Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2008, 15:57   #46
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Nie lubiła niespodzianek, a ta wyjątkowo nią wstrząsnęła. K rozdzielił ich. Nie to było najgorsze, że mieli stworzyć dwie grupy. O drżenie przyprawiało ją to, że Nigel znalazł się w tej drugiej grupie. Utkwiła w nim przestraszony wzrok w tej samej chwili, kiedy i on przesłał jej długie, smutne spojrzenie. Dopóki miała pewność, że będzie blisko niego, nie lękała się o nic. Teraz jednak czuła, że traci grunt pod nogami. Cały plan walił się w gruzy, stawiając ją w obliczu trudnej decyzji. Wiedziała, że nadszedł czas, aby wejrzeć w samą siebie, we własne pobudki, w głąb własnego serca i odpowiedzieć na kilka ważnych pytań, które nie mogły pozostać bez odpowiedzi. Od tego zależała przyszłość nie tylko jej i tego obcego w rzeczywistości człowieka, ale być może całych światów. Czy miała zaryzykować zagładę Wszechświata dla niepewnej przyszłości jednego mężczyzny? Twarde reguły Zakonu były jasne. Nadrzędnym dobrem była pomyślność ogółu. Dla niego nie powinna się wahać na poświęcenie jednostki. Była przecież Mądrą... od wczoraj.

Uśmiechnęła się smutno. Może tak naprawdę nie nadawała się na Wiedźmę? Miała zbyt miękkie serce. Powinna być twarda, rozsądna, pragmatyczna i rzeczowa. Może kiedyś taka będzie? Dziś trudno było jej zachować chłód, kiedy musiała podjąć decyzję. Na razie mogła zdobyć się jedynie na wysłuchanie w skupieniu tego, co miał im do powiedzenia Pan K. Kiedy jednak zostawił ich samych, Wiedźmę znów dopadły wątpliwości i obawy.

Usiadła przy stole i mechanicznie przeżuwała kęsy przygotowanego przez Kapelusznika śniadania. Nawet nie czuła smaku tostów, pochłonięta własnymi myślami. Gdyby mogli iść razem zadbałaby o bezpieczeństwo grupy i przejęłaby pełną odpowiedzialność za uczestnictwo Nigela w wyprawie. Teraz jednak sprawa skomplikowała się. Miał towarzyszyć niczego nieświadomej Róży i Niaa. Dagata nie mogła ich narażać.

Trudno, nie cofnie już czasu. Nawet gdyby mogła, miałaby do wyboru zostawić go tam rannego, chorego, skazanego na pewną zgubę, albo być tak zimną i wyrachowaną, by odebrać mu życie własnoręcznie. Tak jak odebrała je tamtemu chłopcu. Miał na imię Nuaki i zaledwie 15 wiosen. Ciągle miała w pamięci to przestraszone spojrzenie czarnych jak noc oczu. Spróbowała wyobrazić sobie martwe, błękitne oczy Nigela i w tej samej chwili wiele pojęła.

Żołnierz pierwszy skończył posiłek. Dźwięk odsuwanego krzesła zabrzmiał w jej uszach, jak zgrzyt zagłady. Bez słowa wyszedł na zewnątrz. Zerknęła poprzez okno na ogródek Kapelusznika, na którego skraju kłębiła się fioletowa mgiełka. Wystarczyłby jeden oddech przesyconym nią powietrzem, żeby zabić człowieka.

Niaa uważnie obserwowała Świecącą Kulę czyniącą spustoszenie pośród skromnej zastawy. Nigel od jakiegoś czasu przechadzał się nerwowo w tę i z powrotem, rzucając jej ukradkowe spojrzenia. Także Lorelei podniosła się od stołu, kierując się ku wyjściu. "Teraz, albo nigdy"

-Lorelei, zaczekaj. Muszę coś powiedzieć.
-Dagato! Nie! -spiętym głosem przerwał jej Jasnooki, zbliżając się do niej gwałtownie.
Spojrzała na niego z wyrzutem, nieco rozczarowana jego reakcją. Czyżby chciał uniknąć zdemaskowania?
-Nigel, muszą wiedzieć...
-Wiem! Ja to zrobię -dodał już ciszej, zamknąwszy jej usta, leciutko dotykając ich opuszkami swoich palców.

Zaczął mówić. Szczerze, otwarcie, nie ukrywając tego, jakim sposobem dostał się na Listę. Mówił o lęku o swoje miejsce w grupie, o zagrożeniu dla Obdarzonej i Niaa, jakie mógł stworzyć swoją obecnością, o zdecydowaniu z jakim podejmie się wszystkiego, cokolwiek pozwoli na dopięcie ich wspólnego celu. Przelewał w słowa wszystkie myśli niepokojące Wiedźmę sprawiając, że oblewała się rumieńcem wstydu, iż jeszcze przed chwilą wątpiła w szczerość jego pobudek. Kiedy umilkł, zapadła chwila pełnego oczekiwania milczenia.

Pierwsza odezwała się Lorelei...

* * *

Długo jeszcze rozmawiali przy resztkach herbatki Kapelusznika, mając świadomość, że ta chwila szczerości nadała nowy wymiar ich misji. Przestawali być obcymi, obojętnymi sobie uczestnikami przypadkowych wydarzeń.
Wiedźma zdała sobie pierwszy raz sprawę ze szczególnej wartości tego człowieka, którego los przypadkiem z nią związał.

-Nigelu mylisz się sądząc, iż nie dorównujesz tym, których imiona zostały spisane na liście. Możliwe, że to my jesteśmy w rzeczywistości mniej warci. Nie wiemy kto wybrał nas i z jakich powodów. Na jakiej podstawie oceniał naszą przydatność i jaką w rzeczywistości przeznaczył nam rolę. Jesli chodzi o zwykłe ludzkie cechy, na pewno posiadasz potrzebną odwagę i szczerość serca. Masz w sobie ciekawość świata, chęć badania go i rozwiązywania jego zagadek. Zajmowałeś się tym jeszcze zanim ślepy los sprowadził cię na Nhaar. Poradziłeś sobie z niebezpieczeństwem, z którym być może, nie dałby rady zmierzyć się żaden z mężczyzn mojego świata. Masz w sobie siłę, której nie doceniasz... W moim świecie krąży pewna opowieść. Posłuchasz? -milcząc, skinął na potwierdzenie głową.

-"Dawno, dawno temu w górach zebrały się Mądre całego świata, znające tajemnicę mocy człowieka. Wiedziały, że czasami ludzie robią rzeczy straszne i wykorzystują ową potęgę przeciwko sobie. Postanowiły więc, ukryć moc człowieka przed nim samym. Długo medytowały, dyskutowały, szukając najlepszego miejsca na świecie.
Jedna z Mądrych powiedziała: - Ukryjmy tę moc w najgłębszej otchłani ziemi, zasypmy ją kamieniami i ogromnymi głazami. Człowiek tam jej nie znajdzie.
Ale inne kręciły głowami mówiąc: - Człowiek to arcyciekawe stworzenie, lubi badać głębokie pieczary, z pewnością ją znajdzie.
Druga Mądra powiedziała: - Ukryjmy moc człowieka na dnie najgłębszego oceanu, postawmy na straży żarłoczne ryby i niebezpieczne prądy, nie znajdzie jej.
Ale inne stwierdziły: - I tam zagoni człowieka ciekawość i chęć przeżycia przygody - znajdzie ją.
Następna radziła, aby moc człowieka umieścić na szczycie najwyższej góry, zasypać ją śniegiem, zakuć w wiecznym lodzie, na straży postawić wicher i mróz - ale i te przeszkody zdawały się być zbyt małym wyzwaniem dla nieposkromionej żądzy zdobywania, od wieków mieszkającej w ludziach.
I kiedy zdawało się, że nie ma już takiego miejsca, gdzie można by ukryć ludzką moc, najstarsza z nich powiedziała: - Ukryjcie tę moc w samym człowieku, tam na pewno nie będzie jej szukał. Do głowy mu nie przyjdzie, że wszystko, co najwspanialsze ma właśnie w sobie!*

Tak też i uczyniły..." -zakończyła opowieść, kładąc otwartą dłoń na piersi Jasnookiego. Tam, gdzie biło jego serce.
-Może nawet jeszcze nie wiesz jak wielka moc w Tobie drzemie -uśmiechnęła się, patrząc mu w oczy.

Czas gnał nieubłaganie, przybliżając nieuniknioną chwilę pożegnania. Jedyne, co mogła mu jeszcze dać, to wiarę, że znów spotkają się w zdrowiu i swoje błogosławieństwo.
-Niech Czwórjedyna strzeże Twego życia, niech chroni Cie przed nieszczęściem i prostuje ścieżki dla Twych stóp. Niech da Ci mądrość, abyś potrafił wybrać tę właściwą w plątaninie innych, które wiodą na manowce. Niech obdarzy Cię swą miłością i mocą. Idź i pamiętaj o celu.

* * *

”Oby szczęście nas nie opuszczało” -z tą myślą przekroczyła krawędź portalu, podtrzymywanego z niemałym wysiłkiem przez skupionego Kapelusznika. Odruchowo przymknęła oczy, wchodząc w bijące czerwoną łuną i dusznym, lepkim smrodem przejście. Ledwo znalazła się po drugiej stronie, już całkowicie straciła orientację. O mało nie cofnęła się, kiedy w nozdrza uderzył ją okropny duszący tuman. Czuła się jak gdyby do płuc wciskała się jej mokra, klejąca się brudem i cuchnąca szmata zamiast powietrza.

Rozkaszlała się momentalnie, starając się zasłonić usta i nos chustą i powstrzymać łzawienie podrażnionych oczu. Przeraziła się, że nie będzie w stanie oddychać w tym okropnym miejscu. Rozpaczliwie chwytała hausty powietrza, zastanawiając się czy nie jest czasem podobnie zabójcze, jak fioletowa mgła w świecie Kapelusznika.

Na Wojownika wydawało się to nie mieć wpływu. Rozglądał się uważnie, a potem spoglądając na nią i Karolinkę, która także lekko pokasływała, wydobył z plecaka trzy niewielkie zawiniątka. Jedno podsunął jej. Wzięła je, nieufnie mu się przyglądając, nie bardzo wiedząc, co ma z tym zrobić. Dopiero, kiedy klęknął przy Siostrzyczce, rozwijając drugie, zorientowała się, o co mu chodzi. Założyła podana jej chustkę, zawiązując ją na karku, tak by osłaniała nos i usta. Rzeczywiście to nieco pomogło. Mogła teraz swobodniej oddychać, choć okropny fetor nadal zaciskał jej gardło i uwalniał strugi łez.

-Patrzcie -wskazał na ogromną poskręcaną, krępą wierzę wdzierającą się pomiędzy kłęby czarno burych nisko skłębionych chmur i dymów unoszących się nad ciemnym, tonącym w odpadkach, gruzie i żelastwie miastem.

Gdzieś z oddali dobiegł ich zbliżający się, nieznany Wiedźmie hałas. Skupienie i spięcie na twarzy Żołnierza mówiło jej, że nie oznacza to niczego dobrego. Sama nie wiedziała czego spodziewać się po tym miejscu. Widząc jednak metodyczność i pewność w zachowaniu Tima, bo wreszczie tak zaczęła go nazywać, postanowiła zaufać jego doświadczeniu. Miała wrażenie, że doskonale wie, jak postępować w takich sytuacjach.

Po chwili usłyszeli zbliżający się tupot czyichś kroków. Ktoś biegł w ich stronę. Żołnierz przygotował broń na spotkanie z nieznanym i wtedy zza rogu jednej z budowli wyskoczyło wprost na nich trzech obdartych mężczyzn. Nawet nie zwolnili biegu. W przerażeniu gnali przed siebie, w popłochu rzuciwszy im tylko ostrzeżenie:

- Uciekajcie, puszka się zbliża!

Rzeczywiście dziwny łoskot świadczył, że coś wielkiego nadciąga w ich kierunku.

- Ojoj kłopociki - przestraszona Karolinka wyciągnęła przed siebie parasolkę.

- Uciekamy – krzyknął Tim i wskazał na biegnących przed nimi ludzi.

Posłusznie odwróciła się i chwyciwszy Karolinkę za rączkę pobiegła tak szybko, jak pozwalały na to możliwości dziewczynki. Za sobą słyszała tupot ciężkich butów Żołnierza. Co jakiś czas zmieniały rytm. Wiedziała, że odwraca się wtedy i sprawdza, co mają za swoimi plecami. Musiała mu ufać, że ostrzeże ich w odpowiedniej chwili...

*opowiadanie zaczerpnięte z internetu
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 30-10-2008 o 07:02.
Lilith jest offline