Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2008, 22:03   #85
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Africia musiała być zrobiona z dobrego materiału, bo nader szybko otrząsnęło się z szoku. Być może przyczynił sie od tego ożywczy trunek, zaserwowany przez Pythona, a może doświadczona mieszkanka Afryki nie raz znalazła się w trudnej sytuacji. W każdym razie chociaż to jej zagroziła mamba, to jednak wyglądała o wiele lepiej, niż Simone. Patrząc na panią doktor można było pomyśleć, że zawaliły się na nią wszystkie nieszczęścia tego świata.

Westchnął ledwo dosłyszalnie.
Nie miał nic przeciwko kobietom, ale... Czasami zachowywały się dziwnie...


Koniec deszczu niezbyt wpłynął na zważone ciut humory ich niewielkiej grupki, podobnie jak możliwość ruszenia w dalszą drogę. Noszenie wilgotnych, parujących mundurów też nie było czymś przyjemnym, nawet jeśli istniała duża szansa, że wyschną przed zachodem słońca.

Najlepiej w tej sytuacji miała Imani, paradująca w stroju niemal urodzinowym, ale pozostałym, przedstawicielom dumnej białej rasy, nie wypadało chodzić w samej przepasce biodrowej. Pytanie zresztą, jak Africia i Simone zapatrywałyby się na kwestię konkurowania z nie najgorzej przez naturę wyposażoną Murzynką. A nie daj Boże sądu Parysa... Jabłko też by się znalazło. Imani, dbająca o siły i dobre samopoczucie swego pana, znalazła kilka jabłkopodobnych owoców, więc byłoby co rzucać... Gdyby tylko dziewczyna się zgodziła, by kto inny niż Patrick skorzystał z jej znaleziska.

Na szczęście panie, nieświadome wesołych myśli krążących w głowie Kita, nie zlinczowały go natychmiast.
Czego nie wiedzą, o to nie mają pretensji - uśmiechnął się do siebie Kit.

Wszyscy maszerowali z mniejszym czy większym zapałem. Nawet Simone, która pewnie uniosła się ambicją, dotrzymywała wszystkim kroku. Jedyne, co psuło humor Kitowi, to niemożność dokładnego rozpytania o dolinę. Z wypowiedzi Imani nie można było się domyślić, czy chodzi o święte miejsce nawiedzane przez duchy, czy też ulubioną dolinkę słoni.

Pewnie cmentarzysko słoni, jak u Haggarda - uśmiechnął się Kit - po którym grasują duchy zwierząt. A jeden ze strażników doliny omal nas nie stratował.


Samotna chata nie wyglądała na nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że Imani nie chciała się do chaty zbliżyć.
Jakieś tabu? Chata duchów? - parę ciekawych pytań Kit mógłby zadać, gdyby nie Simone, która zamiast powoli, spokojnie wypytać Imani napadła na biedną dziewczynę, jakby chciała wydrzeć odpowiedź na siłę.

Piętę sobie obtarła, albo chłopa jej trza - jak by powiedział dziadek Kita.

Zanim ktokolwiek zdołał cokolwiek zrobić, Simone, nie zważając na nic, wparowała do chatki.

Kit spojrzał na Elvisa z zaciekawieniem.
Jakby nie było to właśnie porucznik był dowódcą tej grupy. I to on powinien dopilnować, by cywile, w tym jego siostra, nie robili różnych głupot. Jakby nie było, niedawno się przekonali, że Afryka jest niebezpieczna.

On sam nie miał zamiaru nic robić. Jeśli Simone miała ochotę, mogła sobie wtykać nos gdzie chciała. Kit nie będzie się uganiać za bezmyślną babą, która najwyraźniej nie zamierzała zmądrzeć.

Rozejrzał się dokoła.
Ciekaw był, czy faktycznie zagraża im jakieś niebezpieczeństwo. Jeśli tak, to wolał być gotowy...
 
Kerm jest offline