Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2008, 12:11   #294
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Mercedes miała napięty tydzień. Lawirowała niczym igła wrzeciona starając się wszystkich zadowolić. Zadowolić księcia, by załatwić sprawę taśm będących dowodami rzeczowymi w sprawie pożaru w filharmonii. Zadowolić Georga, aby znów nie zrobił czegoś głupiego i niczym obrażony dzieciak nie wycofał swego udziału w całym przedsięwzięciu. Zadowolić Antoina, aby ten nie miał jej za złe, że tak wiele czasu spędzała w knajpie Brujahów. Tego ostatniego było jednak najtrudniej zadowolić i mimo starań ze strony Ortegi dało się wyczuć, że coś się w tym wszystkim posypało, że Lasalle żywi do niej głęboką urazę, mimo łagodnego uśmiechu i grzecznego tonu. A może właśnie szczególnie z tego powodu. Jego zachowanie było tak poprawne, że niemalże sztuczne. Tak wymuszone, że prawie kompletnie wyprane z emocji. Domyślała się, że przede wszystkim cierpi z powodu straty swojego mentora. Ona jednak skutecznie dołożyła swoje trzy grosze aby wpędzić Toreadora w stan permanentnego odrętwienia i przygnębienia. Martwiła się o niego, co było dla niej uczuciem niezwykłym i zaskakującym, ale on nijak nie pozwalał sobie pomóc. Kiedy tylko się do niego zbliżała, chciała ukoić go dotykiem swoich dłoni on zamykał się przed nią i uprzejmie wycofywał. Ponadto poinformował ją, że się wyprowadza, ponieważ jego własna rezydencja jest już gotowa. Więc tak miało się to skończyć? Mercedes nie opuszczało uczucie ściśniętego gardła. Będzie musiała go przekonać, będzie musiała jakoś się wytłumaczyć. Ale na razie sprawę postanowiła odłożyć na później. Już po ataku na hrabinę, kiedy atmosfera się oczyści i będzie miała więcej czasu na poukładanie swoich spraw.
Książę powierzył jej zadanie i choć sytuacja wymagała by wywiązała się z niej odpowiednio, to jednak Ortega nie miała zamiaru nadwyrężać się przy tym zanadto. Zlokalizowanie osoby szefa lokalnej policji nie zajęło wiele czasu. Zresztą już wcześniej o nim słyszała mieszkając te kilka lat w Reykjaviku. Zaaranżowała spotkanie w przyjemnym klubie w centrum miasta i używając swojego uroku, jak i wypchanej solidnie koperty z pieniędzmi wydębiła od reprezentanta władzy materiały dowodowe.

Teraz kiedy przyjeżdżała do Georga tam jedynie odnajdywała odrobinę wytchnienia pośród głośnej muzyki i śmiechów odzianych w skóry wampirów. Jednak apatia zdawała się ją nie opuszczać. Zatracała się wówczas i pakowała w siebie taką dawkę i mieszankę substancji odurzających, że czasem nie była nawet pewna co się wokół niej dzieje. Poznała też Alexandra, nowy nabytek Georga. Nie siliła się z nim na długie konwersacje, przedstawiła się i jak zwykle była tak czarująca i ujmująca jak tylko ona potrafiła to czynić.
Wpuściła się w ciąg dobrej zabawy, oczywiście pod czujnym okiem Georga, który co chwila dawał wszystkim do zrozumienia jak bliska łączy ich zażyłość. Mercedes nawet nie oponowała, brała tak dużo prochów, że jego napastliwość przestała jej zupełnie przeszkadzać. Którejś nocy znów Nożownik musiał odholować ją do domu ponieważ nie była w stanie ustać na własnych nogach. Lasalle chyba widziała ją, gdy Tyler niósł ją na rękach do jej pokoju. Strapiła się kolejnej nocy gdy przypomniała sobie swoje kokainowe szaleństwo, i to, że Lasalle był zmuszony oglądać jego skutki. Najbardziej na świecie nie chciała teraz by Antoine jej współczuł. Jeśli chce niech ją ignoruje. Albo znienawidzi, ale nie zniesie w jego oczach widoku litości.

I była jeszcze Shizuka. Mercedes zdecydowała się na ten krok i stworzyła wreszcie potomka. Czy nie każda kobieta chce w końcu zrealizować się jako matka, nawet jeśli jest wampirzycą o dość ciężkim charakterze i mało szlachetnym nastawieniu do świata? Mercedes była przekonana, że nie zostanie matką roku. Była tym czym była i jej nowa córka albo to zaakceptuje albo... No właśnie, nie ma opcji "albo". Musi zaakceptować. Jest jej nową matką, innej mieć nie będzie.
Nie miała czasu by być w kwestii Arakawy zbytnio drobiazgowa. Pierwszego dnia wybrała się na rewię by jeszcze raz bacznie poobserwować kobietę. Była bezsprzecznie utalentowana, ale miała w sobie jeszcze pewne rzadkie i jakże obiecujące piękno. Potencjał na doskonałego Toreadora. W garderobie wręczyła jej kwiaty i wyszła i bez słowa. Wtedy podjęła ostateczną decyzję, że to Arakawa zostanie jej córką. Aura dziewczyny była fascynująca. Ta drobna osóbka, tak krucha i silna zarazem otoczona była gęstą poświatą śmierci. Kostucha czyhała na nią, siedziała jej niemalże na ramieniu niczym wierny najlepszy przyjaciel, i omiatała dziewczynę nieustannie swoim mroźnym trupim oddechem. Tego dnia użyła swojego wampirzego uroku aby zasiać w Arakawie ziarno niepewności, aby zawładnąć jej myślami i wyryć w nich głęboko swój obraz.
Przez kolejne dni była potwornie zajęta ale nie potrafiła sobie odmówić kolejnej wizyty u Arakawy. Znalazła ją podczas ćwiczeń na zamarzniętej tafli jeziora. Jej ruchy, gracja z jaką wybijała się wysoko w powietrze by wykręcić zgrabny piruet i opaść z lekkością śnieżnego puchu na lód... Tak, to była odpowiednia kandydatura. Mercedes stała w milczeniu na skraju lasu i nie mogła oderwać od niej wzroku. Japonka dostrzegła ją chyba, a może po prostu wyczuła, bo utkwiła wzrok w ciemnej ścianie lasu, dokładnie tam gdzie przycupnęła Ortega. Wampirzyca uśmiechnęła się do siebie i nieśpiesznie wróciła do zaparkowanego przy drodze porsche.

Kolejnej nocy zaczęła ją nawoływać. Mogłaby zaplanować przemianę swojej córki w bardziej zmyślny i romantyczny sposób ale czuła, że powinna się spieszyć. Nadawała kolejne sygnały, które tamta powinna naturalnie podjąć i przybyć do niej jeszcze tej samej nocy. Mercedes zasiadła w salonie i po prostu czekała. Arakawa zjawiła się zgodnie z planem. Wyglądała prześlicznie. Blada i wycieńczona, w cienkiej bluzce, cała mokra od deszczu i śniegu, którego płatki błyszczały w jej włosach.
Przemieniła ją szybko, nie zapytawszy uprzednio o zdanie. Mercedes nie byłaby sobą gdyby zapytała. Opinia ludzi była dla niej zawsze nieistotna. Poza tym oferowała Arakawiej rzadki dar, powinna być za niego wdzięczna. Tym bardziej w jej sytuacji, gdy jej życie wisi na włosku, gdy życie i śmierć oddzielają dni, może tygodnie.

Kolejne dni kursowała pomiędzy swoją rezydencją a siedzibą Brujahów, w między czasie instruując non stop Shizukę i nie schodząc wobec niej z mentorkiego tonu. Dziewczyna jej się podobała. I robiła wrażenie posłusznej córki, co Ortega ceniła sobie nad wyraz. Od czasu do czasu doglądała też osobiście Briana aby dopilnować by niczego nie zbrakło Gangrelowi pod jej dachem i aby spokojnie przechodził rekonwalescencję. Ponadto codziennie brała lekcję walki u Nożownika. Szykowało się starcie i trzeba było sobie to i owo przypomnieć. Wampirze moce na pewno będą przydatne podczas właściwej walki ale najbardziej ufała precyzyjnemu ostrzu i celnemu cięciu. Córki czarownicy to przecież istoty z krwi i kości i jeśli poderżnie się im gardła powinny broczyć jak normalni ludzie.

Wybrała się także do Elizjum aby oddać księciu kasety. Zadzwoniła jeszcze do Karola by jego szczury nie marnowały już na tą sprawę energii. Zaproponowała też Nosferatu, by udał się wraz z nią do Czarnego Dżeja gdyż ma zamiar zadać mu kilka pytań i może on również chciałby uzyskać odpowiedzi. Dżej jednak skwitował wszystko swoim nader enigmatycznym i pokrętnym monologiem, godnym rasowego Malkaviana:

- Smoczyca z Ziemi pochodzi i choć serce jej plugawe, to uroda z dawien dawna każdą kobietę przewyższa. Ona bowiem miała być tą jedyną, ona miała natchnąć nas tym, czym natchnęła dzieci nocy. Czas połączenia nadchodzi, albo my albo oni. Nie mogą istnieć oddzielnie dwie polowy świata. Świat musi być jednością, nawet jeśli to droga ku zatraceniu. Teraz rozumiesz? Nic nie ma sensu. Wszystko dookoła umrze... już niedługo i nikt tego nie powstrzyma. Nawet moi bracia. Smoczyca patrzy na nich, wiąże swymi jęzorami z ziemi. Nie ma dla nas ratunku. Oni jednak walczą, bo i on wciąż walczy. Roland, ostatni z prawdziwych rycerzy, szaleniec, jak sami go nazywacie. Jeśli i ty wierzysz, słuchaj go, słuchaj go uważnie, bo to jego partia, choć od ciebie zależy jaka zagrasz role... póki co ty i ja... jesteśmy tylko pionkami.

Wyszła ze spotkania z Czarnym Dżejem jeszcze bardziej otumaniona niż przed nim.
- Z tego wynika, że rola Rolanda jest w tym wszystkim istotna. Może faktycznie jest tym Rolandem, rycerzem – zapytała ni to siebie ni LipińskiegoA języki ziemi? Mam wrażenie, że mogą to być pnącza, które w wizji oplatały Marry i wciągały gdzieś do wnętrza ziemi. Mimo to nadal więcej pytań niźli odpowiedzi.

Zaczynała czuć się źle. Była na zejściu i potrzebowała znów czymś się nafaszerować. Tym szybciej chciała załatwić też spotkanie z księciem. Weszła do jego gabinetu i czekała na niego, bezczelnie zerkając na papiery leżące na jego biurku. Plan ataku. Wypunktowany szczegółowo, gdzie każdy osobnik przypisaną ma jakąś ważną rolę. Dłużej zawiesiła wzrok na postaci jej samej i Arakawy, za którą czuła się ostatnio niepokojąco odpowiedzialna. Niebawem pojawił się książę i Ortega zaczęła monolog swoim zmęczonym, wypranym z emocji głosem:

- Sprawa taśm z filharmonii jest załatwiona – rzuciła mu na biurko kasety nie wypuszczając z dłoni własnoręcznie napisanej przez księcia kartki papieru – Książę, wybacz mi ale czy miałeś nas w ogóle zamiar poinformować o roli, jaką każdemu z Kainitów przypisałeś? Czy może chciałeś to ogłosić na zebraniu w dniu poprzedzającym atak? Do dnia zero zostało kilka dni, teraz jest czas właśnie by dopracować szczegóły.

- Droga Mercedes, przede wszystkim chciałbym cię serdecznie powitać w moich skromnych progach. - krzywy uśmiech wypełnił twarz Roberta - Racz, moja droga, dać powiedzieć parę słów starcowi, który nie mówi tak zawrotnym tempem. Otóż, jak sama podkreśliłaś, zostało parę dni, a po plany w przeciągu dwóch godzin ma przyjechać Sorre, nasz prawnik i przy okazji mój oddany przyjaciel. I właśnie owy Sorre ma za zadanie rozwieźć je do was. Do każdego z was. Osobiście. Z potwierdzeniem odbioru, by formalności stało się za dość. I wówczas każdy z was, trapiony przez wątpliwości podobne do tych twoich, mógłby ze mną spokojnie się rozmówić.

- Rozumiem - westchnęła Ortega nieco zrezygnowana – Widzę, że mam się zająć kwestią rakiet, a moja córka ma wziąć na barki urabianie policji. Po pierwsze sądzę, że to nie zadanie dla niej. Jest wampirem od zaledwie paru dni i nie powinna się tak narażać. Jest młoda i niedoświadczona i ta rola stanowczo może ją przerastać. Co się zaś tyczy mnie, myślałam, że doszliśmy do porozumienia, że żołnierzem zajmie się ktoś dysponujący dominacją. Prezencja mogłaby tutaj nie być tak skuteczna, potrzebowałabym czasu aby nagiąć wolę człowieka by dobrowolnie wykradł dla mnie przenośne wyrzutnie i wystrzelił je w punkt jaki wskażę. Dla ciebie Robercie to sprawa o wiele prostsza. Podasz komendę a on ją wykona, jak pies, który biegnie za rzuconym patykiem. Bez pytań, bez woli, nie mieszając w to rozterek moralnych. Poza tym dominacja sprawdzi się też lepiej, ponieważ będziesz mógł później usunąć jego wspomnienia, ja natomiast na zawsze utkwiłabym człowiekowi w pamięci, że jestem odpowiedzialna za czyn, który popełnił. Z czasem, kiedy zauroczenie i obsesja na moim punkcie by się zatarły zaczął by zadawać pytania i mógł mnie obciążać całą sytuacją, a kolejne problemy nie są mi potrzebne.

- Po pierwsze, do porozumienia nie doszliśmy. Mówiłem o rolach podczas naszego spotkania, nikt nie raczył wyrazić swej chęci do wcielenia się w nie, a zasady etykiety, wpojone mi setki lat temu, wyraźnie mówią, iż szczególnie podczas publicznych spotkań nie wypada nikogo do pełnienia żadnej funkcji przymuszać. - Robert wyraźnie chciał stuknąć laską o ziemię, by przejść do następnego punktu wypowiedzi, lecz ta oparta była o stolik znajdujący się dopiero pod oknem sali.- Po drugie, stereotypy to nie najlepsza rzecz. Nie każdy Ventrue specjalizuje się w dominacji. To zdolność bardziej dla bandyty niż arystokraty, za którego nieskromnie się uważam. Ty korzystasz z prezencji oczarowując ludzi swym niewątpliwym urokiem, ja zaś robię to słowem. Jeżeli więc uważasz siebie za nieodpowiednią do tego zadania, znajdź kogoś odpowiedniejszego, moja droga. Bo żołnierz łatwiej uwierzy w to, że kobieta zawróciła mu w głowie i skłoniła do takich czynów, niż w to, że uwiódł go kulejący starzec. Poza tym, jest pełno innych sposobów - sporo się mówi o środkach wpływających na działanie ludzkiego umysłu. Czy ktoś o tak wielu kontaktach w mieście nie zdoła zorganizować odpowiedniej ilości, by w razie czego siły porządkowe wykryły owe specyfiki we krwi biednego żołnierza?

- Książę, prezencja to nie kobiecy urok. To sztuka przekonywania ludzi i wpływania na nich. Równie dobrze może z niej korzystać piękna kobieta, jak i „starzec” o odpowiednim autorytecie. Co do roli pana Lasalla... Myślę, że on nie jest odpowiednią osobą do kierowania cysternom. - Mercedes zaczynała się coraz bardziej irytować, a narkotykowy głód nie pomagał jej się opanować – Jeśli pozwolisz sama poradzę się Georga w tej kwestii, bo kto jak nie motocykliści znają się najlepiej na kierowaniu pojazdów? Co zaś do zadań moich i Shizuki... Pójdę na kompromis. Zajmę się sprawą policji, przy czym opóźnienie ich ataku o 2 godziny jest przecież rzeczą niemożliwą. Po tym jak huk i płomienie będzie widać na kilka kilometrów. Postaram się załatwić pół godzinny poślizg policji, co w moim mniemaniu i tak nie będzie łatwe. - od początku spotkania po raz pierwszy spojrzała Aligariemu w oczy, a te ciskały teraz iskry.

- Och, panienko... - westchnął Robert z wyraźnie udawanym rozbawieniem - Co do policji - za poślizg jestem pani niezmiernie wdzięczny. Proszę też zadbać o kilka wozów patrolujących okolicę, aby nikt nie proszony nie pojawił się w okolicy i Maskarada nie została zagrożona.

- Powiedziałam, że zajmę się kwestią władz. Patrzę też jednak na rolę twoją Robercie oraz twojej córki. To jakiś absurd! Moją córkę chcesz narażać i zlecasz takie poważne zadanie, przy czym twój potomek wraz z tobą ma zająć się, cytuję: „koordynacją działań”? - zaniosła się nieprzyjemnym śmiechem – Nie bądź śmieszny, książę. Twoja rola powinna być najobszerniejsza, a nie sprowadzać się do rozdzielenia pomiędzy nas wszystkich brudnej roboty, a samemu nie brudzenia sobie rączek. „Koordynacja działań” to dla mnie ładne słowo na nic nie robienie, więc może sam stałbyś się wreszcie użyteczny i zajął się czymś konkretnym zamiast remontować wille i wydawać rozkazy. - podeszła bliżej, tak, że ich twarze dzieliły zaledwie kilka centymetrów – Zajmij się sprawą żołnierza, bo ja nie przyłożę do tego ręki! I tak dość mam na głowie... - i zaczęła kierować się w stronę wyjścia.

Nim jednak zdążyła dotrzeć do drugich drzwi, te zostały zamknięte, a w nich stanął Sing, kamerdyner księcia.
- Nie irytuj mnie człowieczku – warknęła Mercedes ale książę znów wszedł jej w słowo więc na powrót odwróciła się w jego stronę.

- Raczy pani chwilkę zaczekać... - Aligarii szedł szybkim krokiem, godnym raczej młodego mężczyzny, niż starego kaleki. Co jeszcze dziwniejsze, nigdzie nie miał swojej laski. Stanął ledwie kilka centymetrów od kobiety i znów zaczął mówić. Tym razem jednak ten głos bardziej przypominał syk... - Dobrze więc. Wezmę szablę i udam się na front, by zawalczyć na płonących ruinach z samą hrabiną. Bo innej broni w życiu w dłoniach swych nie trzymałem, a moja stopa, zmiażdżona jeszcze za życia, skutecznie uniemożliwia mi dłuższe piesze wędrówki. Ktoś musi zadbać o to, by każdy z nas miał swoje miejsce. Ku temu zakupiliśmy specjalne odbiorniki, które pozwolą nam być w stałym kontakcie. Słuchawki, które bez problemu obsłużyłaby pani, pani córka również, ale nie ja. I do tego potrzebna jest mi Finney, która na arkanach współczesnej technologii zna się naprawdę dobrze, a przy tym darzę ją pełnym zaufaniem. Jeżeli znajdzie pani innego wampira, równie zaufanego, to z radością oddam moją córkę do dyspozycji rady. - przerwał, po czym zrobił jeszcze jeden krok, stojąc na granicy dotyku przed Mercedes.

- Pańska noga wygląda w tej chwili całkiem nieźle więc proszę się nie zasłaniać kalectwem. A jeśli rola pana córki ma sprowadzać się do przekazywania informacji przez słuchawkę, to taniej byłoby kupić telefon. I nauczyć się go używać! Nie żyjemy w średniowieczu do jasnej cholery – Mercedes puściły nerwy. Wiedziała to. Z jednej strony nie podobała jej się jej własna impulsywność, z drugiej czerpała z niej niewytłumaczalną satysfakcję.

Aligarii tylko się skrzywił i dodał spokojnie:
- Jeszcze jedno. Wykonasz zadanie, które ci powierzyłem. Twoja córka również. Jej rola będzie zresztą polegała tylko na patrzeniu, czy wszystko jest w porządku, w samym przekonaniu policjantów do naszego zdania, każdy z nas może jej pomóc. Jeżeli któraś z was się wycofa, plan skończy się klęską. Klęska planu zaś wiązać się będzie ze śmiercią. Wszystkich z nas. A po niej już nic nie będzie. Dla ciebie też...

- Nie groź mi książę. Ja swoje zadania wypełniam aż za skrupulatnie. Zastanawiam się sama, dlaczego daję tak sobą manipulować! Są dowody rzeczowe, Mercedes zajmij się tym! Trzeba przekupić policję – Mercedes zrób to. Trzeba ułagodzić Georga bo gotów wycofać się z naszych planów – Mercedes dlaczego nie wskoczysz mu do łóżka i nie poprosisz by się nie gniewał! A teraz jeszcze żołnierz! Posłuchaj – wymierzyła palcem w jego stronę – Jeśli chcecie sobie znaleźć dziwkę, która będzie odwalać za was brudną robotę i trwonić jeszcze w waszej sprawie swoje własne pieniądze, bo trochę już ich wydałam w tym celu, to może zgłoś się do swojej córki. Zadowalanie księcia wychodzi jej nad wyraz dobrze, może zajmie się też zadowalaniem całej reszty! - odwróciła się na pięcie i trzasnęła drzwiami tak mocno, że huk niósł się echem po całym Elizjum.

Tej nocy, jak tylko uspokoiła się trochę silną dawką kokainy, ponownie zaaranżowała spotkanie z szefem policji. Tym razem jednak ubrała się bardziej wyzywająco i zabrała dużo większą, wypchaną gotówką kopertę, a w zasadzie aktówkę. Flirtowała z nim pół wieczoru, wcisnęła pieniądze i powiedziała w czym rzecz. Chyba też przesadziła z używaniem wampirzych zdolności, bo mężczyzna pod koniec spotkania wpatrywał się w nią jak wrona w kość. Obiecał w każdym razie pół godzinne opóźnienie nim policja dotrze do rezydencji hrabiny. Oraz kilka wozów patrolujących okolicę, które nie dopuszczą postronnych widzów w miejsce ataku.

Przybyła do Elizjum ponownie kolejnej nocy by jeszcze raz rozmówić się z Aligariim. Przemyślała wnikliwie sprawę i wysnuła kilka wniosków, które chciała niezwłocznie przedyskutować z Ventrue.
- Książę, przemyślałam wszystko raz jeszcze. Zważ, że bez mojej pomocy będzie ci ciężko cokolwiek zorganizować. Załatwiam za ciebie wiele spraw. Czasem mam wrażenie, że bez mojego udziału twój cały plan nie ma racji bytu. Będziesz miał moją pomoc i moje poparcie, ale nie za darmo. Chcę własną domenę. Dwie dzielnice Reykjaviku okalające moją posiadłość. To niewielki uszczerbek twojego terenu a będą z tego płynęły niewymiernie korzyści w postaci mojej pomocy. Chcę własnego autonomicznej strefy, gdzie ja ustalam własne reguły. Będą to też moje tereny łowieckie i każdy atak na człowieka będę traktować jako kłusownictwo i we własnym zakresie sądzić winnego. Jeśli ktoś będzie chciał tam przebywać będę musiała wyrazić na to zgodę. Zresztą, nie będę ci wykładać jakie prawa dla mnie niesie własna domena, wiesz to pewnie doskonale. Dwie dzielnice teraz, trzecia jeśli skutecznie pozbędziemy się wiedźmy, wydzielona z zajmowanego obecnie przez nią terytorium. To moje ostatnie słowo. Zważ, że jeśli się nie zgodzisz mogę ci przysporzyć sporo komplikacji, a wtedy atak na hrabinę będzie klęską i także twoje panowanie w Reykjaviku stanie pod znakiem zapytania.

- Może odwołanie mnie z urzędu nie byłaby taką znowu straszną wiadomością moją, droga. - zaczął Aligarii - Mój powrót do Wiednia byłby na pewno lepszy niż śmierć, jaka czeka nas wszystkich w Reykjaviku. Ale w porządku. Moja oferta jest następują. Jedna dzielnica w pobliżu twego domu będzie należeć do ciebie od teraz. Nie chcę też słyszeć o żadnej bardzo istotnej części miasta jak śródmieście i tym podobne. Drugą dzielnicę otrzymasz kiedy, i jeśli, atak na wiedźmę zakończy się sukcesem. Zaznaczam jednak, że twój teren będzie też podlegać wszelkim prawom ustanowionym przez księcia i radę miasta. No i zasadom Camarilli, rzecz jasna. Wewnętrzne zasady będziesz jednak mogła ustalać sama.

- Doskonale – odparła Ortega. Kontrakt zatwierdzili chłodnym ale stanowczym uściskiem dłoni.

Wyszła z Elizjum całkiem z siebie zadowolona. Jedna dzielnica to naprawdę dobry początek. Jeśli chce zostać w Reykjaviku na dłużej powinna zacząć budować własną pozycję i strefę wpływów w mieście. Poza tym książę zaczął się wreszcie wykazywać rozsądkiem. Obrała więc stronę. Teraz musi udowodnić księciu, że faktycznie jest niezastąpiona. Bo gdy dobrze przysłuży się księciu zmusi go by oddał jej kolejną dzielnicę. I jeszcze jedną. Aż Aligarii będzie musiał zacząć się z nią liczyć. A także wszyscy Kainici w mieście. Jeśli nie może być księciem, to niech chociaż będzie pierwszym po nim.

Prosto z Elizjum pojechała do knajpy Brujahów. Na własną rękę porozmawiała z Georgem w sprawie cysterny. Pomysł był niedorzeczny, aby takie zadanie zlecić Antoinowi. Gang motocyklowy chyba lepiej poradzi sobie ze zorganizowaniem cysterny pełnej paliwa niż wielbiący sztukę Toreador. A może po prostu nie chciała by Lasalle podjął się tak niebezpiecznego zadania? Może nadal się o niego martwiła, mimo iż on nie martwił się już o nią?
Przybliżyła Georgowi swój pogląd, że cysternę trzeba wcześniej ukraść, tak aby pojazdu w żaden sposób nie połączono z ich osobami. Dodatkowo zapytała czy nie widziałby któregoś ze swoich chłopców w roli kierowcy, bo Mercedes była przekonana, że na prowadzeniu to raczej każdy z nich zna się lepiej niż dobrze.
- Jeśli nie obarczysz tym któregoś ze swoich ludzi, ja poprowadzę ciężarówkę – nie była to groźba a raczej oświadczenie – Jestem dobrym kierowcą, szkoda że książę nie raczył zapytać nas wcześniej kto by się do tego najlepiej nadawał.
- Daj spokój aniołku – skwitował szef Brujahów – Ty prowadzić ciężarówkę? Nawet nie żartuj. Zostaw to mnie i moim chłopcom.
- George... - zagadnęła dalej – Mam zamiar przyłożyć wszelkich starań by załatwić te przenośne wyrzutnie rakiet ale sprawa może być skomplikowana. Wiem, że ty i Nożownik załatwiliście broń z nielegalnego źródła. Możecie zapytać czy czegoś większego też nie dało by się dla nas zorganizować, np takiego Stingera, choć to pewnie tylko pobożne życzenia. Koszty pokryłabym z własnej kieszeni. Spróbujcie się zorientować czy byłoby to w ogóle do załatwienia.

Z knajpy Brujahów wyszła wcześniej i zaczęła pracować nad sprawą żołnierza. Była wściekła i zmęczona. Tak bardzo chciała po prostu odpocząć. Odpuścić... Wyjechać z tego przeklętego miasta...

Poznała odpowiedniego kandydata, w kantynie poza bazą wojskową. Oficer wysoki stopniem, taki był jej potrzebny. Ma dojścia do zaopatrzenia i nie musi tłumaczyć się przed zbyt dużą ilością osób. Zaginięcie pocisków rakietowych było jednak problemem nie lada, nie ważne jakiej jest się szarży, dlatego sprawa była wyjątkowo delikatna. Sprawę z żołnierzem postanowiła rozegrać bez pośpiechu. Roztaczała urok, podejmowała niewinne rozmowy, i tak co noc, aż była pewna, że wystarczająco zawróciła mu w głowie. Później posłużyła się prezencją w najpotężniejszym sobie znanym wydaniu i wyłożyła żądania. Ponadto zaproponowała pieniądze, bo te zawsze stanowią dodatkową pokusę. Wymieniła nie małą sumę i mocno naciskała. Ostatniego dnia żołnierz obiecał, że sprobuje załatwić sprawę ale Mercedes wyczuła jego wątpliwości. Nie chodziło bynajmniej o to, czy jest w tanie zrobić to, o co prosi. Raczej czy uda mu się niepostrzeżenie wynieść sprzęt. Cóż, o rezultatach swoich starań obiecał powiadomić ją następnego dnia. Nie pozostawało nic jak tylko cierpliwie czekać.

Gdy wróciła do domu była na skraju wyczerpania. Zadzwoniła jednak jeszcze do swojego ojca. Po części by podzielić się nowiną, że jego córka doczekała się własnego potomka, po wtóre by wypytać jeszcze raz o sprawy Reykjaviku. Jej mentor był starym i potężnym wampirem i Ortega miała nadzieje, że do jego uszu mogło dotrzeć kilka istotnych faktów. O hrabinie jednak Francois nic nie wiedział, ani o sprawach toczących się obecnie na Islandii. Doszły go słuchy, że większość informacji została ponoć utajniona. Zapytała też o sprawę Guliano, dziadka Lasalla. Dowiedziała się, że dostał specjalne zadanie od samego Etriusa, lub nawet kogoś postawionego jeszcze wyżej, kogoś z Przedpotopowców. Guliano wyruszył do Stanów, gdzie były Egzekutor najprawdopodobniej wpadł w pułapkę Sabatu i zginął. Co zaś się tyczyło Islandii w świecie faktycznie szemrano coraz głośniej o Gehennie i obstawiano, że właśnie na skutej lodem wyspie znajdzie ona swój początek. Szczególnie często powtarza się pojęcie „Wrót Piekielnych”, które niebawem zostaną otwarte. Mercedes miała wrażenie, że wciąż kręcą się po omacku, brak im informacji by połączyć wszystkie części układanki. Ojciec słysząc bezradność w jej głosie powiedział o człowieku, którego wiedza mogłaby okazać się pomocna. Stary mecenas sztuki, były ghul jednego z radnych Camarilli. Starzec już dawno powinien nie żyć, ale prawdopodobnie ma zapas krwi ojca. Mieszka samotnie gdzieś w głębi Islandii, i swego czasu gromadził wszelkie podania, zarówno te ludzkie jak i wampirze, na temat wyspy. To on jako pierwszy zaczął wygłaszać teorie o rozpoczęciu Gehenny właśnie na Islandii, ale nikt poważnie go nie traktował. Ortega prosiła by przypomniał sobie jakiś detal, który ułatwi jej poszukiwania. Otrzymała nazwisko, a przynajmniej jego prawdopodobne brzmienie.

- Dziwne brzmiało skarbie – zamyślił się Francois -... Ulong, Olong? Coś takiego.
- Dziękuję ojcze bardzo mi pomogłeś – ton Mercedes był łagodny i pełen szacunku – Bardzo za tobą tęsknię, wiesz?... - ogarnęło ją nagłe rozczulenie - Wiem, że jesteś zajęty, ale może mógłbyś nas odwiedzić w Reykjaviku. Bardzo chciałabym przedstawić ci moją córkę. Jest niezwykła, spodobała by ci się ojcze.
- Moje drogie dziecko. Sama dobrze wiesz, ile obowiązków ma książę Paryża. Ale dobrze. Obiecuję, że się postaram.
Odkładając słuchawkę Ortega była pewna, że Francois nie przyjedzie na ten kraniec świata. Ale tak bardzo chciałaby go teraz zobaczyć, poczuć jego wsparcie. Zawsze wiedziała, że przy nim nic jej nie grozi, a teraz była zdana wyłącznie na siebie. Dodatkowo, to ona miała teraz własne dziecko, o którego bezpieczeństwo powinna się troszczyć. To ona teraz musiała być tą silną i zaradną. I pośród tego wszystkiego miała tak wiele na głowie. Zbyt wiele...

Nazwisko ghula. To był już jakiś punkt zaczepienia. Poleciła Simonowi zebrać grupę osób i udać się w centralną część wyspy. Może było to i ogólnikowe wytyczne ale w erze skomputeryzowanej, gdzie dostęp do informacji jest wyjątkowo łatwy, powinni natrafić na jakiś jego ślad. W obecnych czasach nie istnieją już osoby kompletnie anonimowe. Każdy płaci podatki, jest odnotowany w jakiejś bazie danych. Pobiera emeryturę, dociera do niego poczta...Ponadto był mecenasem sztuki. Sztuki nie przestaje się kochać, może więc nadal znajduje się w pobliżu jakichś zabytków, muzeów, dzieł sztuki, miejsc wyjątkowo pięknych gdzie sam może tworzyć? Prawda była taka, że liczyła na pomysłowość i obrotność Simona. Poleciła mu wyruszyć z samego rana, wyposażyła wcześniej w zapas własnej krwi i nakazała jak najczęściej się kontaktować.

Ostatnia noc przed kolejną naradą u księcia. I kolejny wykład, który musiała dać Shizuce. Przygotowała też dla niej odpowiedni strój na jej debiut w Elizjum. Nie martwiła się jak Arakawa wypadnie przed księciem. Nie teraz gdy, wreszcie doszła z Aligariim do porozumienia.
Później zaliczyła kolejny trening u Nożownika. Chociaż George odpuścił dziś spotkanie z nią. Może sam zauważył jaka ostatnio jest wyprana z sił? Ostatni tydzień ją zmęczył, prawie zmaltretował. I pomyśleć, że najgorsze dopiero przed nimi. Mercedes zapatrzyła się na obraz wiszący w bibliotece i wypiła duszkiem krew wzbogaconą o mocną dawkę narkotyku. Zatrzymała wzrok na młodzieńczej twarzy Carmen, a tuż obok, jej własnej. Jak swoje lustrzane odbicia.... To wszystko miało być dla jej siostry. Czy chociaż o krok przybliżyła się do celu? Atak już niebawem. Miała nadzieję, że gdy wyeliminują wiedźmę uda jej się zagarnąć jej kamień... Tak, kamień. To było teraz jej główne pragnienie. A w ferworze przygotowań chwilowo ten cel zniknął jej chyba z oczu.
Ortega zasiadła w fotelu i beznamiętnie wpatrywała się w jakiś punkt przed sobą. Narkotyk przyjemnie przytępił jej zmysły, odsunął wszystkie problemy na dalsze tory. Kieliszek wypadł jej z dłoni i roztrzaskał się na marmurowej posadzce. Siedziałaby tak pewnie do samego świtu gdyby nie zjawił się Nożownik, który wracał właśnie do domu. Przyklęknął przy Mercedes i wpatrywał się bez słowa w jej błyszczące puste oczy. Ona jednak zdawała się go nie widzieć. Tyler wziął ją po prostu na ręce i zaniósł półprzytomną do jej pokoju. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocni. Ani śladu potępienia, ani też współczucia.
 
liliel jest offline