Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2008, 14:39   #14
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Siejąca popłoch i zamieszanie Neli setnie rozbawiła towarzystwo. I mężczyźni i kobiety, pękali ze śmiechu, zarówno, gdy upadała na ziemię, jak i łajała biednego młynarczyka, którego krocze niosło szybciej niż niedomagający rozum. Czerwony się zrobił jak burak, ale honorem się obniósł i tylko ubranie poprawił, wyswobadzając się z ramion kompanionów.
-Jeszcze pięć dni i rzeczy takich nie będziesz mówiła! A i do obcych chłopów zabronię się zbliżać!
Pogroził palcem i ruszył do wyjścia, w akompaniamencie jeszcze większych śmiechów, gdyż nikt raczej nie uważał jego riposty za zbyt celną. A może śmiali się i z tego, jak dobrana będzie z nich para? Tak czy inaczej, z bójki sprowokowanej przez Elizabethę wyszły nici, bowiem wszyscy teraz godzili się i ściskali, nawet jak przed chwilą byli skłonni się poturbować wzajemnie. A i całą zbieraninę ojciec Neli rozgonił, stając nad litującą się nagle nad Jensem dziewczynę i biorąc się pod boki.
-Tak się zachowuje przyszła żona?! Dorosła kobieta ponoć?! Za mną!
Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą do kuchni. A i to nic nie pomogło, bowiem kto chciał mógł słyszeć jego ruganie.
-Wstyd przynosisz na całą Talgę! Co z ciebie wyrosło! Śliczne lico, a każdy gada o tym jak na sianie cię miał! Wstyd i hańba, taka córa! Żoną będziesz za pięć dni i jak już poproszę kogo trzeba, by cię przypilnował! Bękartów zaraz byś napłodziła, jak matka tej, no, półelfki, tfu! Pasa bym zdjął, ale by ci do ślubu nie zeszło! Co za hańba!
Powtórzył to jeszcze kilka razy, chociaż ciszej. Kręcąc głową i co chwilę się za nią łapiąc, wyszedł, niosąc kolejny dzban z piwem. A i zebrani z izby wychodzić zaczęli, rzucanie wianków miało odbyć się bez większych trudności czy przeszkód i drobne zamieszanie nie mogło tego zmienić.

Sir Leonardo de Singwa zaś w tym samym czasie już ręce zacierał i proste zęby szczerzył, czując, że na jego wezwanie nie dość, że ktoś odpowiedział, to jeszcze są to piękne damy! Co prawda Lillię niemal zignorował, widząc symbol Lathandera dumnie pomiędzy piersiami wiszący i bary duże, prawie jak u mężczyzny i tylko skinąwszy krótkie zdanie zapraszające ją do wyprawy wypowiedział. Podobnie zresztą jak i na deklarację Eleva i rozpromienił się dopiero na widok Silii. Widać było od razu, że widok półelfki nie dziwi go zupełnie a i zupełnie mu nie przeszkadza.
-Ah, moja cudowna damo! Jakże moje oczy radują się, widząc twoje piękno, które będzie mi towarzyszyć na całej wyprawie!
Wypowiedział to głośno na tyle, by kilka osób obróciło się, by popatrzeć do kogo tak gada. A widząc półelfkę skrzywili się, mrucząc coś pod nosem.
-Przecież to mieszaniec! Cóż za kłamca, nikomu taki się nie może podobać!
Silia spłoniła się, lecz to było za mało, by sir Leonardo zniechęcić. Słów zdawał się nie słyszeć jak i na całe zamieszanie nie bardzo zwrócił uwagę, kontynuując.
-Czarodziejka, powiadasz, moja pani! Cudownie! Z osobą nad mocą panującą nie strach podążać nigdzie! Gdzieś, piękna nimfo, nauczyła się nad splotem panować, jeśli moje biedne uszy mogą usłyszeć tą tajemnicę!
Półelfka, wciąż zaskoczona i przede wszystkim nie przyzwyczajona do takiej reakcji, dopiero zbierała w głowie słowa, szykując odpowiedź, gdy w izbie przycichło nieco, albo z drugiej strony, kolejne dwa okrzyki deklarujące swoją gotowość do wyprawy, były na tyle głośne, by ulecieć nad gwarem i dotrzeć do uszu de Singwy. Ten rozpromienił się jeszcze bardziej, chociaż wydawało się, że bardziej się już nie da i uniósł dłonie, gestami zapraszając Elizabethę i Aldyma bliżej siebie.
-Chodźcie kochani, nie bójcie się! Dla każdego jest miejsce u mojego sławnego boku!
Zrobił miejsce na ławie, na której siedział, przypatrując się nowym-przyszłym towarzyszom. Dłużej zatrzymał wzrok na symbolu Sune, a potem na licu dziewczyny, przyglądając jej się bacznie i wciąż z idealnym uśmiechem.
-Ah, boży posłannik bogini miłości! Cóż za rzadki to widok, widzieć taką twarz z takim symbolem na piersi! Co im dałeś chłopcze, że przyjęli cię pomiędzy siebie? Nieważne zresztą, nieważne! Moje oczy widzą bowiem ucieleśnienie twojej pięknej bogini! Istna płomienna kobieta z płomiennym temperamentem! Czy mogę do ciebie mówić "Płomyczku"? Chociaż żadne słowa nie mogą równać się z waszą urodą!
Tu mówił już również do Silii, którą obdarował kolejnym spojrzeniem. Karczma już jednak pustoszała, więc i Leonardo podniósł się.
-Rzucanie wianków! Cóż za cudowny zwyczaj! Może i mi uda się jakiś złapać?
Mrugnął zawadiacko, ruszając do wyjścia.
-Chodźcie ze mną moi drodzy, chodźcie! A moje panny, wy jakieś wianki macie?
Znów ten promienny uśmiech i porozumiewawcze spojrzenie. Przepuścił kobiety przodem, po światowemu, dopiero potem opuszczając gospodę.

Rzucanie wianków było tradycją sięgającą kilku wieków. Nikt dokładnie nie pamiętał kiedy je zapoczątkowano i w zasadzie dlaczego się to robiło, ale nikt też zwyczaju porzucać nie zamierzał. Jak również i nie każdy w zwyczaju miał ochotę uczestniczyć, co nieco rozczarowało sir Leonardo, który i tak dołączył do panów. Grupa podzieliła się na trzy części - panny z wiankami, kawalerów oraz pozostałych, którzy stali z pochodniami przy brzegu, obserwując wszystko i komentując. Panien chętnych do rzucania swoich wianków, jak się okazało, było niemal o połowę mniej niż kawalerów chcących je łapać. A każdy wianek inny, miał być niespodzianką dla łapiącego, chociaż od lat wiedziano, że panny zawsze mówią swoim wybrankom co i jak mają łapać. W końcu wianki pofrunęły, osiem z nich rzuconych zostało i teraz spływało powoli w stronę kawalerów. A chłopcy nie próżnowali, przepychając się i rozpychając przy brzegu rzeczki. Niektórzy nawet z kijami długimi stali, coby szanse swoje zwiększyć. I... poszli! Łapali, nadziewali i moczyli się okrutnie, wpadając do wody, jeden przez drugiego. Kilku szczęśliwców wyszło z cennym łupem, kilku innych znów wściekłych lub zawiedzionych siedziało przez chwilę w sięgającej kolan wodzie. A panny rzucały się na szyję lub podchodziły niechętnie, bowiem każda winna była całusa i chociaż jeden taniec. A potem zabawa i hulanka aż do rana, przy wielkim ognisku jak i w karczmie. Zabawa, w której mało kto nie brał udziału.
 
Sekal jest offline