Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2008, 15:20   #168
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Marek & Tiba


Schodzili już po schodkach kurii, kiedy drzwi zaskrzypiały. Lecz nie tak zwyczajnie. Kiedy ktoś spokojnie, korny swej roli odwiedzał błogosławiony przybytek. Inaczej. Bo prawdą jest ze w skrzypieniu drzwi da się wysłuchać muzykę, grającą o tym kto próg przekracza. Ten był spieszny i skryty za razem.

- Panie Marku! – Dziewczyna którą widzieli nie tak dawno dobiegła do nich. Po czym rozejrzawszy się konspiracyjnie, oznajmiła swe wieści.
Wyraźnie ucieszony Marek podziękował.
- Bardzo dziękuję i bardzo cieszę się że tak nas Pani ocenia. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. – Uśmiechnął się promiennie, prezentując równe białe zęby. Dziewczyna spuściła wzrok lekko zawstydzona.
– Z bogiem. – przerwał milczenie. Dziewczyna spojrzała raz jeszcze uśmiechając się.
– Z bogiem.

Przez chwilę towarzysząca Mannowi Lupuska wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, lecz w porę ugryzła sie w język. Mimo pytającego wzroku mężczyzny, postanowiła widać swoje myśli zachować dla siebie.

Nie minęło parę chwil kiedy znów Tiba i Marek znaleźli się w samochodzie.
– Miła, nie sądzisz?

"Nie sądzę!" - pomyślała odruchowo jego towarzyszka, co wprawiło ją w zakłopotanie.

Tak jak homid się spodziewał wilczyca spojrzała na niego tym swoim wzrokiem, kiedy nie jest pewna myśli rozmówcy. Marek ucieszył się widząc reakcje i pokręcił głową z niedowierzaniem. Zamiast odpowiedzi usłyszał rzężenie rozrusznika kiedy wysłużony Golf z oporem odpalał. Jeszcze raz i słychać było niezbyt miarowe prychanie i stukanie zmęczonego silnika oraz dziurawego tłumiku.

– Pojedźmy do mnie. Zjemy coś, porozmawiamy. Warto też zajrzeć do Internetu. Podobno tam jest wszystko. – Ostatnie zdanie wypowiedział wielce przejętym i poważnym głosem. Tak jakby odkrył jakąś straszną tajemnicę. Czy on zdawał się rozbawiony tę sytuacją?

Tiba westchnęła cicho. No tak, znów przyjdzie jej grać rolę nieokrzesanej dzikuski, wszak nie miała bladego pojęcia o komputerach, a co dopiero tym całym "Internecie".

***

Mieszkanie okazało się niezbyt przestronnym lokum na czwartym piętrze, nie specjalnie szczególnego bloku. Za drzwiami była niewielki przedpokój, z którego rozpościerał się widok na pokój. Skórzana kanapa, niski dizajneski stół z giętej sklejki i szkła. W rogu płaski telewizor i zestaw muzyczny „Sąsiedzi mnie popamiętają”. Akurat sączyła się instrumentalna muzyka rodem z Irlandii. Pokój udekorowany był minimalistycznie. Widoczne były dwa kolory – brąz i czerwień. W kilku miejscach wymyślne ozdoby i jedna płaskorzeźba w stylu orientu. Miejsce wyraźnie urzadzone w stylu eklektycznym lecz i kosztownym. Na lewo widać było kuchnię urządzoną w nowoczesnym stylu, zaś po lewo kolejny pokój. Który gigantycznym łóżkiem oznajmiał swe zastosowanie.

Ludzkie mieszkanie... tak inne od jej własnego. Nie chodziło tu tylko o jego umeblowanie czy ogólny wygląd, lecz o zapachy. Gdy tylko Marek odwracał od niej wzrok, węszyła dyskretnie w powietrzu – ciekawość woni była zbyt wielka, by wychowanie mogło ją powstrzymać.

„Tak, to z pewnością dom samca... mężczyzny... choć, czuć też, że to typowy homid. Zapachy codzienności mieszają się z wonią mydła... metalu i... hmmm czyżby miał kobietę? Czuję perfumy...”

Tiba nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, stając się jeszcze bardziej skrępowaną niż zazwyczaj w takich sytuacjach. Jak wierny „Azor” postępowała kilka kroków to w jedną, to w drugą stronę, jak gdyby chcąc za wszelką cenę podążać za Mannem w jego domowej krzątaninie, a jednocześnie nie przeszkadzać mu.

– No to jesteśmy. Napijesz się? Jesteś głodna? Na co masz ochotę moja droga? – zagadnął gospodarz.

- Eeem.
– nagle skamieniała wyraźnie rozważając, co odpowiedzieć – Jeśli mogę prosić wodę... bez bąbelków. Nie chcę ci sprawiać kłopotu...

„To przecież normalne, że ma samice. Czego się spodziewałam do licha?”
- pomyślała, patrząc na sylwetkę Marka.

Marek spojrzał na Tibę uważniej. Było coś jednakowo fascynującego i śmiesznego w jej reakcji. Była tak spięta i poważna, a przy tym autentycznie szczera i prawdziwa. Lupus, czego chcieć więcej?

- Woda... znajdzie się. Ale nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny. Zjem coś. Myślałem że zechcesz mi towarzyszyć. Hm? Zjeść coś wspólnie? I tak zastanawiałem się na co możesz mieć ochotę...

- Aha, to ja też chcę! – Tiba aż zachłysnęła się, przez co wyglądała jeszcze naiwniej i zabawniej zarazem – Pomogę ci! Ciotka mnie uczyła gotować... trochę.

Umilkła wyraźnie się nad czymś zastanawiając, widać jednak, że dzięki możliwości jakiegoś działania zaczęła się odprężać.

- Jeśli masz jajka, możemy zrobić omlety albo jajecznicę z czymś, albo... no w sumie nie wiem czym dysponujesz. Ja zjem wszystko, bardzo lubię ludzkie jedzenie...

„... jeśli nie ma w nim za dużo warzyw.”
– dodała w myślach, lecz i to przemilczała, chcąc dać jak największą swobodę wyboru Markowi.

– Lubisz kuchnie hiszpańską? – spytał oceniając przydatność garnków i patelni. – Przydało by się pociąć i podsmażyć boczek cebulę i ziemniaki. Pomożesz?

- Pomożemy towarzyszu! – uśmiechnęła się delikatnie, wyraźnie uradowana z tego, że mogła się przydać.

W tym bowiem wilczyca nijak nie różniła się od zwykłych kobiet, które chcąc okazać swoje przywiązanie, częstokroć za wszelką cenę starają się odciążyć bliskich w ich zajęciach (czasem bardziej tym przeszkadzając niźli pomagając).

Co prawda w sylwetce dostrzec można było jeszcze napięcie, lecz oblicze Tiby wyraźnie rozluźniło się, rozjaśniając jej twarz i dodając jakiegoś dzikiego uroku. Jak przystało na lupusa, nie czuła potrzeby ciągłego paplania, starczało jej stać obok Marka i wykonywać w skupieniu swoje zajęcie. Choć dłonie nie były wprawione w kuchennych czynnościach, to jednak sprawność wilka pomagała Lupusce ze wszystkim sobie poradzić, dzięki czemu pracowała z uśmiechem zadowolenia na ustach nawet wtedy, gdy od cebuli pociekły jej łzy po policzkach.

Marek z uporem siekał zioła, kiedy usłyszał ciche szlochanie. Spojrzał zalękniony tak na Tibę jak cebulę. Cóż… podobno w kuchni wszystko zaczyna się od cebuli. Ale z drugiej strony czyż można ignorować płacz? Zwłaszcza kogoś takiego?

Podszedł blisko wyciągając chusteczkę.
– Mam nadzieję że to nie moja wina. Dokończę to. – mówiąc to delikatnie otarł łzy płynące po policzkach lupuski, która odsunęła się zawstydzona własnym zachowaniem, ustępując miejsca kuchmistrzowi

Nie upłynęło wiele czasu, kiedy ziemniaki posiekane w kostkę, boczek i cebula powędrowały na patelnię. A gdy nabrały rumianego koloru dołączył do nich groszek. Całość przywitała się z dużą ilością bazylii oraz pieprzu. Odrobina soli, kilka jajek i po wymieszaniu potrawa trafiła do piekarnika. Na wierzch odrobina żółtego sera i… cierpliwość.

Nim markowa wersja Tortilli mogła trafić na talerze, dwójka kucharzy mogła usiąść i odpocząć. W końcu obiecana woda bez bąbelków trafiła do Tiby.

– Zastanawiałem się nad tym wszystkim. Wydaje mi się że sporo nam jednak powiedzieli w kurii. Hmm… – mówiąc cały czas stukał coś na laptopie.
– Chyba kluczem jest dowiedzieć się co tak naprawdę miało miejsce. I odnaleźć przyczynę. Oczywistym się wydaje, że dziennikarze wypytywali kościelnych. A więc historia jest nietypowa. Taka jakiej szukamy. Coś mi się wydaje że będzie trzeba poszukać tego księdza. A tylko plus dla nas, jeśli dowiemy się co tam się wydarzyło. Pozbieram wszystkie informacje i wydrukuje, tak żebyśmy mogli wspólnie to przeanalizować.

Jak powiedział tak zrobił. Miał irytującą zdolność do całkowitego zatracania się i nie zwracania uwagi na otoczenie, kiedy zagłębiał się w wirtualny świat…

Zapachy jakie zaczęły się rozchodzić były kuszące. Tiba wyraźnie wyczuwała i zaczęła węszyć łowiąc zapachy dania.

– Czy… - wreszcie nie wytrzymała.
- ...Już gotowe? Sprawdźmy. – momentalnie odzyskał orientację. Faktycznie, danie było już uroczo przyrumienione. – Trzeba było wcześniej otworzyć wino… Poszukasz jakiś talerzy, a ja wyciągnę nasze cudo na światło dzienne.

Pałaszując wspólnie posiłek Tiba i Marek zajęli się czytaniem i analizą zgromadzonych materiałów. Wilczyca nie musiała udawać, że jedzenie jej smakuje - było pyszne! Jadła więc łapczywie, powstrzymując tylko na tyle, by nie mlaskać.
Ani oboje zauważyli, gdy talerze stały puste na brzegu stołu, a oni siedzieli ramię w ramię na przemian przeglądając wszechobecne kartki.

Tiba poczuła, że od tej bliskości lekko kręci się jej w głowie, a ciało ogarnia jakieś szczególne ciepło. Cóż, w chwili obecnej nie widziała w tym nic złego...
Pochyliła się nad wydrukiem trzymanym przez Marka i rzekła w zamyśleniu:

- Ta dziewczyna z kurii wydawała się być bardzo... chętna do pomocy. Pewnie przypadłeś jej do gustu, co w sumie dziwne nie jest. Myślę, że może warto do niej napisać albo umówić się poza pracą i zdradzić powód dla którego szukamy księdza. Oczywiście, bez szczegółów... ale wydaje mi się, że moglibyśmy ją przekonać, mówiąc, że nasza znajoma zaginęła w tym domu, a tylko ksiądz zna go dostatecznie dobrze... by pomóc nam szukać. Myślisz, że to głupie? - spojrzała prosto w twarz swojemu rozmówcy.

Marek wzruszył ramionami dość obojętnie.
– Wydaje mi się że powiedziała już wszystko. Nie może dużo wiedzieć w tej sprawie. Raczej trzymajmy się tego co już wiemy. A więc poszukajmy księdza i sprawdźmy co on nam powie.

Wilczyca kontynuowała zaangażowana:

- Dobrze by też było dotrzeć do tego artykułu z 1999 roku albo i samego redaktora. Tej Elizy Korzeniowskiej raczej nie odwiedzimy, skoro mieszka daleko, ale można by poszukać do niej telefonu i... rozgadałam się, wybacz.

Tiba westchnęła ciężko, po czym niechętnie podniosła ze swego miejsca i podeszła do okna. Patrząc przez nie, starała się przywrócić równowagę duchowi.
Marek wygodniej rozsiadł się na sofie. Przeciągnął.

– Cholera wie. Zmęczony już jestem tym wszystkim. Siedzimy tu zgadując co jest grane i co się stało. Podczas gdy starsi jakoś nie mają ochoty zainteresować się sprawą. Zaginęła jedna z nas? O jejku! Ale żeby pomóc to nic. Na pewno ktoś coś będzie wiedział na ten temat. Na pewno ktoś już ma te informacje. Ale nie! Pomóc nie pomogą. Zamiast tego będziemy ślęczeć nad tym wszystkim godzinami, zaniedbując wszystkie inne sprawy. – Marek wyraźnie się zirytował. Mówił podniesionym głosem poważnie zmęczony i wzburzony.

– Wybacz. Masz dobry pomysł. Można tam podzwonić, spróbować czegoś się dowiedzieć. To na pewno będzie słuszne. – mówiąc to potarł zmęczone oczy.

Wpatrując się w towarzysza z troską, Lupuska stała chwilę bez słowa. Nagle ciasnota mieszkania zaczęła ją dusić, choć jeszcze przed chwilą czuła się tak błogo... Zawsze jednak do tego dochodziło, gdy za długo przebywała w świecie ludzi – gasła. Ciotka Cyntia nazywała to „chorobą cywilizacyjną”, Tiba jednak czuła w tym wpływ Żmija, którego zepsucie tak chętnie lgnęło do człowieczych przyzwyczajeń. Marnująca się żywność, życie kosztem innych, wytwarzanie tego, co tak naprawdę nie jest potrzebne i rujnowanie tym samym środowiska... Jak ludzie mogli tak żyć?

- Rozumiem cię. – skłamała, bo przecież nie potrafiła zrozumieć całkowicie homida – Chodźmy więc do pozostałych. Powiemy, co znaleźliśmy, zaplanujemy jutro, a potem... będziesz mógł odpocząć. Jeśli tylko będę w stanie cię jutro odciążyć, postaram się to zrobić.

To powiedziawszy podeszła do drzwi wyjściowych i zachęcająco skinęła głową na Marka, który po chwili ociągania wziął kurtkę i klucze, a następnie wyszli oboje.

***

Gdy dotarli do Lokalu, Jędrzej przywitał ich szerokim uśmiechem oraz grzanym piwem „na koszt firmy”. Wyraźnie ciekaw był rozwoju wydarzeń, jednak rozumiejąc, że to nie jego zadanie, zamiast wypytać Tibę i Marka, poinformował ich tylko, że pozostali Lupini czekają już na zapleczu.

Choć Lupuska wciąż nie przepadała za zapachem alkoholu, tym razem przełknęła kilka łyków grzańca i czując w piersi jego pokrzepiające ciepło, uśmiechnęła się nawet lekko.
Następnie oboje - Mann i Tiba - skierowali się na zaplecze Lokalu.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 28-10-2008 o 15:35.
Mira jest offline