Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-10-2008, 16:02   #51
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Zaledwie zdążyli odejść z polanki gdy ucichła wymiana ognia. Jednak po jakiś 200, wolno pokonanych jardach, odezwał się jakiś karabin z przodu i z prawej. Stefan zamarł w pół kroku. Kilka kolejnych strzałów i odpowiedź z kałasza. Chyba Troy ma kłopoty... Utrzymanie śladu Troya było trudne, - Drań - pomyślał o nim Stefan z niechętnym podziwem, wyraźnie starał się za wiele ich nie zostawiać, więc trudno było przyspieszyć. Mając dwóch rekrutów na karku nie odważył się po prostu pobiec w kierunku strzałów. Minęły następne 2 minuty i następne 100 jardów. Dwa kolejne strzały z karabinów już z bardzo bliska. Stefan przesuwał się od zasłony zasłony, po chwili usłyszał jakieś głosy. Chyba angielski. Po chwili wyraźnie usłyszał obcy głos - To za Aba, pieprzony skurwysynu!
Stefan zaczął gwizdać Garry Owen. Raczej nikt ze swoich nie strzeli słysząc tą melodię. Po chwili ostrożnie stanął na brzegu polanki, na jej drugiej brzegu Troy pochylał się nad kimś w północno-wietnamskim mundurze, obok stał jakiś obcy żołnierz.
Stefan stanął za wyjątkowo grubym pniem i krzyknął - Troy! Powiedz im by nie strzelali do nas!
 
Gwena jest offline  
Stary 10-10-2008, 22:50   #52
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
1527. 3 minuty do "gorących LZ"
Dżungla nieopodal LZ Albany


- Spokojnie Ski, możesz wychodzić. Tu już mamy posprzątane.
Mówiąc to Troy, uśmiechnął się lekko do samego siebie. Zza drzewa powoli wychylił się Popławski. Omiótł wzrokiem całą polanę.
Cztery trupy Wietnamczyków, rozciągniętych w karykaturalnych pozach, utopionych we własnej krwi, leżały obok klęczącego Mctrausena, który zajęty był udzielaniem pierwszej pomocy pokiereszowanemu jeńcowi. Ręka żółtka, mimo wysiłków Troya dalej odstawała pod dziwnym kątem, a gaza szybko znów nasiąkała krwią.


- Daj, ja się tym zajmę. Zaoferował pomoc Jeffrey, otwierając swoją torbę z medykamentami.
- Tam na górze. Wskazując kiwnięciem głowy, odparł snajper. - Są nasi, którzy bardziej potrzebują twojej pomocy.
W tym czasie Slo rozejrzał się po pobojowisku. Jego uwagę przykuł karabin snajperski, ze strzaskaną przez pocisk kolbą. Spojrzał łapczywie na celownik optyczny.
- Z taką zabawką... Pomyślał i aż cicho zagwizdał, uradowany. Podbiegł do gęstwiny, obok, której leżał karabin. Schylił się i chwile szamotał się z lunetą. Nareszcie zgrabnie odeszła od karabinu. Zadowolony wcisnął ją do kieszeni i podniósł wzrok. Z przerażeniem odskoczył od krzaków, zrywając z ramienia swoje M16.
Chwile leżał na ziemi, celując do rozerwanego, wiejącego pustką oczodołu wietnamskiego snajpera. Przegrany przeciwnik swoim jedynym martwym okiem wpatrywał się w Slo. Jego usta były szeroko otwarte, tak jakby jeszcze przed śmiercią, chciał wypowiedzieć ostatnie słowa. Wszystko to wyglądało jeszcze upiorniej w scenerii zabryzganego krwią munduru i zaczerwienionych liści. Slo wstał, otrzepał i roztrzęsiony, rozejrzał się czy ktokolwiek coś widział. Na szczęście wszyscy skupieni byli na jeńcu i nikt nie zwracał uwagi na radiooperatora.
Gdy Slo, wyciągał z karabinu celownik, Ski spojrzał na jeńca. Siedział on oparty o drzewo, i kołysząc się jak dziecko,z szokiem przyglądał się robocie Troya. Był jakby poza tym wszystkim co ich otaczało, przestał nawet jęczeć z bólu. Snajper w końcu wstał i spojrzał na Rangera.
- Więcej nie da się zrobić.
Dopiero wtedy Ski miał okazje dokładnie przyjrzeć się żółtkowi. Charakterystyczne pagony, wypchany mapownik, pusta kabura pozwolił trafić bez pudła. Mieli przed sobą, rozbrojonego, żywego oficera wywiadu, prawdopodobnie porucznika, który teraz kulił się u ich nóg.
Bez zapowiedzi zza ich pleców rozległ się charakterystyczny szum radiostacji.
- November, tu X-Ray, zgłoś się...
November, tu X-Ray, zgłoś się...
- November, zgłaszam się. Odbiór.
Rzucił do słuchawki Slo.
- November, helikoptery lecą do Albany. ETA: 30 minut, powtarzam ETA: 30 minut.
Czy wszystko przygotowane na przyjęcie przesyłki? Odbiór.

Slo niepewnie podniósł oczy na Ski i przyglądał mu się wyczekująco.
- November, powtarzam. Czy wszystko przygotowane na przyjęcie przesyłki? Odbiór.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 10-10-2008 o 22:55.
Lost jest offline  
Stary 14-10-2008, 17:43   #53
 
szakall's Avatar
 
Reputacja: 1 szakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodzeszakall jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy medyk wyszedł zza krzaków i zobaczył kolegę chciało mu się płakać. Jednak szybko zrezygnował z tego zamiaru, przypominając sobie że byli jeszcze inni...
-Bob...-Zaczął Jeffrey ale kolega z drużyny mu przerwał.
-Ty pieprzony sukinsynu! Jak tylko się zaczęło spierdoliłeś w jakieś krzaki i tyle cię tu widziano! A my tu we trzech walczyliśmy o nasze gówno warte ale zawsze życie!
Jeffrey nie wytrzymał i uderzył Boba w twarz. Złapał go za ramiona i kilka razy potrząsnął. Potem puścił i zaczął mówić.
-O ile wiem to nie ty zapierdalałeś od rannego do rannego,żeby stwierdzić że i tak nie żyje! O ile wiem to nie ty zapierdalałeś z Maxem przez dżungle żeby uratować mu życie. I o ile wiem to nie ty dostałeś się w łapy pieprzonych Vietów. Nie pieprz że to ty miałeś ciężko bo chętnie bym się zamienił. Ale w dupę z tym... Gdzie jest reszta?
- Eee... No więc... Ten koleś z NY nie żyje... Nie wiem jak miał na imię. Abraham no wiesz chyba go znałeś leży tam na górze. Ma kilka postrzałów w brzuch nie wiem czy przeżyje...
-Ty mi pierdolisz jak ci było źle a Abraham tam zdycha. Bob zapierdalaj i znajdź jakieś miejsce gdzie wyląduje UH-1. Ja idę zobaczyć rannego.
Po tych słowach Jeffrey pobiegł na wzniesienie do rannego.
 
szakall jest offline  
Stary 17-10-2008, 11:06   #54
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Stefan zaklął słysząc pytanie. Sięgnął po słuchawkę.
- X-ray, November czekaj, właśnie spotkaliśmy poszukiwanych. Informacje za 3 minuty.
Nie czekając na odpowiedź odłożył słuchawkę i zwrócił się do kaprala:
- Kapralu baza pyta czy lądowisko przygotowane?
- Kurwa, nie, od razu nas pieprzone żółtki dopadły.
- Cholera, a macie ładunki?
- Mamy, chyba, że pierdolone żółtki zabrały to co na lądowisku zostało. Jeśli zapieprzyły to tylko to co ja i Abraham w plecaku. Ze 40 ładunków razem.
- Gdzie reszta oddziału? 3 widziałem martwych, 1 ranny, Ty, medyk to sześciu. A lądowało was pewnie 12?
- Dwóch dostało na lądowisku, a 4 diabli wiedzą gdzie są.

W czasie rozmowy Stefan sięgnął do mapnika jeńca, gdy zobaczył nakładkę na mapę oczy mu zabłysły.
Siegnął po słuchawkę.
- X-ray, X-ray woła November
Natychmiast szumy zastąpił wyraźny głos:
- November tu X-ray
- November, Albany nie oczyszczone, oddział został zaatakowany zaraz po wylądowaniu, mają 5 KIA, 1 WIA i 4 MIA. Spróbujemy zrobić trochę miejsca, ale mało czasu, trzeba założyć użycie lin. Mamy jeńca S-2 WIA PAVN, teren chyba oczyściliśmy z Charlich.
- Wsadzić go na helikopter w pierwszej kolejności. Zróbcie co się da.
- Roger, bądźcie na nasłuchu.

Rozejrzał się po obecnych.
- Slo - zostaw mi radio i z kapralem idźcie do rannego, za medykiem. Zmajstrujcie jakieś nosze i na Albany z nim. Kapralu oni niech go taszczą, wy jak tylko się da bierzcie wszystkie ładunki i biegiem na Albany. Spróbujcie znaleźć pozostałych... Żółtych chyba już nie ma. Cholera. Wołajcie - może siedzą nasi gdzieś obok w krzakach. Nie ma czasu na czekanie aż wypełzną. Wykonać!

Gdy znikali w krzakach podszedł do jeńca, wpatrującego się nieustannie w ranną rękę. Po wietnamsku spytał go czy są jeszcze inni w okolicy, żadnej reakcji, zupełnie puste oczy. Spróbował obsobaczyć go rosyjsku, zagroził kulą. Bez skutku - jeniec dalej tylko się trząsł i nie kontaktował.
- Troy rusz go. Idziemy na Albany, prowadź go przodem ja jeszcze popatrzę na mapę.

Stefan zrzuciwszy kłopot z barków na snajpera przyjrzał się nakładce



szybko porównał ją z własną mapą.
Po chwili sięgnął po radio.
- X-ray, X-ray tu November. Gdy X-ray się zgłosił złożył meldunek.
- X-ray, ostrzeżenie przed zasadzkami Vietcongu na 5 i 15 mili drogi nr 6 oraz atakiem na Falcon z północnego zachodu ku północy w wykonaniu Vietcongu oraz z południowego wschodu siłami PAVN. Siły PAVN znajdują się też na południe od Albany. Sztab Vietcongu jest w Bau Gan, PAVN w Buc Co. Oddziałami PAVN dowodzi jakiś Nguy, literuje November, George, United, Yankee. Powtórz.
X-ray powtórzyło wiernie meldunek.
- X-ray idziemy na Albany ETA 5 minut. Bez odbioru.
Stęknął obciążony dodatkowo radiem i ruszył śladem Troya.
 

Ostatnio edytowane przez Gwena : 17-10-2008 o 11:34.
Gwena jest offline  
Stary 17-10-2008, 18:43   #55
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Gdy doszli do brzegu dżungli zobaczył przed sobą teren porośnięty trawą i samotnymi drzewami. Rosły dość daleko jedno od drugiego, jednak dość blisko by uczynić lądowanie helikopterów ryzykownym. Wybrał teren położony jakieś 200 metrów dalej, gdzie usuniecie 5 -10 drzew dawało lądowisko dość duże dla kilku helikopterów. Spojrzał na zegarek do lądowania pozostało 12 minut, jeśli saper przybiegnie zaraz powinni zdążyć.

Jakieś 500 metrów na południe był następny pas dżungli. Jeśli wierzyć mapie mogli tam być Wietnamczycy. Jeśli był miedzy nimi snajper...
Sięgnął po radio.
- Falcon, X-ray woła November.
Pierwszy zgłosił się X-ray.
- X-ray potrzebuje artylerii na 3koma5-3koma8 C3-C8, prawdopodobne pozycje PAVN 500 metrów od Albany. Ogień nękający. Spróbujemy oczyścić z drzew teren na 3 Hueye naraz. Potrzebuje bezpośredniej łączności z pilotami. Podaj kanał na jaki mam przejść.
- November wejdź na 4567.
- X-ray 4567 Roger


Minuty się strasznie dłużyły. Po dwóch minutach nad dżunglą na południu zaczęły wybuchać pociski. Ruszyli na wybrane miejsce, lekko przygarbieni, z nadzieją, że ewentualni wietnamscy obserwatorzy mają teraz lepsze zajęcie niż wpatrywać się w trawy. Było 10 minut do ETA.
 
Gwena jest offline  
Stary 18-10-2008, 11:56   #56
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
1537. 8 minut do ETA
Wnętrze helikoptera UH-1 '2-7'


- X-Ray, tu 2-7 nadlatujemy. Jak sytuacja na LZ? Odbiór.
W słuchawkach pilota Jamesa Simsona, długo trwała cisza, aż w końcu gdzieś kilkadziesiąt kilometrów stąd przez ogień wystrzałów przebił się młodzieńczy głos.
- 2-7! Lądowanie ma się odbyć na Albany! X jest pod ciężkim ostrzałem! Nieprzyjaciel podchodzi pod samo LZ! Przejdź na 4567! Jednostka November przeprowadzi wasze lądowanie! Koniec!
Simson odwrócił się i spojrzał na zatłoczony luk desantowy. Sierżant kawalerii powietrznej krzyczał.
- Tam, na ziemi, zaraz po wylądowaniu, macie się rozproszyć i...
Jego dalsze słowa zostały zagłuszone przez strzelający M60. Karabinowi rozpoczęli swój koncert.
Simson spojrzał na drugiego pilota i lekko podniósł się na siedzeniu, by móc widzieć lepiej miejsce lądowania.
- Déja vu. Wyszeptał.



1537. 8 minut do ETA
Pozycja PAVN, 500 metrów od Albany


W bazie ogniowej Falcom kapral Smith załadował do działa pocisk artyleryjski.

W dżungli St. Szeregowy Ahn Dung leżał w własnoręcznie wykopanym płytkim dole, który miał mu zapewnić ochronę przed nieprzyjacielskim ostrzałem. Mimo tego, że nie był zmęczony ciężko oddychał. Nie chciał przyznać przed samym sobą, że jest przerażony, że każda cząstka jego ciała wrzeszczy "Uciekaj stąd! Uciekaj!".
Powoli, starając się siłą woli zatrzymać swoje ruchy, podniósł się ze swoje kryjówki. Rozejrzał się, przelotnie spojrzał na swoich towarzyszy, tak jak on przed chwilą kulących się w swoich okopach. Przeładował swoje SKS i wypełz ze swojej kryjówki.

W bazie ogniowej Falcom za kapralem Smithem rozległ się krzyk sierżanta
- Ognia!



Ahn Dung, gdy zobaczył, że nic mu nie grozi rzucił się w stronę, z której nadszedł regiment. Spotkały go pytające spojrzenia kolegów. Po kilku długich sekundach rozległ się przeraźliwy gwizd.
Wybuch.
Ciemność.

1537. 8 minut do ETA
Pozycje patrolu November.


Popławski obserwował jak ostrzał zmagał się, waląc dżunglę. Pociski ze świstem przelatywały im nad głowami, by rozpaść się na miliony kawałków nad regimentem Wietnamczyków. Ziemia trzęsła się pod stopami, a trawa falowała. Po takiej burzy ognia nic nie mogło przeżyć w wypalonej dżungli.
Nagle jeden z pocisków upadł na środku LZ, niebezpiecznie blisko ich pozycji.
Troy krzyknął:
- Padnij! I rzucił się na ziemie. Slo doskoczył do Ski i obalił go na trawę. "Pieprzony" rzucił się za drzewo. Kolejny pocisk ze świstem uderzył wprost w nich.



1537. 8 minut do ETA
Gdzieś w dżungli.


Szeregowy Jeffrey Rock, z trudem wspiął się na wzgórze. Widok zasłaniały mu gęste paprocie. Dokładnie jednak słyszał jęki rannego. Odsłonił krzewy i wszedł na mała polankę. W pozycji embrionalnej leżał, w kałuży krwi młody blondyn. Jeffrey zbliżył się do niego i gładząc po twarzy powiedział.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze, jestem tu po ciebie.
Odwrócił go twarzą do siebie. Było źle. Żołnierz oberwał trzy razy. Jeden pocisk wszedł w ramię, jeden pod kątem przewiercił oko, a kolejny wbił się powyżej piersi.
- Musimy zdążyć na helikoptery. Ewakuują cię stąd.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 22-12-2008 o 11:53.
Lost jest offline  
Stary 26-10-2008, 22:39   #57
 
Sahtrok's Avatar
 
Reputacja: 1 Sahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodzeSahtrok jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy Stefan wlepił Troyowi niańczenie jeńca podczas drogi do Albany, snajper niezbyt się ucieszył. Po prawdzie to w zasadzie przeklął się w myślach za pomysł brania jeńca ... Nie dość, że nie dawało się z niego wycisnąć nic użytecznego, to teraz zamiast iść na szpicy i skupiać się na wypatrywaniu potencjalnego zagrożenia, musiał pilnować Vieta ... Do tego za każdym razem kiedy widział otępiałą twarz jeńca i przekrwiony prowizoryczny opatrunek, gdzieś w głębi duszy odzywał się głos sprawiający, że czuł się winny. Jezu, przecież to idiotyczne, czuć się winnym tego, że postrzelił żółtka, który nie zawahałby się sekundy zabić Troya, gdyby miał taką okazję ... Jednak idiotyczne, czy nie, tak właśnie było i snajperowi cholernie niedobrze było z tym uczuciem ...

Ruszyli w stronę Albany, droga wlokła się niemiłosiernie, a jeniec wciąż sprawiał wrażenie zupełnie nieobecnego i obojętnego na wszystko co dzieje się wokół. Nawet "Pieprzony" przestał się wgapiać nienawistnym wzrokiem w Vieta, widząc, że jego zabójczy wzrok i groźne miny nie odnoszą żadnego skutku. Stefan dogonił ich po paru minutach, ale zupełnie nie kwapił się do przejęcia jeńca, za to co parę kroków wgapiał się w zdobyte niedawno mapy.

Dotarli do brzegu dżungli i na komendę Stefana oddział zatrzymał się. Ski chwilę podumał na przemian wpatrując się w pas dżungli na południu i swoje mapy, wreszcie wydał dyspozycje odnośnie wycinki drzew, zawołał radzika i połączył się z X-ray. Troy z aprobatą przysłuchiwał się zamawianiu wsparcia ogniowego na potencjalne pozycje Vietów. Dwie minuty później usłyszeli znajomy wizg pocisków i pas dżungli na południe od nich zamienił się w piekło. Ruszyli na wyznaczone pozycje ..

Ziemia trzęsła się od kolejnych wybuchów, salwy śmigały im nad głowami. Huk wybuchających pocisków mimo kilkuset jardowej odległości nieprzyjemnie dudnił w uszach.

Na środku LZ eksplodował pocisk. Wybuch zatrząsł Troyem tak mocno, że ledwo utrzymał się na nogach. Kiedy odruchowo wrzasnął "- Padnij usłyszał świst kolejnego pocisku. Rzucił się na ziemię. Za wolno ... Eksplozja targnęła nim jak szmacianą lalką, poczuł uderzenie w plecy i wylądował twarzą na ziemi. Siła uderzenia wypompowała całe powietrze z jego płuc, świat zawirował jak szalony, a uszy zaatakował wysoki pisk, żeby po parunastu długich sekundach podczas których Troy ze wszystkich sił starał się złapać oddech ustąpić miejsca głuchej ciszy. Kiedy wreszcie udało mu się zaczerpną powietrza poczuł, że usta ma pełne krwi. Wypluł ją wraz ze sporym kawałkiem nadłamanej górnej jedynki i podniósł sie na klęczki. Na szczęście krew była tylko efektem paskudnie rozciętej wargi, ale podnosząc się poczuł tępy ból nad lewą łopatką. Sięgnął ręką w tył i namacał kilkucentymetrowe rozcięcie w mundurze. Rana krwawiła, ale niezbyt obficie. Troy stanął na nogach i rozejrzał się dookoła.

Ski leżał na ziemi parę metrów od niego nie dając żadnych oznak życia. tuż obok niego Slo próbował właśnie wstać z ziemi nieprzytomnie wodząc dookoła błędnym wzrokiem. Z prawej strony jego hełm był lekko zdeformowany, a spod niego wąską strużką wyciekała krew. Troy zataczając się jak pijany ruszył w ich stronę kiedy usłyszał głuchy jęk, obejrzał się i dostrzegł leżącego w trawie sapera. Kiedy spojrzał na jego ramię nie wytrzymał. Ukląkł i zaczął wymiotować ...
 
Sahtrok jest offline  
Stary 29-10-2008, 11:03   #58
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
Pisk w uszach był nieznośny. Ski zwinął się w pozycje embrionalną i próbował obiema rękami zatkać uszy. Nic nie pomagało, pisk był w nim. Po kilkunastu sekundach pisk na tyle osłabł, że Ski zdał sobie sprawę gdzie się znajduje. Po następnych paru zmusił się do działania.
Sięgnął do słuchawki AN/PRC 25 leżącego obok Slo. Modląc się by radio działało, wcisnął przycisk nadawania i zaczął krzyczeć. - Tu November, powiedzcie pieprzonym dupkom z Falcon ze jedno działo wali właśnie w nas na Albany. Nic nie słyszę, więc nie odpowiadajcie. Nie ma gotowych miejsc do lądowania, a jak pieprzona artyleria nie zabiła sapera - co zaraz sprawdzę - może coś się jeszcze uda zrobić.

Pisk w uszach nie ustawał, Ski wykrzyczał powtórnie meldunek i zaczął powoli kontaktować. Slo krwawił, ale się ruszał i chyba coś mówił, Troy właśnie wymiotował. Niepewnie wstał i zobaczył sapera pod powalonym pociskiem drzewem. Podszedł do niego lekko się zataczając, saper miał paskudne, mocno krwawiące, otwarte złamanie przedramienia. Ski sięgnął po opatrunek osobisty. Najpierw założył opaskę uciskową ma ramię, wsunął rannemu rękę między guziki bluzy i zawiązał prowizoryczny temblak. Saper był przytomny i coś mówił. Ski bezradnie pokazał na swoje uszy - wówczas saper wskazał na leżący obok plecak pełen sznurów do wysadzania drzew.

Ski sięgnął po plecak i podszedł do najbliższego drzewa. Szczęśliwie artyleria wywaliła dwa stojące w pobliżu, więc jeśli da radę wysadzić jeszcze trzy to powstanie wystarczające lądowisko dla kilku helikopterów. Zaczął niewprawnie obwiązywać sznurem pień, po chwili dołączył do niego ranny saper.
Gdy wysadzali trzecie drzewo Ski zdał sobie sprawę, że przez pisk w uszach przebija się łupanie wiatraków i odgłos serii z karabinów maszynowych. A więc głuchota mija. Sięgnął po granat dymny i rzucił na brzeg jako tako oczyszczonego obszaru. Krzyknął do Slo by skierował wiatraki na czerwony dym.

Po mniej niż minucie metr nad ziemią zawisły 3 ptaki, pozostałe 3 krążyły wyżej i ostrzeliwały teren na południe od lądowiska.
Ski podbiegł do wyskakującego z Hueya oficera, ten odczekał kilka sekund, aż helikopter uniósł się z powrotem w powietrze i krzyknął do Ski - Kto tu dowodzi?
Ski zasalutował - Kapral Popławski, S-2, sir! Ja, sir! Melduje, ze teren na północ od Albany jest oczyszczony, zagrożenie stanowią siły PAVN na południu i nasza artyleria z Falcona. Potrzeba noszowych na wzgórze po ciężko rannego. Mamy oficera wywiadu n-pla którego trzeba pilnie dostarczyć do bazy - wskazał na pokrwawionego Slo popychającego przed sobą jeńca. - Zdobyliśmy mapy z pozycjami wroga - mówiąc to wyciągnął w kierunku kapitana nakładkę na mapę.

W międzyczasie pozostałe 3 helikoptery wyrzuciły swoją zawartość, jeden z nich osiadł na ziemi. Medyk z przybyłego plutonu popchnął do Hueya rannego sapera, inny żołnierz przywiązał do jakiegoś zaczepu jeńca. Helikoptery uniosły się i dołączyły do pozostałych zaciekle ostrzeliwujących cele na południe od LZ.
Kapitan właśnie popatrzył na mapę, gdy od południa rozległ się krzyk i nad strefą lądowania zaczęły gwizdać pociski. Mimo ostrzału z Hueyów Wietnamczycy ruszyli do natarcia.
 
Gwena jest offline  
Stary 01-11-2008, 22:00   #59
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
1545. ETA
Wnętrze helikoptera UH-1 '2-7'


- Na zewnątrz!
Krzyk sierżanta wybił z chwilowej apatii pilota śmigłowca Jamesa Simsona. Obejrzał się on za siebie.
Przedział transportowy Hueya, opróżnił się po raz 4 dzisiejszego dnia.
Jeden z żołnierzy, przez cały lot siedzący na ziemi, poderwał się, drgnął i z krzykiem zwalił się na metalową płytę. Plama czerwieni kwitła na plecach jego munduru. W maszynę z głuchym łoskotem uderzały kolejne pociski.
- Spierdalajmy stąd, do kurwy nędzy!
Krzyczał karabinowy, opróżniając taśmę w kierunku niewidzialnego wroga.
Simson złapał mocniej za drążek. Chciał już podrywać maszynę, gdy zauważył przedzierającego się przez pociski sanitariusza prowadzącego żołnierza z rozbitą ręką, za nim skulony biegł kolejny, z bandażem ledwo zakrywającym oderwany płat mięsa. Kilka metrów za nimi grupa żołnierzy osłaniając się, prowadziła kolejnego.


- Do góry, do góry!
Darł się karabinowy.
Simson cały czas czekał. Rykoszet wpadł do jego kabiny rozbijając jeden z przyrządów pokładowych. Pilot zasłonił twarz przed latającym szkłem.
- Ktoś to musi, zrobić.. Ktoś musi.. Wyszeptał.
Znów obejrzał się za siebie. Ranni powoli gramolili się do środka.
- Człowieku, ile ta maszyna może przyjąć na siebie pieprzonych pocisków?! Krzyknął ten ze złamaną ręką.
Mocny ruch drążka i helikopter powoli podniósł się do lotu.

1546. ETA
LZ Albany


Sierżant Jonathan Estabez klęczał nad rannym żołnierzem. Jego radiooperator Jamie oberwał serią, która poszła w stronę dżungli. Z czterech małych dziurek w mundurze sączyła się krew.
- Boże, sierżancie, Boże, czemu ja? Tak cholernie boli. Wszystko będzie dobrze prawda, prawda?
Estabez spojrzał na medyka, który próbował poskładać pierś Jamiego. Ten spojrzał na niego lodowatym wzrokiem i szybko opuścił kciuk w dół.
Sierżant spojrzał na krwawiącego podkomendnego.
- Spokojnie, kapralu wszystko będzie dobrze. Spokojnie.
- Lekarza! Na krzyk zerwał się sanitariusz i pobiegł w jego stronę.
Jamie z wyrazem ulgi na twarzy zamknął oczy.

1546. ETA
LZ Albany


Kapitan Winston szybko analizował sytuacje.
Drugi koniec lądowiska był atakowany dużymi siłami przez NVA. Helikoptery nie mieściły się na LZ, przybywało rannych i zabitych.
Spojrzał w górę. Jeden z Hueyów ostrzeliwał z burty grupę nacierających żółtych. Z dżungli poszło kilka świetlistych serii, które uciszyły karabinowego i rozbiły poszycie maszyny. Raniona bestia, dymiąc odleciała.
Kapitan spojrzał w bok. Gniazdo karabinu maszynowego próbowało odeprzeć wciąż napierających Wietnamczyków.
- Wycofywać się! Do tyłu! Na linię drzew! Wykrzyczał.
Żołnierze ruszyli biegiem w kierunku dżungli. Kilku poderwało się ze swoich pozycji, by upaść na ziemie z przestrzelonymi hełmami.
Szaleńczy bieg w kierunku dżungli trwał dalej. Pociski świstały nad głowami, ktoś potknął się, przewrócił, by już nie wstać.
PAVN było już na samym LZ.
- Czerwony dym na LZ! Dawać radiooperatora! Krzyczał Winston.


Po kilkunastu sekundach, Troy ze swojej kryjówki widział nadlatujący samolot. Spod jego skrzydeł odłączyły się dwa zbiorniki.
Wirując, przecięły powietrze.
Na LZ rozpętała się burza ognia, która wypaliła wszystko do gołej ziemi.

 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 21-12-2008 o 09:38.
Lost jest offline  
Stary 11-11-2008, 20:19   #60
 
Gwena's Avatar
 
Reputacja: 1 Gwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemuGwena to imię znane każdemu
1550 ETA
LZ Albany

Ogień nacierających przygwoździł wszystkich do ziemi. Ski padł obok kapitana do leju po pocisku z Falcon, tym samym pocisku który o mało ich nie zabił kilkanaście minut temu.
Oszczędnie gospodarował swoim AK47 wysyłając po 2-3 pociski w kierunku zbliżających się sylwetek. Pojawiały się one z gęstej trawy nieraz dopiero kilkanaście metrów przed linią obrony.
Gdy zużył drugi magazynek, a kapitan właśnie nie rozmawiał z nikim przez radio odezwał się:
- Sir, 150 yardów za nami na brzegu dżungli jest wzgórek, jakby wywalić kilka drzew z przedpola byłoby dobre stanowisko dla M60 i snajperów, stąd przez tą cholerną trawę widać żółtków dopiero w ostatniej chwili, zaleją nas jak ich nie przygwoździmy. Mam jeszcze kilka sznurów do wycinki drzew.
Odpowiedź kapitana Winstona była zwięzła:
- OK, jak przygotujecie zgłoście się, a wyśle sekcję M-60. Tylko szybko!

Stefan pociągnął dłuższą serią po trawie przed sobą, poderwał się i krzyknął:
- Troy, Slo skokami za mną!
Obaj oderwali się od zwalonego drzewa za którym się kryli i ruszyli za Stefanem w kierunku dżungli. Pociski gwizdały dość wysoko nad głowami, na szczęście trawa przeszkadzała również Wietnamczykom, którzy chyba strzelali by przygnieść Amerykanów, a nie celując w konkretne cele. Po kilkunastu sekundach byli już w dżungli. Tam Stefan wyjaśnił im stojące przed nimi zadanie.
- Troy, wybierz najlepsze miejsce na M-60, tak by przygnieść vietów na przedpolu, i powiedz które drzewa wypierniczyć. Slo pomożesz mi z tym gównem - tu wskazał na sznury sapera.

1600 ETA
LZ Albany

Wspięli się na kilkanaście metrów powyżej traw. Pagórek od południowej strony miał dość ostre zbocze. Troy fachowym okiem snajpera szybko wybrał zagłębienie pod korzeniami jakiegoś palmowca.
- Wywalcie to, to i tamto - wskazywał po kolei na drzewa - a powinno być dobrze.
Stefan i Slo zaczęli od najwyżej położonego. Było potężne, więc Stefan zdecydował o użyciu aż trzech sznurów. Po chwili drzewo runęło w dół, szczęśliwie łamiąc po drodze jedno z wybranych przez Troya oraz kilka mniejszych. Troy krzyknął do nich, że już prawie OK i by zwalili jeszcze jedno u podstawy pagórka, a sam zajął pozycję strzelecką. Po chwili usłyszeli nad głowami ostry odgłos karabinu snajperskiego. Troy rozpoczął pracę.
Zejście niżej było ciężkie - zwalone drzewa i krzaki tworzyły plątaninę nie do przebycia. Musieli obejść ją bokiem. 2 następne sznury załatwiły trzecie drzewo.
- Jeszcze tamto - dobiegł ich krzyk Troya. Ostatni sznur przełamał je jak zapałkę.
Wspięli się z powrotem na wzgórek, gęstwa krzaków i połamanych drzew zasłaniała najbliższy teren, ale dobrze było widać linię obrony i całą przestrzeń aż po następną ścianę dżungli.

1615 ETA
LZ Albany

- Slo, wywołaj kapitana.
Gdy po chwili zgłosił się operator Stefan sięgnął po słuchawkę
- Gotowe Sir. Widoczność od linii obrony aż po perymetr, widać drani jak wychodzą z dżungli. Miejsca dość na kilka M-60, jeden snajper już swoje robi.
 
Gwena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172