Wątek: Ia Drang 1965r.
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2008, 11:03   #58
Gwena
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Pisk w uszach był nieznośny. Ski zwinął się w pozycje embrionalną i próbował obiema rękami zatkać uszy. Nic nie pomagało, pisk był w nim. Po kilkunastu sekundach pisk na tyle osłabł, że Ski zdał sobie sprawę gdzie się znajduje. Po następnych paru zmusił się do działania.
Sięgnął do słuchawki AN/PRC 25 leżącego obok Slo. Modląc się by radio działało, wcisnął przycisk nadawania i zaczął krzyczeć. - Tu November, powiedzcie pieprzonym dupkom z Falcon ze jedno działo wali właśnie w nas na Albany. Nic nie słyszę, więc nie odpowiadajcie. Nie ma gotowych miejsc do lądowania, a jak pieprzona artyleria nie zabiła sapera - co zaraz sprawdzę - może coś się jeszcze uda zrobić.

Pisk w uszach nie ustawał, Ski wykrzyczał powtórnie meldunek i zaczął powoli kontaktować. Slo krwawił, ale się ruszał i chyba coś mówił, Troy właśnie wymiotował. Niepewnie wstał i zobaczył sapera pod powalonym pociskiem drzewem. Podszedł do niego lekko się zataczając, saper miał paskudne, mocno krwawiące, otwarte złamanie przedramienia. Ski sięgnął po opatrunek osobisty. Najpierw założył opaskę uciskową ma ramię, wsunął rannemu rękę między guziki bluzy i zawiązał prowizoryczny temblak. Saper był przytomny i coś mówił. Ski bezradnie pokazał na swoje uszy - wówczas saper wskazał na leżący obok plecak pełen sznurów do wysadzania drzew.

Ski sięgnął po plecak i podszedł do najbliższego drzewa. Szczęśliwie artyleria wywaliła dwa stojące w pobliżu, więc jeśli da radę wysadzić jeszcze trzy to powstanie wystarczające lądowisko dla kilku helikopterów. Zaczął niewprawnie obwiązywać sznurem pień, po chwili dołączył do niego ranny saper.
Gdy wysadzali trzecie drzewo Ski zdał sobie sprawę, że przez pisk w uszach przebija się łupanie wiatraków i odgłos serii z karabinów maszynowych. A więc głuchota mija. Sięgnął po granat dymny i rzucił na brzeg jako tako oczyszczonego obszaru. Krzyknął do Slo by skierował wiatraki na czerwony dym.

Po mniej niż minucie metr nad ziemią zawisły 3 ptaki, pozostałe 3 krążyły wyżej i ostrzeliwały teren na południe od lądowiska.
Ski podbiegł do wyskakującego z Hueya oficera, ten odczekał kilka sekund, aż helikopter uniósł się z powrotem w powietrze i krzyknął do Ski - Kto tu dowodzi?
Ski zasalutował - Kapral Popławski, S-2, sir! Ja, sir! Melduje, ze teren na północ od Albany jest oczyszczony, zagrożenie stanowią siły PAVN na południu i nasza artyleria z Falcona. Potrzeba noszowych na wzgórze po ciężko rannego. Mamy oficera wywiadu n-pla którego trzeba pilnie dostarczyć do bazy - wskazał na pokrwawionego Slo popychającego przed sobą jeńca. - Zdobyliśmy mapy z pozycjami wroga - mówiąc to wyciągnął w kierunku kapitana nakładkę na mapę.

W międzyczasie pozostałe 3 helikoptery wyrzuciły swoją zawartość, jeden z nich osiadł na ziemi. Medyk z przybyłego plutonu popchnął do Hueya rannego sapera, inny żołnierz przywiązał do jakiegoś zaczepu jeńca. Helikoptery uniosły się i dołączyły do pozostałych zaciekle ostrzeliwujących cele na południe od LZ.
Kapitan właśnie popatrzył na mapę, gdy od południa rozległ się krzyk i nad strefą lądowania zaczęły gwizdać pociski. Mimo ostrzału z Hueyów Wietnamczycy ruszyli do natarcia.
 
Gwena jest offline