Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2008, 19:51   #218
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
do Derricka Talbitt

7 czerwca, miasteczko Krzyki, Aedirn

W powietrzu zawisła dziwna cisza. Wszyscy przedstawiciele płci zgodnie uznawanej za brzydszą patrzyli na Liliel i zastanawiali się co tak w ogóle miało miejsce.
Jeszcze przed chwilą kłócili się w sposób sugerujący rychłą bójkę, a ta paniusia jakby nigdy nic wlazła między nich i zadaje pytania. Sytuacja była tak absurdalna, że nikt jakoś nie kwapił się by na nią zareagować. Pierwszy rezon odzyskał brodaty bard.

-No proszę, proszę. Tak, ja i mój towarzysz widzieliśmy ob...- dalszą część zdania urwało jęknięcie bólu, gdyż drugi blondyn nadepnął mówiącemu na stopę.

-Och, przydepnąłem? Wybacz, wiesz jaki bywam niezgrabny. Otóż to prawda, widzieliśmy obwiesia z tego listu. Nie dalej jak dwa dni temu przejeżdżał przez miasto kierując się na zachód.

Kłamstwo, a raczej półprawda, była szyta tak grubymi nićmi, że nadawały by się na cumę. Mimo to mężczyzna uśmiechał się szczerze i spoglądał na półelfkę cielęcym wzrokiem. Ta zapewne powiedziałaby mu parę miłych słów na temat prawdomówności, ale zamiast tego wydała z siebie przeszywający pisk.
Dźwięk ten zaś spowodowany był przez jednego z krasnoludów, który z rozmachem klepnął dziewczynę w tyłek.

-A niech mnie nazwą brodatym gnomem, jeśli to nie nasza mała Lili. Co cię tu sprowadza serdeńko?- Derrick zapewne używał w myślach różnych określeń swojej towarzyszki, ale serdeńko z całą pewnością się wśród nich nie znajdowało. Spowodowało za to jeszcze większe otępienie wśród uczestników rozgrywającej się sceny.
-A zresztą nie będziesz mleć ozorem na sucho, bo ci te krasne usteczka popękają. Idziemy natychmiast do karczmy i nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać pannico!

To, że Talbitt był oniemiały to zrozumiałe. To, że mięśniaki szukające zwady zgubiły grunt pod nogami zresztą też. Lecz widok kompletnie zbitej z tropu i rumieniącej się ze wstydu Liliel był dla medyka czymś godnym zapamiętania na długo.

-Drunin dobrze gada dziewczyno, dawnośmy się nie widzieli, trzeba koniecznie skorzystać z okazji- zawtórował jeden z dwójki krasnoludów, który Druninem nie był.

-Ale, ale nasz koń...- człowiek desperackim rzutem próbował jeszcze skierować sytuację na poprzednie tory.

-Lili, zatkaj no spiczaste uszęta- rzucił Drunin. A potem zaczął wiązankę, która swoją siłą przebiłaby się nawet przez palisadę, a co dopiero dłonie. -Stul ten oparszywiały ryj psi fiucie, albo bogowie mi świadkiem, że ci upierdolę ten durny łeb przy samej dupie, a potem zakopię tak głęboko, że te otępiałe kozie syny przy tobie wysrają flaki ze zmęczenia nim go odzyskają. Jak ci tak brak klaczy coś ją chędożył po nocach, to se drugą kup, zamiast szukać fizyczności z krasnoludzkimi pięściami.

Gdzieś od połowy tego monologu, którego żaden poeta nie uwieczniłby nigdy na papierze, rzeczony artysta-rozjemca energicznie machał rękami by zatrzymać potok słów. Naturalnie bez żadnego efektu.
Paradoksalnie jednak ten pokaz werbalnej agresji zamiast stać się przysłowiową iskrą na beczce prochu, zupełnie już zbił osiłków z pantałyku. Ich ptasie móżdżki nie były najwyraźniej w stanie zrozumieć co się w ogóle stało.
Choć po prawdzie o wiele sprawniejszy umysł Talbitta znajdował się w bardzo zbliżonej sytuacji.

-Niczego nie słyszałaś, prawda Lili?- spytał podejrzliwie trzeci z krasnoludów. Gdy dziewczyna wciąż przyciskając dłonie do uszu pokręciła przecząco głową, nieludź parsknął zadowolony. -I bardzo dobrze, bo to nie były słowa jakie dobrze ułożona panienka znać powinna. A teraz do karczmy, tak?
Półelfka posłusznie skinęła głową i dopiero po chwili opuściła ręce. Tak zagubionej medyk nie zobaczy jej chyba nigdy.

(...)

Kiedy i jak Derrick znalazł się w "Jutrzence" to dwa pytania, na które nie istnieje dobra odpowiedź. W ogólnym zamieszaniu po utarczce ludzi z krasnoludami ktoś musiał chyba przenieść cały budyneczek i postawić go nad głowami Talbitta, Liliel i nieludzi, nie znalazł już niestety miejsca na bardów, którzy mieli styczność ze 'znajomymi" medyka.
Towarzyszami Drunina byli Korin i Gurd. Wszyscy trzej przy garncach trójniaka opowiadali o tym, co to im się ostatnimi czasy przytrafiło. Otóż tuż przed wybuchem rewolty w Aldersbergu skrzyknęli się z kilkoma innymi krasnoludami do stworzenia patrolu mającego bronić dzielnicy nieludzi przed napadamy wściekłego mieszczaństwa. Opisów wybijanych ludzkich zębów i kopanych tyłków było bez liku, a każdy barwniejszy od poprzedniego.
W czasie ruchawki jednak całą trójka siedziała w swych domach, zgodnie bowiem twierdzili, że targnięcie się na Aldersberga było jak próba cofnięcią kijem Dyfne- człek się jedynie namacha i ryby spłoszy.
Teraz cała trójka postanowiła skorzystać z okazji szybkiego i dużego zarobku szukając elfiej kapłanki dla hrabiego. W przeciwieństwie do większości łasych na tytuł i skarb poszukiwaczy, krasnoludy miały cynk, że nie ma co walić na oślep do Doliny Kwiatów, a wręcz przeciwnie na zachód ruszać. I na razie szło im prosto, tylko w jakiejś wsi po drodze kmioty szukały zaczepki, nomen omen chcąc z niewiadomych przyczyn konia, toteż nieludzie musieli zmitrężyć trochę czasu na kopanie tyłków.

-Mówię ci serdeńko- skończył Drunin. -Tych ludzi to do reszty porąbało. Co oni mają teraz z tymi końmi? No, ale gadaj co u ciebie.

-Pst, pst, pst...- półelfka bąkała coś pod nosem.

-Ale głośniej, głośniej pannico.

-Ja też szukam Lionory, wraz z tym oto medykiem: Derrickiem Talbitt.
Trzy pary oczu na raz spoczęły na wyżej wymienionym. Ich spojrzenia sugerowały, że nieludzie dotąd w ogóle medyka nie zauważyli. Chcąc się jakoś z tego zrehabilitować Korin zagaił:

-O proszę, proszę. Tosz panie jesteście lubym naszej Lili?- To serdeczne zdanie sprawiło, że dziewczyna zmieniła kolor cery na ceglano-czerwony aż po czubki uszu.

do Francesci de Riue

7 czerwca, okolice miasta Asenerg, Aedirn

Gospodarz postanowił usłuchać prośby Nessy i faktycznie nie odprowadził jej do wyjścia. Cóż za cudowna okazja, by podprowadzić coś cennego, ale przecież czarodziejka z niej nie skorzysta. Pod okiem Granda zaś Francesca musiała odgrywać grzeczną panną.

- Ślady nie są wyraziste, ani wiarygodne. Jedyny trop który posiadamy pochodzi z ballady, a jest tym miejscem górniczy obóz krasnoludów...- wampirzyca postanowiła tym razem powiedzieć prawdę. Czyżby to przez naturalny urok Kentana, czy też instynktownie wyczuwała, że może się jej to opłacić? Tak czy inaczej odpowiedź jaką otrzymała wydała się intrygująca.

-Och, obóz w Carbonie? Odnoszę wrażenie, że nie odwiedziły mnie panie z czystego przypadku i pod wpływem plotek. Szanowna Francesco, jutro do Asenergu przyjeżdża moja karawana z Carbonu. Gdybyś zechciała trochę poczekać, może oszczędziłabyś drogi i zdobyła potrzebne informacje? oczywiście oferuję w takim wypadku swoja gościnę.

Perspektywa spędzenia nocy w dworku stała sie o tyle bardziej kusząca.

Lecz z drugiej strony Kentan prezentował złodziejce swoje bogactwa. Najpierw na cel oprowadzania wybrał biblioteczkę.
Parę regałów z dębowego drewna zapełnionych było przez książki i manuskrypty. Nie był to księgozbiór jakoś specjalnie pokaźny, ale z pewnością elegancko wyeksponowany. Na każdym grzbiecie równym pismem wyszczególniony był autor i tytuł dzieła.


-Poza porywaniem dziewic, spiskowaniem z nieludźmi i prowadzeniem interesów lubię również czytać. To doprawdy wielka szkoda, że n luksus ten pozwalają sobie jedynie nieliczni i bogaci. Pismo niesie ogromną wiedzę o świecie, historii, kulturze. O ileż biedniejsi byśmy byli, gdyby te wszystkie informacje nie zostały utrwalone?- Gospodarz podszedł do najbliższego regału i wziął do ręki pierwszą z brzegu książkę.

-Na przykład ta pozycja: "Tajemnicza i dzika Zerrikania"- Grand skrzywił się po przeczytaniu tytułu. -No dobra, to zły przykład. Tanika pewnie ucięłaby mi głowę, gdyby wiedziała, że wiedzę o jej ojczyźnie czerpałem kiedyś z tego tomu.
Tanika: kolejna służąca gospodarza. Nie ma się co dziwić, że miejscowi uważają, że stworzył sobie tutaj haremik.

Jeśli coś nie wyjdzie ci za pierwszym razem, próbuj dalej. Wedle tej zasady gospodarz sięgnął na ślepo po następną książkę.
-Więc może ta?- spytał swego gościa i dopiero wtedy spojrzał na obco brzmiący Francesce tytuł: "Kamasutra". Grand przeczytał go bezgłośnie i odchrząknął speszony. -No to chyba jest kolejny zły wybór...

do Nessy z Thanedd

7 czerwca, okolice miasta Asenerg, Aedirn

Jakkolwiek wizyta w domostwie Granda byłą całkiem przyjemna, to jednak oczekiwań czarodziejki nie spełniła. Właściciel tak dobrze wyrzeźbionego ciała okazał się bowiem być rozmownym dżentelmenem. A nawet jeśli nie, to trzech to już tłum.

Ale przynajmniej pogoda była ładna, a cel podróży coraz bliżej. Wizja bogactwa i tytułu szlacheckiego wydawała się coraz bardziej osiągalna, choć przecież czarodziejka wcale się do niej nie zbliżyła. Tym radosnym myślą, towarzyszyły też te trochę bardziej ponure. Przez pamięć Nessy przetoczyły się słowa przyśpiewki nuconej przez dziewczęta w Aretuzie: "ach gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy"? Żmijka była zdecydowana odnaleźć Celine i po babsku ponarzekać na facetów.

I pewnie wszystko poszłoby po jej myśli, gdyby na trakcie przed miastem nie natknęła się na tego, na kogo się natknęła.

do Folkena Legary

7 czerwca, Trakt Zachodni, Aedirn

Kop adrenaliny dodał Folkenowi potrzebnych mu sił. Wierna Śnieżka w mig zrobiła to, czego jeździec od niej potrzebował. Wjechała w las, ostrożnie omijając korzenie i wertepy. Dała się spokojnie przywiązać do pnia i zachowywała ciszę. Legara miał szczęście, że odnalazł ją w tamtym siole.

Tymczasem jednak przyszła pora na oględziny trupa i okolicy. Czając się w krzakach i obserwując łowca nie dostrzegł zupełnie niczego. Żadnego poruszenia, żadnych sylwetek. Brak jakichkolwiek nietypowych hałasów, jedynie szum wiatru wśród liści i ćwierkanie ptaków. Zupełnie normalna okolica, gdyby nie zwłoki ze strzałą wbitą w plecy. W końcu Folken zdecydował się je sprawdzić. Ostatecznie gdyby ktoś czyhał na świadków morderstwa, to strzeliłby gdy łowca jeszcze był na koniu.

Po pierwsze trup był z całą pewnością trupem. Nie oddychał, nie ruszał się, nawet nie rzęził. Wystający grot był nietypowo wąski, jakaś precyzyjna robota, nie to co można kupić u zbrojmistrzów. Legara spróbował uwolnić drzewiec z ciała i z zaskoczeniem stwierdził, że ten wyszedł bez problemu. Przecież grot powinien się zakleszczyć gdzieś między zebrami.
Sek w tym, że z grotu niewiele zostało, raptem jego nasada. Legara słyszał o podobnej amunicji. Specjalnie przygotowane groty, które pękały wbijając się w cel i rozrzucały odłamki po całych wnętrznościach zostawiając z nich krwawą masę. Nieprzydatne w starciu ze zbrojnymi, ale do zabicia drwala były w sam raz. Nawet Folken nie miałby ochoty sprawdzać, jak teraz wyglądają płuca nieboszczyka.

Nie ma co tutaj zwlekać i kusić losu. Łowca wrócił do Śnieżki i ruszył w dalszą drogę. W najbliższym osiedlu poinformuje kogoś o zwłokach znalezionych na Trakcie, żeby nikomu nie przyszło do głowy wiązać go z tym zabójstwem.
Albo jeszcze lepiej, nic nie powie, nie będzie rzucał się w oczy i niech problemem zajmie się kolejny przejezdny.

(...)

Było już dobrze po południu gdy Legara dojeżdżał do miasta. Już z oddali widział mury fortu, pewnie kiedyś był to ważny punkt obronny, teraz z racji oddalenia od granic był tylko drugo, albo i trzeciorzędnym zabezpieczeniem.
I kiedy tak Folken zastanawiał się ile dać sobie czasu na odpoczynek nim znowu zacznie gonić Nessę i Francescę, z bocznej dróżki wyszła ona.

do Nessy z Thanedd i Folkena Legary

7 czerwca, okolice miasta Asenerg, Aedirn

No i wytrwałość i upartość łowcy dała efekty. Oto stał przed gonioną czarodziejką, która w dodatku byłą sama. Rudowłosej nie było widać nigdzie w pobliżu.
I chociaż Żmijka widziała po legarze zmęczenie, to w jego oczach tlił się jakiś niepokojący ogień.

Są takie momenty, kiedy nawet bogowie nie wiedzą co się zaraz stanie. Całkiem możliwe, że to właśnie jedna z takich chwil.
 
Zapatashura jest offline