Interwencja magów zdecydowanie przechyliła szalę na niekorzyść bestii. I widać zrozumiała to ona błyskawicznie, bo zamiast zaatakować obróciła się na pięcie i dała drapaka.
A znajomy z gospody popędził za nią, wzywając Carlosa do podjęcia pogoni.
Co było szczytem głupoty.
- Wracaj, ośle! - zawołał Carlos.
Rzecz jasna zabicie bestii zwiększało szanse bezpieczeństwa tych, którzy mieli kiedyś podążać tymi szlakami, ale obowiązki Carlosa nie polegały na dbaniu o tych, którzy kiedyś mieli się znaleźć w niebezpieczeństwie. Jego podopieczny został w gospodzie...
Zawieszając chwilowo obowiązki schował rapier i podniósł leżący na ziemi kołek. Podniósł głowę i...
- Erwin!! - wrzasnął na całe gardło. - Gdzie jesteś?
Wśród drzew i krzewów porastających okolicę nie było widać ani bestii, ani Erwina. A nawet połączone wysiłki lampy i chimerycznego księżyca dawały zbyt mało światła, by można było podążać tropem. Prędzej by zabłądził...
- Cholerny głupiec - powiedział ze złością. A potem po raz kolejny podniósł głos:
- Erwin! Wracaj!
Nie doczekawszy się odpowiedzi ruszył w stronę, w którą, jak mu się zdawało, pobiegł Erwin. Po paru krokach na jego drodze wyrósł gąszcz krzewów, przez który z pewnością nikt się nie przedzierał.
- Erwin! - zawołał po raz ostatni i zawrócił.
Ruszył w stronę pozostawionej na drodze niedoszłej ofiary bestii.
Nawet jeśli magowie już przy niej byli, to jednak jego pomoc w niesieniu byłaby przydatna. |