiem kogo mamy unieszkodliwićAz się wzdrygnął wypowiadając to słowo. Nigdy bowiem nie podobało mu się.
__________________ Hakuna Matata, jak cudownie to brzmi ... |