Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2008, 10:13   #12
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Nuszyk krótko skinęła głową i przed Bończą w paprocie skoczyła, łuk z pleców ściągając. Ani jedna gałązka nie trzasnęła pod uważnymi, miękkimi krokami Tatarki, kiedy przygięta do ziemi, biegła wilczym truchtem. Kiedy odwróciła się, miejsce na zasadzkę gestem pokazując, ujrzał Bończa oczy świecące i nozdrza rozedrgane, iście jako u psa, co krew poczuł.

Mówili, że Hohol godną siebie niewiastę nalazł - odważną i waleczną. Mówili, że ataman gorączka, i choć go skośnooka miłośnica wstrzymuje czasami, humory łagodząc, to sama dziką ma duszę i równie chętnie się z Hoholem za łby biorą, jak dają dowody miłowania. Mówili, że ludzi przed bezwzględnością Kozaka nie raz ochroniła. Ale kiedy przykucnęła za korzeniem poskręcanym po drugie stronie ścieżki naprzeciwko Bończy, z łukiem w dłoni i cięciwą do policzka przyciśniętą, z zębami obnażonymi w uśmiechu dzikim... Podobne zawsze z podobnym idzie i się łączy. Hohol słynął z okrucieństwa i czy jego niewiasta i w tym mu nie dorównuje?

Nuszyk pomiędzy korzeniami wyjrzała ostrożnie. Spomiędzy drzew gniewne prychanie końskie dochodziło i po rusku słowa ciche i nalegające. I na ścieżynce najpierw hajdawery czerwone mignęły, a potem Kozak się ukazał, brykającą klaczkę kasztankę za uzdę ciągnący. Kozak młody był w leciech, wąs miał długi i czarny, twarz rumianą, na jego ramieniu kołysały się bandura i rusznica, pas obciażało ciężkie szablisko.

Tatarzynka brwiami poruszyła i pokręciła głową, Bończy pokazując na migi, że Kozaka nie zna. Wychyliła się raz jeszcze i zmartwiała, oczy przymrużając. Koń, klaczka nieposłuszna, co rumor taki czyniła, że idącego za nim usłyszeli. Nie, nie mogło być pomyłki żadnej. Oczy Tatarzynki obiegły klaczkę, pęciny zgrabne, uszy za duże cokolwiek, plamkę małą na piersi. Kundzia to, Malinki córka, którą Ostap łońskiego roku córce Kreczyńskiego na urodziny był podarował.
Kozak był już tuż-tuż. Tatarzynka łuk odłożyła na ziemię i twarz do Bończy zwróciwszy ustami bezgłośnie poruszając powiedziała:
- Koń Kreczyńskich.
W jej ręku błysnął zakrzywiony kindżał. Skoczyła na Kozaka, który klaczkę na tyle okiełznał, że właśnie się na siodło wdrapał. Spadła razem z nim po drugiej strony, brzęknęły rozpaczliwie struny bandury. Klaczką rżąc przeraźliwie i wierzgając zadnimi nogami pomknęła dalej ścieżką.
- Żywcem! - huknął Bończa do kotłującej się z Kozakiem Tatarzynki, z obawą, że ta nożem pchnie.
Ale Kozak Nuszyk kułakiem w piersi poczęstował, aż się Tatarka zatchnęła i dech straciła. Zobaczył Bończę, strach mignął mu w oczach... odwrócił się i za koniem hyżo jako zając pobieżał.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 26-10-2008 o 16:31. Powód: bywa, że się nazwiska pomylą...
Asenat jest offline