Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2008, 10:32   #293
Wojnar
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Złe przeczucie minęło dwa dni temu. Nie wiem, co o tym myśleć, jeszcze nigdy mnie nie zmyliło. Tak czy siak, znowu mogę chodzić ulicą i nie oglądać się na każdy dźwięk za plecami. Cienie przestały być pełne złowrogich kształtów. Dawno nie czułem takiej ulgi. Póki co zawieszam pisanie pamiętnika. Nic złego nie powinno się wydarzyć.

Mężczyzna koło czterdziestki siedział przy biurku i pisał szybko w grubym, szarym zeszycie. Obok niego stała puszka z piwem. Teraz odłożył pióro, pociągnął solidnego łyka bursztynowego płynu i rozparł się wygodnie w fotelu. Twarz, która wiele widziała, teraz wydawała się odprężona. Nie był przystojny. Czoło przeorane zmarszczkami, dwudniowy zarost. W tej chwili uśmiechał się z ulgą, co dodawało mu jakieś zalążki uroku. Dopił resztkę piwa, zgniótł puszkę w rękach i rzucił ją do kosza. Puszka, zanim wpadnie bez pudła, przeleciała przez cały pokój. Tani pokój w tanim hotelu, w bezpiecznej odległości od centrum Reykjaviku. Tymczasowe schronienie, tymczasowe od trzech miesięcy. Łazienka, jeden pokój z łóżkiem, stolikiem i biurkiem, widok na góry. Tak, góry. Takie piękne, spokojne, wyniosłe. Miło popatrzeć, można się przy tym uspokoić.
Ciszę przerwał telefon. Artur powolnym ruchem podniósł komórkę i spojrzał na wyświetlacz.
- No tak, chwile spokoju nigdy nie trwają długo- Artur Portman, prywatny detektyw, mruknął pod nosem- Katie, czego chcesz tym razem?
- Tak, Młoda?- powiedział, gdy już odebrał połączenie.
- Artur, potrzebuję cię w dokach. Magazyn 14A, mam tu kilku kolesi na gorącym uczynku, ale sama nie dam im rady. Wpadniesz na imprezę?

„W tym fachu nie ma ani chwili spokoju”- myślał Portman, przemykając pomiędzy wielkimi magazynami. Miał na sobie długi, szary płaszcz, a pod nim bluzę z kapturem. Poruszał się pewnie i zwinnie, kolejny cień wśród innych cieni- „O co może chodzić? Czemu mnie wezwała dopiero teraz?”

Minął samochód swojej przyjaciółki, wkrótce zobaczył duży biały napis 14A na ścianie jednego z magazynów. Po obejściu jego i kilku okolicznych, Artur nie znalazł śladu Katie, ani nikogo, kogo mogłaby śledzić. W ogóle ani żywej duszy. Telefon dziewczyny też nie odpowiadał. „Abonent czasowo poza zasięgiem sieci”. W końcu zdecydował się zajrzeć do środka.
Mniej więcej połowa powierzchni magazynu była pusta, tworząc dużą halę. Były tu schodki na górę, wiodące na chodnik tworzący jakby piętro. Dalej od drzwi widać było ścianę skrzyń- widać magazyn był też używany zgodnie z przeznaczeniem. Tu i ówdzie świeciły się żarówki. Artur podkradł się do budki strażnika. Pusta. Rozglądał się chwilę po hali, nie znajdując żadnego tropu. W końcu zdecydował się wkroczyć w labirynt utworzony ze skrzyń.

W tym momencie usłyszał za sobą jakiś dźwięk. Ktoś tam był. Szybko odwrócił się i wycelował pistolet w ciemność nad sobą. W półmroku widać było zarys postaci, która stała na balkonie. Kto to?
- Mały pionek!- odezwała się postać. Chyba był to mężczyzna- Mały pionek dostał się pomiędzy potężne figury. Cóż mógł zrobić? Przecież nie mógł się wycofać. Pionki nie mogą się cofać!
Artur celował w faceta, ale nie był w stanie nic zrobić. Coś powstrzymywało go przed odezwaniem się, nie mówiąc już o strzelaniu.
- Chciałby bić, ale też nie mógł. Aż w końcu zobaczył dla siebie szansę. Dobiec do końca planszy i zmienić się w figurę!- kontynuowała postać, po czym chyba machnęła ręką. Nagłe zabłysło światło. Artur wciągnął powietrze. Postać okazała się dziwacznie ubranym facetem w pomalowanym w szachownicę garniturze i z podobnym makijażem- I mały pionek pobiegł do końca swojej planszy!
Detektyw poczuł, jak ogarnia go przemożna chęć ucieczki. Jego nogi, bez kontroli umysłu, ruszyły w stronę labiryntu skrzyń. Zdołał jeszcze strzelić w stronę szachisty, ale ten gdzieś zniknął. Trafił za to w jakiś reflektor, bowiem magazyn znowu pogrążył się w półmroku.

Artur biegł wąskimi przejściami. Szukał drogi do wyjścia. Musiało być jakieś wyjście. Czuł, że nie może zawrócić. Czuł, że traci kontrolę nad sobą. Tak, jak już kilka razy od opuszczenia Nowego Jorku. Nagle za rogiem mignęła mu ubrana na biało postać. Ktoś z brodą. Skręcił w drugą stronę. Tam zobaczył kolejnego. Jezus. Biegł w jego stronę. Uśmiechał się szaleńczo. To było dziwniejsze niż wszystko, co Artur widział kiedykolwiek. Ruszył pędem do tyłu, ale zaraz odbił się od kolejnego Jezusa. Padł na ziemię.
- Berek!- usłyszał nad sobą- Ty gonisz!
Chwilę później, gdy zdołał podnieść wzrok, nie było już nikogo przypominającego Chrystusa. Był za to, pochylający się nad nim, Roland. Spojrzał mu w oczy. Artur poczuł, że odpływa.

Z późniejszych wydarzeń Artur pamiętał tylko, że strasznie nim trzęsło. Chciał to zrzucić na jakiś samochód, czy inny środek transportu, ale równie dobrze mogły to być jakieś omamy. Bo na pewno omamami były inne rzeczy, które pamiętał. Koszmarne pragnienie, picie krwi, mężczyzna w czarno- białym garniturze wygadujący jakieś niestworzone opowieści o przyszłości świata, o szachach i o nim samym. A najgorsze, że im dłużej słuchał, tym więcej sensu w tym widział. Choć nadal niewiele.
Trafili do jakiegoś dworku. Artur, nadal otumaniony, szedł za swym przewodnikiem, aż dotarli do pokoju na piętrze.
- Przygotuj się, Gońcu! Niedługo poznasz swoją rolę na naszej szachownicy. Ale najpierw muszę Ci zdradzić, że ostatnio odkryłem na niej zadziwiającą roszadę- mówił Roland, gdy obaj weszli. Drzwi zamknęły się za nimi.

Roland i Artur wyszli z pokoju szachowego dużo później. Portman rozglądał się podejrzliwie wszystkiemu dookoła. Ten dom był jakiś dziwny. A na schodach słychać było kroki i stuk laski. Wkrótce pojawił się Aligari, prowadzony przez jednego z Dżejów.
- Książę! Czas wprowadzić do gry nowe figury, czyż nie?- zawołał Roland na jego widok- Oto mój laufer, który utoruje Ci drogę do zwycięstwa- rzekł, po czym, swoim zwyczajem, odszedł do swego pokoju, nie zwracając uwagi na nic.

- Hmmm... - zamyślił się Robert, mocniej ujmując swoja laskę. Jego wzrok przebiegał od stop do głów stojącego przed nim "prezentu" od Rolanda. Wyprostowany, spokojny, z perfekcyjnie zimnym spojrzeniem - taki właśnie był książę tego miasta - W dawnych czasach uczono mnie, iż to nowy członek książęcego dworu kłania się pierwszy, lecz czasy się zmieniają... Jestem Robert Aligarii, książę miasta. - stuknięciem laski oznaczył, iż teraz kolej na słowa jego rozmówcy

- Wybacz sir- Artur skłonił się o tyle szybko, co niezgrabnie. Wyglądał na lekko zakłopotanego- nie zostałem do końca wprowadzony w obowiązującą etykietę. Nazywam się Artur Portman, detektyw. Zgodnie ze słowami sir Rolanda, do Waszych usług, sir.

- Książę, monsieur Portman. Książę. - delikatny uśmiech na twarzy Ventrue nadał uwadze lekkiego tonu - Do moich usług. Detektyw to ktoś poszukujący odpowiedzi na trudne pytania, czyż nie? W czym jeszcze może okazać się przydatna twoja osoba? Rzecz jasna, nie gardzę wartościowym podarunkiem od Rolanda, lecz ciekaw jestem tego, co potrafi kolejny z rezydentów tego dworu...

- Tak, poszukiwanie odpowiedzi na trudne pytania do dobre opisanie mojego zawodu. Dysponuję pewnymi źródłami informacji, także tutaj, w Reykjaviku. Dostawanie się w miejsca, gdzie mnie nie zaproszono to także jeden z moich talentów. Aha, Książę, czy to miejsce- zatoczył ręką koło, prawdopodobnie mając na myśli korytarz- jest odpowiednie do rozmów? Mam na myśli- przez chwilę zbierał myśli- poufność.

- O to się nie martw. Całości pilnuje Walter Sing, mój oddany przyjaciel i nasz kamerdyner. W prawdzie jest spora szansa, iż nasze twarze w tej chwili znajdują się na jednym z ruchomych obra... Na jednym z monitorów, ale te są doskonale pilnowane. Chyba, że potrafiłby pan dokładniej zabezpieczyć posiadłość, monsieur Portman... Jakieś pomysły?

- Musiałbym najpierw poznać obecny system zabezpieczeń, ale nie jest to moja specjalność, Książę. Ale co do pomysłów... o obecnym kierunku działań wiem tylko tyle, ile zdążył powiedzieć mi sir Roland, ale gdybym dostał więcej informacji, pewnie mógłbym dowiedzieć się więcej o Hrabinie i jej ludziach. Bo na pewno ma jakichś ludzkich pracowników, pomocników, czy kogo tam. Musi jakoś istnieć w społeczeństwie, tak jak Ty, Książę, poprzez tego Singa i pewnie nie tylko jego.

- Tak pan twierdzi? Cóż, nie będzie lepszego sprawdzianu dla pańskich zdolności niż polecenie natychmiastowego wykonania zlecenia, które doskonale sam pan opisał. Przed dniem ataku chciałbym uzyskać jak najwięcej informacji o hrabinie Munk - od tych dotyczących jej nadnaturalnych zdolności, do zwykłej wartości majątku, przyjaciół czy pochodzenia. W możliwie jak najszybszym tempie. W razie potrzeby proszę porozmawiać z kamerdynerem, poda panu numer telefonu do każdego z podległych mi wampirów. I do naszego prawnika. Cóż więc innego panu pozostało, jak nie brać się do pracy? - spytał z uśmiechem Robert

- Tak jest, si.. Książę!- Artur zasalutował- Zajmę się tym. Jeszcze tylko jedno pytanie- ściszył głos do szeptu- czy ufasz wszystkim z tych wampirów? Czy mam uważać podczas współpracy z którymiś z nich?

- Ten, który mnie uczył, mówił - ufaj tylko szaleńcom i własnym tworom. - Robert delikatnie uśmiechnął się pod nosem - Bezpieczna współpraca możliwa jest tylko z Finney, mieszkającą w tej rezydencji młodą damą, i z Dżejami. Tyle, że ci drudzy jeżeli już coś wiedzą, to swą wiedzę ukrywają w bezsensie. Trzeba ją odczytać. Z innymi możesz współpracować, lecz pod żadnym pozorem nie ujawniaj im, panie Portman, efektów swego śledztwa.

- Oczywiście. Teraz pozwolisz, Książę, że się odmelduję i wezmę do pracy.

- Oczywiście. Niebawem zostaniesz oficjalnie przedstawiony reszcie kainitów zamieszkujących to miasto, lecz do tej chwili mamy jeszcze trochę czasu... - rzekł Robert i po uderzeniu laski odwrócił się i zniknął za drzwiami, które dokładnie za sobą zamknął.

Arturowi nie dano zbyt wiele czasu na przystosowanie się do nowego nie- życia. Wykład Rolanda, teraz poznanie Aligariego i już działa sam. Ale nie dajmy się zwariować- przecież i tak ma robić to, na czym zna się najlepiej. Zatem poszukajmy tego pana Singa.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobił Portman po zadaniu kilku pytań kamerdynerowi, było zadzwonienie do Katie. Jego przyjaciółka twierdziła, że całą noc spędziła bawiąc się w klubie. Żadnej wizyty w magazynie 14A, żadnych telefonów. Artur musiał dowiedzieć się więcej o wampirzych możliwościach.
Potem skupił się na zleceniu. Nie wiedział jeszcze, jak postępować z czarownicami, czy kim tam ta cała Munk była, dlatego miał zamiar zająć się jej bardziej przeciętnymi podwładnymi. Bo wierzył, że jakichś musi mieć.
Po pierwsze- dowiedział się, że obecna Rada została powitana w Reykjaviku wybuchem w hotelu. To nie mógł być przypadek, temu też należało się przyjrzeć, a o ile wiedział, nikt tego jeszcze nie zrobił. Ciekawe, jak postępuje oficjalne śledztwo w tej sprawie.
Po drugie- posiadłość Munk. Co o niej wie policja, co o niej wiedzą handlarze nieruchomościami. Trochę obserwacji z bezpiecznej odległości, może uda się wyśledzić, kto tam wchodzi, kto wychodzi. Powinien jeszcze mieć solidną lornetkę i mikrofon kierunkowy po ostatnim zleceniu.

„I trzeba będzie sprawdzić, czy jest tu jakiś wolny pokój, chętnie bym się wprowadził. Warto być w centrum wydarzeń.”
 

Ostatnio edytowane przez Wojnar : 23-10-2008 o 12:32.
Wojnar jest offline