Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2008, 00:09   #29
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Alkohol zawsze pozwalał ludziom podkreślać najbardziej dominującą cechę charakteru. A biorąc pod uwagę, że większość ludzi była z natury dobra, to zabawa od początku aż do samego końca, była niezwykle intensywna i wesoła. Nieliczne wybuchy złości i agresji, które pojawiały się u niektórych, szybko tłumili inni biesiadnicy nowymi toastami, lub kręcąca się tu i ówdzie kapłanka, która bardzo uważała, by przestrzegano obowiązku i nakazu dobrej zabawy. Co mimo wszystko nie było trudne w tym dniu, w którym nawet najbardziej nieśmiali odnajdywali swoje chwile w tańcu czy piciu i żartach jeśli na taniec byli zbyt nieporadni.

Rzucanie i łapanie wianków było w pełni szczęśliwe tylko dla dwóch par, które przetańczyły i przecałowały całą noc, gdzieś z daleka od oczu swoich rodziców. Silia zaś ze zdziwieniem zarejestrowała fakt, że sir Leonardo jedynie uśmiechnął się na jej słowa, odprowadzając wzrokiem chłopaka z poparzoną twarzą.
-Mniemam, że to ty tak go załatwiłaś, młoda damo? Cóż, musisz się jeszcze wiele nauczyć.
Mrugnął zawadiacko nie wyjaśniając do końca o co mu chodziło, po czym zaciągnął półelfkę w tany. A tańczył wybornie, zwłaszcza przy Silii, która szybko zmęczyła się, często myliła kroki a na koniec spłoniła, gdy podziękował jej głębokim ukłonem. Pytanie czy bardziej wstydziła się swojego marnego tańca, czy traktowania jej jak damy.

Elizabetha stała przy wodzie i znosiła "zaloty" świeżo upieczonego kapłana, tylko po to by zobaczyć jak jej marny wianek rozpada się i podzielony na pojedyncze kwiaty, na poły płynie na poły tonie. Wtedy też wreszcie wyzwoliła się z coraz bardziej nieprzyzwoitych objęć i zostawiła Aldyma samego z plotkami. No może nie tak do końca zostawiła, gdyż do karczmy jeszcze zawitała. Piwa nie piła, nie żeby nie lubiła, od dzieciństwa ojcu z garnca ten napitek podbierała, ale teraz była zbyt podekscytowana wyprawą, więc tylko rozmawiała z Silią i Elevem, co wiedzą o goblinach i co na wyprawę trzeba wziąć. Cieszyła się, że żaden chłopak jej do tańca nie prosi i nawet Aldymem co się upijał przy innym stole przestała się przejmować.
I pewnie spokojnie wkrótce by z ojcem, również w karczmie biesiadującym, do domu wróciła, gdyby nie usłyszała, że chłopaki karczmarza do siebie mówią, ze ona z Elevem dziś na sianie była. Tego było za wiele jak na jeden wieczór dla ognistowłosej panny. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować wskoczyła na stół, i czerwona na twarzy na plotkarzy pełnym głosem zaczęła krzyczeć
-Może w oczy mi to powiesz, szczerbaty synu trolla? Że niby z kim na sianie się zabawiałam? Uśmiechnij się jeszcze raz a drugiego zęba tez stracisz? – Wrzasnęła jeszcze głośniej, gdy starszy z braci spróbował się roześmiać -Takie to święto? – teraz krzyczała do Hildy – Sprzeczać się nie wolno, a kłamać to już tak? A może ja wszystkim prawdę powiem, bo ja wiem o was wszystko, kto rozwalił płot młynarza, kto komu podbiera nioski i gdzie są zapasy bimbru sołtysa.
Wszyscy byli już wstawieni, a i sam widok Elizabethy na stole nie był czymś typowym, więc kilka stłumionych śmiechów rozległo się w karczmie. Hilda zaś uśmiechnęła się łagodnie do dziewczyny.
-Spokojnie kochaniutka. Nikt tu poważnie o niczym nie mówi, a rano wszyscy pozapominają.
Ciężko było jej uwierzyć, ale i rudowłosa zorientowała się, że w ten sposób nic nie zdziała. Zresztą zaraz obok przeszła Neli w rozchłestanym dekolcie i komentarze zeszły na nowy temat. A jeszcze jak dodamy Leonardo, który obtańcował większość panien i całkiem sporo pań, ciesząc się nieprzerwaną popularnością i uwielbieniem, to w zasadzie nie było się czym martwić. Zawsze po tym dniu po całej Taldze krążyły nieprzerwane plotki kto z kim i kiedy. A czasem nawet jak.

W końcu minęła północ a część ludzi zaczęła udawać się na spoczynek. Następny dzień był wolny od pracy, ale nie wszyscy mieli siły lub ochotę bawić się aż do rana. Albo woleli to robić w mniejszych, zazwyczaj dwuosobowych grupkach. Pierwsi oczywiście znikali ludzie starsi, którzy woleli przespać resztę nocy w wygodnym łóżku. Odbiegła gdzieś w sobie znane miejsce Lilla, dość szybko wróciła do domu Elizabetha, nie umoczywszy nawet ust w alkoholu. Zawieruszyło się gdzieś kilka par, również sir Leonardo zmęczywszy się tańcem udał się na "spoczynek" - tu złośliwi i zazdrośni uparcie twierdzili, że to on dobrał się do dekoltu Neli i teraz z nią tak odpoczywa. Tak czy inaczej, szepnął wam po drodze, że czekał będzie rano w karczmie. Reszta zaś bawiła się aż do rana, pijąc aż do uśnięcia pod stołem czy tańcząc aż do całkowitego zmęczenia. To była dobra i wesoła noc.

***

Poranek po takich imprezach zawsze był ciężki. Przede wszystkim też późny, gdyż większość miała zamiar obudzić się, wraz ze swoją głową, w której najpewniej szalało będzie stado najgorszych demonów, dopiero późnym popołudniem. Po to by coś zjeść, wypić wiadro wody i usnąć ponownie. Lub ewentualnie zapić kaca nową ilością alkoholu. Ale nie wy, wy nie mogliście mieć takich planów, chcąc udać się wraz z sir Leonardo na tą wyprawę. Wyprawę, która mogła odmienić wasze życie, albo przynajmniej zabawi na kilka najbliższych godzin.

Zbieraliście się w karczmie dość powoli. Pierwsza przyszła niezbyt wyspana Lilla, której noc w szałasie nie bardzo pomogła. Ale i wiele snu dziewczynie potrzeba nie było, zahartowały ją codzienne modlitwy z samego świtu. Niewiele potem przyszła Elizabetha, potem cała reszta, która została na zabawie dłużej. Na samym końcu przyszedł trzymający się za głowę Aldym, który wypił najwięcej, pod koniec wychwalając już urodę wszystkich w Taldze. Niestety, ku przerażeniu Silii, do "wyprawy" mieli zamiar przyłączyć się jeszcze dwaj chłopcy, z których jeden uśmiechał się do niej brzydko zza swojej poparzonej twarzy. Oraz jedna z panien, które wczoraj najbardziej oglądały się za de Singwą. Ubrana w prostą kieckę wyglądała tu najbardziej nie na miejscu. Nie było jednak Neli, chociaż żona karczmarza, która podawała wam śniadanie, nie miała pojęcia czemu. Może się jej odwidziało?

Leonardo w pewien sposób zaskoczył. Zszedł na dół całkiem szybko, ubrany nieco inaczej niż dnia poprzedniego. Owszem, nadal miał kilka falbanek, ale jego ubranie było nieco mniej pstrokate. Na piersi miał coś w rodzaju skórzanej kamizeli, która najwyraźniej miała służyć za jakiś rodzaj ochrony. Na nogach miał jeździeckie buty i jak się okazało - miał również konia, którego przygotował jeden z pomocników karczmarza. Przy boku wisiał mu ten sam miecz, a na ustach gościł ten sam uśmiech. Ogarnął nie do końca jeszcze wysprzątaną izbę i was w jej środku.

-Ach, witajcie kochani w ten piękny dzień! Gotowi na wyprawę?
Przeszedł pomiędzy stołami, przyglądając się każdemu z osobna.
-Taaaak. Chodźcie na zewnątrz.
Wciąż z tym pięknym uśmiechem przepuścił panie, otwierając wpierw drzwi i stając obok nich. Potem wymaszerował i poklepał swojego konia po pysku.
-No więc wszyscy, z takich czy owakich powodów, postanowiliście wyruszyć ze mną, do tego waszego miłego zameczku, tak?
Uśmiech nagle zniknął z twarzy Leonardo, ale szybko tam wrócił.
-Niestety! Nie mogę zabrać was wszystkich! Nie macie... jak to się mówi? Żyłki poszukiwacza!
Mrugnął niespodziewanie do Silii, zaśmiawszy się w głos. Podszedł najpierw do słodkiej dzieweczki, Marty, która spłoniła się cała natychmiast.
-Ty dziecinko, powinnaś dalej wianki pleść i na męża z ładnym i płodnym polem czekać. Wracaj do domu.
Dziewczę rozpłakało się straszliwie, dostawszy od Leonardo tylko całusa. Mężczyzna nie zamierzał jednak zmięknąć. Potem podszedł do młodzika, który ledwie do ramienia mu dorastał, chociaż de Singwa do wielce wysokich nie należał.
-Nie za młodyś, chłopcze? Zmykaj póki rodzice nie wiedzą, że wyszedłeś.
-Ale...
-No już!

Odprowadził niezadowolonego chłopaka wzrokiem. Odszedł kilka kroków, przyglądając się reszcie. Zatrzymał wzrok na chłopaku z poparzoną twarzą. Hugo, gdyż tak zwał się owy chłopak, miał przewieszony przez plecy miecz i to na nim wyraźnie zatrzymał wzrok de Singwa.
-Ładny miecz. Wygodnie ci się go tak nosi?
Zaskoczony nieco młodzik wzruszył ramionami. Jego głos był tak samo nieprzyjemny jak twarz.
-Jasne, bo co?
Leonardo wyciągnął swój rapier, kreśląc nim kilka swobodnych kółek.
-Pokaż, jak nim walczysz, wojowniku!
Hugo prychnął i chwycił za rękojeść miecza. Niestety o noszeniu mieczy na plecach musiał nasłuchać się w opowieściach, gdyż przewiesił go całkiem źle i porzucając pierwsze próby po prostu wyszarpnięcia go, musiał zdjąć pochwę z pleców i dopiero obnażyć ostrze. Ostrze, któremu potrzeba było czyszczenia, ostrzenia, a przede wszystkim... nowego ostrza. Nie zrażało to jednak chłopaka, który czerwony na gębie, chcąc zmazać plamę, ruszył wściekle, zamachując się mieczem na fircyka i wykazując całkiem spore obycie i siłę. Niestety dla niego, fircyk zaśmiał się nagle i praktycznie nie ruszając się z miejsca uniknął ostrza i lekkim pchnięciem zbił je na bok, wytrącając Hugo z równowagi. Najwyraźniej obycie to miał, ale co najwyżej z siekierą. Wciąż jednak próbował, tnąc poziomo bez poszanowania dla życia Leonardo. Całe szczęście, że ten wiedział w co się pakuje i bez problemu zanurkował pod ostrzem, wbijając swój rapier pomiędzy nogi przeciwnika i obalając go bez problemu na ziemię.
-Ah, drogi... jak ci w ogóle było? Nieważne, nieważne. Jak widzisz, potrenować jeszcze musisz zanim ze mną na wyprawę ruszysz!
Ukłuł jeszcze chłopaka w pośladek i schował broń.
-A co do was, kochani! - zwrócił się do waszej szóstki, która pozostała na "placu boju" - Zbierzcie rzeczy, które chcielibyście zabrać ze sobą, pożegnajcie z rodzinami i ruszamy za pół dzwonu! Nie zapomnijcie o ładnym prowiancie i przemiłym napitku!
Skłonił się wam, mrugnął jeszcze raz do półelfki i ruszył w kierunku karczmy. Niespodziewanie wziął jeszcze Elizabethę pod ramię i zaskoczoną dziewczynę odprowadził kilka kroków.
-Ach, piękności moja ognista! Widziałem, że za kibić cię ów Aldym trzymał, toteż i radę mam dla cię! Brak odmowy zawsze jest zaproszeniem dla kapłanów tej niecnej bogini, która umysły wypacza i w narcyzm wpędza! Bacz więc na swą kibić powabną i słowa me pamiętaj!
Mrugnął również i do niej i puścił jej rękę, z uśmiechem w karczmie znikając.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 25-10-2008 o 00:28.
Sekal jest offline