Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2008, 12:37   #22
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Gdy na Silię spłynął strumień komplementów z ust De Singwy mocno się zdziwiła ale nic nie rzekła. Tylko jej wargi lekko się rozchyliły w niemym geście zaskoczenia a wielkie sarnie oczy powiększyły się jeszcze nawet bardziej. W pierwszym momencie nie mogła się nawet zorientować czy żarty sobie z niej stroi czy poważnie mówi. A sir Leonardo miał podejście do kobiet chyba bardzo błahe bo zmieniał tak szybko obiekty swych westchnień, że Silia zaczynała się po woli gubić. Bo prawie dla każdej damy miał uśmiech i pochlebstwo w zanadrzu, a nie schodził przy tym z zalotnego tonu.

Prawda była taka, że De Singwa do gustu jej nie przypadł wcale. Wydawał się śliski niby węgorz wyjęty wprost z wody. Bo co to za chłop jest, co nie dość, że ubiera się bardziej strojnie niźli niejedna baba, gada tak słodko, że na pewno nieszczerze, i jeszcze nadskakuje kilku pannom na raz, a żadnej poważnie przy tym nie traktuje. Na głos jednak nie wyraziła by w żadnej mierze swoich poglądów bo De Singwa gotów byłby jej do kompanii nie przyjąć i przygoda przeleciałaby jej koło nosa. Poszła więc posłusznie w zbitej grupie na to nieszczęsne rzucanie wianków. Głównie dlatego, że Elisabetha podjudzała zaciekle sir Leonarda i chciała resztę dziewcząt wciągnąć w swoje plany. Silia wreszcie przystała na jej porozumiewawcze mrugnięcia okiem i poszła wić wianek, acz bez entuzjazmu.

Zaśpiewała swoją część przyśpiewki i rzuciła wianek na wodę. Wydawało jej się nawet, że kilku chłopców ze wsi zerka za nim nieśmiało, ale na zerkaniu w sumie wszyscy poprzestali. Sir Leonardo podszedł do łapania wianków bardziej niż profesjonalnie. W odmęty rzeki co prawda nie wskoczył, ale niezrażony, rękawy zakasał, mięśnie dumnie napiął i rapierem spróbował je łowić.

Wtem za plecami dziewczyny wyrósł znajomy drab z gębą poparzoną, który szepnął jej do ucha:
- Szykuj się Silia bo wianek mój będzie, a wtedy się łatwo nie wyłgasz.

Na jej twarz wypełzł prawdziwy strach. Niewiele myśląc dopadła De Singwę i zaczęła ponaglać:
- Sir Leonardo, łapże mój wianek. To tamten, z maków i chabrów spleciony. Śpiesz się tylko proszę. Mówiłeś żem ładna! – i szarpnęła go za kołnierz, lekko, lecz wymownie.

De Singwa pomyślał pewnie, że Silia jest mocno zdesperowana i pragnie dziś z nim noc przetańcować, a może i coś więcej. W momencie gdy jego oponent już kijem sięgał w stronę jej wianuszka, Leonardo pochwycił go końcem rapiera i uśmiech jej posłał mocno wyzywający. Nie była zachwycona, że z De Singwą będzie musiała się użerać, ale z dwojga złego wolała już jego od tego parcha podłego, co ją zbałamucić chciał wbrew jej woli. Odetchnęła więc z ulgą gdy Leonardo podszedł do niej wyraźnie z siebie dumny, jednak niespodziewanie zaczęła go rugać:

- Nie myśl sobie panie, że skoro ja ze wsi to chętnie ci wdzięki swoje sprzedam - odparła Silia czupurnie i zachodziła w głowę co ją podkusiło, by w ogóle się przyłączać to tej głupiej zabawy. Pocałować musiała, bo taka była onej gry stawka dla wszystkich. Dlatego musnęła ustami krzywiąc się brodę sir Leonarda tak, że nawet pewnie nic nie poczuł. – Na inny pocałunek nie licz, ale jeśli zatańczyć ze mną zechcesz to będę w karczmie czekać. A teraz mi wybacz, muszę świeżym powietrzem odetchnąć.

Odwróciła się na pięcie wyraźnie wściekła i oddaliła się pośpiesznie od całej gawiedzi. Raz jeszcze obejrzała się za siebie, by zobaczyć natręta z twarzą spaskudzoną, który omiótł ją spojrzeniem swoich gniewnych oczu. Idąc w stronę karczmy zboczyła ku stajniom, bo dostrzegła Kołtuna wylegującego się na snopie siana. Miała kota zabrać ale gdzieś z środka dobiegły ją śmiechy. Postanowiła więc sprawdzić, komu tak humory dopisują i zajrzawszy do stajni natknęła się na rozbawioną Elizabethę i Eleva.

~A cóż oni na siano razem chadzają?~ - pomyślała najpierw i trochę się zmieszała, że może omyłkowo w czymś im przeszkodziła. Chcąc przerwać szybko krępującą ciszę spytała od progu:

- Do karczmy idę bo De Singwa wianek mój wyłowił i muszę teraz ja mu się odwdzięczyć. Nie poszlibyście ze mną? Zawsze to raźniej w towarzystwie świętować.
 
liliel jest offline