Gdy Mariusz już doszedł do źródła światła zobaczył wielkie ognisko. – Hm? Kto tu rozpalił ognisko? To ci z Simba? Pewnie tak. – Mariusz chciał już podejść, gdy nagle się zatrzymał.- Cholera, a jeśli to zasadzka? – Kapral wziął jakiś kamień i rzucił lekko przed ognisko. Niby nic się nie działo, ale to tylko ognisko. – No cóż, to chyba nic „ciemnego”. Myślę że mogę do ognia podejść. – Podkarpacki, pewnym krokiem podszedł do ogniska, nie spuszczając broni. – Ale milutko. Cieplutko i wogle. Eh, ale w końcu jestem w dżungli, a nie u babci na działce, trzeba być czujnym. Tak więc, wrócę chyba do reszty... - O ile znajde ich, a nie Simba. Obracał głowę w około, ale już nie potrafił rozróżnić blasku rzeki od blasku gwiazd. – Hmm... Chyba dobrze, by było gdybym sobie zrobił drzemkę ale... Trzeba mi jakąś ochronę... – Myślał chwilę, po czym doszedł do czegoś. – Wiem! ... Albo nie... A może.... – W końcu Mariuszowi skończyły się pomysły, odszedł parę kroków od ogniska, gdzieś gdzie jest najbardziej zagęścione. Upewnił się że w pobliżu nie ma żadnych inteligentnych form życia i położył się w wysokiej trawie, koło drzewa. – Mam nadzieje że mnie nie zobaczą. – I w końcu zrobił to co planował od początku tej „wycieczki”. Usną... |