Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2008, 23:37   #16
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Leżący na pograniczu Twin Peaks i North Central o prostej i jakże chwytliwej nazwie klub The Burlesque, o tej godzinie zaczynał się wypełniać. Do pierwszego tego wieczora występu pozostało nieco ponad pół godziny. Niespodzianka. Wpisana w zaproszenia srebrną pochyloną czcionką kusiła. Zdobione litery były czymś w rodzaju fatamorgany – mamiły obietnicą największych wizualnych rozkoszy. Działające bowiem od niedawna najświeższe w mieście Elizjum zdołało już udowodnić, że swoim bywalcom oferuje rozrywkę na najwyższym poziomie.
Po kameralnej, skąpanej w ciepłym stłumionym świetle sali rozeszły się darmowe drinki. Głównie wyborne cointreau, choć niewrażliwi na jego uroki zwilżyć mogli podniebienie najprawdziwszym szampanem. Tak, w Burlesce wszystko było iluzją. Ale iluzją w najlepszym gatunku. Kilka chwil temu zniknęły krążące po sali dziewczyny.


Warto przy okazji nadmienić, że ostatnie podzielone były na dwie kategorie. Te z czerwoną aksamitną obróżką były nietykalną dla innych absolutną własnością właścicielki tego dobytku. Obietnica wiecznej młodości i opium, którego miały tu pod dostatkiem, tak samo jak kiedyś ich panią, przykuwały do tego miejsca mocniej, niż cokolwiek innego. Było ich sześć i wszystkie przybyły do Frisco razem z właścicielką burleski. Pozostałe… pozostałe tancerki swoim wdziękiem i umiejętnościami cieszyć miały oczy szacownych gości Elizjum.

*

Ostatni z ciągu przytulnych pokoików oddzielony był od reszty wielkimi, przesuwnym drzwiami, które budową przywodziły na myśl oglądającego je inspirację orientem.
Gdyby dyskretna ochrona zechciała przepuścić kogoś dalej, i gdyby ten ktoś zrobił kilka kroków w stronę wieńczącego korytarz buduaru, mógłby usłyszeć odgłosy rozmowy. Prowadzona na poły po angielsku i bułgarsku rozmowa mogłaby brzmieć mniej więcej tak…

- Ne moga. Ne moga da viarvam vremeto nazad!
- Luja e! Nic się nie zmieniło. Ani drgnął. Ciągle to samo.
- Tamtą.
- AAA! Ne sega!
- Ach… Za neia tazi nosht e vreme za muje…
- Aide vie!
- Galia…
- Kush!


Anonimowy podsłuchiwacz usłyszałby stukot staromodnych butów ciemnoskórego mężczyzny, który mijając go, nie zaszczyciłby go nawet jednym spojrzeniem.


Joshua Myers, oficjalnie pan na włościach, ghul pełną gębą, doskonały pianista a przy tym utalentowany ekonom, pewna ręka odsunął jedno ze skrzydeł drzwi.
Oldfashioned jazz, perfumy, puder, kurz, dym papierosowy, brokat, porozrzucana bielizna, tiul i wstążki. Każdy z tych elementów, niemogący zaistnieć bez reszty towarzystwa, stanowił o unikalnym charakterze tego miejsca. Poza lampkami otaczającymi ogromnych rozmiarów lustro, w pokoju nie świeciło się żadne światło. Siedząca przy toaletce kobieta w popłochu wepchnęła trzymany w ręku kieliszek i pytająco wzruszyła ramionami. Joshua Myers stał w progu, z założonymi rękami obserwując, jak resztka tego, co było w kieliszku zaczynają przesączać się przez nieszczelne dno szuflady i jak na kremowym perskim dywanie powstaje karminowa plama. Z niedowierzaniem popatrzył na ciemnowłosą. Wyraz jej twarzy, zapożyczony od jakiejś trzynastolatki, mógłby zwieść każdego. Każdego, poza nim.

- Opium…
- Uhm.
- Na scenę.


*

Słowa konferansjera nie przedzierały się do stojącej w improwizowanych kulisach kobiety. Była pochłonięta grzebanie we własnym świecie na tyle głęboko, że zdawało się przez moment, że żaden bodziec nie jest w stanie przebić się za ten mur. Mamrotała coś pod nosem…

- Ladies and gentleman! For The first time in this city! For your eyes only… VELVET!

Kurtyna opadła i oczom rozentuzjazmowanej widowni ukazała się połyskująca brokatem i przyciągająca wzrok pawimi piórami niewielka, czarnowłosa kobieta. Wszyscy, jak jedno ciało, poczuli to magnetyczne przyciąganie. Wiedzieli dobrze, że tego wieczora nikt nie oderwie od niej wzroku. Nie dopóki nie zejdzie ze sceny.

[media]http://youtube.com/watch?v=bckQisTELNU[/media]


*

Kac po krwi z domieszką środków odurzających był gorszy niż cokolwiek innego, co znała. Obudziła ją głośna rozmowa. Prychając ze złości uniosła się na łóżku.
- A. – Stwierdziła spostrzegłszy, że poza nią w pomieszczeniu znajduje się jeszcze tylko jedna osoba. Kimkolwiek był w ciągu dnia, tej nocy stał się jej ofiarą. Kolacją ze śniadaniem i odrobiną dobrego seksu pomiędzy. Kiedy tak mu się przyglądała, przyszło jej do głowy, ze powinna sobie sprawić nowe zwierzątko. Podrapała go za uchem, zupełnie tak samo, jak drapie się psa. Wymacaną obok łóżka szminką wyrysowała mu na twarzy i szyi połączony ze smyczą kaganiec. ~~ Mój ~~ pomyślała, podnosząc się z pościeli.

Wszystko tutaj działało jak dokładnie naolejony mechanizm. Josh dobrze znał swoje miejsce. Gdy Galia wyszła do łazienki, miał dokładnie czternaście i siedem dziesiątych minuty, by pozbyć się zazwyczaj wciąż jeszcze nieprzytomnego „gościa”. Pozbyć, to znaczy zamówić dlań taksówkę i odesłać w cholerę pod znaleziony w wygrzebanych z kieszeni płaszcza dokumentach adres.


Cokolwiek to było, w sypialni zamiast ghula za Galię czekał mężczyzna. Ten sam, nie licząc braku śladów szminki. Oparty o toaletkę przyglądał się jej badawczo. Czuła, jakby to jego spojrzenie zamieniało się na jej skórze w dziesiątki robaków. Zawahała się, nie rozpoznawała jej zupełnie. Chociaż cos mówiło jej, że go zna, kompletnie nie potrafiła połączyć ze soba tych dwóch elementów – nocy z tym człowiekiem i jego jakże nieoczekiwanej obecności poprysznicowej. Stojąc w progu wymamrotała

- W czym mogę pomóc?



____
* ze słownika podręcznego:

- Nie mogę. Nie za się zawrócić czasu.
- Kłamstwo! Nic się nie zmieniło. Ani drgnął. Ciągle to samo.
- Tamtą.
- AAA! Nie teraz!
- Ach… Dzisiejszej nocy czas na mężczyzn…
- Wynocha!
- Galia…
- Sio!
 

Ostatnio edytowane przez hija : 24-10-2008 o 23:42.
hija jest offline