Administrator | I po słowach Pana Leszczyńskiego byłoby się wszystko skończyło trupami dwoma jeno, gdyby nie młodzik, któren z Panem Ligęzą przybył, a któren Pana Pogorzelskiego trupem położył.
Oj, awantura zaczęła się przednia.
Obwiesie, sądząc widno, że głowy swoje położą, darmo tego czynić nie zamiarowali, jako też i krócice, i szable podnieśli, które poopuszczali wcześniej.
Strzelali przeto każden do każdego nawzajem, a dym gęsty izbę zasnuł, w której krzyki ranionych też się słyszeć dało. I Pan Jaksa garłacz uniósł i spust nacisnął. I zaklął szpetnie, za co natychmiast Najświętszą Panienkę przeprosił, ale cóż rzec miał, skoro jeno proch na panewce się zatlił, a skutku inszego nie było. Widno Żyd garłacza narychtować nie zdążył...
Co dalej się w izbie działo, tego i Pan Jaksa nie oglądał. Ból straszliwy w nodze poczuwszy pochylił się, by karczmarza zobaczyć, któren widno słabo w łeb palnięty do rozumu powrócił i w łydkę Pana Jaksy wgryzł się z siłą okrutną. Nie starcie w karczmie było zatem w głowie Pana Jaksy, w którym to starciu do karczmarza przywiązan brać udziału nie mógł. Garłacz za lufę chwyciwszy, w łeb Żyda walnął, mocniej, niż wprzódy. A Żyd, chociaż już i przytomności zbawion, i tak szczęk rozewrzeć nie chciał. Musiał więc Pan Jaksa na siłę nogę wydrzeć, z której krew pociekła.
Podniósł się wreszcie Pan Jaksa zza szynkwasu, by na sytuację w izbie okiem rzucić. I ujrzał trupy na podłodze, oraz ostatniego z kamratów Pana Pogorzelskiego, któren to zbir przez okno skoczył i ku koniom uciekał.
- Ubijcie go, jeśli ku naszym koniom bieży - zawołał.
Nie bardzo mu się widziało, co by opryszek na jego wierzchowcu odjechał, swoją szkapę w zamian pozostawiając.
- Ku swoim - głos jakiś słyszeć się dało. - Niech biegnie, przecie na zamek dotrzeć powinien.
Skinął głową Pan Jaksa, jako że głos rozsądny to był. Ale nie do końca.
- Strzel który przez okno - powiedział - co by nie dumał, iż tanio skórę kupił.
A potem ku młodzikowi spojrzał, któren do Pana Pogorzelskiego strzelił, a któren to młodzik głosem Pani Dębskiej przemówił.
Niech jeno baba się wmiesza, to i kłopoty same się jako wszy lęgną - pomyślał Pan Jaksa, na trupy popatrzywszy, na podłodze leżące. I na Panią Dębską na powrót.
Nie dziwota to była, iż małżonka mścić chciała. Mściwość, choć mało chrześcijańskim uczuciem była, ale nader ludzkim.
- Miło ujrzeć ponownie, pani - skłonił się uprzejmie. - Honor to dla nas i przyjemność.
A potem ku pozostałym Panom Braciom się obróciwszy spytał:
- Co z Żydem-zdrajcą zrobimy, któren jako widać wspólnikiem Pana Pogorzelskiego był i w procederze niecnym mu pomagał? Obwiesić Judasza by trza, ale... Może Panu Staroście zawieziem i małodobry z nim dyskurs poprowadzi? A karczmę z dymem puścim? Karczmarza zza szynkwasu wyciągnąwszy na izby środek go rzucił, a sam na ławie usiadłszy i łydkę pogryzioną oglądnąwszy starką, co to ją kompani Pana Pogorzelskiego pili, obficie polał.
- Żyd wściekłym nie jest, to i przyżegać nie trza - półżartem rzekł, skrzywiwszy się lekko, jako że wódka mocną była i ranę gryzła od Żyda niezgorzej.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-10-2008 o 07:29.
|