Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2008, 23:49   #495
Krakov
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Nathiel wydobył spod swej skórzanej kamizelki talizman i wpatrywał się w niego przez kilka minut pogrążony w zadumie. Czy ten przedmiot był dla niego czymś więcej niż kawałkiem rzeźbionej blachy? Czy wyobrażona na nim głowa dzikiej bestii jest tak naprawdę symbolem jego boga? Erythnul był - delikatnie rzecz biorąc - okrutnym, rządnym krwi sukinsynem. Uosabiał chaos i zło. Tak samo z resztą jak mroczne elfy. I chociaż w tej konkretnej chwili, gdy siedział spokojnie przy ognisku, można by nawet uznać, że ten wojownik nie przypomina w niczym ani tego bóstwa ani swych pobratymców, to jednak on sam gdzieś tam w środku widział podobieństwo. Teraz był kimś innym. Sobą stawał się w pełni dopiero wtedy, gdy przychodziło do walki. A gdy jego sejmitar rozpoczynał swój zabójczy taniec Nathiel stawał się dokładnie takim, jakim chciał go widzieć Erythnul - bezlitosnym, szalonym zabójcą. Nigdy nie okazał przeciwnikowi łaski i nie uważał, by którykolwiek z jego przeciwników okazał łaskę jemu, gdyby ich losy się odwróciły. Wiedział, że nie czyni to go ani lepszym ani gorszym. Może był po prostu równie zły jak oni.

Przez chwilę zastanawiał się czy nie powinien wyrzucić amuletu, jednak koniec końców nie widział ku temu powodów i schował go na miejsce. W ciągu następnych chwil jadł w spokoju kolejny kawałek mięsa wyciszając swój umysł i pozwalając mu się nieco odprężyć. Po skończonym posiłku zaś postanowił nieco się rozruszać. Mięśnie i stawy wciąż przypominały mu o wczorajszej potyczce, jednak wiedział, że dzięki ćwiczeniom ich stan ulegnie poprawie.

Odszedł kilkadziesiąt kroków od ogniska by nikt mu nie przeszkadzał oraz by on nie uczynił komuś nie umyślnie krzywdy gdy przejdzie do treningu z użyciem broni. Najpierw jednak postanowił wykonać kilka ćwiczeń rozluźniających. Dopiero gdy poczuł, że jego ciało jest gotowe by przejść do sedna postanowił dobyć broni. Sejmitar wyłonił się z pochwy z właściwym temu dźwiękiem, który dla czułych uszu drowa był najzacniejszą melodią. Nathiel trzymał przez chwilę miecz przed sobą, wznosząc ostrze w górę i wodząc po nim palcami wolnej dłoni niczym po delikatnej strunie. Uśmiechnął się mimo woli widząc, że ostrze jest prawie idealnie czyste. Walka z nieumarłymi niewątpliwie miała pewne atuty.

Przez krótką chwilę trzymał miecz w tej samej pozycji po czym gwałtownie opuścił ostrze i przeszedł do właściwych ćwiczeń. Sejmitar poruszał się z wdziękiem i gracją. Jego ruchy były przemyślane i precyzyjne. Z czasem ta wspaniała sekwencja śmiercionośnych manewrów zaczęła nabierać tempa i aż trudno było uwierzyć, że przeciwnikiem mrocznego elfa nie jest jakiś niewidoczny dla pozostałych potwór, lecz jego własna wyobraźnia. Zanim jednak ćwiczenia na dobre się rozpoczęły dobiegły go pokrzykiwania łowczyni. Nathiel był już na tyle pochłonięty swoim zajęciem, że zamierzał po prostu zignorować jej zalecenia. Prychnął na wzmiankę o rzekomej "przydatności ludzi w walce" i kontynuował to co zaczął. Gdy jednak wykonując kolejną serię szaleńczych ataków i piruetów poczuł spoczywający wciąż na sobie wzrok kobiety postanowił odpowiedzieć jej spojrzeniem na spojrzenie. Jak każdy męski drow był przyzwyczajony do tego, że kobiety traktowały go z wyższością i jak każdy drow szczerze nienawidził takiego stanu rzeczy. Co prawda Maureen nie była drowką i jej pojmowanie świata było pewnie zupełnie inne, jednak mimo wszystko wywoływało negatywne odczucia. Trzeźwo myślący wojownik dostrzegł jednak inne aspekty tej sytuacji. To dzięki łowczyni mogli sporzyć tak potrzebny im porządny posiłek. No i... koniec końców ognisko nie było chyba takim złym pomysłem.

Przez kilka sekund patrzyli na siebie z pewnej odległości. Nathiel trzymał swój sejmitar przed sobą, czubkiem ostrza skierowany ku ziemi. W końcu uznał ćwiczenia za zakończone, skinął głową po czym popisując się wywinął mieczem w powietrzu skomplikowaną figurę i umieścił go z powrotem na miejscu przy swym pasie i odszedł. Dopiero po dłuższej chwili wrócił do pozostałych przynosząc ze sobą tyle drewna ile udało mu się zabrać za jednym zamachem.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline