| Pustułka Gawrota minęła, spojrzeniem jednym go nie zaszczyciwszy nawet. Wszystkie biblijne nierządnice - i Dalila, i Salome - stanęły diabłu nieszczęsnemu przed oczyma na widok tej twarzy hożej i gładkiej, o rysach może i zbyt ostrych, ale wszak pięknych doskonale, ustach pełnych i czerwonych, jakby do całowania stworzonych. Mignęły jeszcze tylko czartowi włosy jasne i bujne, istna rwąca rzeka złota, gdy przed drzwiami kaptur błękitny na ramiona zsunęła.
W karczmie już broszę pod szyją rozpięła, piersi bujne, ledwie przysłonięte koszulą z lnu cieniutkiego, kubraczkiem haftowanym ściśnięte i wąską kibić ukazując. Szła krokiem lekkim a wdzięcznym, spódnicami czerwonymi jak pole maków szeleszcząc, w obłoku piżma i ciężkich woni perfum. Szła z głową dumnie uniesioną, z uśmiechem tajemniczym coraz mocniej twarz rozświetlającym, mimowolnie kroki do dzikiej muzyki układając.
Naprzeciwko Widuchowskiego, dobrodzieja swego zasiadłszy, wdzięcznym skinieniem za zaproszenie do biesiady podziękowała i udko kuropatwy ująwszy, nadgryzła je drobnymi ząbkami. Planu wysłuchawszy, zaśmiała się krótko, oczy jej rozbłysły chytrze, gdy o kufrach usłyszała. - Widzę, waści, żem się nie omyliła co do ciebie, żeś szlachcic porządny, i o potrzebach niewiasty nieszczęsnej, co sama na tym świecie została, pamiętasz...
Widuchowski rzec coś chciał, ale Pustułce śpieszno do skrzyń było i do słowa dojść mu nie dała: - Wynagrodzę to waszeci po stokroć. Najpierw jednakże przyodziewek zmienię, żonie tak zacnego szlachcica bardziej przystający - co rzekłszy, zaśmiała się srebrzyście, dłoń diabła musnęła pieszczotliwie i przed karczmę wyszła. - Hej, ty tam! - zakrzyknęła władczo do Gawrota, wąskie dłonie wsparłszy na biodrach. - Kufry wnieś do izby, przebrać się muszę!
Na odpowiedź nie czekając, do dusznej izby wróciła. Wwiercała się dzika muzyka w myśli diablicy, ku swawolom i figlom zachęcając, gorąc pod sercem się rodził i całe ciało oblewał.
W pląsy bym poszła. Co tam zajazd, dworek jakowyś... - pomyślała. - Toć w ziemię fundamenta wkopane głęboko, nie ucieknie on.
Na prośbę Widuchowskiego sięgnęła ochotnie ku wiązaniu kaftanika, ale węzeł pierwszy rozplótszy, dłonie na ławę położyła. - Nie godzi się tak, mości Widuchowski - rzekła, oczy kpiąco mrużąc - na weselisku własnym nie zatańczyć. Pecha to przynosi, nawet diabłom.
Muzyka zapulsowała jak bicie serca. Pustułka wskoczyła zręcznie na ławę, kopnięciem trzewiczka pełne półmiski usuwając, ręce w górę uniosła, zakołysała biodrami. Ktoś w karczmie zagwizdał, ktoś zaczął klaskać, posypały się uwagi sprośne, do większego bezwstydu judzące. Pustułka zawirowała w tańcu, uniosły się czerwone spódnice, śmigały pod nimi raz po raz hoże uda, trzeszczała ława pod trzewikami diablicy. Diabeł jakowyś ku udom diablicy sięgnął, diablica zasyczała jak żmija, i pląsów nie przerywając, w twarz go kopnęła. - Szybciej!
Pustułka w drugą stronę się obkręciła, trzasnęły wiązania kaftana, pazurem przecięte. - Szybciej!
Na Gawrota, któren właśnie skrzynię ciężką obok Widuchowskiego na polepie składał, poleciały strzępy rozdartej przyodziewy, perfumami pachnące, spod których przebijała się przemożna woń chuci.
Pustułka z włosów wyciągnęła dwa grzebienie, loki opadły na krągłe, gładkie ramiona i piersi bujne, lecz dumnie sterczące, o bladoróżowych jak kwiecie czereśni, małych sutkach. Zadowolona z efektu, z ślepi diabelskich łakomie w nią wpatrzonych zaśmiała się radośnie, z ławy zeskoczyła i zajrzała figlarnie w różnobarwne oczy Widuchowskiego. - Ot, i zepsowała się przyodziewa... tedy dobrze, że waści o nową zadbał. Zatem zatańczyłam na własnym weselisku. I przyobiecuję waści jako małżonka szanować... - w głosie wibrował jej śmiech z trudem wstrzymywany i obietnice tysięcznych rozkoszy - Jeden jednakże problem tu widzę. Żeś rodziców mych nie prosił, nic to, wszak my czorty, i po czortowsku rzecz szybko sprawimy, korowodów zbytnich nie robiąc. Żeś mi pierścionka na palec nie włożył wedle obyczaju, i to ścierpię - w drwiącym głosie diablicy zadźwięczała fałszywa nuta. - Ale niechaj mnie wszyscy święci wydupczą, jeśli bez nocy poślubnej żonką się nazwać pozwolę.
Po czym oparła się o ławę i leniwie po piersi dłonią się gładząc, sarknęła na diabła grubego, który się z węgrzynem w ręku do kompaniji dosiąść próbował: - A pod chwosta się całuj z tym swoim cienkuszem, waszeci. My tu z mości Widuchowskim zaślubiny odprawiamy - i oczy przymrużywszy, głosem, co się znowu stał słodki jako miód i tak samo lepkim, ciągnęła: - Zważ, mości Widuchowski, że ja to z dobroci serca i z troski o cię proponuję. Wszak jest mądrość ludowa, tak pradawna, że aż w rymy ujęta: Często niewinne żony małżonkowie winią,
Iże im rogi na głowie jak satyrom czynią,
Lecz każdy niech swej spyta; wiem, tak mu odpowie:
"Niech będzie róg, gdzie trzeba,
nie będzie na głowie!" Tedy widzicie, mości Widuchowski, dobrodzieju mój i mężu, jaka ze mnie żonka miła? Jak dbam o waszeci? Toć gdyby te rogi diabelskie jeszcze urosły, powałę byś nimi rysował!
Co rzekłszy, zaśmiała się Pustułka bezwstydnie i swobodnie i jeszcze snadniej kuszącą pozę przybrała, pasmo włosów długich na palec nawijając. - A ty co ślepia wytrzeszczasz? Babyś nie widział? - parsknęła do Gawrota.
Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:48.
|