Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2008, 00:07   #20
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Szeryf już nie było na korytarzu; może weszła do pokoju Rady Starszych, może poszła do księcia, może… Nie to było ważne dla Langhammera… Ważne było to, że nie musiał już jej widzieć… Jedna z tych istot, które usilnie pracowały na reputację KLANU – reputację skończonych debili, nieokiełznanych kretynów i bezmózgich gór mięśni, które cieszą się z każdego wypowiedzianego przekleństwa i głupiego żartu… Cóż… Dopasował krok i delikatnie zmienił wyraz twarzy – dobrze, że nie było w pobliżu lustra – on sam czuł się nieswojo patrząc na takie swoje odbicie. Gwałtownie otworzył drzwi i wszedł na główną salę elizjum. Zdążył już przejść kilka kroków zanim drzwi się domknęły. Jego widok spowodował ogólną konsternację wśród części kainitów i większości ghouli. Jeden z młodych sług stanął jak wryty i czyste przerażenie odmalowało się na jego twarzy. Lothar przeszedł tuż koło niego, przy okazji nokautując barkiem. Co powinno mu pomóc w powrocie do „bardziej świadomego” stanu świadomości, ale wyglądało oczywiście na to, że Brujah praktycznie się nie kontroluje. Wyszedł na korytarz i odegrał jeszcze bis dla wszystkich patrzących za nim – ostatni krok przed windą idealnie zgrał się z dotknieciem przycisku windy… Dla niewprawnego oka musiało wyglądać to na uderzenie z całej siły w kasetę z przyciskami…
Drzwi windy otwarły się prawie natychmiast i Lothar wszedł do środka. Gdy drzwi się domknęły wcisnął „0” i schował kły… „Teraz mają, o czym gadać przez następne kilka dni… Niech wygląda, że to sprawa klanowa, w końcu Punk’ówa, Malin, ja… Gustawem nikt się nie przejmie, a Arashi została we wszystko zamieszana przypadkiem…” – pomyślał – „nie jest to może najlepsze, ale na więcej nie miałem czasu…”
Wyszedł z budynku i zapiął kurtkę pod samą szyję; o tej porze zapewne było już zimno… Przeszedł na drugą stronę ulicy i wsiadł na motor. Odpalił silnik i przez chwilę słuchał jak ten pracuje… Miał godzinę czasu – niby dużo i jednocześnie mało… Kilka sekund później elektroniczny wyświetlacz pokazał 176 km/h. Pod dworcem głównym zatrzymał na chwilę i wszedł do budki telefonicznej. Wsunął kartę i wybrał numer; jeden z kilkunastu, jakie pamiętał. Po drugiej stronie jak zawsze odezwała się automatyczna sekretarka ze standardowym tekstem: „Zostaw wiadomość po sygnale”. Powiedział: „Cześć, tu Dixi. Dixi Meyer. Właśnie przyjechałem do Frankfurtu. Potrzebuję MG36 i trochę klocków. I informacji. Zadzwonię za jakieś 2 godziny.” Rozłączył rozmowę. Zanim ruszył ponownie sprawdził godzinę…
Kilka kilometrów szybkiej jazdy po mieście (policyjny patrol nawet nie wygłupiał się z podejmowaniem pościgu), jakieś schody, kawałek deptaka (totalnie pustego o tej porze) i jakiś park na przełaj… Teraz tylko w lewo i… Juliusstrasse. Przejechał ją w kierunku kościoła lokalizując tylko miejsce z filmu, po chwili stanął naprzeciwko kościoła. Silnik Yamahy cały czas pracował; Brujah omiótł wzrokiem sam kościół i jego otoczenie. Nie zauważył niczego podejrzanego, ale nie o to tym razem chodziło. Udał, że sprawdza coś w telefonie, zyskując kolejne sekundy i jednocześnie podsuwając jakieś „zgrabne kłamstewko” ewentualnym obserwującym jego poczynania… Objechał kościół i wrócił na Juliusstrasse ponownie rejestrując w pamięci układ budynków, ich wysokość, szerokość chodników i wszystkie inne detale architektoniczne… Przejechał jeszcze po sąsiednich ulicach udając, że szuka jakiegoś adresu…
Najszybszą drogą pojechał na drugą stronę Menu do dzielnicy Niederrad. W miarę spokojny przejazd pomiędzy starymi, wybudowanymi tuż po wojnie budynkami, aby w końcu stanąć pod Mainfieldstrasse numer 35. Nieprzejmując się zupełnie faktem postawienia maszyny dokładnie pod tablicą „Zakaz parkowania. Pojazdy będą odholowywane na koszt właścicieli”, wszedł do budynku.
Dość duży hall urzekał malowidłem zajmującym przeciwległą do wejścia ścianę. Duży, doskonale wykonany, ujęty w kilku przewodnikach fresk przedstawiał widok centrum Frankfurtu w 1831 roku.

Lothar znał historię tego fresku, a raczej powód, dla którego fresk w ogóle pojawił się na ścianie… Ale…

- Dobry wieczór Hans; zaraz wychodzę… dlatego maszyna stoi na kopercie. Być może będę musiał jeszcze wyjechać na kilka dni…
- Dobry wieczór Panu. Oczywiście proszę Pana. – z tego, co wiedział, Hans tylko do niego zwracał się przez „panie” nie pozwalając sobie nawet na użycie nazwiska…
Drzwi windy się otwarły i Brujah wszedł do środka. Winda dawniej była sterowana przez portiera, obecnie – rozpoznawała niewielkie elektroniczne klucze przypominające kształtem piloty do alarmów samochodowych… Prosto z windy Lothar wszedł do swojego heaven. Czerwone światełko na telefonie migało ostrzegawczo i po chwili syntezator wyrecytował: „Masz trzy nowe wiadomości. Masz zero zachowanych wiadomości.” Godząc przebieranie się, odsłuchiwanie wiadomości oraz wyciąganie z szafki magazynków do broni oraz sztyletu, zastanawiał się, o co w zasadzie idzie… Kilka spraw nie dawało mu spokoju i powodowało, że po raz pierwszy od dłuższego czasu odczuwał (to chyba nie było właściwe słowo, ale…) Niepokój? Lęk? Podniecenie?
Był gotowy. Skasował ostatnią wiadomość i wybrał numer. Po drugiej stronie długo nie odbierano, po czym zaspany głos wymamrotał:
- Hallo Langhammer. Entschuldigung… – potężne ziewnięcie przerwało wypowiedź – Dzięki, że dzwonisz. Ktoś Cie przyuważył na mieście, dlatego Cię zaczepiam. Chcesz się przejechać pojutrze?
- Nie, po ostatnim wypadzie za miasto muszę się trochę zoffowac… Zresztą powinienem się przyjrzeć maszynie – coś jest nie tak… Odezwę się jak będę miał już wszystko poukładane.
- Ja, ja, natürlich… Viel Spaß. Tschüs - Eric pojął aluzję i Lothar wiedział, że przynajmniej tą jedną sprawę ma załatwioną. Eric był szefem grupy motocyklowej „Vampire” * – nazwa ta strasznie bawiła Brujaha, ale… chyba po tych kilku latach znajomości obaj zdawali sobie sprawę z pewnych faktów… Faktów, o których nigdy nie rozmawiali. Większość ludzi „z gangu” traktowała Langhammera jak kumpla (mającego swój nietypowy sposób bycia, tajemnice i swoistą „aurę”, ale kumpla), a tekst „to jedyny prawdziwy wampir w grupie” był tematem ogólnych żartów… Kilkakrotnie kumple z grupy coś Lotharowi załatwili, kilka razy on coś załatwił… To był prosty układ – w dzień byli prawnikami, maklerami, lekarzami, ludźmi ze świecznika; w nocy – Wampirami – mieli tylko pseudonimy i imiona, czasami telefony czy prywatne maile… Nie mówili o pracy, o życiu za dnia; ale cieszyli się szybkością, czerpali radość z wzajemnej obecności i „wyzwolenia”…
- Tschüs. – odłożył mikrotelefon i jeszcze raz spojrzał na siebie. Czarna koszula, bojówki w kamuflażu metro-red, glany… Poprawił sztylet w bucie i zdjął ramonezę z wieszaka – wyglądał jak członek jakieś trash’owej, czy death’owej kapeli… Chwile później był już na dole widząc przed sobą pełną zrozumienia i… pobłażania minę Hansa…

Wsiadł na motor, kiedy zegar na pobliskim kościele wybił połowę godziny, zostało mu, więc dziesięć, dwanaście minut… Miał jeszcze w planie jedną rzecz, ale… To będzie musiało poczekać… Chociaż… odkręcił manetkę jeszcze mocniej. Maszyna poddała się woli kierowcy i przez kilkanaście długich sekund… Ciekawe, co czują ludzie w takiej chwili? Tak, nauczył się kilku określeń: „niezły drive”; „wypić kubek adrenaliny”; „skrzywić rzeczywistość”; choć najbardziej podobało mu się „wybić kły czasoprzestrzeni”, ale… puścił manetkę… dla niego to było całkowicie… bezuczuciowe...

Gdy wyjechał zza budynku centrum sportowego w odległości jakiegoś kilometra ukazał się budynek hotelu Marriott.


W zasadzie powinien pojechać przez Gratzstrasse, ale szybciej było deptakiem do Fridrichstrasse i jakieś 200 metrów pod prąd do skrzyżowania z Planck-Strasse… Podwójna ciągła nie stanowiła wielkiego problemu przy przejeździe; bramka przy zjeździe na podziemny parking hotelu i najbliższe windy miejsce parkingowe. Kretyńskie „Ti tu ta tuu” windy spotęgowane dużym i pustym parkingiem odezwało się po dłuższej chwili, kiedy Langhammer rozglądał się już za schodami…
W windzie pomyślał, że zachowuje się jak dzieciak, który emocjonuje się nową zabawką. Faktem jednak było, że sytuacja była dla Lothara nowością – nigdy nie działał w tak sformalizowanej grupie. Nie wiedział, jakie są możliwości i cele pozostałych, a nie zamierzał dopuścić do dwu rzeczy: tego, aby ktoś mu zarzucił bycie zawalidrogą, oraz tego, żeby…

Drzwi windy otworzyły się dość niespodziewanie i Brujah wyszedł na oświetlony miękkim światłem korytarz… Kiedy zaczął iść w kierunku pokoju 336 usłyszał kolejne „Ti tu ta tuu” – tym razem mniej drażniące (może wytłumione wykładziną dywanową i tapetami na ścianach); dochodzące zza załomu korytarza. Kiedy zobaczył prostopadły korytarz, w polu jego widzenia znalazł się już tylko fragment futerału wiolonczeli…
Chwilę później sam wszedł do pokoju. Jak na Marriott był to standard „B” pokoju…


Gustaw siedział w fotelu zatopiony w swych myślach. Malin pokaźnych rozm iarów torbę ulokowała w pobliżu sekretarzyka, na którym rozłożyła laptopa. Arashi swoim zwyczajem zajęła miejsce "małoekspozycyjne"...

Lothar nie dostrzegł nigdzie "góry zamówionego sprzętu", ale może był w sąsiedniej części pokoju?

Brujah oparł się ścianę i powiedział:
- Może to, co powiem kogoś urazi, może zniesmaczy, może… Nie wiem jak zareagujecie i nie obchodzi mnie to; w zasadzie. Nie jestem przyzwyczajony do pracy w grupie, więc może się okazać, że komuś wlezę w drogę, albo czegoś nie zrobię tak jak byście tego oczekiwali… Proponuję, zatem w miarę jasno ustalić, kto, za co będzie odpowiadać… Nie znamy się na tyle, aby wiedzieć o swoich możliwościach, a nie zamierzam robić tutaj „Die Aufrichtigkeit Stunde” ** i opowiadać o sobie; jednak należy się Wam kilka informacji o mnie… Uważam, że otwarte konfrontacje możecie zostawić mnie. Co do broni, jestem przyzwyczajony do tego, co noszę przy sobie… Przy „pierwszym kontakcie” i jakichś rozmowach to na mnie nie liczcie – chyba, że będę tym złym gliną: „Jak mi nie powiesz to poproszę kolegę, aby z tobą porozmawiał… Ale przecież chcesz mieć ząbki?”.

Staram się szanować innych i wymagam szacunku do siebie. Są pewne sprawy, o których nie chcę mówić i pewne informacje, które zachowuję tylko dla siebie – nie omieszkam Wam o tym powiedzieć. Ostrzegam, że próby drążenia tematu są równoznaczne z wchodzeniem na gęste pole minowe…
Nie wiem jak wy, ale ja nie będę się w tym pokoju czuł dobrze. Jestem przyzwyczajony do samotności podczas spoczynku. Nie chciałbym jednak, abyśmy korzystali z czyjegoś schronienia. Drugą stroną medalu jest to, że wygodniej jest odpoczywać w jednym miejscu, niż co noc gdzieś się spotykać… Ja potrzebuje godziny, aby dostać się do Marriotta z mojego heaven – jaki mamy więc plan na spoczynek? Odpoczywamy tutaj, czy spotykamy się każdego wieczora tutaj lub w miejscu ustalonym telefonicznie? Mamy 3 pojazdy – dwa samochody i mój motor. Czy ktoś dysponuje jeszcze czymś swoim? Wygodnie byłoby, aby każdy miał jakiś pojazd… w razie gdybyśmy musieli się rozdzielić.

Byłem przed chwilą na Juliusstrasse, obejrzałem miejsce, sam kościół i kilka sąsiednich ulic. To typowa średniozamożna dzielnica. Sądząc po ilości sklepów – Juliustrasse jest bardzo uczęszczaną ulicą – nie sądzę, zatem, abyśmy znaleźli na ulicy jakiekolwiek ślady; jeżeli cokolwiek tam było – zostało starte podczas dnia… Dzielnica w sumie nadaje się na jakąś bazę wypadową, czy miejsce ukrycia… może być ciężko coś tam znaleźć… Myślę, że trzeba będzie zrobić tam większe poszukiwania… niekoniecznie zaczynając od kościoła. Miejsce uwidocznione na filmie istnieje, więc jeżeli film jest nieoryginalny – to ktoś napracował się przy jego montażu… Tak, biorę pod uwagę taką możliwość…

Dlaczego? To wszystko jest dla mnie szyte trochę zbyt grubymi nićmi. Prosto z mostu – biorę pod uwagę i uważam za wysoce prawdopodobne, że ktoś z nas; może wszyscy, może ja; został przeznaczony do „odstrzału”. Po pierwsze: Książe i Starszyzna doskonale wiedzą, że pracuję sam – pomimo to, siedzę w tym bajzlu razem z Wami. To znaczy, że: albo ktoś z Was jest wtyczką, albo ma mnie usunąć, albo faktyczny zlecający misję wiedział, że przeciwnik znacznie przekracza moje możliwości bojowe. Dodatkowo ktoś ograniczył możliwości obrony – nie możemy zabić gościa, bo Książę ma ogłosić „Blood Hunt” ***. A to ograniczenie znacznie zwiększa ryzyko zejścia ze sceny w proszku… Po drugie – Punk’ówa, z czyjegoś polecenia, albo z własnej inwencji – obcięła większość wyposażenia, ale co ważniejsze; nie mieszkamy u Księcia, ani nikogo z kainickiego światka – w razie czego – jesteśmy całkowicie zdani na siebie i jeżeli cokolwiek pójdzie nie tak to wszyscy wielcy umyją ręce, a kozioł ofiarny się znajdzie. Po trzecie – samo nagranie… nie podoba mi się. Dla mnie jest pełne sprzeczności. Załóżmy na początek, że nagranie przedstawiało spokrewnionego… Sposób polowania – brutalny, bez jakiejkolwiek finezji, bardziej przypominał zwierzę niż Kainitę. Polował więc albo młody wampir, którego nikt nie uczył jeszcze polowania; albo wampir, któremu takie polowanie sprawia przyjemność… Widziałbym, zatem, trzy rozwiązania: Bezklanowiec, Kainita w szale lub Sabatnik. Lub… –
wzrok Langhammera stał się na ułamek sekundy całkowicie szklisty, a głos spadł do szeptu - …przerażone, odrzucone Dziecko. Idąc jednak dalej tym tropem – nowe zdanie wypowiedziane głośno prawie zagłuszyło poprzednie słowa – na bezklanowca mi to nie wygląda – tam nie ma warunków na zniknięcie, czy mówiąc dokładniej – bardzo dobre ukrycie się, bez użycia mocy; przynajmniej ja ich nie widzę… To by znaczyło, że wampir ten włada wyższymi mocami lub… jest sabatnikiem. Temu jednak przeczy to, co powiedziała Szeryf, że w mieście nie ma ruchów Sabbatu. Nie jestem jednak pewny, czy powiedziała prawdę… Został jeszcze Kainita w szale – ja nie poznałem twarzy… Wygląda na to, że Szeryf i Starsi również nie – skoro mamy zając się tą sprawą; chyba, że nagranie jest sfingowane, a cała misja ma tylko na celu usunięcie kogoś z nas… A jeżeli zmienię założenie z początku? Jeżeli to nie jest Spokrewniony? – zawiesił głos jakby podkreślając to, co powiedział – Chyba wszyscy wiemy, że nie tylko Kainici są istotami nienaturalnymi czy jak niektórzy uważają – nadnaturalnymi…
W każdym razie na podstawie tego, co wiemy można założyć jedną rzecz – ta istota jest we Frankfurcie od niedawna. Bardzo niedawna – podejrzewam, że to był jej pierwszy występ w mieście…

Cholera, nie to chciałem powiedzieć… Pierdolę jak katarynka, ale może i lepiej… Chciałem powiedzieć, że, jeżeli ktoś ma tutaj tajną misję wysłania mnie w Valhallę i ma zamiar tą misję wykonać –
Langhammer starał się, naprawdę się starał, aby wypowiedzieć te słowa spokojnie, ale słyszał własny głos, minimalnie niższy, niż zwykle i wiedział, że mięśnie jago twarzy wyostrzyły się. Mimo tego, że nie użył żadnej mocy, wiedział, że pokazał prawdziwe oblicze wampira – to nie zamierzam sprzedawać tanio swojej skóry… I nie idzie mi o tą skórę – poprawił kurtkę pozwalając całkowicie rozluźnić się mięśniom i opaść atmosferze…
- Czy macie jakieś pytania do mnie? Co wy o tym sądzicie?



-------------------
*(niem.) Wampiry
** (niem.) „Godzina Szczerości” – program telewizji ZDF, coś jak polskie „Przebacz mi” czy „Rozmowy w toku”
*** (ang.) „Krwawe Łowy”
 
Aschaar jest offline