Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2008, 14:11   #107
sante
 
sante's Avatar
 
Reputacja: 1 sante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodzesante jest na bardzo dobrej drodze
Seria eksplozji rozcięła powietrze ostrym dźwiękiem. Dzik zrozumiał, że wioska jest atakowana. Nic nie układało się tak jak to zaplanował. Miał tym swoim szaleńczym atakiem skłonić Simba do ujawnienia swoich pozycji, tak by reszta mogła precyzyjnie skierować swój ogień w stronę przeciwnika. Niestety okazało się, że jego ludzie najwyraźniej nie zrozumieli jego działań i teraz musiał ratować się ucieczką.

Idąc za dźwiękiem i błyskami skierował się do wioski. Przystanął przy jednym z drzew łapiąc ciężki oddech. Był zmęczony, trzykrotne pokonywanie odcinka miedzy samolotem, a wioską plus gubienie pościgu zagięłoby każdego, nawet najlepszego.

Walka rozgorzała na dobre. Pomiędzy wybuchami granatników i pocisków RPG wyławiał dźwięki FN FALa który w swój charakterystyczny sposób wysyłał śmiertelne pociski.

Gdy chwilę odsapnął, ruszył biegiem w stronę murku. Musiał pomóc w obronie wioski, przynajmniej na czas jak łudź odbije z częścią załogi na środek rzeki. Wszyscy nie mogli iść razem, jeden pocisk RPG i nie byłoby kogo zbierać.
Serce pompowało krew na najwyższych obrotach, adrenalina przyćmiewała wszelkie oznaki bólu i zmęczenia. Dobił do jednego z budynków, gdy nagle jeden z pocisków uderzył w ścianę obok. Potężny huk ogłuszył Tomasza, który momentalnie znalazł się na ziemi. Świat chwiał się tak jakby grecki gigant Atlas podtrzymujący sklepienie niebieskie miał w sobie promili więcej niż niejeden pijaczyna. Tomasz chciał sie podnieść, lecz gdy tylko uniósł się trochę nad ziemię, poczuł jak ręce mu omdlewają. Pół przytomnym wzrokiem dostrzegł ciemną maź na ziemi, a w swym boku kawałek bambusowej strzechy. Siegnął powoli po złoty krzyżyk który miał zawsze na szyi. W metalu odbijały się refleksy ognia trawiącego budynek. Z spokojem w oczach osunął się na ziemię i zasnął snem wiecznym.

Kolejny nieznany żołnierz który dokonał swojego żywotu z dala od domu.
 
__________________
"War. War never changes" by Ron Perlman "Fallout"
sante jest offline