Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-10-2008, 20:23   #21
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
- Jorik to dobry chłopak i cię kocha. Nie powinnaś go tak krzywdzić.

Neli odpowiedziała butnym spojrzeniem.
- Ale ja nie kocham jego,a ty bacz na swoje sprawy... I swoich amantów - odpowiedziała trochę złośliwie widząc zbliżającego się Jensa i nie czekając już na odpowiedź szybko pobiegła w stronę chałupy.

- Hej Lilla… Czemuś taki ładny wianek precz w chaszcze posłała? Jeśli nie masz nic przeciwko, to z przyjemnością wymieniłbym go na taniec z tobą.

Dziewczyna zdziwiona dała spokój karczmarce i spojrzała na chłopaka. Już miała zaprzeczyć, że to zdecydowanie nie jej, ale doszła do wniosku iż łgarstwo nie może plamić paladyna.

- On nie jest ładny Jensie - odpowiedziała łagodnie - To tylko trochę nieudolnie posklecanego zielska. Nie mam umiejętności do spraw, które na ogół przystoją niewiaście.
- Nic nie szkodzi, i tak z przyjemnością z tobą zatańczę


Fakt, że nie poprosił o pocałunek nie umknął uwadze dziewczyny gdy przeszli na polanę, na której odbywały tańce. Gdy poczuła jego rękę na plecach poczuła się niezręcznie. Nigdy żaden mężczyzna nie dotykał jej w ten sposób. W gruncie rzeczy jedyne kontakty jakie miała z płcią przeciwną to były dziecinne przepychanki z braćmi, które szybko zresztą wyrosła. Na szczęście rumieniec, który wykwitł na jej opalonej buzi w słabym świetle latarni nie był widoczny. Nieuważnie słuchała chłopaka, który z zapałem opowiadał o przygodzie , która na nich czeka. Swoją uwagę bardziej skupiła na tym by nie nadepnąć na jego stopę. Zdawała sobie sprawę, że nie posiada gracji innych dziewcząt, ale całkowicie podążając za jego ruchami uniknęła wstydu.
Odczuła głęboką ulgę, gdy muzyka grajków ucichła.

-Dziękuje Ci - wyszeptała i nie patrząc na niego uciekła w kierunku rodzinnej chałupy.
Przebiegając koło stogu siana usłyszała dziwne dźwięki nie pozostawiające wątpliwości, że jakaś para znalazła w nim chwilowe schronienie. Wydawało się to nie możliwe, ale rumieniec na twarzy Lilli pogłębił się.

~Mam tylko nadzieję, że to nie Neli, ani żadna z mych sióstr...~

Widok, który zobaczyła w świetle chałupy nie poprawił jej nastroju. Z niezmąconym spokojem Derek obmacywał jakąś dziewczynę, której nawet nie kojarzyła.

~Czy oni naprawdę nie potrafią inaczej? Jak ... jak... zwierzęta ~
wzdrygnęła się samą tą myślą i kompletne zniechęcona udała się na obrzeże lasu. Miała tam swoją dziecięcą kryjówkę, z istnienia, której nikt nie zdawał sobie sprawy. Ktoś kto nie znał drogi miał nikłe szansę by się tam dostać. Spokojnie zamierzała doczekać tam do świtu, resztę nocy przeznaczając na modlitwę do Pana Poranka oraz medytacje...
 
Nadiana jest offline  
Stary 23-10-2008, 12:37   #22
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Gdy na Silię spłynął strumień komplementów z ust De Singwy mocno się zdziwiła ale nic nie rzekła. Tylko jej wargi lekko się rozchyliły w niemym geście zaskoczenia a wielkie sarnie oczy powiększyły się jeszcze nawet bardziej. W pierwszym momencie nie mogła się nawet zorientować czy żarty sobie z niej stroi czy poważnie mówi. A sir Leonardo miał podejście do kobiet chyba bardzo błahe bo zmieniał tak szybko obiekty swych westchnień, że Silia zaczynała się po woli gubić. Bo prawie dla każdej damy miał uśmiech i pochlebstwo w zanadrzu, a nie schodził przy tym z zalotnego tonu.

Prawda była taka, że De Singwa do gustu jej nie przypadł wcale. Wydawał się śliski niby węgorz wyjęty wprost z wody. Bo co to za chłop jest, co nie dość, że ubiera się bardziej strojnie niźli niejedna baba, gada tak słodko, że na pewno nieszczerze, i jeszcze nadskakuje kilku pannom na raz, a żadnej poważnie przy tym nie traktuje. Na głos jednak nie wyraziła by w żadnej mierze swoich poglądów bo De Singwa gotów byłby jej do kompanii nie przyjąć i przygoda przeleciałaby jej koło nosa. Poszła więc posłusznie w zbitej grupie na to nieszczęsne rzucanie wianków. Głównie dlatego, że Elisabetha podjudzała zaciekle sir Leonarda i chciała resztę dziewcząt wciągnąć w swoje plany. Silia wreszcie przystała na jej porozumiewawcze mrugnięcia okiem i poszła wić wianek, acz bez entuzjazmu.

Zaśpiewała swoją część przyśpiewki i rzuciła wianek na wodę. Wydawało jej się nawet, że kilku chłopców ze wsi zerka za nim nieśmiało, ale na zerkaniu w sumie wszyscy poprzestali. Sir Leonardo podszedł do łapania wianków bardziej niż profesjonalnie. W odmęty rzeki co prawda nie wskoczył, ale niezrażony, rękawy zakasał, mięśnie dumnie napiął i rapierem spróbował je łowić.

Wtem za plecami dziewczyny wyrósł znajomy drab z gębą poparzoną, który szepnął jej do ucha:
- Szykuj się Silia bo wianek mój będzie, a wtedy się łatwo nie wyłgasz.

Na jej twarz wypełzł prawdziwy strach. Niewiele myśląc dopadła De Singwę i zaczęła ponaglać:
- Sir Leonardo, łapże mój wianek. To tamten, z maków i chabrów spleciony. Śpiesz się tylko proszę. Mówiłeś żem ładna! – i szarpnęła go za kołnierz, lekko, lecz wymownie.

De Singwa pomyślał pewnie, że Silia jest mocno zdesperowana i pragnie dziś z nim noc przetańcować, a może i coś więcej. W momencie gdy jego oponent już kijem sięgał w stronę jej wianuszka, Leonardo pochwycił go końcem rapiera i uśmiech jej posłał mocno wyzywający. Nie była zachwycona, że z De Singwą będzie musiała się użerać, ale z dwojga złego wolała już jego od tego parcha podłego, co ją zbałamucić chciał wbrew jej woli. Odetchnęła więc z ulgą gdy Leonardo podszedł do niej wyraźnie z siebie dumny, jednak niespodziewanie zaczęła go rugać:

- Nie myśl sobie panie, że skoro ja ze wsi to chętnie ci wdzięki swoje sprzedam - odparła Silia czupurnie i zachodziła w głowę co ją podkusiło, by w ogóle się przyłączać to tej głupiej zabawy. Pocałować musiała, bo taka była onej gry stawka dla wszystkich. Dlatego musnęła ustami krzywiąc się brodę sir Leonarda tak, że nawet pewnie nic nie poczuł. – Na inny pocałunek nie licz, ale jeśli zatańczyć ze mną zechcesz to będę w karczmie czekać. A teraz mi wybacz, muszę świeżym powietrzem odetchnąć.

Odwróciła się na pięcie wyraźnie wściekła i oddaliła się pośpiesznie od całej gawiedzi. Raz jeszcze obejrzała się za siebie, by zobaczyć natręta z twarzą spaskudzoną, który omiótł ją spojrzeniem swoich gniewnych oczu. Idąc w stronę karczmy zboczyła ku stajniom, bo dostrzegła Kołtuna wylegującego się na snopie siana. Miała kota zabrać ale gdzieś z środka dobiegły ją śmiechy. Postanowiła więc sprawdzić, komu tak humory dopisują i zajrzawszy do stajni natknęła się na rozbawioną Elizabethę i Eleva.

~A cóż oni na siano razem chadzają?~ - pomyślała najpierw i trochę się zmieszała, że może omyłkowo w czymś im przeszkodziła. Chcąc przerwać szybko krępującą ciszę spytała od progu:

- Do karczmy idę bo De Singwa wianek mój wyłowił i muszę teraz ja mu się odwdzięczyć. Nie poszlibyście ze mną? Zawsze to raźniej w towarzystwie świętować.
 
liliel jest offline  
Stary 23-10-2008, 12:37   #23
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Lilla od zawsze była cicha i miła. Może nie taka „do rany przyłóż”, bo i zdawała się, przynajmniej Jensowi, mieć pewien niesmak do wioski przez co i do mieszkańców. Nie można jej było jednak za to winić. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że z Derekiem nie ma łatwego chleba. Młody łowczy dostrzegł ją jako ciekawą dziewczynę dopiero gdy sam dostał swoją szkołę życia i wtedy jednak nie pokusił się o jakiekolwiek zbliżenie. Może dlatego, że Lilla zawsze wyrażała się tak ładnie i mądrze, co go onieśmielało, bo sam nigdy nie lubił się nad czymś długo zastanawiać. A może dlatego, że tak po prostu wyszło. Dziś jednak nie miało to znaczenia. Dziś tańczyli razem. Swoją drogą nie uszło to uwadze ciekawskim oczom. Wszyscy bowiem wiedzieli, że zarówno ona jako mniszka Lathendera, jak i on, który miał jeszcze dwóch starszych braci bez ożenku, nie mieli w najbliższej przyszłości widoków na zmianę drogi życia.... no może wszyscy oprócz Aldyma, który gdyby mógł to by nie pozwolił bez względu na tradycję i zwyczaje, by ktokolwiek sam się co rano budził.

- Słyszałem, że też będziesz z nami iść do ruin. Wyobrażasz sobie? Do samych ruin będziemy szli! I tylko z tym noo... Sir Leonardem. Niesamowite. Jurgen mówił, że nic tam nie najdziemy, bo i od lat goblinów tu nie było, ale i tak może być ciekawie – Z początku mówił, by jakoś rozmowę zagaić, ale potem paplał już trochę jak najęty czując na sobie jej już nie tak zimne spojrzenie. Trochę też dziwnie się czuł, bo dziewczyna była jego wzrostu, a w dłoniach mimo iż delikatnie trzymanych, czuć było, że orzechy mogła rozgniatać. Niemniej zręcznie prowadzona, w tańcu wyglądała całkiem zwiewnie – Swoją drogą nigdy sam goblina jeszcze nie widziałem. O tym truchle Hans po prawdzie trochę opowiadał, ale on z kolei jak widzi jenota, to krzyczy, że wilk więc i wiary dawać mu raczej za bardzo nie warto. A ty co myślisz?
Dziewczyna jednak nie musiała odpowiedzieć, gdyż pierwsza pieśń się skończyła i teraz miała Neli zaśpiewać. Tak jak nie wszyscy zgadzali się z jej zachowaniem, tak nie było takiego, który nie doceniłby jej perlistego głosu.

Tańce z wybrankami od wianków trwały jeszcze trochę, po czym po zakończeniu Lilla szepnęła tylko jakże miłe dla ucha słowa podziękowania i nie dawszy mu szansy na reakcję, odeszła pośpiesznie w stronę chałup. Jens co prawda żałował trochę, że nie dała mu całusa w policzek na do widzenia, ale jako człowiek mało wymagający do szczęścia, patrzył jeszcze przez chwilę zanim zniknęła całkiem, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Odwrócił się ponownie do polanki, gdzie zaczynały się kolejne tańce, i gdzie mężczyźni wytaszczyli z karczmy parę stołów z jedzeniem i napitkiem. Dojrzawszy Swena, który dobierał się właśnie do przyniesionego przez ojca antałka z miodem zachowywanym na tę okazję, ruszył w tym kierunku śpiewając głośno obniżonym głosem:

Bo nad wszystkich ziem branki milsze z Talgi kochanki,
Wesolutkie jak młode koteczki,
Lice bielsze od mleka, z czarną rzęsą powieka,
Oczy błyszczą się jak dwie gwiazdeczki!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 23-10-2008, 12:43   #24
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Sikorki o krasnych piórkach wielkości przeciętnego cielaka tańczyły mu nad głową skocznego obertasa. Ćwierkając wesoło podlatywały i wtedy wydawało mu się, że ich bezsensowne trele w rzeczywistości są jakąś wyższą formą mowy, która może zrozumieć tylko ptak albo druid.
- Tirli, tirli, tirli – uśmiechały się nie niego krzywiąc zabawnie dzioby.
Od czasu do czasu wybuchała pomiędzy nimi niewielka rozróba o jakiegoś wspaniałego dzięcioła z zaczepistym, ponoć dziobem, ale po chwili znów wracały do swoich powietrznych pląsów.

Było to piękne i Elev pomyślał, że strasznie mu się podoba ów ptasi taniec, dopóki jedna sikorka słodko uśmiechając się, nie próbowała mu usiąść na ramieniu. Super, gdyby nie to, że nagle przygniecione ramię głośno wrzasnęło Auć! Zaś ptasie pierze zaczęło mu się wciskać wszędzie. Do ust do nosa. Próbował zaprotestować, ale miał zbyt zatkane usta i był zbyt zaskoczony niespodziewaną czułością sikorki, by mógł wydusić jakiekolwiek słowa. Tymczasem ptaszek nie tylko usiadł, ale wręcz zaczął się kokosić na jego ramieniu, głowie, jakby specjalnie wyszukiwał sobie najwygodniejszą pozycje do zagnieżdżenia i spędzenia chwili w tym przyjemnym miejscu. Elev uwielbiał ptaszki, a szczególnie sikorki, ale teraz nie mógł złapać oddechu. Wszędzie ciężko i ciemno pod przykryciem z ptasich piór. Oddychać! Próbował ruszyć się gwałtownie, nie tyle, żeby zrobić sikorce krzywdę, ale żeby ja troszkę przesunąć. Jakby zdziwiła się jego ruchem, bo kokoszenie się nagle ustało. No, ale to mu niewiele dawało, naprawdę już nie mógł czekać, Powietrza! Gwałtowniej ruszył ręką, ptak, przestraszony zapewne, zerwał się, a Elev ... otworzył oczy odkrywając skóry, którymi był przykryty.

Gorączkowo łapał powietrze, które mógł teraz chwytać pełna piersią. Ptak! Gdzie jest ptak.
- Gdzie jest ptak? Przecież słyszę jego świergot – powtórzył na głos, gotów w razie czego do rejterady, gdyby sikorka znowu chciała otoczyć go swoimi miękkimi wdziękami, które mu się podobały, ale nieco w mniej nachalnej formie.
- Ptak? – Zdziwił się jeszcze raz wyrywając się powoli z objęć snu, który mu tak nagle przerwano, ale ptaka nie było. Było za to chłodno, dźwięki muzyki, skóry, pod którymi położył się spać, żeby mu było ciepło i żeby mu nikt nie przeszkadzał. Faktycznie, chyba zasnął pod ścian domu przykrywszy się warstwą złożonych tam skór, które wspaniale ochraniały od chłodu. Zamrugał i wreszcie porządnie się dobudził wpatrując w rude włosy nieznajomej, która stała obok. Ale czy nieznajomej? Zaraz, to ta, która nazwała go po imieniu niedawno, a świergot sikorki, wcale nie był ptasimi trelami, tylko pełnym śmiechem dziewczyny, która zwijała się niemal z uciechy.

- Przepraszam – wyjąkała śmiejąc się serdecznie z jego niepowtarzalnej miny, łączącej zdziwienie z totalnym zagubieniem. – Przepraszam, nie wiedziałam, że tu ktoś śpi i przypadkowo usiadłam ci na głowę.
~ Siadłam na głowę, tere fere ~ pomyślał. Więc to nie była sikorka, ale owa rudowłosa nieznajoma.
- Jestem Elev. Nie się nie stało – wyjaśnił dość zaspanym jeszcze tonem niemal ziewając.
- Jeszcze raz przepraszam. Naprawdę mnie nie pamiętasz?
- Nieczęsto bywam we wsi, a raczej często, ale nie na długo. Mieszka
... – nie wiedział czy mówić jej per pani? Panna? Wreszcie zadecydował, ze skoro ona do niego po imieniu, to także będzie się zwracał per ty. - ... szkasz tutaj? Dokończył? Od dawna? A może poznaliśmy się w którejś z farm?
- Ach nie. Jestem tutejsza.
- Znałem tutaj jedna taka brzy
... – ugryzł się w język nie dokańczając, - ... dziewczynę o włosach podobnych do twoich, ale znacznie jaśniejszych i no ...
- Z wiekiem włosy ciemnieją, Elevie.
- Z wiekiem? - Przerwał na moment zastanawiając się. - Ale numer! Elisabetha? To naprawdę ty
? – Dokończył nieco podejrzliwie, co sprawiło, że dziewczyna znowu buchnęła śmiechem. Kiwając tylko na potwierdzenie głową. Po chwili, e co tam, sam się przyłączył i gdyby ktoś ich obserwował to mógłby zobaczyć dwójkę szaleńców, którzy właśnie się opili napojem tak zapewniającym radość, jak odbierającym rozum..
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 23-10-2008 o 21:49.
Kelly jest offline  
Stary 23-10-2008, 12:50   #25
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
W karczmie przy jednym stole zasiedli i ku jej zdziwieniu wylądował przed nimi z impetem dzban piwa, które dziś rozdawano chyba nieodpłatnie. Silia piwo pijała rzadko, żeby nie rzec wcale, toteż pierwsze łyki mocno rozgrzały trzewia a i słodko zmysły przytępiły.

Bawiła się przednio, nawet podczas tańca z De Singwą, którego obdarzyła przepraszającym uśmiechem bo trochę jej się wstyd zrobiło, że tak na niego wcześniej naskoczyła. Miło też jej się rozmawiało z kompanami, szczególnie w towarzystwie rudowłosej Eli, która, przyznać musiała, temperament miała równie ognisty co jej rude loki. A i chyba Elev zerkał na Bethy dość wymownie jakby w oko mu wpadła, choć może się Silii tylko wydawało.

Czas mijał dość błogo wśród śmiechów i gwarnych rozmów. Nagle w drugim końcu karczmy ktoś podniósł się z krzesła i podszedł do ich stołu. Dostrzegła twarz Garika, oczy jego rozbiegane i krok niewyraźny, co mówiło jasno, że pijany już w sztorc jest jak to miał w zwyczaju. Widząc, że ojciec jej tu zmierza Silia jakby się w sobie skurczyła i głębiej chyba zapadła się w drewnianą ławę. Mężczyzna potężną pięścią w stół przyłożył, aż ten zachybotał. Z Garika chłop był wielki, żylasty, o ogorzałej twarzy i bujnym zaroście. Każdy we wsi wiedział, że to nie ojciec jej prawdziwy, tylko mąż jej matki, która, gdy ją brał wraz z posagiem, brzemienna być już musiała. Nie było też tajemnicą, że to pijak i awanturnik co ochoczo i często rodzinę okłada, szczególnie zaś gdy wypije, czyli prawie co dzień.

- Silia, ty kurwie nasienie, nie za dobrze się dziś bawisz? - wybąknął zapijaczonym głosem i zachwiał się lekko bo wlewana w siebie od świtu gorzałka mocno go już ścięła - Powiedz żem się przesłyszał, że się na wyprawę do zamku wybierasz! Robota w polu i obejściu czeka! Same utrapienia z takim darmozjadem. Dość, że nic nie pomocna to na całe dnie tylko znika, po lesie ganiać lub przesiaduje u tego szarlatana zdziadziałego, bogowie raczą wiedzieć cóżże tam wyprawiasz. Jam powiedział i powtórzę: jak z De Singwą pójdziesz, to gołymi rękami nogi z dupy wyrwę!

Silię oblał rumieniec, bo się mocno przed towarzyszami zawstydziła, że muszą być świadkami jej rodzinnej scysji. Wstała dumnie, podbródek wysoko uniosła i ojczymowi prosto w twarz rzuciła:
- Już postanowiłam, że pójdę Gariku - zawsze mu po imieniu mówiła, nawet wówczas gdy jeszcze pacholęciem była - A ty mnie morałów nie praw. Przywilej ten ci nie dany, boś nawet moim ojcem nie jest.
- Ja ci wyprawie! - chłop się nie na żarty obruszył - Tak ci skórę złoję, że cię rodzona matka nie pozna! W dupie ci się chyba dziecko przewróciło. Ja nie jestem ojcem? Jak morda kolejna do wykarmienia, to wtedy żeś dziecko moje niby, ale jak ojcowskie słowo prawie, tom już nie ojciec tedy?
Dziewczynę za rękę chwycił i ku jej protestom zaczął z karczmy wywlekać. Silia oponowała przez moment ale, że drobna była a Garik wielki jak dąb to pogodziła się szybko, że tamten ma przewagę i bronić się przestała.
Choć Garik surowo wyraził się na temat jej wyprawy z De Singwą to Silia i tak była przekonana, że rankiem się z domu wymknie póki ojczym jeszcze nie wytrzeźwieje i z łoża nie zdąży wyleźć. Ona jest przecie do wielkich czynów stworzona, a nie żeby we wsi zapomnianej przez bogów sczeznąć z wycieńczenia, bo jej głupi ojczym każe przy krowach i w polu harować.
 
liliel jest offline  
Stary 23-10-2008, 12:53   #26
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Elisabetha i Elev siedzieli na ławie przyglądając się, jak ojczym silii sztorcuje z góry na dół swoja przyszywaną córkę. Chłopak nawet chciał zareagować i pewnie by to zrobił, gdyby nie znaki dawane przez półelficę, by razem z Eli trzymali nerwy na wodzy. Zasadniczo dla Eleva byłaby to kolejna próba uspokojenia zbyt krewkiego ojca, ale co on mógł wiedzieć o rodzinie półelfki? Może za tymczasowa porażkę ojczym odpłaciłby później tym większą srogością, której wszyscy by przyklasnęli, skoro z niej taka nielubiana osoba. Pewnie, wyruszali na wyprawę z sir Leonardo, ale czy na długo? Może rzeczywiście jakiś to zabłąkany goblin i wrócą do swoich obowiązków oraz swoich normalnych spraw. Dla niego byłyby to wyjazdy oraz wyczekiwanie na kolejną okazję, dla Silii kolejne upokorzenia, choć może po publicznej pochwale poszukiwacza przygód oraz kapłana Sune, byłoby jej nieco łatwiej. Zresztą ona, podobnie jak Elisabetha, musiałaby znowu doić krówki, rozrzucać gnój po polu, karmić kurki i z duszą pełną radości oddawać się takim oraz podobnym wiejskim przyjemnością. Rzecz jasna, dopóki nie wyjdą za mąż, bo wtedy oprócz zaiwaniania w polu i zagrodzie dojdzie jeszcze:
a) zaspokajanie jakiegoś spryszczonego chłopa, który, wedle własnej potrzeby, wychędoży, albo zmaluje kułakiem po gębie,
b) przyrzucanie na świat kolejnych obywateli Taigi.

Okazało się, że nie musieli jednak reagować, gdyż ktoś to uczynił za nich.
- A cóż to, mości panie, ze tak w ono święto podniesionym głosem gadacie? – Głos kapłanki Chauntei, która pojawiła się nagle ustawił ojczyma Silii do pionu. Puścił rękaw córuchny i zmieniwszy gwałtownie ton zaczął się tłumaczyć niczym uczniak:
- Ano wybaczcie, pani nasza. Córka mi się zbiesiła i na wyprawę chce ciągnąć, a tu obory nie ma komu wysprzątać, czy też siać w polu.
- A to córkę do siewu puszczacie. I skąd tu siew takim czasem? Gnój tez będziecie wyrzucać, a nie przed orką? Oj, mości gospodarzu, zbyt z czupryny wam się kurzy po gorzałce, co ja mogę zrozumieć, ale krzyczeć na kogokolwiek w ten dzień radosny nie wolno. Nawet na córkę.
- Ale moja władza ojcowa
– zaperzył się Garik. – Co to jest, że córka może mówic mi, ze chce czy nie chce gdzieś iść? Nie pozwalam. Rozumiesz, Silia, nie pozwalam. Marsz do chałupy, a jutro oberwiesz –krzyknął.
- Zostań, dziecko – przerwała mu kapłanka. – Sołtys powiedział, iż każdy może iść, to każdy. Dotyczy to także twojej córki. Natomiast ty jutro będziesz u mnie porozmawiać o szacunku dla Chauntei. Strzeż się, żeby nie spowodować własnego kłopotu, jeżeli jeszcze raz choć na chwilę głos podniesiesz. A teraz, niech Chauntea będzie z wami. Bawcie się wszyscy dobrze, a ty, gospodarzu, napij się niemało, bo zapewniam, iż nieprędko będziesz mógł spróbować następnym razem gorzałki po naszej rozmowie.
 
Kelly jest offline  
Stary 23-10-2008, 20:07   #27
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kilka słów potrafi zmienić diametralnie dzień...
- Ojciec mnie woła. Czas mi do domu iść. – Zanim je usłyszał Aldym zaliczał ten dzień, to bardzo udanych dni ...Wiedział, że kłamie. Nie wiedział wszak czemu. Patrzył osłupiały, jak dziewczyna odbiega, słyszał też i komentarze idąc do karczmy. Nic dziwnego, ze nastrój kapłan Sune diametralnie się zmienił. Typowy dla niego uśmiech, gdzieś znikł, oczy rzucały ponure błyski. Chęć do zabawy, gdzieś przeszła, na tańce z innymi dziewczętami jakoś...ochoty nie miał. Choć pewnie, z pomocą sztuczek, poznanych świątyni i daru od Sune, mógłby jeszcze z niejedną poflirtować. A tak...Siadł na ławie w izbie karczemnej i wzdychając sączył piwo. Na złośliwości i plotki jakie stworzyła ucieczka Rudej Beth , na oczach wszystkich nie zwracał uwagi... Od dziecka Aldym na takie plotki zwykł odpowiadać przemocą, przez co i jemu samemu od jego obrywało. Gdy dzieciakiem, bił inne dzieciaki (choć czasem padał nieprzytomny pod nawałą przeciwników), potem gdy podrósł, tłukł i plotkujących o nim nastolatków ( a mieli o czym, w końcu na szkolenie do kapłanek Sune chodził)....Któregoś pięknego dnia, gdy prał kolejnego chłopaka który go przezwiskami obrzucił, stwierdził iż to sensu nie ma. Nieważne ilu plotkarzom złoi skórę, nieważne ilu tym, którzy go przezywali, porachuje kości. I tak plotki powstawać będą. Od tego dnia, złośliwe plotki ignorował, przezwiska spływały niczym woda po kaczce. Sączył więc teraz kufelek za kufelkiem debatując o największej bodaj tajemnicy tajemnic ( większej nawet od tajemnicy młynarskiego bimbru, ponoć najmocniejszej gorzały na świecie)...tajemnicy natury kobiety.
Której, mimo iż był kapłanem Sune, w dodatku przez kobiety szkolonym, nie pojmował.
Wkrótce pojawiła się też i plotka, prawdziwa lub nie, że Elizabetha i Elev się przed chwilą na sianku spotkali. Wszyscy wiedzą, co z takiego spotkania wyniknąć może.
Aldym nie interesował się czy to prawda, czy nie...Wszak czas, ponoć jedynie najwięksi z czarodziejów cofnąć mogą. Nie bardzo rozumiał, o ile to prawda była, czemu w takim razie po kryjomu i czemu nie odtrąciła go z samego początku. Czuł, gdzieś tam w sercu, że to część zemsty Elizabethy na nim, za krzywdę którą jej wyrządził. Choć po prawdzie nie miał pojęcia, czymże ją tak skrzywdził. Przez drzwi weszła Czarna Silia , nieco już pijany Aldym przypominał sobie jakieś krzyki dochodzące sprzed karczmy, głosy Hildy i ojczyma pólelfki. Ale umysł zalany alkoholem, nie potrafił skojarzyć za bardzo znaczenia tych krzyków.
Niemniej, to była okazja! Wszak Silia była uczoną ... w dodatku kobietą. Co prawda, zwykle onieśmielony jej przewagą intelektualną, nie odzywał się do niej. Ale teraz, mając sporo odwagi, a dokładnie dziesięć kufelków płynącej w żyłach, podniósł się z ławy i nieco bełkoczącym głosem zapytał.- Silia...tyś kobieta uczona i...wiele...wiele...wiele wiedząca. To może ty mi wyjaśnisz natturę kobiety?
W tej chwili Aldym w niczym nie przypominał wesołego kapłana Sune jakim był na co dzień...Bardziej zbitego psiaka.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 23-10-2008 o 20:12.
abishai jest offline  
Stary 24-10-2008, 13:12   #28
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Naturę kobiety? - Silia łypnęła spode łba na kapłana Sune. Jego bełkot jednoznacznie określał w jakim Aldym jest stanie, czyli mocno wskazującym. W półelfce wciąż się gotowało po ostatniej scenie z Garikiem, z gniewu zaciskała zęby i cała była spięta. Słowa Aldyma jednak miast ją ułagodzić przelały czarę złości.

- Wybacz Aldym, ale nie widzę sensu by nad bzdurami prawić. Tym bardziej, żeś pijany a ja z pijanymi w dyskusje się nie wdaje. Z jednym ochlejmordą pod wspólnym dachem mieszkam i widuję aż za często, więc limit mojego czasu dla pijaków poświęconego wyczerpał się już dawno. Jutro jak wytrzeźwiejesz, tedy mnie zapytaj... – słowa jej były ostre jak sztylety, pewnie też niesprawiedliwe, ale jej wrogie nastawienie spowodowane było impulsem raczej. Gniew w niej wezbrał po niedawnym incydencie z ojczymem, a teraz rozdrażnienie znalazło swe ujście.

Aldym sam w sobie nie był niczemu winny. Był nawet czarujący i przystojny na swój sposób, ale znalazł się po prostu w nieodpowiednim miejscu i czasie, a dodatkowo w nieodpowiednim stanie. Silia czuła wstręt do bełkoczących mężczyzn śmierdzących trunkami, i choć wiedziała, że w przypadku Aldyma to wyjątek raczej niźli zasada to zareagowała dosyć impulsywnie.

Widziała też niedawno jak kapłan przytulał Elizabethę i wlepiał w nią swoje maślane oczęta. Silia nie chciała być dziś substytutem. Jedna dziewczyna Aldymowi kosza dała, to pewnie pomyślał, czemu by od biedy z Silią wieczoru nie spędzić? Swoją drogą Eli cieszyła się wśród chłopców niezłym powodzeniem. Może to z powodu tych pięknych loków, które otaczały buzię niby ogniste płomienie? Nie żeby Silia jej zazdrościła. No może odrobinę, tego, że taka lubiana była.

Półelfka wyszła z karczmy i oparła się plecami o drewnianą ścianę wdychając rześkie nocne powietrze.
~Miejmy nadzieję, że Aldym nic jutro pamiętać nie będzie. Na trakt mamy razem wyruszyć i głupio by było tak kapłana do siebie zniechęcić. Ale sam sobie winien. Wcześniej nie był skory żeby ze mną gadać, a jak mocno popił to myśli, że zasiądziemy przy jednym stole jak najlepsi przyjaciele i będziemy sobie słodko gaworzyć?~

Ludzie przed karczmą bawili się nieźle i Silia zapragnęła też trochę uciechy zaznać nim ta noc dobiegnie wreszcie końca. Ujrzała nieopodal Jensa, który wraz z rodziną uczestniczył w biesiadzie.

- Hej Jens! - zawołała frywolnie i podeszła blisko – Pokarz no swą buźkę. Niezłe ci w karczmie manto spuścili – i dłoń w stronę jego twarzy zbliżyła. Zamiast jednak pogłaskać chłopaka ze współczuciem wrzuciła mu za kołnierz całą garść dżdżownic, które wcześniej skrupulatnie pod karczmą zbierała.

Oślizgłe robaki wpadły za koszulę a dziewczyna zaniosła się gromkim śmiechem.
- To za to żeś mi dokuczał w dzieciństwie.
A po chwili dodała:
- Chociaż lepiej byś grzechy swoje odkupił jakbyś poprosił mnie dzisiaj do tańca.
Silia nie przestawała się uśmiechać. Miała nadzieję, że Jens nie obrazi się za jej niewinny dowcip. Wszyscy przeto we wsi wiedzieli, że sam skory do psot i wygłupów.
 
liliel jest offline  
Stary 25-10-2008, 00:09   #29
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Alkohol zawsze pozwalał ludziom podkreślać najbardziej dominującą cechę charakteru. A biorąc pod uwagę, że większość ludzi była z natury dobra, to zabawa od początku aż do samego końca, była niezwykle intensywna i wesoła. Nieliczne wybuchy złości i agresji, które pojawiały się u niektórych, szybko tłumili inni biesiadnicy nowymi toastami, lub kręcąca się tu i ówdzie kapłanka, która bardzo uważała, by przestrzegano obowiązku i nakazu dobrej zabawy. Co mimo wszystko nie było trudne w tym dniu, w którym nawet najbardziej nieśmiali odnajdywali swoje chwile w tańcu czy piciu i żartach jeśli na taniec byli zbyt nieporadni.

Rzucanie i łapanie wianków było w pełni szczęśliwe tylko dla dwóch par, które przetańczyły i przecałowały całą noc, gdzieś z daleka od oczu swoich rodziców. Silia zaś ze zdziwieniem zarejestrowała fakt, że sir Leonardo jedynie uśmiechnął się na jej słowa, odprowadzając wzrokiem chłopaka z poparzoną twarzą.
-Mniemam, że to ty tak go załatwiłaś, młoda damo? Cóż, musisz się jeszcze wiele nauczyć.
Mrugnął zawadiacko nie wyjaśniając do końca o co mu chodziło, po czym zaciągnął półelfkę w tany. A tańczył wybornie, zwłaszcza przy Silii, która szybko zmęczyła się, często myliła kroki a na koniec spłoniła, gdy podziękował jej głębokim ukłonem. Pytanie czy bardziej wstydziła się swojego marnego tańca, czy traktowania jej jak damy.

Elizabetha stała przy wodzie i znosiła "zaloty" świeżo upieczonego kapłana, tylko po to by zobaczyć jak jej marny wianek rozpada się i podzielony na pojedyncze kwiaty, na poły płynie na poły tonie. Wtedy też wreszcie wyzwoliła się z coraz bardziej nieprzyzwoitych objęć i zostawiła Aldyma samego z plotkami. No może nie tak do końca zostawiła, gdyż do karczmy jeszcze zawitała. Piwa nie piła, nie żeby nie lubiła, od dzieciństwa ojcu z garnca ten napitek podbierała, ale teraz była zbyt podekscytowana wyprawą, więc tylko rozmawiała z Silią i Elevem, co wiedzą o goblinach i co na wyprawę trzeba wziąć. Cieszyła się, że żaden chłopak jej do tańca nie prosi i nawet Aldymem co się upijał przy innym stole przestała się przejmować.
I pewnie spokojnie wkrótce by z ojcem, również w karczmie biesiadującym, do domu wróciła, gdyby nie usłyszała, że chłopaki karczmarza do siebie mówią, ze ona z Elevem dziś na sianie była. Tego było za wiele jak na jeden wieczór dla ognistowłosej panny. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować wskoczyła na stół, i czerwona na twarzy na plotkarzy pełnym głosem zaczęła krzyczeć
-Może w oczy mi to powiesz, szczerbaty synu trolla? Że niby z kim na sianie się zabawiałam? Uśmiechnij się jeszcze raz a drugiego zęba tez stracisz? – Wrzasnęła jeszcze głośniej, gdy starszy z braci spróbował się roześmiać -Takie to święto? – teraz krzyczała do Hildy – Sprzeczać się nie wolno, a kłamać to już tak? A może ja wszystkim prawdę powiem, bo ja wiem o was wszystko, kto rozwalił płot młynarza, kto komu podbiera nioski i gdzie są zapasy bimbru sołtysa.
Wszyscy byli już wstawieni, a i sam widok Elizabethy na stole nie był czymś typowym, więc kilka stłumionych śmiechów rozległo się w karczmie. Hilda zaś uśmiechnęła się łagodnie do dziewczyny.
-Spokojnie kochaniutka. Nikt tu poważnie o niczym nie mówi, a rano wszyscy pozapominają.
Ciężko było jej uwierzyć, ale i rudowłosa zorientowała się, że w ten sposób nic nie zdziała. Zresztą zaraz obok przeszła Neli w rozchłestanym dekolcie i komentarze zeszły na nowy temat. A jeszcze jak dodamy Leonardo, który obtańcował większość panien i całkiem sporo pań, ciesząc się nieprzerwaną popularnością i uwielbieniem, to w zasadzie nie było się czym martwić. Zawsze po tym dniu po całej Taldze krążyły nieprzerwane plotki kto z kim i kiedy. A czasem nawet jak.

W końcu minęła północ a część ludzi zaczęła udawać się na spoczynek. Następny dzień był wolny od pracy, ale nie wszyscy mieli siły lub ochotę bawić się aż do rana. Albo woleli to robić w mniejszych, zazwyczaj dwuosobowych grupkach. Pierwsi oczywiście znikali ludzie starsi, którzy woleli przespać resztę nocy w wygodnym łóżku. Odbiegła gdzieś w sobie znane miejsce Lilla, dość szybko wróciła do domu Elizabetha, nie umoczywszy nawet ust w alkoholu. Zawieruszyło się gdzieś kilka par, również sir Leonardo zmęczywszy się tańcem udał się na "spoczynek" - tu złośliwi i zazdrośni uparcie twierdzili, że to on dobrał się do dekoltu Neli i teraz z nią tak odpoczywa. Tak czy inaczej, szepnął wam po drodze, że czekał będzie rano w karczmie. Reszta zaś bawiła się aż do rana, pijąc aż do uśnięcia pod stołem czy tańcząc aż do całkowitego zmęczenia. To była dobra i wesoła noc.

***

Poranek po takich imprezach zawsze był ciężki. Przede wszystkim też późny, gdyż większość miała zamiar obudzić się, wraz ze swoją głową, w której najpewniej szalało będzie stado najgorszych demonów, dopiero późnym popołudniem. Po to by coś zjeść, wypić wiadro wody i usnąć ponownie. Lub ewentualnie zapić kaca nową ilością alkoholu. Ale nie wy, wy nie mogliście mieć takich planów, chcąc udać się wraz z sir Leonardo na tą wyprawę. Wyprawę, która mogła odmienić wasze życie, albo przynajmniej zabawi na kilka najbliższych godzin.

Zbieraliście się w karczmie dość powoli. Pierwsza przyszła niezbyt wyspana Lilla, której noc w szałasie nie bardzo pomogła. Ale i wiele snu dziewczynie potrzeba nie było, zahartowały ją codzienne modlitwy z samego świtu. Niewiele potem przyszła Elizabetha, potem cała reszta, która została na zabawie dłużej. Na samym końcu przyszedł trzymający się za głowę Aldym, który wypił najwięcej, pod koniec wychwalając już urodę wszystkich w Taldze. Niestety, ku przerażeniu Silii, do "wyprawy" mieli zamiar przyłączyć się jeszcze dwaj chłopcy, z których jeden uśmiechał się do niej brzydko zza swojej poparzonej twarzy. Oraz jedna z panien, które wczoraj najbardziej oglądały się za de Singwą. Ubrana w prostą kieckę wyglądała tu najbardziej nie na miejscu. Nie było jednak Neli, chociaż żona karczmarza, która podawała wam śniadanie, nie miała pojęcia czemu. Może się jej odwidziało?

Leonardo w pewien sposób zaskoczył. Zszedł na dół całkiem szybko, ubrany nieco inaczej niż dnia poprzedniego. Owszem, nadal miał kilka falbanek, ale jego ubranie było nieco mniej pstrokate. Na piersi miał coś w rodzaju skórzanej kamizeli, która najwyraźniej miała służyć za jakiś rodzaj ochrony. Na nogach miał jeździeckie buty i jak się okazało - miał również konia, którego przygotował jeden z pomocników karczmarza. Przy boku wisiał mu ten sam miecz, a na ustach gościł ten sam uśmiech. Ogarnął nie do końca jeszcze wysprzątaną izbę i was w jej środku.

-Ach, witajcie kochani w ten piękny dzień! Gotowi na wyprawę?
Przeszedł pomiędzy stołami, przyglądając się każdemu z osobna.
-Taaaak. Chodźcie na zewnątrz.
Wciąż z tym pięknym uśmiechem przepuścił panie, otwierając wpierw drzwi i stając obok nich. Potem wymaszerował i poklepał swojego konia po pysku.
-No więc wszyscy, z takich czy owakich powodów, postanowiliście wyruszyć ze mną, do tego waszego miłego zameczku, tak?
Uśmiech nagle zniknął z twarzy Leonardo, ale szybko tam wrócił.
-Niestety! Nie mogę zabrać was wszystkich! Nie macie... jak to się mówi? Żyłki poszukiwacza!
Mrugnął niespodziewanie do Silii, zaśmiawszy się w głos. Podszedł najpierw do słodkiej dzieweczki, Marty, która spłoniła się cała natychmiast.
-Ty dziecinko, powinnaś dalej wianki pleść i na męża z ładnym i płodnym polem czekać. Wracaj do domu.
Dziewczę rozpłakało się straszliwie, dostawszy od Leonardo tylko całusa. Mężczyzna nie zamierzał jednak zmięknąć. Potem podszedł do młodzika, który ledwie do ramienia mu dorastał, chociaż de Singwa do wielce wysokich nie należał.
-Nie za młodyś, chłopcze? Zmykaj póki rodzice nie wiedzą, że wyszedłeś.
-Ale...
-No już!

Odprowadził niezadowolonego chłopaka wzrokiem. Odszedł kilka kroków, przyglądając się reszcie. Zatrzymał wzrok na chłopaku z poparzoną twarzą. Hugo, gdyż tak zwał się owy chłopak, miał przewieszony przez plecy miecz i to na nim wyraźnie zatrzymał wzrok de Singwa.
-Ładny miecz. Wygodnie ci się go tak nosi?
Zaskoczony nieco młodzik wzruszył ramionami. Jego głos był tak samo nieprzyjemny jak twarz.
-Jasne, bo co?
Leonardo wyciągnął swój rapier, kreśląc nim kilka swobodnych kółek.
-Pokaż, jak nim walczysz, wojowniku!
Hugo prychnął i chwycił za rękojeść miecza. Niestety o noszeniu mieczy na plecach musiał nasłuchać się w opowieściach, gdyż przewiesił go całkiem źle i porzucając pierwsze próby po prostu wyszarpnięcia go, musiał zdjąć pochwę z pleców i dopiero obnażyć ostrze. Ostrze, któremu potrzeba było czyszczenia, ostrzenia, a przede wszystkim... nowego ostrza. Nie zrażało to jednak chłopaka, który czerwony na gębie, chcąc zmazać plamę, ruszył wściekle, zamachując się mieczem na fircyka i wykazując całkiem spore obycie i siłę. Niestety dla niego, fircyk zaśmiał się nagle i praktycznie nie ruszając się z miejsca uniknął ostrza i lekkim pchnięciem zbił je na bok, wytrącając Hugo z równowagi. Najwyraźniej obycie to miał, ale co najwyżej z siekierą. Wciąż jednak próbował, tnąc poziomo bez poszanowania dla życia Leonardo. Całe szczęście, że ten wiedział w co się pakuje i bez problemu zanurkował pod ostrzem, wbijając swój rapier pomiędzy nogi przeciwnika i obalając go bez problemu na ziemię.
-Ah, drogi... jak ci w ogóle było? Nieważne, nieważne. Jak widzisz, potrenować jeszcze musisz zanim ze mną na wyprawę ruszysz!
Ukłuł jeszcze chłopaka w pośladek i schował broń.
-A co do was, kochani! - zwrócił się do waszej szóstki, która pozostała na "placu boju" - Zbierzcie rzeczy, które chcielibyście zabrać ze sobą, pożegnajcie z rodzinami i ruszamy za pół dzwonu! Nie zapomnijcie o ładnym prowiancie i przemiłym napitku!
Skłonił się wam, mrugnął jeszcze raz do półelfki i ruszył w kierunku karczmy. Niespodziewanie wziął jeszcze Elizabethę pod ramię i zaskoczoną dziewczynę odprowadził kilka kroków.
-Ach, piękności moja ognista! Widziałem, że za kibić cię ów Aldym trzymał, toteż i radę mam dla cię! Brak odmowy zawsze jest zaproszeniem dla kapłanów tej niecnej bogini, która umysły wypacza i w narcyzm wpędza! Bacz więc na swą kibić powabną i słowa me pamiętaj!
Mrugnął również i do niej i puścił jej rękę, z uśmiechem w karczmie znikając.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 25-10-2008 o 00:28.
Sekal jest offline  
Stary 25-10-2008, 21:52   #30
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Lillę obudziły promienie wschodzącego słońca prześwitujące przez liście nad jej głową. Kontemplowała przez chwilę ten cud natury, dopóki nie poczuła z całą mocą, iż spanie na gołej ziemi nie jest zdrowe. Już nawet jej twarde wyrko w świątyni nie powodowało takiego bólu pleców. Potężny skurcz, który chwycił ją jak tylko próbowała wstać wydobył głośny jęk z jej ust. Jak była młodsza mogła spędzać w kryjówce dowolne ilości czasu nie ryzykując obolałym ciałem. Pewnie dlatego, że była też sporo mniejsza i nie musiała leżeć w pozycji płodowej. Jak tylko rozmasowała nogę na gałęzi wiszącej nisko powiesiła medalion Lathandera, uklękła w porannej rosie i odwracając głowę w kierunku słońca rozpoczęła modlitwę. Jej usta poruszały się bezgłośnie. Mimo potarganych włosów, jej twarzyczka wyglądała prześlicznie w religijnym uniesieniu. W pieszczotach promieni słońca znikły gdzieś toporne chłopskie rysy, została sama delikatność siedemnastoletniej dziewczyny. Gdyby dostrzegł ją osoba znająca modlitewnik, szybko zdałaby sobie sprawę, że Lilla nie powtarza bezmyślnie formułki ustalonej wieki temu. Wplątywała w nią swe własne słowa płynące prosto z serca, nadając modlitwie osobisty ton, tak właściwy dla paladyna.

Jak skończyła opuściła kryjówkę i ruszyła w kierunku chałup. Wieś po zabawie sprawiała wymarłej. Jedynym śladem ludzkiej obecności były resztki pożywienia porozrzucane tu i ówdzie oraz puste gliniane dzbany po alkoholu. Kelvarówna podeszła do swojego sioła od tyłu, w beczce z deszczułka obmyła twarz, nie śpiesząc się splotła długie jasne włosy w mocny, gruby warkocz. Nie budząc rodziny ruszyła w kierunku karczmy.

***

Dotarła tam jako pierwsza, miła mama Neli poczęstowała ją śniadaniem, które wchłonęła z iście młodzieńczym apetytem. Gdy zebrali się pozostali, Lilla zastanowiła się co poza chęcią przygody pchało ich na szlak. Nie trudno było odpowiedzieć sobie na to pytanie w przypadku Silli. Zawsze była i będzie obca w wiosce, poza tym inteligencja i magiczna smykałka pretendowały ją do rzeczy ważniejszych niż praca w polu. Dziewczyna przypomniała sobie wszystkie opowieści o zdegenerowanych magach, miała nadzieję , że cokolwiek miało się dziać w przyszłości półelfka uniknie ich losu.
Przyjrzała się Aldymowi, nie wyglądał najlepiej i Lilla miała nadzieję, że zdąży się wykurować nim wyruszą. Ze wszystkich sojuszników Pana Poranka, Sune nie była jej ulubionym. Nie rozumiała nauk tej bogini. Ale wiedziała , że zawsze dobrze jest mieć kapłana po swojej stronie. Gdy do karczmy wszedł Jens zarumieniła się lekko, ale z zakłopotania wkrótce wybawił ją Leonrado.

Zdziwiła się doborem uczestników wyprawy przez niego dokonanych, ona sama nie wzięła by takiej na przykład Elizabeth, ale de Singwa był doświadczonym poszukiwaczem przygód i z pewnością wiedział co robi.


-A co do was, kochani! Zbierzcie rzeczy, które chcielibyście zabrać ze sobą, pożegnajcie z rodzinami i ruszamy za pół dzwonu! Nie zapomnijcie o ładnym prowiancie i przemiłym napitku!


Słysząc te słowa Lilla na powrót ruszyła do rodzinnego domu. Jej matka już nie spała. Starsza kobieta, przygarbiona od ciężkiej roboty i noszenia pod sercem dziewiątki dzieci, z czego przeżyło siedmioro, pierwsza krzątała się w obejściu. Uśmiech pojawił się na jej ustach gdy zobaczyła jasną sylwetkę córki. Nie rozumiała już swojego dziecka, ale była z niej dumna. Gdy Hilda siedem lat temu wytłumaczyła im na czym polega powołanie paladyna przestraszyła się co prawda, ale teraz już wiedziała, że każąc zostać dziewczynie na gospodarce skrzywdziłaby ją niezmiernie i samego boga by obraziła.

-Witaj matulu -
Lilla złożyła pocałunek na jej pooranej zmarszczkami twarzy- Ja już wyruszam, wezmę tylko swoje rzeczy.
-W sieni stoją, przygotowałam Ci także jadło na kilka dni, zamek co prawda blisko, ale lepiej mieć za dużo niż za mało - Anna Kelvar pogłaskała córkę czule po policzku.
-Dziękuje, pożegnaj wszystkich ode mnie, nie będę ich budzić. Niedługo się zobaczymy, po wyprawie nim wrócę do świątyni zawitam do wioski.

Starając się zachować ciszę Lilla wzięła podróżny worek, do którego wpierw wsadziła przygotowaną żywność, starą wyszczerbioną tarczę z symbolem wschodzącego słońca i długi miecz. Kolczugę założyła dopiero na zewnątrz i tak wyekwipowana ruszyła w kierunku karczmy. Dotarła tam znów pierwsza, mając jeszcze chwilę czasu ukucnęła przed wejściem i wystawiła twarz w kierunku, tak lubianych, promieni słonecznych...
 
Nadiana jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172