Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2008, 03:25   #129
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pomiot Khorna. Ze wszystkich tworów, będących dziełem chaosu, o tym Danstan słyszał najgorsze opowieści. Rezygnacja mimowolnie sama wkradała się do jego mężnego serca. Młody Boss jednak nie po to spędził osiem lat w wojsku będącym pod sztandarem Sigmara, by dać się teraz przed tym przeciwnikiem owładnąć strachowi.

W milczeniu obserwował jak Marron z trudem schyla się pod framugą by wejść do wewnątrz domu przez roztrzaskane drzwi. Trzymany przez demona w prawej ręce półtorak, sprawiał wrażenie zaledwie krótkiego miecza. A Danstan na razie tylko obserwował wyglądając dla siebie jakichkolwiek szans. Szybko ocenił oczywistą słabość przeciwnika jaką były jego nogi, które nie mutując tak prędko, musiały dość niezgrabnie dźwigać rosnący w oczach muskularny korpus. Czas jednak na obserwację skończył się i Marron niespodziewanie zręcznie i prędko wymierzył pierwsze cięcie skośne rozbijając przy tym w drzazgi stojącą w korytarzu komodę. Danstan nie spodziewając się takiej zwinności przeciwnika, w ostatniej chwili się mocno wygiął do tyłu omal się nie przewracając. Nie czekał jednak z reakcją. Miecz co prawda nie był jego ulubioną bronią, ale szybkie wyprowadzenie sztychu poniżej kolczugi nie stanowiło trudności.

Marron ryknął nieludzko gdy gęsta posoka popłynęła po podłodze oblepiając szczątki komody. Nim jednak Danstan zdążył się wycofać z wypadu, przeciwnik uderzył go na odlew lewą ręką z taką siłą, że młodego Bossa odrzuciło pod samo zejście do kapliczki. Z rosnącą desperacją zobaczył jak rana demona zabliźnia się wciągu zaledwie chwil tworząc na swoim miejscu kolcowatą wypustkę.

To nie ma sensu... A na pewno nie póki ta kaplica tu jest...

Podniósł się szybko na nogi podpierając się plecami o ścianę. Demon nie kazał mu długo czekać. Szybko dopadł młodego Bossa, który nie mając nadziei na skuteczne sparowanie ciosu wycofał się na bok do sąsiedniego pomieszczenia, z którego nie było już odwrotu.

To koniec. Koniec, kurwa mać...

Kolejne cięcie i unik. Tym razem jednak w strzępy poszły drzwi do zamkniętej wcześniej szafki dębowej. Danstan Boss nie mógł uwierzyć, w to co wysypało się ze zniszczonego mebla. Wśród paru rapierów i mieczy, na ziemię wypadły również cztery wyglądające na nowiusieńkie garłacze i cztery pokaźnej wielkości prochownice. Jeśli były pełne to z pewnością wystarczyłoby tego na małą eksplozję i być może zniszczenie ołtarza...

Nadzieje okazały się zbyt wczesne, a chwila nieuwagi zbyt długa. Demon wiedział już, że ofiara nie ma gdzie uciec. Ciął z całej siły. Z góry na wskroś przez pierś przeciwnika przypartego do ściany. Ten nie miał już szansy na unik. Wyuczony odruch nakazał mu spróbować zasłonić się mieczem, po którym zgodnie z teorią ostrze przeciwnika powinno się ześlizgnąć. Powinno zgodnie z teorią. Siła jednak wytraciła mu brzeszczot z rąk, a półtorak rozciął Bossowi ubranie na piersi pozostawiając na odkrytej białej koszuli krwawy ślad płytkiej rany. Jednej jednak rzeczy Marron nie przewidział. Jego własne ostrze pozostawiwszy Bossowi długą bliznę wbiło się w deski, które nasiąkłe wilgocią z powietrza zakleszczyły się na zimnej stali. I tę chwilę konsternacji Danstan musiał wykorzystać. Zabrać rapier, zrzucić prochownice na dół i skupić uwagę Marrona na sobie. Jeśli się uda, pozostawało liczyć na to, że Estalijczyk żył i wymyśli jak wysadzić to przeklęte miejsce by sami nie zginęli...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline