Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-10-2008, 19:58   #11
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Pustułka Gawrota minęła, spojrzeniem jednym go nie zaszczyciwszy nawet. Wszystkie biblijne nierządnice - i Dalila, i Salome - stanęły diabłu nieszczęsnemu przed oczyma na widok tej twarzy hożej i gładkiej, o rysach może i zbyt ostrych, ale wszak pięknych doskonale, ustach pełnych i czerwonych, jakby do całowania stworzonych. Mignęły jeszcze tylko czartowi włosy jasne i bujne, istna rwąca rzeka złota, gdy przed drzwiami kaptur błękitny na ramiona zsunęła.

W karczmie już broszę pod szyją rozpięła, piersi bujne, ledwie przysłonięte koszulą z lnu cieniutkiego, kubraczkiem haftowanym ściśnięte i wąską kibić ukazując. Szła krokiem lekkim a wdzięcznym, spódnicami czerwonymi jak pole maków szeleszcząc, w obłoku piżma i ciężkich woni perfum. Szła z głową dumnie uniesioną, z uśmiechem tajemniczym coraz mocniej twarz rozświetlającym, mimowolnie kroki do dzikiej muzyki układając.

Naprzeciwko Widuchowskiego, dobrodzieja swego zasiadłszy, wdzięcznym skinieniem za zaproszenie do biesiady podziękowała i udko kuropatwy ująwszy, nadgryzła je drobnymi ząbkami. Planu wysłuchawszy, zaśmiała się krótko, oczy jej rozbłysły chytrze, gdy o kufrach usłyszała.
- Widzę, waści, żem się nie omyliła co do ciebie, żeś szlachcic porządny, i o potrzebach niewiasty nieszczęsnej, co sama na tym świecie została, pamiętasz...
Widuchowski rzec coś chciał, ale Pustułce śpieszno do skrzyń było i do słowa dojść mu nie dała:
- Wynagrodzę to waszeci po stokroć. Najpierw jednakże przyodziewek zmienię, żonie tak zacnego szlachcica bardziej przystający - co rzekłszy, zaśmiała się srebrzyście, dłoń diabła musnęła pieszczotliwie i przed karczmę wyszła.

- Hej, ty tam! - zakrzyknęła władczo do Gawrota, wąskie dłonie wsparłszy na biodrach. - Kufry wnieś do izby, przebrać się muszę!
Na odpowiedź nie czekając, do dusznej izby wróciła. Wwiercała się dzika muzyka w myśli diablicy, ku swawolom i figlom zachęcając, gorąc pod sercem się rodził i całe ciało oblewał.
W pląsy bym poszła. Co tam zajazd, dworek jakowyś... - pomyślała. - Toć w ziemię fundamenta wkopane głęboko, nie ucieknie on.

Na prośbę Widuchowskiego sięgnęła ochotnie ku wiązaniu kaftanika, ale węzeł pierwszy rozplótszy, dłonie na ławę położyła.
- Nie godzi się tak, mości Widuchowski - rzekła, oczy kpiąco mrużąc - na weselisku własnym nie zatańczyć. Pecha to przynosi, nawet diabłom.

Muzyka zapulsowała jak bicie serca. Pustułka wskoczyła zręcznie na ławę, kopnięciem trzewiczka pełne półmiski usuwając, ręce w górę uniosła, zakołysała biodrami. Ktoś w karczmie zagwizdał, ktoś zaczął klaskać, posypały się uwagi sprośne, do większego bezwstydu judzące. Pustułka zawirowała w tańcu, uniosły się czerwone spódnice, śmigały pod nimi raz po raz hoże uda, trzeszczała ława pod trzewikami diablicy. Diabeł jakowyś ku udom diablicy sięgnął, diablica zasyczała jak żmija, i pląsów nie przerywając, w twarz go kopnęła.
- Szybciej!
Pustułka w drugą stronę się obkręciła, trzasnęły wiązania kaftana, pazurem przecięte.
- Szybciej!
Na Gawrota, któren właśnie skrzynię ciężką obok Widuchowskiego na polepie składał, poleciały strzępy rozdartej przyodziewy, perfumami pachnące, spod których przebijała się przemożna woń chuci.

Pustułka z włosów wyciągnęła dwa grzebienie, loki opadły na krągłe, gładkie ramiona i piersi bujne, lecz dumnie sterczące, o bladoróżowych jak kwiecie czereśni, małych sutkach. Zadowolona z efektu, z ślepi diabelskich łakomie w nią wpatrzonych zaśmiała się radośnie, z ławy zeskoczyła i zajrzała figlarnie w różnobarwne oczy Widuchowskiego.


- Ot, i zepsowała się przyodziewa... tedy dobrze, że waści o nową zadbał. Zatem zatańczyłam na własnym weselisku. I przyobiecuję waści jako małżonka szanować... - w głosie wibrował jej śmiech z trudem wstrzymywany i obietnice tysięcznych rozkoszy - Jeden jednakże problem tu widzę. Żeś rodziców mych nie prosił, nic to, wszak my czorty, i po czortowsku rzecz szybko sprawimy, korowodów zbytnich nie robiąc. Żeś mi pierścionka na palec nie włożył wedle obyczaju, i to ścierpię - w drwiącym głosie diablicy zadźwięczała fałszywa nuta. - Ale niechaj mnie wszyscy święci wydupczą, jeśli bez nocy poślubnej żonką się nazwać pozwolę.

Po czym oparła się o ławę i leniwie po piersi dłonią się gładząc, sarknęła na diabła grubego, który się z węgrzynem w ręku do kompaniji dosiąść próbował:
- A pod chwosta się całuj z tym swoim cienkuszem, waszeci. My tu z mości Widuchowskim zaślubiny odprawiamy - i oczy przymrużywszy, głosem, co się znowu stał słodki jako miód i tak samo lepkim, ciągnęła:
- Zważ, mości Widuchowski, że ja to z dobroci serca i z troski o cię proponuję. Wszak jest mądrość ludowa, tak pradawna, że aż w rymy ujęta:

Często niewinne żony małżonkowie winią,
Iże im rogi na głowie jak satyrom czynią,
Lecz każdy niech swej spyta; wiem, tak mu odpowie:
"Niech będzie róg, gdzie trzeba,
nie będzie na głowie!"

Tedy widzicie, mości Widuchowski, dobrodzieju mój i mężu, jaka ze mnie żonka miła? Jak dbam o waszeci? Toć gdyby te rogi diabelskie jeszcze urosły, powałę byś nimi rysował!

Co rzekłszy, zaśmiała się Pustułka bezwstydnie i swobodnie i jeszcze snadniej kuszącą pozę przybrała, pasmo włosów długich na palec nawijając.

- A ty co ślepia wytrzeszczasz? Babyś nie widział? - parsknęła do Gawrota.
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:48.
Asenat jest offline  
Stary 22-10-2008, 20:01   #12
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Gawrot to, Gawrot tamto, miotaj się diable jak Żydowin po pustym sklepie a "biełoruczkiemu" i tak nie dogodzisz.
Inna rzecz, ze wolał towarzystwo koni i prace przy nich nizli "diabelskiemu szlachciurze" usługiwać, choć ze dworu słychać było że tam już wesoło.

Siana pachnącego naniósł, wody naciągnąć tylko pozostało, choć wiedział, że naklnie się przy tym jak zwykle, bo chroma noga nie pozwalała ich równo nieść i zawsze na hajdawery coś wychlapnęło.

W studnie nigdy nie patrzył, chcąc okaleczonego odbicia nie ujrzeć i zapewne tylko dlatego że twarz obrocił w bok, zobaczył Jej przyjazd.

Zatrzymał się wpół ruchu, nieświadom, że zastygł niby owa Lotowa dziewka, diablica przemknęła jednak mimo nie zaszczycając go nawet spojrzeniem. W kubraczek obłoczysty odziana zjawą się wydawać mogła i tfu... samo się na usta cisnęło anielską, gdy kaptur futerkiem podbity zsunęła fale jasnych włosów rozpuszczając.

- Po...szczęściło się naszemu panu - zagadał do Kosmy starego siwiejącego kruka jak to miał w zwyczaju. Kosma mając oczy bielmem prawie zasłonięte warował przy Gawrocie niczym pies wierny, na gwizd zawsze posłuszny, dzieląc dole i niedole swego czartowskiego pana.

Ponoć w krainach dalekich, za Turczech potrafią ptaki ludzkiej mowy wyuczyć, nie tylko szpaki, ale i insze, ale po pierwsze Gawrot nigdy nie był tam, by się przekonać czy to nie tylko bajdy ludzkie, a po wtóre może i lepiej ze było tak jak było ?

Gawrot mówił, Kosma słuchał, raz po raz najwyżej łebek przekrzywiając, czasem strzepnął tylko skrzydłami, ot jak i ptaszysko durne. Dobrze im się tak we dwójkę "rozmawiało".


Pokrzykiwano na niego od izby. Nie spiesząc się kuśtykal po kufer, gdy wyszła Ona, gestem i ruchem drobnej dłoni go ponaglając.
Zwlókł ciężką skrzynię i zatargał do izby zęby zaciskając, bo po prawdzie nie dla jednego robota to była.

W izbie biesiada trwała w najlepsze.
Diable muzyki cięły od ucha na skrzypcach i basetli, pary wirowały wycinając iście piekielne hołubce, migały rogi, ogony, kopyta krzesały drzazgi z desek.

Tu jakiś gruby czart wpół z diablicą czarną objęty w szafliku żabi pysk unurzał i pił , pil, jakby to ostatni dzień piekła był. Podniósł głowę, tocząc dookoła mętnym wzrokiem i nagle zaczął jak ropucha na bagnisku głos dawać. Ryknęli śmiechem wszyscy puchary wznosząc.
Tam ruda diablica, znak, że z wyższego rodu lała strumień miodu na odkryte piersi, a inni w dym już pijani spijali go z niej śmiejąc się obłąkanie.

Taszczył kufer na lewo i prawo pozierając spode ramienia, ukradkiem, bo ani go tu chciano, ani towarzystwa jego łakniono, miał tylko nadzieję, że flaszę jakąś za pazuchą schowa i na sianie w stajni wypije. Ale nie udało mu się ujść niepostrzeżenie, jak to i zwykle bywało drzewiej.

Zapatrzył się na diablicę nowa co przybyła i stała teraz wabiąc spojrzenie wszystkich.
Zapatrzył, zapominając o świecie na wargi czerwone, cerę gładką, oczy świetliste.
Zapatrzył.

- A ty co ślepia wytrzeszczasz? Babyś nie widział? - wyrwał go Jej głos.
Naraz uczuł jak wzrok szlachcica spoczywa na nim, wierci w głąb czartowskiej duszy, zgiął sie mimowolnie.

Widuchowski wstał i podszedł do niego nawet lekko się nie zataczając. Znany w piekielnych czeluściach z mocnej głowy był i beczkę okowity wypić był zdolen, ale teraz pił mało, widno sprawy ważne go czekały...
- Wytrzeszcza się powiadasz - zagaił - oduczę chama !! Ktoś ty ?? Jaki i śmiesz ??

Dotknął sylwetki schylonej Gawrota, trzonkiem biczyska z bród popich plecionego zmusił czarta do podniesienia oblicza i popatrzenia sobie w twarz.
- Gawrot tys to psiajucho ? - ryknął śmiechem nagle i Pustułke za rękę pociągnął by lepiej widziała.

- Patrz pani kto ci się przyglądał. Gawrot nasz Kozak lubczyk !! - charknął chichotem wysokim, zda się że splunie do kominka, ogień nanieci, ale się wstrzymał.
- Ciesz się waćpanną, że nie takiego kochanka Lucyfer Ci przysposobił !! Piękny on powiedz, no... - szarpnął za ramię Gawrota by diablica lepiej zohydzonej twarzy mogła się przyjrzeć - piękny....no powiedz...

- Nasi go tak sprawili !! -
pochylił twarz do Gawrotowej - ciesz się, że nie ja cię w ręce na tamtym świecie dostał, lepiej bym cię sprawił kozacki synu - dodał głośno, bo lubił mir i posłuch usług mieć.

Puścił sługę czartowskiego, w tan się z Pustułką puszczając, zawirowała złota moneta w powietrzu, u stóp Gawrota brzęknęła, upadła.
- Naści sługo na weselisko !! - doleciał go jeszcze głos Widuchowskiego.

Powlókł, się ku wyjściu, nie flaszę, a dwie pod kaftanem wynosząc i kromek kilka chleba, co go kopy leżały na stołach. W drzwiach jeno odwrócił się by izbę wzrokiem obiec i szepnął do siebie.
- Wasi sprawili...

Odrzwia starannie zamknął i kustykając powlókł się ku studni, gdzie Kosma czekał okruchów, sam zaś horyłki obiecywał sobie się napić z dala od ludzi.



Diabeł w tanach



*obłoczysty - ulubiony kolor Jana III Sobieskiego. Błękitny.
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:49.
Arango jest offline  
Stary 23-10-2008, 14:39   #13
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Jerzy Czarnota: plebania Piekoszowska

Opowieść o księgach sprawiła, że pleban Kętrzyński z miejsca zainteresował się przedłożoną sprawą. Gdy pan Czarnota wspomniał o heretyckich księgach oczy plebana zabłysły.


- Dobrześ trafił panie szlachcic a casu ad casum (od przypadku do przypadku) przybywają do mnie szlachta z zapytaniami o księgi. – pochwalił się duchowny.

- Nie chcąc po próżnicy marnować czasu ojca, tą księgę chciałem mu ofiarowaćCzarnota zrobił jak mu polecono.


- Ot Psalterium expositio Ludolfa de Saxonia. Zacne to dzieło Psalmy komentujące. Szczerze dziękuje. Wielu szlachty do mnie ze sprawunkami przybywa, ale mało który legat jakiś zostawi. Widzę synu, żeś szlachcic poczciwy. Tedy choć za mną moją librarię obaczysz. – powiedział z uśmieszkiem Kętrzyński prowadząc pana Jerzego do kolejnej izby.



Biblioteka była zaiste przebogata. Grzbiety ksiąg i bogate w ozdoby oprawy cieszyły oko. Pleban był nie lada jakim bibliofilem, a miłością ku księgom i wiedzy widocznie pałał.

- Quid libris utilius atque dulcius? (Cóż jest pożyteczniejszego i milszego nad książki) - zapytał retorycznie pleban chełpiąc się swą erudycją.
- Piękna kolekcja, a pewnie magnaci znaczniejszych nie mają – pochwalił Czarnota miarkując, że pleban jest łasy na pochlebstwa.
- Tak zbieram księgi od młodości zbieram kiedym do Heidelbergu i Krakowa na studia podróże odbywał. Kolekcja od tego czasu zacna się zgromadziła.


- Tych moich ksiąg też wiele dwie almarie nie pomieściłyby, ale przed tym zbiorem ustąpić muszą – zełgał Czarnota wskazując na półki.
- Non refert, quam multos, sed quam bonos habeas libros. (Nie jest ważne, jak wiele, lecz jak dobre masz książki) – odpowiedział Kętrzyński. - Masz waść index librorum ? (spis książek)
- Nie mam – przyznał pan Jerzy
- W papierach i zapisach testamentowych może być lista ksiąg zapisana – zauważył proboszcz, znać było, że dobrze obeznany był w tej materii. – Kiedy wrócisz waść do własnej dziedziny zerknij do ostatniej woli. A jeśliby spis był pchnij do mnie posłańca z owym dokumentem, abo w gościnę do mnie przybądź zapraszam. – Kętrzyńskiego zjadała ciekawość jakie to księgi posiada szlachcic, dlatego chciał z Czarnotą wejść w zażyłość. Oczekiwał od Czarnoty współpracy i odpowiedzi na zaproszenie.

- A co do pytań waszmości. Jest u nas w okolicy kilku dobrze wykształconych proboszczów w Chełmcach, Strawczynie, Drzymałowie, Zamniowicach. A biskup krakowski Jakub Zadzik trzyma wielką kolekcję książek w pałacu biskupim w Kielcach, który niedawno pobudował. Jednak u mnie najpewniejszą radę znajdziesz. – opowiedział pleban.

- A co do heretyckich pism. To bywali u mnie ludzie z takimi księgami, które figurują na index librorum prohibitorum (index ksiąg zakazanych), ale te księgi skonfiskowałem i pod kluczem trzymam. Takie nakazy biskupie, aby pilnować ich póki kapituła kielecka nie rozsądzi co z nim czynić. Gdybyś waść powiedział o jakie konkretnie księgi chodzi? Wtedy może mógłbym więcej rzec.

- Panie Czarnota to wszystko co chcieliście wiedzieć ? – zapytał Kętrzyński. – Obowiązki duszpasterskie mnie naglą.






Miła: trakt na Opatów

Zakonnik spałby zapewne długo gdyby koń nie usterkął na nierównym trakcie. Nagły wstrząs wozu wyrwał zakonnika ze snu. Hieronim przetarł zaspane oczy i dostrzegł Miłą wpatrującą się w niego.


- Ojcze, wielcem rada z Twej łaskawej pomocy... Gdyby nie Twa mądrość, aż bojam się myśleć, co by było! Proszu, przyjm moje stokrotne dzięki...


- Dziecko nie moja to zasługa. Boża myśl umysł mi otwarła i jego w tym ręka rządziła mymi czynami.- zakonnik wypierał się zasługi – Boża to rzecz więc jemu winna podzięki. Uczyły Cię mniszki psalmów śpiewać? Jeśli tego psalmu nie umiesz powtarzaj za mną. A spamiętaj go dobrze i w pamięci zachowaj. Hieronim począł deklamować:

(Ps 27,1-3.13-14)

Pan moim światłem i zbawieniem moim,
kogo miałabym się lękać?
Pan obrońcą mego życia,
przed kim miałabym czuć trwogę?

Gdy mnie osaczają złoczyńcy,
którzy chcą mnie pożreć,
oni sami, moi wrogowie i nieprzyjaciele
chwieją się i padają.

Nawet gdy wrogowie staną przeciw mnie obozem,
moje serce nie poczuje strachu.
Choćby napadnięto mnie zbrojnie,
nawet wtedy zachowam swą ufność.

Wierzę, że będę oglądała dobra Pana
w krainie żyjących.
Oczekujcie Pana, bądźcie mężni,
nabierzcie odwagi i oczekujcie Pana.


Po wspólnej modlitwie Miła nadal wpatrywał się swymi bursztynowymi oczami w swego dobrodzieja i odważyła się zapytać:

- Panie mój, dokąd jediemy? Nikt mi nie powiedział... I dlaczegoś mnie Panie zabrał ze sobą? Proszu, wytłumacz mi!

- Przez swój wiek młody ciekawością podszyty nie będę cię ganił za pytania. Poprosiłem matkę przełożoną aby mi Ciebie w opiekę powierzyła. Postępów w służbie Bogu i bliźnim musisz poczynić. A w klasztorze po tym co się stało złym okiem by na ciebie spoglądano. - Zabrałem cię ze sobą, bo ponoć w kuchniś sprawnie posługiwała. A strawę i jadło umiesz przygotować? jednak nie była to cała prawda a jedynie jej cząstka. Całą wiedzę trzymał Hieronim zakrytą przed umysłem młodej dziewczyny.

Jakiś czas później Hieronim wyciągnął ze słomy, która na wozie zaległa worek. Z niego dobył drewnianą tablice „drzeworytem” ją mianował.




- A teraz módl nie do madonny z dzieciątkiem najlepiej jak potrafisz – polecił Miłej i ponownie położył się na wozie. Był dziwnie przemęczony jakby coś go trapiło. Szybko zasnął. Miła już miała zacząć się modlić, kiedy młody woźnica obrócił się ku niej i powiedział:

- Chodź do mnie na przodek to pogaworzymy, bom słyszał że zakonnik nie powiedział Ci gdzie jedziemy, a pewnieś ciekawa?






 

Ostatnio edytowane przez Adr : 23-10-2008 o 15:14.
Adr jest offline  
Stary 28-10-2008, 12:19   #14
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Dziewczyna śpiewała modlitwę wraz z kapłanem, a głos jej był czysty i wdzięczny. Znała dobrze ten psalm, jak i wiele innych, dzięki pilnym naukom odbieranym od urszulanek. Siostry zorientowawszy się, że Miła jest nie tylko chętna nauki, ale ma również dobry głos, wpajały w jej duszę umiłowanie do psalmów i pieśni, ku chwale Pana! Hieronim widząc to uśmiechnął się zadowolony.


Wyjaśnienia zakonnika Miła przyjęła z radością i w zupełności jej one wystarczyły, przynajmniej na tą chwilę. Choć nie dowiedziała się dokąd zmierzają, cieszyła się na myśl, że jej biegłość w kuchni tak się spodobała temu zacnemu mężowi i że będzie mogła mu służyć. On tak wiele wiedział, a umysł jego był lotny i miły Panu. Święta Panienka z pewnością obrała jej takiego opiekuna z rozmysłem. Jakby na potwierdzenie tej myśli, Hieronim pokazał Miłej cudowny obraz, wyłaniający się z kawałka drewna. Dziewczyna już wcześniej widywała w klasztorze piękne malunki, figury i obrazy, nigdy jednak nie śmiała im się dobrze przyglądać, onieśmielana spojrzeniami świętych. Teraz zaś kapłan wręczył jej drzeworyt i kazał się modlić.



Długą chwilę Miła nie mogła oderwać wzroku od tego cudu. Serce jej waliło, gdy wodziła palcami po wypukłościach i wklęsłościach drewna. Twarz Świętej Maryi zdawała jej się twarzą starej, spracowanej kobiety. Jakże bardzo przypominała jej w tej chwili własną matkę! Matkę, którą opuściła. Uścisk żalu objął serce Miłej, gdy pomyślała o jej smutnej, pomarszczonej twarzy i popękanych dłoniach, które tak ciężko pracują, nie mając już znikąd pomocy. Pewnie wybuchnęłaby rzewnym płaczem, gdyż ciężko zrobiło jej się na duszy, gdy pomyślała, że jej rodziciele nie znając prawdy o jej odejściu, wzięli je za niewdzięczną ucieczkę i myśleli, że już nie darzy ich miłością. O, jakże się mylili!


Od tych myśli oderwał ją głos młodego parobka, który powoził wozem:


- Chodź do mnie na przodek to pogaworzymy, bom słyszał że zakonnik nie powiedział Ci gdzie jedziemy, a pewnieś ciekawa?


Miła zapamiętała słowa Hieronima, który jej ciekawości nie brał za cnotę, a raczej uważał, że należy ją ganić. Jednak kapłan nie zabronił jej kategorycznie dziwienia się, zatem nie stanie się przecie nic złego, jeśli porozmawia z woźnicą? W pamięci również miała przykaz modlitwy do Madonny, postanowiła więc, że jak tylko wysłucha młodzieńca, pomodlą się wspólnie. Przyciskając do siebie drzeworyt, niczym wielki skarb, Miła przeszła do przodu i siadła koło woźnicy.


- Nie wiem dokąd jedziemy. Swiet jest taki ogromny! Myślałam, że to stepy są takie wielkie, ale teraz wiem, że drogi biegną coraz dalej. Już nie umiałabym trafić do domu. Ojciec Hieronim nie pochwala ciekawości, ale ja chciałabym wiedzieć. Lubię wiedzieć...


Miła zawstydziła się trochę swojej szczerości, więc spuściła wzrok i czekając na odpowiedź dalej studiowała piękny drzeworyt z Madonną i Dzieciątkiem.
 
Milly jest offline  
Stary 31-10-2008, 19:15   #15
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Czarnota z uwagą wysłuchał księdza. Od czasu do czasu zdawkowym słowem pogratulował mu wspaniałej kolekcji książek chcąc połaskotać dumę tego człowieka. Każdy był grzeszny i pleban pod tym względem inny nie był. Ot jeżeli znajdzie się odpowiednią dźwignię do każdego można dojść. To musiał dobrze wiedzieć diabeł i dlatego tak wiele dusz udawało mu się zdobyć. Przecież jemu nie chodziło o takie dusze, które i tak by dostał gdy ich właściciele umrą. Szukał specjalnych ludzi ... takich jak on. Jeden błąd, który wiele człowieka może kosztować. Jednak w końcu każdego można przechytrzyć, przed losem można uciec ... i można przezwyciężyć. W końcu diabeł nie był tak potężny jak się wydawało, też popełniał błędy.

Trzeba było jednak powrócić do tej chwili. Pan Jerzy uśmiechnął się do księdza
-Ojcze wasze zaproszenie wielką radość mi przynosi. Dobrze jest czasami porozmawiać z kimś uczonym, który docenia radość płynącą z ksiąg -

-Nie będę dłużej już wam czasu zajmował. Powiedzcie mi tylko gdzie ruiny pałacu Tarłów znajdę?- pytanie zadał w niewinnym tonie. Ot chciał sobie okolicę pozwiedzać i popatrzeć na wszystko. Pleban który był chyba jeszcze prezentem oczarowany udzielił mu wszystkich odpowiedzi. Okazało się, że to całkiem niedaleko, a skoro z Widuchowskim miał się dopiero wieczorem spotkać, to miał jeszcze sporo czasu.

Wrócił do wioski i bez żadnych problemów odnalazł kowala. Kazał się temu jego koniem zająć. Rzucił mu tyle pieniędzy, aby ten jeszcze go dobrze napoił i nakarmił. Zaznaczył również, że ten zwierz to jego wierny towarzysz i żeby lepiej ten o niego dbał. Prosty chłop, mimo że potężnej postury, zaczął się zginać w ukłonach, nie chcąc niczym urazić przybysza.

Skoro jego zwierzem, ktoś się już zajął, pan Jerzy mógł pomyśleć o sobie. Do gospody się udał, gdzie chciał w spokoju spędzić większość czasu. Chłopi gdy go zobaczyli od razu miejsca ustąpili, nawet Żydowin prowadzący karczmę nie musiał ich zbyt szybko wyganiać. Ten gdy mu tylko błyśnięto monetą również stał się nadzwyczaj usłużny.

Najedzony, wymyty i wypoczęty Czarnota zaczął nad całą sprawą rozmyślać. Sprawa ta nie była całkiem czysta, chociaż to akurat jemu nie przeszkadzało. Nie wiedział po co Widuchowskiemu jakieś księgi, ale musiał w tym swój plan mieć. Zresztą bardziej obawiał się, że ten szlachcic może próbować go oszukać. Kto wie co po jego głowie chodziło. Można jasno było powiedzieć, że tamten uczciwy nie był. To dlatego w końcu szlachcic wyruszył wcześniej niż z początku planował. Chciał dotrzeć do zamku przed zmrokiem i przygotować się tam na przybycie Widuchowskiego. Gdyby tamten chciał go oszukać, to mocno się zdziwi.
kolejny komplement, na który tamten był oczywiście łasy. Proste to było i dlatego szlachcic nie mógł się przed tym powstrzymać.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:50.
Hawkeye jest offline  
Stary 31-10-2008, 19:50   #16
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację

Gawrot i Pustułka (Karczma między piekłem i niebem - wzgórze Rasiejówka)


- ChłopieWiduchowski zakrzyknął na GawrotaMemu oku nie uszło coś za pazuchę wraził. Nie zanadto sobie folgujesz. A niech cię…- spojrzał na Pustułkę - jeno umiar trza znać.

- Nie poniewieraj się po izbie, wozu z dobrem strzeż. Gdyby przyjechał szlachcic gruby jak świnia niech czeka. Tylko burdy nie wszczynaj bo mości Ladaczyński to zagorzalec, popędliwiec i choleryk; łatwo do gniewu go przywieść. A Hmyza lada chwila z dworu powróci. Nie puszczaj nikogo do karczmy. – zadysponował Widuchowski.

Widuchowski zapragnął brać swą żoneczkę z diabelską fantazją, a nie jak przygodną dziewkę na sianie zdybaną i byle jak chędożoną.

Zaczął wydawać rozkazy tonem nie znającym sprzeciwu. Kazał dwa wielkie alkierzowe stoły ku sobie zsunąć. Swawolić na nich zamierzał, aby naurągać tradycyjnemu szacunkowi, któren w chamskich chatach do stołu jest przypisany. Dalej rozkazał dwie pierzyny w kufrach upchane przynieść i na stołach ścielić. Świec kazał więcej podpalić, bo wolał mętne światło od ciemności.

Kiedy już wszystkie rozkazy zostały wypełnione Widuchowski wyszeptał jakieś dziwaczne słowa, po czym wciągnął tak olbrzymi wdech, aż płomienie świec się zachwiały. Tłumek gapiów z gębami rozwartymi szeroko jak odrzwia stodoły zebrał się w kupie. Raptem diabeł dmuchnął w stronę gapiów, pęd powietrza zwaliłby bez trudu jeźdźca z koniem, tak i cały tłum z nóg ścięło, a co mizerniejszy to i za próg wyleciał. Reszta towarzystwa uciekała równie szybko. Widuchowski zatrzasnął drzwi i zaczął ku żonce się sposobić.

Chcąc dać upust swej woli w kibić Pustułkę oburęcznie uchwycił i poniósł ją na stół usłany puchowymi pierzynami. Ułożył ją na posłaniu i podał jej kielich:

- Pij! - rozkazał - Dobrze wiesz, że to pragnienie najłatwiej nasycić – Pustułka piła chciwie, gdyż dzień był upalny i droga ją zmęczyła.

- Ciało masz piękne kuś mnie, kuś! – zakrzyknął diabeł. Pustułka zadygotała po czym wygiąwszy się zręcznie a lubieżnie zastygła w oczekiwaniu. Nagie sterczące zawadiacko piersi dodawały jej uroku. Diabeł pasa popuścił niby popręg wstrzymujący biegusa. Ciężki zapach perfum drażnił jego nozdrza.

Jak nie wszem wiadomo diabłom wobec miłości rogi wydłużają się a twardnieją. A Widuchowski nie był od tego wolen. Diabeł nie chciał łamać jego dumy, pragnął tylko posłuszeństwa i cudownego przeżycia kiedy ma się między udami tak wspaniałe i piękne zjawisko. W ferworze miłosnego boju pazury porozrywały pierzynę na strzępy. Puch i cząstki pierza wirowały w powietrzu lepiąc się do spoconych diabelskich ciał.


Obdaruj, Pustułko, Twego męża
Czarem wieczornej kurtyzany,
Ażebym miał, nim zabrzmi jutrznia
Kształt Twej bytności zapisany.

Wargom mym podaj pierś kokoty,
Jaką śni więzień w kazamatach
I biodra w takie wpraw obroty
Bym do roboty ręce zatarł.



Nie oddaj mi się bez przekory,
Podrażnij mnie, lecz nie za długo,
Żeby zbyt łatwo me walory
Przedwczesną nie trysnęły strugą.

Niechaj chłopięca w nich nerwowość
Drży z niepewności i pragnienia,
Niech z trudem się dobywa słowo
Opisujące jęk spełnienia.



Z piersi sarmackiej moje pióro,
Które łacińską żądzą ostrzę.
Ocieka tłuszczem, pachnie skórą
I pryska, kiedy się rozzłoszczę.

Inkaust z krwi i okowity,
Z patoki złości, z pieszczot kropel
Tylko przy tobie z piórem zżyty
Nie ścina się w jałowy sopel.

Lecz chociaż tylu wielkich znałaś
Upodobania i zachcianki -
Może i ja z Twojego ciała
Dobędę szczery dreszcz kochanki.

Tylko się pierwszy raz daj objąć
A niech już sobie kruk zakracze!
Choć mnodzy wciąż to z Tobą robią -
Wszak każdy robi to - inaczej...

Tylko się pierwszy raz daj objąć
A niech już sobie kruk zakracze!
Choć mnodzy wciąż to z Tobą robią,
Daj wierzyć - zrobię to inaczej..


Kiedy zaspokojenie żądz i nadmiar rozkoszy osłabiło wolę Pustułki. Diabeł zaczął szeptać jakieś dziwaczne słowa znać był, że czary czyni. Następnie naślinił jej pępek chwycił go zębami i rozwiązał. Wyciągnął z połów kontusza klejnot niezwykły. Była to szpilka zwieńczona jakimś błyszczącym osobliwie klejnocikiem. Widuchowski majstrował chwilę przy pępku Pustułki, aż zaplótł węzeł wokół klejnotu. W ten oto sposób ją naznaczył.

- Consumatum est (dokonało się) – wyrzekł Widuchowski.



Natenczas Gawrot siedzący na wozie przyglądał się stadku kur grzebiącym w ziemi. Niespodziewany i nagły tętent kopyt zwiastował jakichś jeźdźców.

Czyżby to ten Ladaczyński o którym wspominał Widuchowski – zamyślił się diabeł.

W parę chwil zajechało pod karczmę trzech konnych. Jeden szlachetnie ubrany w kontusz i z szablicą u boku. Dwu pozostałych pośledniejszego ubioru, znać było, że to pachołcy. Kury zlękły się srogich jeźdźców i z przeraźliwym gdakaniem rozbiegły się na wszystkie strony, aby ukryć się w zakamarkach podwórza. Tylko jeden wielgaśny kogut maszerował po podwórzu.



On jeden był widać mężnego serca i lada co nie wzbudzało w nim postrachu. Kroczył dumnie w stronę płotu. Ogrodzenie było mizerne tu i ówdzie brakowało sztachet, a dziury stały otworem przed wszelkiej maści kundlami i lisami, które zapuszczał się w głąb obejścia z nadzieją napchania sobie żołądka jakimś niebacznym kurczęciem. Kogut wskoczył na płot i zapiał w niebogłosy a dźwięk niósł się czysty i donośny rzekłbym umarlaka zdolen był obudzić.

- Hej – zakrzyknął jeden z pachołków na Gawrota.

- Mości Widuchowskiego szukamy. – odezwał się gruby szlachcic. - Znać po herbie, że wóz na którym siedzisz należy do niego. Jeśli służysz u niego prowadź do swego pana, jeśliś przygodnym chłopem mów czemuś swój zadek na cudzym wozie usadowił?


 

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:52.
Adr jest offline  
Stary 01-11-2008, 20:57   #17
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Gawrot spojrzał na spasłego szlachcica. Różowa, nalana twarz z kartoflowatym nosem zaiste przypominała świński ryj.

Oczami wyobraźni widział już go jako gościa w Piekle.

Jak rozebrany, oblany potem spływającym po tłustym cielsku i potężnym kałdunie, gnany niepohamowanym głodem napycha się kolejnymi porcjami mięsiwa. Jak zamieniają się w jego wnętrzu w szczury kąsające go po trzewiach, jak wlewa w siebie kolejne kielichy węgrzyna czując smak octu w ustach, nie mogąc ugasić trawiącego go pragnienia.

Uśmiech wypłynął na jego twarz. Zsunął się z wozu i kłaniając w pas, by ukryć pokaleczone oblicze odpowiedział.

- Szla...chetny panie. Jem jest słu...gą pana Widuchowskiego. Jeno on za...kazał teraz puszczać do dwora.
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:52.
Arango jest offline  
Stary 04-11-2008, 11:26   #18
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Ot, i naści róg.

Przeciągnęła się diablica rozkosznie, zdmuchnęła piórko, które jej się czubka nosa czepiło. Myśli poplątane galopowały jej po głowie jak stado koni do wodopoju. Poszeptywał coś tam Widuchowski nad jej łonem, ale myśli diablicy pomknęły już daleko, ku korowodowi zabaw i tańców, ku obcym krajom, których jeszcze nie widziała, ku nowym swawolom. A potem samym środkiem świata całego stało się jej własne łono, które po takich figlach niezawodnie wzbierze ciężarem nowego, diabelskiego żywota. Pogratulowała serdecznie samej sobie wyboru miłośnika - nie tylko z fantazji, ale i z urody był jej miły. Diablątko ani chybi będzie śliczne jak malowanie, mądre i psotne. Zdało się jej, że już czuje ruchy wewnątrz swego żywota, co ją wszechogarniającą wypełniło radością.

Żal, żal będzie ogromny takiego mężusia ostawiać, zackni się pewnikiem nie raz i nie dwa, jako ten obraz przed oczyma jako żywy stanie - myślała, spod przymkniętych powiek obserwując Widuchowskiego, który przyodziewek do porządku doprowadzał, i raz po raz z syknięciem ku plecom sięgał, na których paznokcie diablicy wyryły krwawe szlaki - Ale i wspominać będzie co... - Pustułka wątpliwości nie miała żadnych, że prędzej czy później Widuchowskiego z niczym zostawi, uciekając ciemną nocą, a i biorąc sobie na pamiątkę to i owo z jego majątku. Bo i złudzeń nie miała żadnych - prędzej czy później każdy jeden na własność i wyłączne używanie ją mieć pragnął. Ot, głupota mężów wszystkich... czyż wyczerpie się ocean, gdy wziąć z niego wody szklankę?

Podniosła się, na rączce się wdzięcznie opierając, i wtedy błyskotkę nową w swoim pępku przyuważyła.
- Ach! - szepnęła zachwycona, zerwała się naga ze stołów i kręcić się poczęła, w klejnocik światło świec łowiąc. - Piękny!
Skoczyła na Widuchowskiego i w pasie go krzepko obłapiwszy, wycisnęła na ustach diabła solenny pocałunek. - Cudowny! Widziałam takie, na obrazkach u mistrza Laurentiusa w Krakowie. Dziewki w haremach pohańskich takowe noszą... Ale one niemal rozebrane, tylko wokół drażniątek szmatkę sobie cienką obwijają, przez którą i tak widać wszystko ... Chciałby waści, żebym takowe szmatki nosiła? - zaśmiała się figlarnie. - Może to i pomysł dobry, bo wielce pouczające były owe haremowe malunki, szkoda, że żem z tych pohańskich szlaczków i wężyków nic nie wyrozumiała, bo takoż musiały wielce być ciekawe te sprawy, o których tam pisali... - radośnie paplając, jako to kobiety, także diablice, po miłowaniu mają w zwyczaju, skoczyła ku kufrom i w zachwyt kolejny popadła, dłonie do policzków różanych przycisnąwszy.

A i dobra wszelakiego w kufrze było co niemiara. Suknie barwne jak skrzydła motyla, batysty, brokaty, adamaszki, koronki delikatne jak nić pajęcza. W osobnej skrzyneczce z drewna malowanego pyszniły się pierścienie, sznury pereł i naszyjniki ze skrzącymi kamieniami.



Pustułka najpierw przyozdobiła nagie piersi przepysznym naszyjnikiem z ametystów, a potem za wybór sukni się wzięła, w której to małżonka szlachcica mogłaby się godnie pokazać. W ferworze walki z wiązaniami myśl nagła jej nastrój zepsowała doszczętnie:
- Panie mężu, te dziewki sułtańskie wszak nie bez przyczyny brzuchów nie zakrywają. Nie zahaczy się o przyodziewę klejnocik mój, pępka mi nie wyrwie, skóry nie poharata? - zapytała zmartwiona. - Skóra na sukkubie goi się jako na psie, ale zdjąć to lepiej może, i do łoża tylko nosić?
 

Ostatnio edytowane przez Milly : 13-01-2009 o 12:53.
Asenat jest offline  
Stary 07-12-2008, 19:49   #19
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Jerzy Czarnota: Piekoszów - kuźnia

Kowal ucieszył się z wizyty szlachcica. Tym bardziej że Czarnota grosza nie poskąpił, a kowal dawno nie oglądał monety za swą robotę. Chłopi mieli go w poważaniu, ale za wszelkie posługi płacili zbożem lub innymi płodami rolnymi.

- Piękny biegus
- pochwalił konia rzemieślnik.
- Ano dobrze mi służy
- odrzekł Pan Jerzy wręczając zapłatę za oporządzenie konia.
- Hojnyś panie
- skłonił się chłop. - Wreszcie mego siwka z rąk młynarskich wykupię.

Czarnota nie słuchał już jego słów, bo śpieszno mu było do karczmy.

- Janek
- zakrzyknął kowal na syna. - Leć do młynarza i tym mu w oczy zaświecisz. - pokazał dopiero co zyskane pieniądze.
– Dobra nasza
- odrzekł chłopak.
- Przyprowadź naszego siwka, bo tęskno mi za nim.

Chłop zabrał się do roboty a humor mu się widocznie poprawił po rymowankę zaczął nucić pod nosem:

Lazł szewc po drabinie,
upadł między świnie,
świnia jemu szepcze:
jak się masz mój szewcze?

Chodzi świnia po ulicy
krzywo ogon nosi,
a on za nią, jak za panną,
o szczecinę prosi.

Po czym kowal roześmiał się szczerze a głośno jak to tylko człowiek wiejski potrafi.


Jerzy Czarnota: Podzamcze Piekoszowskie – zrujnowany pałac Tarłów

Tymczasem Czarnota w karczmie bawił, podjadł sobie, odpoczął. Konia oporządzonego odebrał i ruszył szukać pałacu Tarłów. Dobrze mu pleban drogę wytłumaczył bo niedługo Czarnota znalazł wyznaczone miejsce.



Pałac okazał się ruiną. Widocznie tylko wiatr w nim mieszkał. Pan Jerzy podjechał bliżej na dziedziniec konia wprowadził. Patrząc na mury zielskiem i mchem zarastające w zadumę popadł. Dziwny go nastrój naszedł w tym odludnym miejscu.



Wspomniał zmarłego ojca podstarościego Adama Czarnotę, panią matkę Hannę zabitą w zajeździe i posmutniał wyraźnie. Na myśl wziął swych przyjaciół i wrogów, przed którymi niedawno musiał uchodzić.



Myśli obsiadły go zewsząd. Wyciągnął gąsiorek z przednim trunkiem, w który zaopatrzył się w karczmie. Trochę weselej mu się zrobiło. Tym bardziej, że wspomniał Ewę Lisicką, do której żywił afekt szczery. Takie to rozmyślania zaprzątały głowę Czarnoty, kiedy oglądał i spacerował po ruinach pałacu.




Miła: trakt na Opatów

- Wołają na mnie Piotrek
– odrzekł woźnica. A chłopiec był z niego gładki, aż miło było zerkać na jego twarz i błyszczące oczy.

- Jak Ci na imię?
– zapytał. - Pewnie jakoś dziwnie, bo z kresów Rzeczpospolitej się wywodzisz. Tak przynajmniej prawili mniszkowie.

- Miła…
– odpowiedział skromnie dziewczyna.

- Nasz ojciec
– zerknął w tył na śpiącego - to mnich jako widzisz z zakonu benedyktynów się wywodzi. Hieronim mimo, że duchowny to człowiek znacznego rodu i wysokiego urodzenia. Matka przełożona klasztoru urszulanek to jego rodzona siostra czyli z jednego łona oboje pochodzą. Stąd ta cała nasz podróż i odwiedziny w twoim klasztorze. A tych dwu braci co z nami byli, to też benedyktyni pojechali w litewskie ziemie do klasztorów tamże pobudowanych.

Okazało się, że Piotrek to gadacz. Paplał jak najęty, a gęba jako odrzwia karczmy przy ruchliwym trakcie prawie zawsze była otwarta. Jednak chłopak widocznie miał respekt dla zakonnika, bo co chwila zerkał na śpiącego i uważnie nasłuchiwał chrapania dochodzącego z wozu.

- Ojciec przygarnął mnie długi czas temu. I od tamtego czasu z nim podróżuje. A widać sieroty lubi to i ciebie przygarnął. Dobrze mi z nim, bo zacny to człek, a mądry, że ho…
- smarknął przez palce jak to pachołcy zwykli czynić by nosowi ulżyć.

- Jeździm od klasztoru do klasztoru. Bo jak z rozmów między braćmi podsłuchałem to benedyktyni chcą kongregację zakładać. I temu ponoć służą te narady, odwiedziny i wszelkie deliberacje mnichów
– opowiadał rozmowny woźnica.

Piotrek opowiadał fakty, które zdał usłyszeć w ciągu rozmów jakie prowadził Hieronim ze swymi dwoma towarzyszami. Miła była ciekawa wszystkiego. Ale co i rusz pytania rodziły się w jej główce. Wielu oczywistych spraw i słów nie rozumiała. Piotrek co i rusz musiał tłumaczyć: co to kongregacja, kto to benedyktyni, co to królewszczyzny. A że sam w niektórych rzeczach miał słabe rozeznanie to namieszał faktów i objaśnień. Ale dziewczyna brała za pewnik wszystko to co mówił. Mniszki z klasztoru rozmawiały o nieco innych sprawach. Dzielił się z nią wiedzą, którą posiadł i był rad, że może się przed kimś wygadać. Hieronim zaś coraz głośniej pokasływał przez sen i widać było nad nim zmęczenie.

Na rozmowach z Piotrkiem upłynęło sporo dnia. Słońce stało w zenicie gdy ujrzeli dymy i wioskę. Wieś rozsypana była po okolicznych pagórkach gęsto obrośniętych brzeziną i olszyną. Chaty chłopskie i stodoły wychylały z tej gęstwiny omszałe czupryny dachów i pobielone ściany.
 

Ostatnio edytowane przez Adr : 14-01-2009 o 13:58.
Adr jest offline  
Stary 10-01-2009, 16:31   #20
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Gawrot i Pustułka (Karczma między piekłem i niebem - wzgórze Rasiejówka)


Pustułka poczęła w kufrach szperać, nagie ciało stroić a przyodziewać, podarki wszelakie przymierzać. Boć jak wiadomo szata zdobi ciało i dostojeństwa znacznie przydaje. Po przyodziewku łacno rozeznać kto z jakiego stanu ród swój wywodzi. Każdemu człekowi inny ubiór przynależy: szlachcie kontusz, a chamstwu sukmana.

Widuchowski w niepełnym ubiorze przechadzał się po karczmie. Zanim Pustułka zawitała do karczmy diabeł kąpieli zażywał. Prosto z wrzątków zasiadł do stołu, jeno gacie, koszulę i kontusz niedbale zarzucając. Toteż z żonką swawolnie sobie poczynając przyszło mu się rozdziewać po raz wtóry. Stał teraz z rozchełstaną koszuliną i przyglądał się półnagiej diablicy.

- Panie mężu, te dziewki sułtańskie wszak nie bez przyczyny brzuchów nie zakrywają. Nie zahaczy się o przyodziewę klejnocik mój, pępka mi nie wyrwie, skóry nie poharata?. Skóra na sukkubie goi się jako na psie, ale zdjąć to lepiej może, i do łoża tylko nosić?

Widuchowski podparł się w boki i zaśmiał się gromko.

- Ten klejnocik com go związał to amulet płodności. Skóry nie pokaleczy, ale nasienia obcych mężów nie zażywaj. Chyba, że zechcesz go sama oderwać – wyjaśnił głaskając jej podbrzusze. - Wiem czego pragniesz. Wyczytałem to z poruszeń twego łona. – powiadał pomagając jej ubrać suknie.

- Może spełnię to czego tak bardzo chcesz - rzekł zawiązując koszulę. - Jeszcze dziś obiecuje Ci dziecko. Służ mi – wskazał na żupan, który Pustułka przyniosła i pomogła mu go ubrać – wiernie, a będziesz miała to czego zapragniesz. Te fatałaszki to przedsmak skarbów jakimi dysponuje. Ale na cóż mi dobra i bogactwa… – westchnął.

Pustułka służyła mężowi pomocą przy ubiorze, bo każdy możniejszy szlachcic nie ubiera się samojeden. Po jakimś czasie Widuchowski
prezentował się okazale w szamerowanym, bogatym kontuszu z najprzedniejszej karmazynowej sajety. Czyste spodnie wpuścił w buty z czerwonawej skóry safianowej. Stroju dopełniał jedwabny pas kontuszowy prztykany złotogłowiem i szablica zaczepiona u boku.

Widuchowski i jego żonka byli ubrani i gotowi do drogi. Nagle Pustułka dostrzegła papier w rękach swego męża. Diabeł chwycił jedną ze świec i ulał roztopionego wosku na papier widocznie chciał zabezpieczyć i zapieczętować pismo. Zdjął sygnet i odcisnął w wosku swój herb – Nowinę.




– To ważne pismo i nie jedną tajemnicę kryje. – rzekł Widuchowski
prowadząc ją do drzwi i wręczając zawoskowany papier – Schowaj i pilnuj jak dziecka w kołysce. Bacz aby nikt nie złamał pieczęci, ale sama też nie otwieraj, bo nieszczęście Cię spotka – dopowiedział.

*****

Przed drzwiami niecierpliwił się i klął Piotr Ladaczyński. Diabeł szlachecki przywitał go uprzejmie i przedstawił Pustułkę jako panią Widuchowską.



- Piotr Ladaczyński, herbu Wieniawaprzedstawił się szlachcic - z Tarczka pod Bodzentynem ród mój wywodzę- widząc, że Widuchowski ogarnął wzrokiem jego pachołków i podejrzliwie ku nim spoziera.

- A to sługi moje – rzekł wskazując na pachołków.

Nie minęło chwil parę a od strony doliny pojawił się Hmyza. Chłop wyglądał na posuniętego w latach, ale starca nie przypominał.. W jego sposobie poruszania czuć było jakiś nerw jak u rączego źrebca. Wysokie czoło wystawało spod kapelusza, a wynędzniały wąs snuł się pod niewielkim nochalem.



Kiedy zbliżył się czuć go było intensywnie a zalatywało od niego przetrawionym samogonem. Hmyza oczy rozwarłszy nic się nie odezwał, tylko porozumiewawcze spojrzenie rzucił Gawrotowi. Potem splótł na piersi spracowane chłopskie ręce poorane bruzdami od pracy z cepem i widłami. Stał i patrzył na Widuchowskiego. Wyraz twarzy miał zacięty jakby się był zagniwał, często mu się to zdarzało ponoć ze swarliwej rodziny pochodził.

- Dotrzymajcie towarzystwa naszemu znajomemu – zadysponował Widuchowski zwracając się do Pustułki i Gawrota. Sam zaś skinął na Hmyzę i odszedł z nim kawałek poza zasięg słuchu całego towarzystwa. Usiadł na pniaku służącym do rąbania drewna i zaczął słuchać tego co mówił Hmyza. Hoc tempore (w tym czasie) Pustułka zabawiała się rozmową z Piotrem Ladaczyńskim i wysługiwała się Gawrotem.

Ladaczyński wiódł ze sobą pacholików. Pierwszy młody, blondynek z rozszczepioną wargą - nazywany Zajączkiem - zajmował się końmi i właśnie prowadził je do studni. Drugi nieco starszy pachołek - Antek - nudził się okropnie. Przysłuchiwał się rozmowie i co kilka chwil spoglądał lubieżnie na Pustułkę. Antek obserwował wszystko do czasu, aż z nudów kopnął jedną z kokoszek grzebiących w bliskości karczmy. Kura wywinęła fikołka i zamachała nerwowo nieproporcjonalnymi skrzydłami. Pachołek roześmiał się głośno i długo zanosił się śmiechem mimo, że pan Ladaczyński zgromił go wzrokiem.

Z nagła stała się że dziwna a odnotowania godna. Jasno upierzony kogut, który stadu kur przewodził rzucił się na roześmianego Antka. Do głowy pachołka podfrunął i zaczął okrutnie dziobać jego lica.



Chłopak krzyknął i runął na ziemię zwracając uwagę wszystkich. Mości Ladaczyński szabli dobył. Wziął srogi zamach i obciął łebek koguci. Wszyscy skupili uwagę na rannym pacholiku, któren wył jak opętany. Jeno Widuchowski i Hmyza nadal spokojnie rozmawiali obserwując całe zajście z oddalenia.

- Bodajbym więcej dna w beczce nie ujrzał – wrzasnął Ladaczyński. – Oko mu wypłynęło – zawyrokował.

Rychło okazało, że nieopodal rannego pachołka większe dziwy się dzieją niż rozdziobane oko. Miast koguta leżał tam człek bez głowy, która obcięta leżała nieopodal.


 

Ostatnio edytowane przez Adr : 14-01-2009 o 14:02.
Adr jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172