Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2008, 21:14   #295
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Karol

O tyle o ile szczurzy sojusznicy mogli poruszać się swobodnie po rezydencji czarownic, czy raczej jej piwnicach – Karol był już w stanie w głowie odtworzyć mniej więcej układ podziemnych pomieszczeń, schodów, stróżówki, psiarni... niemniej dwa piętra budynku wraz ze strychem wciąż stanowiły tajemnicę. Tajemnicę, która skrywała Księgę...

Lipiński otworzył powieki i odruchowo podrapał się po chropowatym policzku. Nowy wieczór... ostatni przed ustalonym dniem ataku. Teraz już tylko ostatnie przygotowania dekoracji, strojenie instrumentów, generalna próba, a potem... potem nie będzie już miejsca na niezgranie, bowiem każdy fałszywy dźwięk może rozsypać całą opowieść, jaką tworzy brzmienie wielu instrumentów.

Właśnie Nosferatu szykował się do wyjścia na ostatnią naradę u księcia Aligariego, kiedy jeden ze szczurzych zwiadowców wskoczył mu na ramię. Zamiast jednak zdać raport, zwierzątko tylko zaszeleściło, w jego pyszczku bowiem spoczywała mała karteczka.

Błękitny atrament nieco się rozpuścił z powodu kontaktu ze śliną szczura, jednak napis wciąż był czytelny dzięki drukowanym literom:

Cytat:
MAMY DO POGADANIA PRZYSTOJNIACZKU.
BĘDĘ CZEKAĆ O PIERWSZEJ W NOCY NA CMENTARZU
(TAM GDZIE OSTATNIO).
M.
A zatem i dziś będzie można urządzić mały koncert, szkopuł w tym, jaka melodia będzie właściwa przy tej okazji?


Robert

Mimo iż spodziewał się najgorszego, więcej wieści od Dominika - wampirzego ojca Aligariego nie nadeszło. Jeszcze.
Mając świadomość jednak, ze niedługo być może dojdzie do konfrontacji ze starym Kainitą, Aligarii tym bardziej czuł się zmotywowany, aby konflikt z hrabina Munk rozwiązać jak najszybciej i to w sposób definitywny.

Oto nadszedł przeddzień wielkiego sprawdzianu skuteczności Ventrue jako przywódcy wampirów na tej opuszczonej – zdawałoby się – przez Boga wyspie. Dziś też oficjalnie mieli zostać mu przedstawieni nowi potomkowie, których pierwszą misją będzie właśnie starcie z Wiedźmami. Było to może zadanie nad wyrost, ale Aligarii nie miał czasu cackać się z neonitami. Jedynie z rosnącym niepokojem obserwował zachowanie swej córki – Finney.

O ile młody Malkavian – Artur – radził sobie nadzwyczaj dobrze po przemianie i już teraz był przydany z uwagi na detektywistyczne doświadczenie, o tyle młoda Ventrue jakby coraz bardziej zamykała się w sobie. Wciąż co prawda wykazywała troskę o ojca i gotowa była nieść mu pomóc, w wolnych chwilach jednakże siadała samotnie na ławce w ogrodzie i zamyślona wpatrywała się gdzieś przed siebie, w dal.

Niestety, zajęty przygotowaniami do spotkania Robert, nie miał teraz czasu zająć się nią osobno. Może po spotkaniu?


Antoine

My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy
Na rozbitym szkle
W suchej naszej piwnicy

Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.


- Mój panie, czas udać się do Elizjum.Stephen dyskretnie wysunął się przed oczy swego mocodawcy. Zwykle to odrywało Toreadora od jego fantazji, tym razem jednak Antoine ledwie spojrzał na niego znad książki.

- Wiem, Stephenie. – rzekł krótko, powracając do lektury, na co kamerdyner tylko się skłonił.

Tak bardzo nie chciało mu się wychodzić z domu... Opuszczać murów, za którymi czeka tyko chaos i cierpienie. Po co tu w ogóle przybył? Chciał spokoju. Nic więcej. Jednak i to okazało się zbyt wielkim wymaganiem.

A którzy przekroczyli tamten próg
I oczy mając weszli w drugie królestwo śmierci
Nie wspomną naszych biednych i gwałtownych dusz
Wspomną, jeżeli wspomną,
Wydrążonych ludzi
Chochołowych ludzi...*


Nagle literki rozmyły się przed oczami. Znający już to uczucie Lasalle wiedział, że oto zbliża się wizja. Nie chcąc niczego zeń uronić, odruchowo przycisnął dłoń do miejsca, gdzie ukrył kamień. Ten jednak był zimny, nie pulsował jak zazwyczaj w takich chwilach...

Dom zniknął, zniknął tez tomik wierszy. Antoine stał pośrodku jeziora w którym pływały chmury, jakby to niebo było pod nim. Rozejrzał się wokół spokojnie, by uchwycić wszelkie szczegóły. Otaczali go ludzie zastygli w pozach, jakby jeszcze przed chwilą podążali ulica każdy w swoją stronę, wedle własnego interesu, wedle własnego czasu...


Daleko na horyzoncie dostrzec można było rozległą budowlę, zastygłą tak samo jak piesi. Zaznajomiony z zabytkami Europy Toreador po chwili namysłu rozpoznał weń zabudowę Bordeaux we Francji.

Wtem jedna z postaci poruszyła się. Wymijając kolejnych przechodniów ku Lasalle’owi zmierzała kobieta. Znajoma kobieta...

„Rossa...”


- Wybacz Antoine. Mieliśmy się nie spotykać przed jutrem, lecz czując dławiący cię smutek, nie potrafiłam nie przyjść do ciebie... choćby w snach.

Dziewczyna stanęła naprzeciw Archonta i z rumieńcem nieśmiałości na policzkach, przylgnęła do niego, tuląc się jak skrzywdzone dziecko.

- Nie poddawaj się, Antoine. Ja wierzę w ciebie, w twoje gorące serce.... Co z tego, że nie bije? Jesteś taki ciepły, taki jasny... Musisz walczyć z cieniem, szczególnie tym, tkwiącym w twej duszy...

Jak to bywa w snach, człowiek ma czasem nałożone na siebie dziwne ograniczenia spowodowane jakąś blokadą w mózgu. To samo działo się teraz z Kainitą. Choć chciał się odezwać, odpowiedzieć chociaż gestem Rossie, był jak sparaliżowany. Mógł tylko na nią patrzeć – piękniejszą niż kiedykolwiek. Piękną dlatego, ze obnażyła przed nim swą duszę.

Mimo wszystko jednak Rossa próbowała czytać w myślach Archonta, spoglądając mu głęboko w oczy.

- Musisz znaleźć siłę do walki... nie, ja cię proszę, byś ją znalazł! I nie mów, że jesteś przeklęty. Wszyscy jesteśmy... zresztą ty i ja nosimy podobne brzemię. Brzemię, które stawia nas po dwóch stronach barykady. Ja... jestem córka Wilkołaka, Antoine. Jestem jedną z dwójki bliźniąt, które powiła na świat niewierna córka hrabiny – Rozalia. Naszym przeznaczeniem od początku była śmierć, lecz bogowie mego ojca postanowili spleść los mój i mego brata z losami świata. To dlatego natchniona zostałam darem wieszczenia przez Gaję, która wzięła mnie w opiekę... Niestety, mój brat – Kai nie miał tyle szczęścia. Nie tylko stał się Lupinem, ale i spoczęło na nim piętno Żmija. Staliśmy się symbolami i dlatego oboje musimy zginąć... by dać choć cień szansy na ocalenie tego świata. – po policzkach dziewczyny stoczyły się ciężkie, krystalicznie czyste łzy, jednak nie spuściła wejrzenia, z uczuciem spoglądając w oczy ArchontaJa... przyszłam by ci to powiedzieć, ale też... z bardziej egoistycznych pobudek. Chciałabym żebyś mnie zapamiętał taką jak jestem teraz. Możesz to dla mnie zrobić? Wiem, że przyjdzie nam się jeszcze spotkać zanim odejdę, jednak wtedy... wtedy otaczać mnie będzie już tylko wyjałowiona skorupa ciała. Proszę... pamiętaj Antoine i bądź silny!

Blask kryształowych łez dziewczyny oślepił na moment Kainitę, ten jednak wystarczył, by go wybudzić. Wizja zniknęła, zaś Lasalle siedział znów w swoim domu, w wygodnym fotelu, a na jego kolanach leżała otwarta książka – Ziemie jałowe, T.S. Eliota.


Mercedes

Budziła się powoli, niechętnie. Czuła jak narkotyk wciąż jeszcze przyćmiewa jej zmysły i... tak cudownie otumania. Wstała z ociąganiem i tym samym wolnym, płynnym tempem zabrała się za toaletę. Dziś oficjalnie miała przedstawić księciu swoją córkę, Shizukę. Dziś wszystko miało zostać zapięte na ostatni guzik...

Kiedy kończyła przygotowania, ktoś zapukał do jej drzwi. Po finezyjnym dudnieniu od razu poznała Nożownika.

- Wejdź. – powiedziała krótko, ciekawa co też Tyler przynosi jej za nowinę, że aż sam się pofatygował ją przekazać. Nie był przecież rozmownym typem.

- Udało ci się. – zaczął zachrypłym nieco głosem – Nie wiem jak tego dokonałaś, ale twój żołnierzyk, pułkownik Conner, dokonał niemożliwego. Ma zezwolenie na wystrzelenie próbnej rakiety do morza, kwestia więc zatuszowania efektów jej działania, co przy obecnych wpływach nie powinno być trudne. Conner zobowiązał się czekać na twój telefon z rozkazem wystrzału, można więc powiedzieć, że zostałaś generałem. Moje gratulacje.

Toreador skłonił się głęboko, po czym wyszedł tak cicho, jak wszedł do pokoju.


Alexander


Gdy młody Brujah zjawił się jak zwykle w pokoju George’a, by odebrać kolejne, wyczerpujące nauki wampiryzmu, które jego ojciec nazywał wprost „laniem w pysk”, wraz z nim znalazł w środku Vengadora – mrukliwego Nosferatu, zapaśnika znanego z niepohamowanego charakteru.

- O, jesteś wreszcie. – przywitał syna George rzucając z niego z rozmachem jakąś sporą walizką, która – jak się okazało mimo szybkiej reakcji Donovana – sporo ważyła i już sama nią można było zarobić porządnie w pysk.


- Pójdziesz z Vengadorem do Elizjum – kontynuował przywódca gangu tonem nieznoszącym sprzeciwu – Trzeba cię przedstawić, a ja nie mam czasu na pierdoły. Stawisz się tam wiec także w moim imieniu. W tym pudle – wskazał walizkę, którą Alex trzymał teraz w ręku – Jest trochę broni dla niego. Dwa granaty odłamkowe, jeden dymny, pistolet 9mm, dwa glocki... siedemnastki oczywiście. Zrób mi więc tę przyjemność i nie wypierdol się w powietrze, zanim nie oddasz walizki Aligariemu. Możesz mu powiedzieć, że to prezent. Nasz klan będzie uzbrojony wedle własnych upodobań, niech więc rozda prezenty innym dzieciom z Etiopii, kapisz?

Ponieważ im bliżej ataku, tym bardziej George był nerwowy i skory do „nauk”, Alexowi pozostawało jedynie skinąć głową.

- No to pięknie, to wypierdalać! – pożegnał jego i Vengadora ojciec.


Shizuka


Młoda Toreadorka stała cierpliwie w holu, oczekując na swoją Matkę. Dziś był jej wielki dzień. Oto miała zostać oficjalnie przedstawiona księciu Aligariemu i włączona do społeczności Kainitów. Dziś więc miał się zacząć symbolicznie pierwszy dzień jej nowego życia. Ile ono potrwa? O tym zapewne zdecydują wydarzenia jutra – atak na siedzibę straszliwej wiedźmy.

Starając się nie poddać panice, a także zachować właściwą postawę, na co szczególną uwagę zwracała Ortega, Shizuka powabnym ruchem dłoni zaczęła wygładzać niewidoczne zagięcia na sukience.

- Cześć. – nagle usłyszała za sobą męski głos.

Przestraszona, że nikogo nie słyszała, odwróciła się gwałtownie... za nią stał młody, przystojny młodzieniec – gość w domu pani Mercedes – przedstawiający się jedynie imieniem: Brian. Brian z klanu Gangrel.

- Och, cześć. – odpowiedziała uprzejmie.

- Wystraszyłem cię? Nie chciałem.
– uśmiechnął się do niej szczerze Brian, a jego twarz stała się jeszcze bardziej pociągająca, nie został wszak już nawet ślad po straszliwych obrażeniach... nie licząc tych, zadanych duszy – Idziesz do Elizjum, prawda? Mam do ciebie wielką prośbę zatem. Możesz powiedzieć Aligariemu, że nie zjawię się dziś i przeprosić w moim imieniu? Jutro będę na jego rozkazy, jednak dziś... dziś jest dobry dzień na spacer, długi spacer... Bardzo cię więc proszę o tę przysługę. A, no i życzę powodzenia. Na pewno będziesz najlepsza z neonitów.

Wiedziony jakimś spontanicznym odruchem Brian uścisnął lekko rękę Shizuki, lecz zaraz potem cofnął ją, obawiając się, że Toreadorka może sobie nie życzyć fizycznego kontaktu – niektóre wampiry były przecież uczulone na tym punkcie.


Artur

- Och, Dexter, Dexter a do czego służy ten guzik? A ten? A ten do czego?
- Nie Dee Dee, to uruchamia wyrzutnie rakiet jądrowych, które mogą zniszczyć cały świa... aaa!
<klik>
- Hahaha!
- Dee Dee nieeeeeee!!!



Portman patrzył się beznamiętnie w ekran hotelowego telewizorka, jednak jego myśli błądziły dalej niż świat kreskówek sięgał.

Udało mu się wynająć pokój w budynku najbliżej położonym rezydencji hrabiny Munk, jednak i tak mógł zapomnieć o jakiejkolwiek obserwacji czarownic. Posiadłość była ogromna i ogrodzona murem oraz sporymi zaroślami, jedyne wiec co detektyw był w stanie dojrzeć przez lornetkę to brama i część stróżówki przy niej. Dobre jednak i to. Dzięki obserwacji wszak ustalił, że strażników jest czterech – po dwóch na jednej zmianie. Kiedy jeden siedzi w stróżówce, drugi przesiaduje w psiarni lub robi obchód ogrodu. Obchód zajmuje mniej więcej pół godziny, a strażnicy robią go na zmianę co godzinę czasu. Do tego dochodzą kamery oraz szkolone psy bojowe – 4 rasowe dobermany, które od godziny 23 do 10 rano biegały luzem po posesji.

Jeśli chodzi o inne informacje, to dzięki aktom policyjnym oraz dokumentom urzędu miasta, Portmanowi udało się ustalić, że dom wiedźm został wybudowany przed ośmioma laty. Wtedy też powoli zaczęły się do niego sprowadzać. Skąd? Z Francji – tylko tyle wiadomo. Ile było ich naprawdę w rezydencji trudno określić po ostatnich zajściach muzeum, prawdopodobnie od ośmiu do czternastu nawet. Niestety żadna nie opuszczała terenu rezydencji. Czyniła to natomiast rzadko służba – dwie starsze kobiety... prawdopodobnie wcielenia Lalkarza.

Artur podniósł się ciężko z łóżka. Liczył, że jednak zgromadzi więcej informacji. Niemniej coś udało mu się opracować – coś, co z pewnością ucieszy Roberta Aligariego.... plan posiadłości wiedźm!



<<Wszyscy>>


O godzinie 23.00 Rada Kainitów miasta Reykiawik zebrała się w sali obrad, w Elizjum oczekując – jak zwykle chcącego zrobić właściwe ‘enter – księcia. Ten jednak, mimo odpowiedniej godziny opuścił swój gabinet dopiero kwadrans po ustalonej godzinie zebrania. Niestety, nie mógł się doczekać ani Briana, ani Archonta, którzy nie raczyli stawić się o czasie.

Chcąc jednak utrzymać fason i nie dać po sobie poznać rozczarowania, Robert zasiadł na tronie i zamiast rozwodzić się na temat absencji Kainitów, dał znać kamerdynerowi, aby począł wprowadzać neonitów.

Już w holu bowiem młodzi, czyli Finney, Artur, Alex oraz Shizuka zostali poinformowani przez Singa, że wchodzić będą osobno na zawołanie księcia. Zadaniem każdego z nich będzie przedstawić się, wskazać rodzica oraz przynależność klanową, a następnie wyrazić chęć podtrzymywaniu zasad Maskarady i wymienić swoje zalety, dzięki którym mogą się przysłużyć pozostałym wampirom.
Sztuczne... ale czego innego spodziewać się po pamiętającym czasy średniowiecza władcy?



*fragment utworu „Wydrążeni ludzie” Eliota
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 29-10-2008 o 21:19.
Mira jest offline