[MEDIA]http://nie.ma.loginu.googlepages.com/01-Praying.mp3[/MEDIA]
Od kiedy znajomość jego i
Waltera zmieniła się z kontaktów kamerdynera z panem na ghula i księcia miasta,
Robert zaczynał odkrywać kolejne korzyści płynące z jego zatrudnienia. Gdy pewnego dnia
Sorre przywiózł do rezydencji kupiony okazyjnie pięknie zdobiony gramofon,
Sing dzień w dzień przynosił
księciu kolejne płyty winylowe pełne tego co, jak się okazało, uwielbiali oboje – potężnej muzyki, którą można wydobyć z fortepianu. Dzięki temu kolejne strony planu przygotowywane były w akompaniamencie zarówno klasycznych utworów, których pierwsze wykonania
Aligarii pamiętał do dziś, jak i przy nowościach, które pokazywały, iż – mimo przypuszczeń
Ventrue po wizycie w islandzkim klubie – piękno muzyki jeszcze nie umarło.
Muzyka i dawna poezja starożytnego Rzymu, czytana w oryginale, przynosiła ukojenie jego duszy podczas kolejnego wieczoru w mieście, tym razem niepoświęconego dopracowywaniu ataku na hrabinę. Gotowe plany – rękopis i wydrukowane przez
prawnika kopie dla każdego z wampirów, które lada chwila miały być przez niego do nich rozwiezione – leżały na stoliku przed fotelem władcy, obok karafki z krwią i popielniczki, w której pełno było ledwie zapalonych papierosów, które znowu palić koniecznie chciała zacząć
Finney. I mimo kolejnych westchnień swego
ojca, wciąż prosiła
Waltera o odpalenie jednego i podanie jej, by w momencie, w którym poczuła żar, momentalnie gasić go. Żeby być jednak sprawiedliwym,
Robert musiał przyznać, iż z chwili na chwilę szło jej coraz lepiej.
- A może powinnam to rzucić? Kilka razy próbowałam, a teraz jest taka piękna okazja… - rzuciła
kobieta.
- Dlaczego, o najmilsza, chcesz się poddawać tak prędko? Pomijając już twój rozprzestrzeniający się po całym tym pomieszczeniu urok, gdy usiłujesz bez lęku w swych oczach przybliżyć papierosa do ust, to także doskonały trening. Doskonale już wiesz, jaka jest nasza rola na tym świecie, umiesz to już wykorzystać, ale brakuje ci spokoju. A właśnie to musisz opanować do perfekcji. Owszem, każdy z nas musi okazywać jakieś emocje. Ale nie może być to dla ciebie odruch… - Ale czy da się wyzbyć każdego odruchu, ojcze…? – panna
Haarde wciąż nie potrafiła pojąć swoich nowych możliwości
- Nie dziś, nie jutro… Ale możesz być pewna, że za kilkadziesiąt, jeżeli nie kilkaset lat będziesz mówić to komuś w ten sam sposób, jak ja mówię to tobie. Już od momentu poznania
Rolanda,
Stańczyka dręczyło jedno pytanie. Kim są
Dżejowie, jego podwładni? Nie mógł zapamiętać ich twarzy, towarzyszyło im tyle zdarzeń, a przede wszystkim ich fascynacja ogniem… Jakim cudem szaleńcy zdołali tak opanować ten żywioł!? Tak, że nawet po spopieleniu jednego z nich, zdawałoby się, powrócił on do świata żywych…?
Książę odpowiedzi musiał szukać u swego poprzednika. Wkraczając do odnowionego ku uciesze
Rolanda w niezbyt znaczący sposób pomieszczenia,
Robert był gotowy na wszystko. Na obrzucanie się szachami, znalezienie tu nieodnalezionego Nosferatu
Gustava czy spotkanie hrabiny
Munk, która wpadła na przyjacielską herbatkę. Ku jego zdziwieniu,
szachista tylko grał…
- Drogi Rolandzie... - odezwał się
Robert zaraz po stuknięciu laską o ziemię, mającym oznajmić jego przybycie
dawnemu księciu -
Z pewnością przez cały swój żywot nie zdołam zgłębić wszystkich tajemnic tego dworu. Jedna jednak szczególnie mnie intryguje, a może okazać się istotna dla naszego ataku... Dżejowie. Oni nie boją się ognia. Skaczą nad nim, sami go rozpalają. Wydaje mi się, iż jeden z nich spłonął, ale teraz żadnego z nich nie ubyło... Jaki jest ich sekret? - Sekret czyli dekret -
Roland wyraźnie się zasępił nad pytaniem księcia i gdy ten juz mial nadzieje, ze
Malkavian powie cos sensownego, ten skupil sie znow na swojej grze -
Koń na C-4, oj niedobrze, niedobrze stara wieża go zbaczyła, a to jędza! Bedzie ścigac małego konika, biegnij, biegnij druhu! na szczęście w pobliżu są pionki, pionki zasłaniają zrecznie konia i giną za niego.... a ze szachista jest sprytny, to wykorzystuje fakt, iz na pionki nikt nie patrzy...i czasem dostawia jednego czy dwa. Lobuz z niego straszniutki!
Tym razem
Stańczyk, po rozwiązaniu wielu zagadek podczas tworzenia planu, nie miał problemu z pokonaniem tej jednej. Na jego twarzy pojawił się pełen satysfakcji uśmiech. W prawdzie nie poznał pochodzenia mocy
Jezusów, ale jego poprzednik poddał mu znakomity sposób na wykorzystanie tych niezwykłych zdolności…
Finney stała cierpliwie za
Robertem, czekając na odczytanie ostatecznej wersji jego planu ataku. Pomieszczenie, które ledwo kilka dni temu było stylowym, prywatnym gabinetem
księcia, w tej chwili przypominało bardziej pracownię nawiedzonego profesora. Dziesiątki planów samej siedziby oraz mapy okolicy, krótkie notki sporządzone przez
Sorre dotyczące co ważniejszych osób w pobliskiej bazie wojskowej, znalezione w Internecie i wydrukowane przez
Haarde informacje techniczne dotyczące skutków ataku Stingerem oraz małe wyliczenia, wykonane przez znajomego
prawnika, mówiące o wytrzymałości siedziby hrabiny
Munk. Słowem – wszystko, czego potrzeba było do stworzenia planu ataku. A po środku, na biurku, leżały kartki lekko żółtawego papieru, w których wiecznym piórem
Aligarii notował kolejne punkty dotyczące ataku.
Przydzielone zadania na czas walki trwania: - Torreadorka Ortega – ze względu na szczególne ku temu zdolności – koordynacja wewnątrz bazy wojskowej i dbanie tamże o niezbędną nam przychylność tamtejszych władz - Torreadorka Arakawa – ze względu na zdolności odziedziczone po matce – koordynacja działań kordonu policyjnego, otaczającego całe pole bitwy - Torreador Nożownik – przynależność do grupy uderzeniowej - Torreador Lassalle – organizacja ataku z użyciem cysterny, następnie – w miarę możliwości – działanie w grupie uderzeniowej - Nosferatu Lipiński – wydobycie Księgi, wywiad z użyciem zwierząt, celem wykrycia wrogich zbiegów z pola walki - Nosferatu Vengador – przynależność do grupy uderzeniowej - Ventrue Aligarii – koordynacja działań - Ventrue Haarde – koordynacja działań - Brujah George – prowadzenie grupy uderzeniowej - Brujah „Wampiry” – walka z użyciem pojazdów w celu skutecznego pozbywania się wyłaniających się z ognia wrogów. - Brujah Donovan – ochrona księcia i stanowiska koordynacyjnego - Malkavian Roland – przewodzenie drużyną Jezusów - Malkavianie Dżejowie – osłona grupy uderzeniowej - Malkavian Portman – wsparcie grupy uderzeniowej, w wypadku poważnych ran któregoś z walczących – obowiązek ewakuacji go do centrum koordynacji Planowana godzina ataku (dalej – „Godzina Zero”) – trzecia w nocy. 5 minut do godziny zero – otoczenie okolicy konwojem, wjazd na teren bitwy ciężarówki, wyjście wojskowych na pozycje, konieczność wyprowadzenia z posiadłości zwiadu (z Księgą bądź też bez), nawiązanie łączności 3 minuty do godziny zero – nabranie przez ciężarówkę prędkości, kierowanie jej w stronę siedziby hrabiny, wycelowanie Stingerów w newralgiczne punkty budowli. 1 minuta do godziny zero – uruchomienie silników przez grupę zmotoryzowaną, przygotowanie się do wyruszenia reszty oddziałów Godzina zero – uderzenie ciężarówki w siedzibę hrabiny Munk 30 sekund po godzinie zero – wystrzelenie wcześniej wycelowanych pocisków, wjazd na pole bitwy zmotoryzowanych oddziałów, wejście nań Malkavian Minuta po godzinie zero – rozpoczęcie zwierzęcego zwiadu, celem odnalezienia ewentualnych zbiegów, wejście na teren walki Grupy Uderzeniowej, mającej za cel zlokalizować Lalkarza oraz hrabinę – żywych bądź martwych. Trzy minuty po godzinie zero – w wypadku odkrycia zbiegłych z pola walki wrogów – wysłanie za nimi patrolu zmotoryzowanego Dziesięć minut po godzinie zero – domyślna godzina zakończenia likwidacji zbiegów, w wypadku niewykrycia hrabiny oraz Lalkarza – wszystkie oddziały oddelegowane są do ich poszukiwania Dwadzieścia pięć minut po godzinie zero – domyślna godzina pokonania ostatnich sił oporu, przeczesywanie bezpiecznych już fragmentów ruin w poszukiwaniu przedmiotów dla nas cennych Godzina po godzinie zero – rozpoczęcie prac mających na celu ukrycie zdarzeń nocnych Dwie godziny po godzinie zero – planowany koniec operacji Odrobina krwi ulała się na ciemnoczerwony dywan. Pili ją w trójkę –
Stańczyk,
Finney i
Sorre, z czego ten ostatni zmieszaną z mocno rozwodnionym winem – takim, jakiego można się napić do obiadu, by potem móc jeszcze podrzucić rodzinę na zakupy. Nastroje wszystkich zebranych były naprawdę świetne – w końcu po oczarowaniu przez dwójkę Ventrue młodego biznesmena, zdecydował on się kupić niemal jedną trzecią prac panny
Haarde umieszczonych w galerii, na czym zarobili blisko dwieście tysięcy dolarów. Za część
prawnik miał natychmiastowo spłacić dotychczasowy dług, reszta zaś z pewnością ułatwi
wampirom pobyt na wyspie.
- A teraz kwestia tej umowy… - mruknął cicho
Sorre, zerkając na
Roberta - Cóż, sprawa jest prosta. Przygotuj umowę między panną Mercedes a Finney, dotyczącą wyłączności w sprzedaży dzieł w tej galerii na okres, powiedzmy, roku – z korzystnym dla naszej przyjaciółki zyskiem – w końcu i tak z cenami nie będziemy mieć problemów. Następnie udaj się do wcześniej wspomnianej kobiety i w długich, pięknych słowach przedstaw jej naszą ofertę. Nie nalegaj, nie wypada, ale miejmy nadzieję, że się zgodzi. Będzie to zastrzyk finansowy zarówno dla niej, jak i dla całej naszej społeczności, a poza tym okazja na zyskanie nowego grona odbiorców. Ta galeria, według twoich wcześniejszych słów, jest naprawdę znana wśród fascynatów sztuki, a na dodatek ma swoich wiernych bywalców… Któremu artyście nie zależy na takich osobach? - A co my zrobimy? – spytała po chwili milczenia
córka Aligariego - Cóż, w tej chwili udamy się do domu. A później popłyniemy wraz z nurtem zdarzeń…
Jak powiedział, tak i zrobili…
Gdy tylko
książę i jego
córka przekroczyli drzwi rezydencji, ich rozmowę o średniowiecznej poezji przerwał
Walter, dyskretnie kłaniając się pracodawcy. Poprosił o płaszcze i po chwili, gdy
Robert czekał już na informacje, które z pewnością chciał mu przekazać
kamerdyner, wyjął on z kieszeni nierówno oderwany kawałek papieru i podał
Stańczykowi.
„Powróciłem. Mój głód walczy o władzę z rozsądkiem. To od Ciebie zależy jakie stosunki będziesz miał ze zwycięzcą. - S… Skąd to przyszło…? – zająknął się
Robert i pierwszy raz od dawna cała jego twarz wyrażała ogarniający go właśnie strach.
- Przyniósł to nasz gazeciarz, ale zachowywał się dosyć dziwnie… Sam nie wiem, jak to określić. Tak… Nienaturalnie… -
Sing miał problemy z określeniem stanu posłańca.
- Dominacja…? – zasugerowała
Finney w chwilę po odejściu
kamerdynera.
– Ale kto to? - Mój ojciec. – rzucił tylko
Aligarii, po czym powolnym krokiem zniknął za drzwiami swego gabinetu.