Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2008, 11:33   #14
Blyth
 
Reputacja: 1 Blyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znanyBlyth nie jest za bardzo znany
Venimus, vidimus Amor vincit

Poranna rosa przykrywała wszystko. Miękka i ciepła derka umoszczona na świeżej wysokiej trawie dawała pozory wygody, ciepło okrycia nie pozwalało ujść nagromadzonym przez noc emocjom. Poczułem nagłe wzbieranie lubości w lędźwiach, co i ona wyczuć musiała bo zamruczała cicho, delikatnie i tkliwie, czując dowód tego, że świtanie bliskim kuzynem nocy, a co noc dała to i świt umiał ofiarować.
Zasnęła ponownie. Niewinnie i ufnie. Wycierpiała się tyle, rozumiałem że jej żelazna wola na kruchym fundamencie niewieście bezradności stoi. Zrozumiałem że dla niej mógłbym kraść , mordować, Nobile Verbum nawet złamać. Mógłbym tez tworzyć poezję, śpiewać pieśni, dobroczynnością się zająć, zwolnić chłopów z podatku, wybudować katedrę w środku lasu, przemierzyć świat boso, gwiazdę z niebiesiech wyrwać i ku jej zadowoleniu ofiarować.
Pieszczotliwym ruchem starłem z jej gładkiego liczka małą kropelkę. Łza li to była, czy rosa poranna diamentową drobinką postanowiłą ozdobić najpiekniejszą białogłowę jakom w życiu zoczył?
Och nie, ona znowu przemyśliwa żem do pieszczot skorym. Nagie ciało przylegające w całkowitym zespoleniu, dłoń obejmująca wiotką kibić, usta wtulone w kark, uda przy udach, jej lekkie wiercenie się, ocieranie pośladków o mą męskość. Zatracenie w sobie, wzajemność, zjawiskowe bo szalone z premedytacją, karesy dające więcej niźli tylko czcze zadowolenie. Staliśmy się na powrót jednością, jak za pacholęcych lat. Czułem to w niej, wiedziałem że już się nie waha, że podjęłą decyzję, że nie ma sensu stronić od przyjaźni, która jest tak wielka. Uśmiechnąłęm się szeroko.
- Pane, zubów ne pokazuj kak wilk, ino odene pokladajte, Matuszka Słoneczko wysoho już stoit. - Szept dyskretnego przyjaciela, któy dopiero co wrócił z bardzo dalekiego patrolu sprowadził me myśli ku przyziemnym sprawom.
- Idu na królika, spyżę przyhotowliu.
Marianna otworzyła oczy dopiero po jego odejściu. Obróciła się do mnie przodem, znalazła me usta i lekkim pocałunkiem potwierdziłą, że nie żałuje tym razem niczego.
Wstała, zgrabna niczym łania, wprawiając mnie w tępy zachwyt, myszkowała przez chwile nago po obozie, prezentując bez cienia wstydu posągowe walory,pobiegła do strumienia, po czym szybko i niebywałą gracją w ruchach przywdziała porozrzucane odzienie. Zdumiałem się widząc długi wąski sztylet chowany do pochwy buta, ostrą szpilę jaką ukryła we włosach, mały, liściopodobny nóż do rzucania w paśnicy skrywany, usłyszałęm cichy brzęk metalowych blaszek, kiedy wciągała na dłoń łagodne i miękkie z pozoru koźlęce rękawiczki.
Ubawiła ją widać moja mina, kiedy stojąc przed nią naguśki z ustami rozwartymi, paradny widok musiałem dawać.
- Marcinie, wilgoć w powietrzu duża, wietrzyk ostry smaga, nie udawaj świętego Dida, dając się chłostać mrozem. - Szelmowski uśmiech przypomniał mi dawną Mariannę, bardziej zadziorną i buńczuczną niż każdy z otroków mieszkających kiedyś w sąsiedztwie.
Bez słowa pochwyciłem odzienie, wciągając gorączkowo szarawary,pończochy, koszulę i żupan. Mocowałem sie przez dłuższą chwilę z zapięciem broszy płaszcza, dopiąłem szybko wierną szablę, którą w ramach gimnastyki wykonałem kilka młynków w powietrzu.
- Jam gotów.
- Królik toże gotów, pieczem go szybko i jadymy. - Myhajło był naprawdę niezłym łucznikiem. Kucharzem zresztą też, bo pieczyste pochwaliła nawet Marianna , słynąca jak wiadomo z wyrobionego smaku.
- Marianno, do Halicza wjedziem w pół dnia. Co planujesz?
- Wyrwać kłaki tej niecnocie, podrapać a potem na gołą rzyć batogów nasmagać, zanim nie powie wszystkiego co wie o Miko... Niecieckim właśnie! Znajdziemy Halszkę i wydusimy z niej wszystko!
- Myślę, że jej tam nie znajdziemy, ale skoro już tu zawędrowaliśmy, sprawdzimy oczywiście. Przy okazji odwiedzimy też imć pana Laizansa. Na pewno siła nam pomoże, jeśli roztropnie go podejdziemy. Skoro pobożny on, tedy spokojem raczej trza go podejść, konceptu użyć. Wywiemy się co nieco o nim, a wtedy nasz ci on.
Rządza smagania Halszki po nagiej pupie silnie widać jednak zapadła Mariannie w sercu, bo boczyła się nieco na to, żem jej od razu nie powiedział o tym, ze jest ona w okolicach naszych rodzinnych wziętą kurtyzaną. Kiedy usłyszała, że Zbysław, mój rządca ostatnio ją posiadł rozweseliła się niepomiernie i humor jej wrócił.
- Dobrze tak, suczej córze. Niechaj nią byle szarak poużywa, zasługuje na wszystko co złe, oby ją ordyńcy zdybali !
Czując upodlenie wyimaginowanej rywalki, odzyskała rezon i wesołość. Raźno ruszyliśmy w drogę ku wielkiemu miastu, najważniejszemu pośród Grodów Czerwieńskich.
Przekomarzajac się, podśpiewując , gawędząc i przeżucając się krotochwilami, wydawać się mogliśmy komuś zakochaną parą w miesiącu miodnym, a nie poszukiwaczami zesmty. Zemsta jak widać brana na zimno, smakuje niczym najprzedniejszy trunek i skrzydeł dodaje.

Miasto było duże, wylewało się leniwie tętniącym życiem podgrodziem, witało z daleko solidnymi murami, 3 fortecznymi bramami, znad których widać z daleka już było wieże fary Św. Wojciecha, kościółka benedyktynów, Cerkwi Mikołajewskiej i pękatą kopułę zboru w dzielnicy żydowskiej.
Nie zatrzymywani, choć obrzuceni czujnym spojrzeniem gwardzisty przy bramie Lwowskiej, wjechaliśmy godnie do miasta, żegnając gwarne, pełne handlu i rzemiosła przedmieście.
Znając dobrze Halicz, nie skierowaliśmy się w stronę Rynku, a nieco na lewo od niego. Karczma "Pod Oberżniętym Dukatem" mimo niezbyt zachęcającej nazwy miała dobrą renomę. Odkąd pani Anula Hrymajłłówna, kobieta nader obrotna lokal wykupiła, to z podłego szynku i mordowni zmienić go potrafiła w kilka zaledwie wiosen w lokal, w jakim zatrzymać się z damą nie wstyd. Jak zawsze podkreślała Jego Wielebność Biskup Lwowski wybierał zawsze jej lokal kiedy bywał tu w mieście. Prawdę gadała, bo miała stąd dyskretne przejście do słynnego na Rusi lupanaru pana Heinze, a biskup Stanisław zwykł poznawać działanie grzechu od podszewki, pewnikiem coby lepiej z nim potem wojować.
Pod dukatem przyjęto nas chwacko, pachołkowie zginali łby do samej ziemi, nazywali Mariannę księżniczką, mnie Szlachetnym rycerzem, a Myhajłę prawdopodobnym synem nieślubnym samego Sułtana, co on kwitował zdumionym uśmiechem, bo nic z osmanami przecież wspólnego jako kozaczyn nie miał... Monety szczodrze płynęły w sakiewki obrotnych młodzieńców.
Pani Anula osobiście nas przyjęła, z uśmiechem szerszym niźli fizjologia dopuszczać moze powitała, pokoje przydzieliła 2 obok siebie, po czym ugościła polewką, kaszą i pieczoną gęsią, obficie podlewając ją winem.
Usługująca nam dziewka, całkiem ładne stworzonko, widać było, zę mocno na Myhajłe spozirała. Dyskretnie podsunąłem mu sakiewkę, i wyszeptałęm "Laizans, pamietaj". Mój przyjaciel zakręcił swe długaśne wąsisko i dziarsko pobiegł na schodami na krużganek wiodący do naszych pokoi, ciągnąć za sobą lekko zdumioną szybkością, lecz nie opierającą się dziwczynę.
Marianna udała że nie widzi niczego, lecz kpiące wydęcie warg, rozciąganych co chcwile małym uśmieszkiem mówiło, ze wie i widzi wszystko.
- Powiadasz więc Marcinie, ze bywałeś w owej oberży i przódy?
Udało mi się nie zarumienić. Naprawdę, żadna przygoda mnie tu nigdy nie spotkała.
- Marianno, co było drzewiej, niech przyschnie w pamięci naszej, jeno tu i teraz ważnym jest dla nas.
- Coś mi się widzi, żeś kawalerze formę "nas" zaczął preferować.- droczyła się ze mną
- Nas, bowiem sługą Twym najuniżeńszym pragnę pozostawać, oczy cieszyć porankami, a nocami ciemnymi nad szcześciem Twem pracować.
Spojrzała mi głęboko w oczy. Wiedziałęm że nie ma w tym wejrzeniu miejsca na żarty. Głębia szmaragdó opanowałą mnie całkowicie...
- Twój chcę być Marianno... Kiedy pomstę za Mikołaja wykonamy, kiedy żałośc minie, zwróć oczęta ku mnie i pozwól nadzieją mieć.
- Nadzieję mieć?...
Kielich strącony jej łokciem spadł ze stołu.
Celowosć tak oczywista, zę aż nieskrywana. Lekkie napięcie prysło, kiedy ze skrzypieniem otwarły się odrzwia komnaty z której wyskoczył zadowolony kozak.
 
Blyth jest offline