Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2008, 18:45   #713
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Górska ścieżka, Góry Środka Świata.

- Czy wiecie co to jest? Wygląda… niepokojąco…- spytał się swoich towarzyszy.
- Nie wiem, przedtem tu ich nie było.-odparł gnom, po czym sięgnął do pasa wyjmując krasnoludzkie racje żywnościowe. Pożywne dla wszystkich ras, ale smakujące chyba tylko gnomom, goblinoidom, niektórym ludziom...i oczywiście krasnoludom.-Ten tunel to część bocznych korytarzy krasnoludzkich kopalni znajdujących się u podnóża góry.
-Nie wiem szefie...I nie podoba mi się to. Od jakiegoś czasu ten plan staje się coraz bardziej... straszniejszy.-wyraził swą opinie chowaniec.
- Nie wyglądają one zbyt przyjemnie… może to jakiś ul? Nie schodźmy może raczej głębiej, przeczekajmy tutaj deszcz i gdy się skończy wyruszymy dalej? Chyba, że masz inne zdanie Loagheer? Po prostu mam złe przeczucie co do tych jaskiń… – ostrożnie spytał Arein.
-Cóż...znam te tunele. Służyły właścicielom kopalni do pokątnej sprzedaży urobku...dzięki temu unikali oni opłaty właścicielom tych terenów. Elfom z królestwa Hyalieon.- rzekł gnom, po czym spojrzał na zewnątrz jaskini. Deszcz przybierał na sile. Przez chwilę żuł wysuszone mięso z przyprawami, sprasowane do wąskiego paska...Po czym rzekł.- Potwory czają się i tu i tam...Natomiast w jaskiniach deszcz nie pada.
Podał krasnoludzką rację cienioelfowi, ale ten grzecznie odmówił... Wypity przedtem eliksir sprawiał iż nie był jeszcze głodny, a i zapach krasnoludzkiego „podróżniczego” jadła go odstręczał.
Patrząc na żarzące się kamienie, mógł w spokoju przeanalizować wydarzenia dzisiejszego dnia. A było ich wiele...Uwolnił się z więzienia, mimo że był przekonany, ze przyjdzie mu tam skonać. Zyskał dwóch sojuszników. Gnoma o sporej wiedzy, o którym nic jednak nie wiedział. Nie znał też powodów dla których Loagheer z nim podróżował. Gnom zgodził się dość ochoczo do podróżowania wraz Areinem, ale powodów podjęcia tej decyzji nie wyjawił. Był jeszcze Mistrz Szeptów - Kairon...Sojusznik lub pracodawca, w zależności jak na to spojrzeć. Osobnik, z pozoru, o wiele bardziej otwarty niż małomówny gnom. Ale też i maskujący zręcznie swe sekrety. Wspominał bowiem, o jakimś wspólniku...Jednak jedynie mimochodem. Ile jeszcze innych sekretów skrywał Kairon, ile z tych sekretów może zaważyć na życiu Areina?...Odpowiedzi na te pytania, cienioelf nie znał.

Phalenopsis, Dzielnica Rzemieślnicza, dom Thurama

- Musze przyznać, że bacznie obserwujesz otoczenie panie. Sądzę, że tylko nieliczne rzeczy umykają twojej uwadze. Skuteczne znajdywanie słabych punktów to znamię doświadczonego wojownika. Zgaduje, że w tych czasach nie tylko tej umiejętności zawdzięczasz to, że jeszcze żyjesz… Zwą mnie Gedwar. Wybacz starzejącemu się człowiekowi, ale w gradzie pytań nie dosłyszałem twego imienia. Mógłbyś je powtórzyć?- odparł paladyn.
- Aydenn.- odparł przybyły nie komentując tego, że paladyn poza pochwałami nie powiedział nic. Nie udzielił żadnej odpowiedzi. Bystre spojrzenie spod kaptura obserwowało cały czas Gedwara.
Pojawienie się kolejnego elfa, nie zdziwiło nikogo poza Gedwarem...Musiał więc on być znany pozostałym zgromadzonym. Krótka rozmowa pomiędzy przebywającymi osobami nie dała zbyt wiele wiedzy o sytuacji...w którą reszta wydawała się wtajemniczona...
A i ta krótka rozmowa została przerwana nagłym wtargnięciem wielu skrzydlatych stworków ...wraz z nadchodzącą burzą. Nagły atak stworzeń, wywołał u wszystkich wyuczone bitewnymi nawykami reakcje.
- Do diabła! – zaklął Rasgan. - Yokura weź stół i spróbuj zastawić okno. Niech ci ktoś pomoże. - Kończąc te słowa elf trzymał już w rękach miecze i doskakiwał do Turama. - Spróbuję je trzymać z dala od niego. Aydenn weź go do innego pokoju albo do piwnicy, może tam będzie bezpieczniej. Zostań z nim, a ja z Yokurą spróbujemy uporać się z nimi tutaj.
Ale Gedwar okazał się szybszy...Paladyn chwycił pod pachę śpiącego krasnoluda i zanurkował w piwnicy, barykadując się tam za pomocą puklerza, który mocą zaklętej w nim magii zmienił się w spory „pawęż” blokując przejście dla tych stworzeń...Przynajmniej dla tych które nie zdążyły dostać się do piwnicy. Yokura chwycił stół i lekko kuśtykając przyłożył do okien w desperackiej próbie zablokowania ich.
- To nic nie da...-odparł Aydenn sięgając po krótkie miecze.- Jeszcze są okna w kuchni, na piętrze. Tu jest pełno okien! Lepiej skupić się razem, by plecy nawzajem osłaniać.
Varryaalda i Aydenn stanęli do siebie plecami i ciosami mieczy starali się bardziej odganiać niż trafiać stwory, a i tak ich miecze trafiały często w cel. Yokura machał na oślep szerokim mieczem tnąc potworki...Była to dość skuteczna strategia, zważywszy na to, iż mimo ich zwrotności, były na tyle liczne, że przy każdym zamachu jakiegoś przeciął na pół.
Także Rasgan i pozostali dwaj wojownicy z każdym ciosem, zabijali potworki, jednak przewaga liczebna i zwrotności, czyniły ich wysiłki... mało znaczącymi. Bestie atakowały zaciekle niechronione obszary przeciwników, takie jak plecy... Przez to Rasgan i Yokura, obrywali mocniej od wzajemnie chroniących się Aydenna i Varryaaldy. Stwory wydawały się nie kończyć...Ale burza już się kończyła. Chmury rozpierzchały się na boki i promienie światła słonecznego docierały do ulic mieszkań i zaułków Phalenpopsis zmieniając bestie w kupki popiołu. To czego nie mogły dokonać miecze, światło słoneczne czyniło w parę chwil. Bitwa zakończyła się zwycięsko...nieoczekiwani najeźdźcy ginęli pod blaskiem słońca.
Tymczasem w piwnicy...
Mimo szybkiej reakcji Gedwara i tak kilkanaście stworków wleciało do środka. Jednak gdy paladyn zablokował wejście, inne wlecieć nie mogły. A posłuszna słowu wypowiedzianemu przez Gedwara zbroja rozbłysła olśniewającym blaskiem. Silne światło dotarło do każdego zakamarka piwnicy zmieniając w jednej chwili, agresywne potworki w kupki popiołu.
Zamkniętemu w piwnicy Gedwarowi pozostało więc słuchanie odgłosów walki toczącej się w mieszkaniu Turama. Próby wkroczenia do boju prawdopodobnie zniweczyłyby dotychczasowy sukces działań paladyna. Gedwar więc wsłuchiwał się w odgłosy walki aż usłyszał upragnioną ...ciszę. Bram szumu dziesiątek skrzydeł, oznaczał, że stwory zginęły lub odfrunęły.

Phalenpopsis, Dzielnica Przybyszów, świątynia Pana Kniei

Szybkie i małe stwory, były trudnym celem dla broni tak zależnej od precyzji ciosów, jaką był rapier. Nic dziwnego, że Beriand rzadko nim trafiał. Na szczęście ( a może na nieszczęście) stworów przybywało, że z czasem elf mógłby atakować na ślepo z szansą na sukces.
Potworki atakowały wręcz z szaleńczą odwagą, że elf ledwo zdążył się od nich wyrwać.
Wypowiedziawszy słowa zaklęcia i używszy komponentu rzucił czar i kula ognia uderzyła w najbliższą sforę spopielając bestie...Niemniej była to kropla w morzu. Stworków bowiem przybywało.
Tymczasem druidka przycisnąwszy się plecami do ściany próbowała bronić się przed nawałą stworów. Jakkolwiek, siebie jako tako chroniła...to jednak innych ochronić nie mogła. Macki oplatające Ammana wyczuły zagrożenie, i roślinne pędy atakowały każdego stworka którzy wszedł w ich zasięg, także wilczyca zagryzała każdego stworka który wpadł w jej paszczę. Problemem jednak było iż kilka z tych stworzeń wszczepiło się w jej futro, na grzbiecie, gdzie dosięgnąć kłami nie mogła. I kąsały rozwścieczoną wilczycę. Luinehilien starała dotrzeć do drzwi jednocześnie odganiając potworki swym sejmitarem. Zawołała Berianda, by ten wszedł do środka. Zawarła wrota, zaraz po wejściu czarodziej, okien zaś... nie musiała. Światło i powietrze wpadały tu jedynie przez wrota i niewielkie szczeliny pomiędzy menhirami, stanowiącymi ściany. Tak więc, po zamknięciu, szybko zrobiło się ciemno w świątyni, a duża liczba stworków wleciała do środka kąsając wszystkich i siebie nawzajem. Borein przybrawszy postać roślinnego stora zaczął atakować latające bestie za pomocą macek i olbrzymiej paszczy z kolcami. Stary druid przybrał bowiem postrachu bagien, imadlaka. Była to wędrowna roślina przypominająca z wyglądu nieco muchołówkę i używająca podobnych metod łowienia pożywienia.

Szczelnie zamknięci bohaterowie w świątyni nie musieli się obawiać tego, że wleci do nich więcej stworzeń. Ale gdy światło słońca niszczyło stworzenia w mieście...Niewielkie szczeliny wpuszczały niewiele światła powodując że Beriand i dwójka druidów walczyło z nawałą wrogów w półmroku, a światło słoneczne nie mogło zniszczyć nawały wrogów, uwięzionych wraz nimi.
Światynia Pana Kniei z wyglądu przypominała grobowiec...Teraz jednak istniało zagrożenie, że grobowcem się stanie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline