"Wreszcie" - pomyślała Alexandra. "Już dawno nas tutaj nie powinno być. Czekamy i prosimy się o kłopoty." - skomentowała w myślach.
Wychodząc na zewnątrz spodziewała się, że ujrzy kolejnych napastników szykujących się do szturmu na budynek. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.
Łowczyni nie miała problemu z nadążeniem za biegnącymi rycerzami, ale mimo to pozostawała w tyle. Po prostu bała się, że na ich oczach wybuchnie śmiechem, widząc zakutych w stal wojowników pędzących ulicą w strugach deszczu. To była komiczna sytuacja, nawet wziąwszy pod uwagę przydatność takiego pancerza w walce. "Żeby grom w nich nie trafił" - zakrztusiła się śmiechem. Widziała kiedyś dziwny metalowy maszt, za pomocą którego jakiś profesor na Akademii w Nuln ściągał błyskawice. Ponieważ jednak nie przewidział siły piorunów ciskanych przez rozeźlonych bogów, skończyło się na pożarze całego budynku obserwatorium i śmierci naukowca. "Tak to jest, gdy zaślepiony pychą człowiek miesza się w boskie sprawy" - podsumowała, przypominając sobie tamto zdarzenie. "Żeby to zaraza..." - zaklęła, gdy poślizgnęła się na ziemi, którą lejące się z nieba strugi wody zamieniły w ciamkające przy każdym kroku błoto.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |