Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2008, 15:54   #11
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Bończa odebrał od Grzegorza gałązki, chwile trudził się z odrywaniem drobniejszych, w końcu związał je "psia trawą". Tak zmajstrowany krzyż oparł o studnię.
- No teraz każdy dwa razy pomyśli nim wody naciągnie - dla pewności kopniakiem rozbił wiadro.

Wysłuchał co Nuszyk opowiadała o wsi pod koniec opowieści drgnął mocno.
Jak się okazuje Tatarka nie była muzułmanką, a chrześcijanką !!. Sam skarcił się w duchu za głupotę. Jakżeby inaczej mogła jezdzić konno i prowadzić u boku Hohola życie o jakim zaczęto już śpiewać pieśni po karczmach i na jarmarkach.

Żuł zdzbło trawy i spod wpółprzymkniętych oczu obserwował okolicę, słuchając wywodów dziewczyny. Gdy skończyła ozwał się.

-
Chłopy niewiele powiedzą, a na pewno nie nam. Może przed fratrem serca otworzą, ale i to wątpię, bo tu naród prawosławny.

- Baczyć musimy, by ze ścigających sami się zwierzyną łacno nie stać. Za mało nas na taka imprezę. Jedzmy do wsi, posilimy się, może bratu Grzegorzowi uda się jednak co wywiedzieć.
Nie my też jedni rezunów ścigać będziemy, bo każdy chciałby się panu takiemu jak książę Jeremi przysłużyć i wdzięczność jego mieć.
Tedy może w karczmie, czy zajezdzie (choć co to za zajazd być musi jak wieś 10 dymów liczy) szlachtę jaką napotkamy co też w pościgu jest.

- Trop już ostygł i nie dojdziemy ich teraz szybko. Może we wsi chowa się ów imć Samuel. Ale dla mnie jasnym jest - zdrada tu była. Dwór otoczony wałem ani palisadą nie był, czyli musiał sam być mocny, bo tu inaczej nikt nie buduje. Że duży był to widać po popiołach. Zdrada tu była i we wsi o tym ktoś musi co wiedzieć. Jedzmy do wsi.





Zagajnik jakim jechali do wsi był lasem młodym, pełnym paproci i traw. Brak tu było puszczańskim dębów - olbrzymów, brodą mchów obrosłych, czy mateczników niedostępnych, gdzie zwierz czy człowiek jeśli się chciał przed światem skryć na wieki dla niego przepadał.

Ścieżka przez niego wiodła prosta, niewijąca za bardzo, czasem tylko skałkę samotną mijała łuk zataczając. Kolo jednej z nich potok przez las się toczący ze skarpy niewysokiej spadał tłumiąc stukot końskich kopyt.





Tu pan Bończa z siodła zszedł i niby to poprawiając puślisko kątem ust szeptał.
- Od wsi ktoś za nami skrycie idzie. Widziałem że i waćpanna go spostrzegła, bo wzrokiem raz i drugi za siebie rzuciłaś.
Gdy ta skinęła głową kontynuował.
- Nie jest to człek wojenny, tedy mniemam że ktoś ze wsi, a może i szlachcic stary, ten co śmierci uszedł. Postój zarządzmy, frater niech rum czyni jakbyśmy konie poili, a my zemkniemy wedle tej skarpy i tego ciekawskiego ułapimy... Musi to ktoś być, kto wie coś o napadzie...

To mówiąc krócicę z olster wyszarpnął i przywarł plecami do skarpy. Już miał między paprociami zniknąć, gdy jeszcze odwrócił się do mnicha.
-
Jeno księże z Belzebubem uważaj, bo on imię czartowskie nie na darmo nosi i sukienki duchownej może nie uszanować - tu uśmiechnął się pod wąsem i kołpak na tył glowy zsunął.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 23-10-2008 o 16:52.
Arango jest offline