Na „twarzy” małej świetlistej kulki, pomiędzy kawałkami owsianki i porcelany malowało się niebywałe zmieszanie. Z jednej strony ubrana w czerń kobieta, żegnała się z swoim przyjacielem, tak jakby właśnie widziała go ostatni raz. Z drugiej natomiast nietęga mina zdobiła twarz odzianego w moro „maczo”. Sam
Acheont nie bardzo rozumiał, czemu na dnie ich oczu tli się niepewność i lęk. „
Ręce, nogi… Ba! Skarpety opadają! Cholerni pesymiści! ” – pomyślał
Świetlisty.
„Co złego może się wydarzyć? Przecież jesteśmy wybrańcami losu. Superbohaterami! Cała droga nasza! Nikt nam nie podskoczy! Widzę, że będę musiał przywrócić im wiarę w siebie!
Nie minęła, chwila a już nie tak beztroski
Acheont z pewnym powątpiewaniem wpatrywał się w lśniącą krwistą czerwienią framugę portalu.
- I niech mi ktoś powie, że on nie jest złośliwy! - donośnie stwierdził
Świetlisty.
Kapelusznik osiągnąwszy mistrzostwo w ignorowaniu małej lewitującej kulki światła, ciągnął dalej swoją odprawę, nie bacząc na to, że zniecierpliwiony
Acheont zaczynał być coraz bardziej upierdliwy.
- Ej „Padre” kończmy ten koncert pobożnych życzeń, czas nam ruszać! Wesoły jak skowronek w majowy poranek,
Świetlisty ruszył w stronę portalu dziarsko pogwizdując:
- Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda… * * *
W małym zaułku rozległo się nie lada kaszlnięcie, gdy do wiecznie, szeroko rozdziawionej buźki
Świetlistego wdarł się haust cuchnącego powietrza.
- Niech no dorwę tego ścierwojada, który wietrzy swoje skarpetki na tak małej powierzchni. Miałem nadziej nacieszyć się tu górskim powietrzem! Nie tracąc wigoru,
Acheont rozejrzał się dokoła, przewracając przy tym parę skrzyń i kubłów na śmieci.
– Nie no nie jest tragicznie, zatrudnimy zdolnego urbanistę, wypożyczymy G.E.C.K. od starego kumpla z vault 13 i zrobimy z tej dziury milusi dzielnice. Czekajcie musze znaleźć miejsce na mój przyszły pomnik.
Wzleciawszy ponad wszędobylskie obdrapane mury,
Acheont dostrzegłszy „sielankowy” krajobraz pełen puszystych jak owieczka chmur sadzy, siarczków i telnków metali ciężkich. Wytężywszy wzrok mała świetlista kulka dostrzegła zarysy posępnych wielkich wierz i smętnych strzelistych budowli. Wróciwszy do przyjaciół starał się nie tracić optymizmu:
- Hmn zawsze mogło być gorzej… Wiecie, że życie w takim mieście jest bardzo zdrowe? Nie wiele bakterii potrafi tu przetrwać. Acheont mimo, że nie był w stanie dostrzec min malujących się na twarzy towarzyszy, jakimś cudem domyślił się, że jego żarty nie zyskał aprobaty towarzyszy. Jednak nie byłby sobą, gdyby od razu się poddał. Zaintrygowany podleciał do
Tima, gdy zauważył, że rangers rozdał dziewczynom staranie złożone chusty. Więc i on zdobył się na gest i… w ciszy czekał aż coś dostanie. Nic nie otrzymawszy, spokojnie odleciał na bok cicho pod nosem szepcząc sam do siebie wszystkie skargi i zażalenia. W chwili, gdy grupa postanowiła ruszyć w drogę,
Acheont stanął im na drodze obwieszczając wszem i wobec donośnym głosem:
- Za nim ruszymy mam wam coś ważnego do powiedzenia
Jako, że
Świetlisty zwykł często nadużywać tego zwrotu nikt nawet na niego nie spojrzał. Podirytowana kulka spróbował ponownie, lecz tym razem w jej głosie było słychać desperację.
– Dobra sami tego chcecie! Jak mnie nie wysłuchacie zjem nasz cały prowiant!
Grupa wolała nie ryzykować, więc przystanęła na chwilę w milczeniu.
- Ludzie wykrzesujcie z siebie trochę więcej optymizmu. Czemu na waszych buziach nie widać śladu uśmiechu? Nie wmawiajcie mi tylko, że to przez te chusty! W końcu los dał nam szansę zapisać się w kartach historii. Jesteśmy wybawicielami! Mistycznymi herosami wybranymi pośród tysiąc pięćset sto dziewięćset biliardów dusz! Ta misja nie może się nie udać. Słyszeliście, żeby w całych dziejach, jakaś misja ratowania wszechświata nie wyszła? Czuje, że nie wierzycie w siebie, więc jestem zobowiązany wam coś wyjaśnić. Krótko mówiąc, należymy do tych nielicznych osób, które są groźniejsze niż worek grzechotników miesiącami pozbawionych czekolady! Nie musze przypominać, że nikt nie lubi braku czekolady, a zwłaszcza grzechotniki? Czemu jesteśmy tak niebezpieczni? Ponieważ chcemy zrozumieć logikę praw rządzących wszechświatem. To trudne zadanie, ponieważ coś takiego nie istnieje. Kiedy Stwórca składał ten świat, miał mnóstwo znakomitych pomysłów, jednak uczynienie go zrozumiałym jakoś nie przyszło mu do głowy. Nawet przedmioty, które podjęliśmy się odszukać potwierdzają moje słowa. Ale mniejsza i oto nie wierzę, że są w ogóle jakieś rzeczy, których nie jestesmyw stanie osiągnąć w tym składzie. Zrozumiano?!
Nagłe ochłodzenie atmosfery powiedziało
Świetlistemu, że słuchacze znów za nim nie nadążają.
– Motyla noga! Nawet nie wiecie, jak bardzo trudno jest mówić o surrealizmie wieloświata, używając języka, który powstał, żeby jedna małpka mogła przekazać innym małpkom, gdzie wiszą dojrzałe owoce.
Wtem uszy wszystkich dobiegł odgłos przeładowywanej broni.
Acheont niepewny spojrzeniem zmierzył odbezpieczony karabin, którego dobył
Thimoty.
- Widzę żołnierzyku, że nie pojmujesz.
Payton przesłał
Świetlistemu porozumiewawcze spojrzenie. Wtem
Świetlisty odezwał się głosem łudząco podobnym do tego, którym zwykł posługiwać się ranger
Nie. Miałem tylko nadzieję, że jeśli nic nie będę mówił, przestaniesz próbować mi to wytłumaczyć.- Zapadła niezręczna cisza, której
Świetlisty nie znosił.
- Tak wiem, nic nie mów! Domyślam się, co chciałbyś nam teraz powiedzieć i wiem jakby ujął to w słowa każdy duży facet ze smutnym korniszonkiem i długą pukawką.[/i] – głos
Acheonta przybrał ton bardzo męskiego niskiego basu:
- Poglądy są jak dupa. Każdy jakąś ma, ale żeby od razu pokazywać!
Acheont spojrzał po zebranych i mimo, że chusty ukryły reakcje na słowa małej lewitującej kuli, ich oczy znowu się śmiały.
Wtem intensywny tupot stóp zwrócił oblicza drużyny w stronę jednej z alejek. Trzej mężczyźni nie szczędząc sił w nogach, błyskawicznie ich minęli
- Uciekajcie, puszka się zbliża! – krzyknął jeden z nich.
- Ojoj kłopociki – przestraszona
Karolinka wyciągnęła przed siebie parasolkę.
- Uciekamy – krzyknął
Tim i wskazał na biegnących przed nimi ludzi.
- No nie! Superbohaterowie nie uciekają - krzyknął oburzony
Acheont
Ja zostaje! Zajmę się tą puszką czymkolwiek by nie była, a wy osłaniajcie cywili!
No dobra, gdzie ona jest! Nie będę czekał na nią cały dzień. Pewnie tuż za zakrętem. Ma szczęście, że mi się nie opłaca wiązać glanów! Ale i tak pranie ją nie ominie! Niech no tylko tu przyjdzie, a tak ją skopie, że zamknie się w sobie i byle otwieracz nie pomorze!
Wtem
Świetlisty bez pardonu ruszyły w stronę źródła przeraźliwych krzyków.
Ha! Słyszę dźwięk wystrzałów. To dobrze dawno nie strzelałem z swojej tajnej broni… Nie no dobra dam mu szansę. Najpierw będę zadawał pytania, a potem zacznę strzelać.
Z chwilą, gdy
Acheont wyjrzał za róg zrozumiał, że nie ma rzeczy, o którą chciałby ją zapytać. Przywitawszy „puszkę” swoim słynnym sopranowym krzykiem paniki rozpłynął się powietrzu.. Jego echo nie zdążyło ścichnąć pośród wielkich betonowych ścian, a
Świetlisty już prowadził w peletonie uciekających. Wtem zza jego pleców dobył się głos, któregoś z towarzyszy.
- Widzę, że szybko złożyłeś broń superbohaterze!
- Widzisz to kwestia usposobienia. Na ten przykład ja mam charakter zaczepno-obronny. Zaczepiam, a potem trzeba mnie bronić.