Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2008, 18:02   #187
Junior
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Zagrzmiało. Mocniej. Silniej. Potężniej. Tak że na chwilę aż jasno się zrobiło. Chwilę znów widać było lica zebranych i srogie oblicze Pana Ankwicza. Złość zbierała się w szlachcicu. Bo zdało się że igrzyska jakoweś tu chcieli urządzać. Rozsierdził Pogorzelski srodze swego adwersarza. I niechaj bóg świadkiem, za nic Pan Mateusz miał plany, układy i podstępy. Z dawna już się nauczył że jeśli jest co takiego co szlachcica wyróżnia to nie jest to że szable u boku trzyma czy wolność jakową to miał. Lecz honor i tradycja tę siłą szlachty była. Tedy tak do pojedynku rwał i złość swą w stali ukuć na Pogorzelskim zamierzał.

Ale cyrki i igrzyska począć zaczęli. Pogorzelski począł wołać kompaniona swego do szabli. A niechaj sczeznę jeśli nie jest to znak lekceważenia sprawy. Sprawy która między Panem Ankwiczem, a Pogorzelskim była. Ech…
– Dość waszmości! Zaraz gotowyś każdemu ze swych walczyć tak że tu pośniemy zanim szable ze mną skrzyżujesz!
Zaśmiał się Pogorzelski biorąc pod boki.
– Jużci! O waszmości nie zapomnę. Czasu zachowaj na modlitwę swą ostatnią czy kielich na odwagę. A jakoże to mógłbym zabronić zuchom moim! Zwłaszcza jakże szlachcic tak dzielny się już do walki gotuje!
Niechybnie miał psubrat radość z tego i upodobanie do przygód podobnych. Cóż było począć? Skrzywił się Mateusz i spojrzał na Pana Mariusza.

A w chwile później rozpoczęła się walka. W dalszej części sali kozak jakowyś do niedźwiedzia wzrostem i postury podobny, począł się potykać z Panem Leszczyńskim. Tak po prawdzie wielkiej finezji w owej uwidzieć nie dało. Kozak wielki miotał szablicą na prawo i lewo. Lecz zabójca straszny z niego być musiał, bo impet z jakim robił nie jednego mógł porazić. Szczęściem widać było w Mariuszu żołnierską rękę. Widząc jak robi szablicą, Mateusz uspokoił się. Wygra.

Nie była to jednak pora na obserwację. Bowiem Mości Pogorzelski rozpromieniony wielce dobył szabli. Poczym kopniakiem odsunął zydel co to stanął mu na drodze. Zadowolony zaprosił gestem godnym karmazyna do szabli.

Mateusz odpasawszy szablę ściągnął kontusz. Poczym trzymając szablę pod pachą, począł wdziewać rękawice. Wolał zaczekać niż drudzy skończą walkę, lecz nijak Pogorzelskiemu nie było to w smak.
– Waszmość się nie boisz. Stawaj. Litościwy będę i szybko walkę skończem. – to mówiąc wykonał kilka szybkich cięć w powietrzu.
– Azaliż pozwól nam się przekonać czy wieści to o Ankwiczach prawdziwe. Czy jakoż matka latorośl swą wyniosła z wszel…
– Dość strzępienia języka. Stawaj Pogorzelski! – przerwał Pan Mateusz wielce nie rad gadaniną. W istocie za próżne zdawały się słowa, zwłaszcza że dla szermierza to czyny, a nie słowa znaczniejszą miały moc.

O dziwo sam Pogorzelski uradował się i niczym już zwycięski mąż zaśmiał się. Postępując przy tym trochę do przodu, a unosząc szablicę do walki. Takoż Pan Mateusz wyszedł ku nimu chwytając pewniej mocno giętą szablę na wschodnią modłę robioną. Rozpoczęła się walka…

Istnieje kilka sposobów aby wygrać walkę. Wygrać można siłą, kiedy to przeciwnik nie daje rady bronić się, a ręka zmęczona nie daje rady stawić oporu. Można też wygrać szybkością. Wtedy nie baczy się na przeciwnika, ale wnet prezentując sztukę krzyżową czyni szablą tak by przeciwnik nie zdołał się opamiętać i popełnił błąd. Można wygrać sprytem i doświadczeniem. Rozpatrując słabości przeciwnika i walcząc tam gdzie owy błędy popełnia.

Pogorzelki pewnikiem był wojakiem doświadczonym i wyuczonym do robienia szablą w nie jednym pojedynku. A chłop przy tym był postury silnej…

Mateusz szybko wyskoczył w wypadzie wyprowadzając mocne cięcie z wysoka. Pogorzelski złożył się w bok odbijając szablę. Mateusz momentalnie poprawił. Raz, drugi, trzeci. Szable w wielkim tempie zataczały koła, łuki tnąc, siekąc i wybijając swój złowieszczy rytm. Pogorzelki przyatakowany nie zdołał odpowiadać, jeno odbijał szybkie i kąśliwe ciosy. Wnet jednak Mateusz odstąpił, jakby zwątpił w swe siły i zdolność do szybkiego zakończenia ataku. Na to czekając Pogorzelski począł atakować. Z rozmachem i siła jaka była mu dana. Mateusz począł cofać, się markować. Wnet wszedł w defensywę zdaje się bez wyjścia. Uśmiech tedy rozkwitł na twarzy Pogorzelskiego, a kozaki poczęły nawoływać szczęśliwi widoku.

Trwało to chwil parę. Mateusz zasłaniał się, zbijał i odbijał. A jak dłużej tak walczyli zdawało się ze tylko lepiej w tym się znajduje. Trzymał swego adwersarza blisko, dopuszczając go do ataku. Pogorzelski ciął szeroko wkładając dużą siłę w każdy cios. Mateusz zaś krótkimi łukami zbijał, a tak oręż jego jak i sam szlachcic dobrze się w tym czuł.

Chwilę jeszcze wiwatowali kozaki, kiedy Pogorzelski minę miał już cierpką. Bo pomiarkował że nie uda mu się przejść pewnej obrony adwersarza, a pot już z czoła ocierał. Począł tedy miarkować się i jakby lżej uderzać. Widząc to Mateusz począł przejmować inicjatywę. Szybkimi wypadami i cięciami przeciwnika przyciskać. Wciąż zwody, pniecie, przeciwcięcia stosował, tak że Pogorzelski wciąż w pełni mobilizować się musiał. Przy którym cięciu Pogorzelski złożył się tak nieszczęśliwie że szablica jego po kolejnym łukowym zbiciu uderzyła o stół pobliski tłukąc garniec miodu, o którym wcześniej mowa była.

– Poproś następnego kamrata! – rzucił głośno Ankwicz i o dziwo kozacy zaśmiali się. Taką to furią objawiło się w Panu Pogorzelskim, że chwyciwszy w drugą rękę kufel rzucił się na adwersarza. Rzucił puchar we wroga i wnet uderzył bardzo silnie. Mateusz z trudem się uchylając wielki miał problem by szable odbić. Ale znów Panienka miała nad nim baczenie. Takoż i było dalej, kiedy Pogorzelski przypuścił szturm kolejny, a straszliwy. Szabla z impetem wielkim uderzała, lecz za każdym razem znajdowała odparcie w zastawie Mateusza.

Cofać się przy tym musiał Mateusz, tak że znów poczęli przemierzać izbę, ciosami się wymieniając. Obaj sowicie już zmęczeni. I gdy tak raz znowu Pan Mateusz odskoczył, Pogorzelski nie zaatakował. Poczerwieniały na twarzy, umęczony straszliwie przystanął na chwilę. I słychać wtedy było wołanie. Dlatego obaj czujnie spojrzeli na kozaczyka, który to klęczał przed Panem Leszczyńskim. Uśmiechnął się pod wąsem Pan Mateusz. Nijak radości, a raczej zawiść i złość widać było na obliczu Pogorzelskiego. Mierzyli się tak wzrokiem, kiedy rozległ się wystrzał. A w chwilę później Pan Mariusz paskudnie dobił swego adwersarza. Jeszcze nie końcu otarł szablicę swą w koszulę zmarłego. Z obawą Mateusz obserwował kozaków i bał się że zaraz rzucą się na Pana Mariusza.

–Chciałeś trupa Panie Pogorzelski, to masz! – zakrzyknął Pan Ankwicz. Pogorzelski wzruszył ramionami. Zdaje się że nie pierwsze jemu sceny takowe i też nie przejął się zbytecznie. Nic nie odpowiedział, łapiąc oddech jeno.

Pan Ankwicz zdecydował się nie czekać. Zaatakował przeciwnika widząc jego zmęczenie. A pomny ataków wroga, wiedział że nic tak jak cięcia z krzyża trudne muszą być dla niego. Tedy mobilizując się do ostatka natarł. Tnąc szybkimi i mocnymi ciosami. Pogorzelski z początku dobrze się osłaniał, ale ciosy wciąż z prawa i lewa na przemian umęczyć go musiały. I tak tez jego zastawa coraz mniej pewna i silna się zdawała. Składał się coraz później i mniej dokładnie.

A chwila to była taka, o jakiej mówią ojcowie polskiej sztuki krzyżowej. ”Wygraj, albo daj zmęczyć przeciwnika. A gdy go już zmęczysz atakiem, uderz szybko tak jak się nie spodziewa.” Mateusz po szybkim ciosie wypad straszliwy wykonał z pchnięciem wprost w odsłoniętego Pogorzelskiego. Ten nie był szermierzem w ciemię bitym. Zdołał szablę obrócić z pozycji wysokiej, by pchnięcie odbić w ostatniej chwili. Pan Mateusz jakby to przeczuwając jeno zamarkował pchnięcie przechodząc do wysokiego cięcia z prawej strony.

Pogorzelski zakrzyknął krótko
- O Jezu!
I złapał się za dłoń prawą. Szablica upadła z brzękiem. A wraz z nią ścięte palce. Szlachcic broczył ciężko z okaleczonej ręki. Walka dobiegła końca…
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 24-10-2008 o 12:13. Powód: Zmiany fabularne
Junior jest offline