N'sakla spał niespokojnie, powarkiwał przez sen i szczerzył kły, a od czasu do czasu, przebierał łapami, polując pośród drzew ogrodu Królestwa Marzeń. Obudził się nieco po południu, zwietrzywszy przez zamknięte okno zapach deszczu. Nie podniósł się jednak z miękkiego dywanu, ani nawet nie przeciągnął. Postawił tylko czujnie swoje czarne uszy i leżąc nieruchomo z przymrużonymi oczami, wsłuchiwał się w arytmiczne uderzenia kropel o parapet.
Dzikun dziś znów nie próżnował, ale w końcu ktoś musiał zmyć te wszystkie nieczystości, zostawiane codziennie na ulicach przez Tkaczkę i Żmija.
Gdyby deszcz spadł trochę wcześniej, kwestię toalety Skaczący w Mrok miałby już za sobą, a tak... Krople zakrzepłej na jego sierści krwi, w dziennym świetle wciąż zdradzały, iż ktoś lub coś musiało tej nocy paść ofiarą jego, dwudniowego głodu.
Leżał tak niespełna pół godziny, układając w głowie klocki z wczorajszej układanki. Jego umysł poszukiwał właściwej odpowiedzi na pytania, które w ostatnim czasie dręczyły go najbardziej. Problem był jednak w tym, że dla każdego pytania znajdował wiele odpowiedzi i ciągle zastanawiał się, która z nich jest tą prawdziwą.
Słowa, jak spadające krople dźwięczały w jego myślach, w rytm pierwotnego tętna Dzikuna. Deszcz dudnił w uszach, w nozdrzach, w kościach i spływał w głąb jaźni, zmywając wszystkie wątpliwości ze sobą. Bębny w jego głowie grały mocniej i mocniej, w reszcie zabrały jego ducha tam, gdzie oprócz samej, wciągającej w trans muzyki, słyszalne były także głosy przodków. Tam, gdzie Moatiqua, Powstrzymujący Burzę wraz z innymi przodkami, siedział w wielkim wigwamie, stojącym pośród płonących ognisk i galopujących indiańskich koni, i patrzył poprzez ogień i dym w przyszłość swojego ludu.
Ostatnio edytowane przez Lorn : 27-10-2008 o 04:14.
|