Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2008, 20:13   #13
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
- Stój psiajucho !!! - rozdarł się Bończa i zawahał czy ma przystanąć i pomóc Tatarce
-
Aścka w gorącej wodzie kąpana... - miał zacząć gderać, ale gdy spojrzał na minę Nuszyk szybko zamknął usta i chrząknął tylko.
- Stój psiajucho !!! Frater konie !!!

Nie wiadomo, czy imć Grzegorz posłuchał go, czy konie po prostu wyrywać się zaczęły, grunt, że pokazał się mnich uwieszony u uzd trójki wierzchowców. Oczywiście prym wiódł Belzebub, który stuliwszy uszy i szczerząc zęby, ciągnął naprzód jakby go sam Zły poganiał.

Dopadł koni pan Jacek i w biegu na siodło wskoczył, stęknąwszy jeno cicho, bo sztuczki takie bardziej młodzikom przystawały, lub po prawdzie gdy nieprzyjaciel chorągiew na leżu nocnym zaskoczy i larum grają.

Ścisnął kolanami boki ogiera i ten zerwał się naprzód. Za sobą słyszał jak reszta się z rumakami miota. Nie oglądał się po prawdzie na nich jeno wzrok w Kozaka plecy wbił i szablę z pochwy dobył.

Tedy mknęli w takim korowodzie : najpierw kasztanka śmigła, potem Zaporożec na piechotę pomykał, za nim pan Bończa i jego Kompania.
Nie miał jednak Ukrainiec szans umknąć przed konnym, choć jak raz się oglądnął i jeźdźca na niego mknącego zobaczył, to strach mu w oczach mignął i w krze chciał umknąć.

Lecz choć zamiar dobry miał i mógł miedzy paprociami i w wykrotach gdzieś przepaść, nie zdążył. Dopadł go pan Jacek i płazem szabli przez łeb osełedcem ozdobiony zdzielił. Poturlał się Kozaczysko jak zając, co w między słuchy śrutem oberwie i między trawami i liśćmi legł.

- Stóóóój psiekrwio ! -chwilę z Bezlzebubem się mocował, po czym jakby mu lat ubyło nogę przez łeb koński przerzucił i na ziemi obok nieprzytomnego zeskoczył. Nóż z cholewy wydobył i przy leżącym kucnął.
- Żyw będzie ! Mamy języka ! - po czym szybko rzemieniem jakimś z juków dobytym spętał jeńca.

Kasztankę szybko złapali, nieprzytomnego jeszcze Zaporożca na nią wsadzili, nogi mu pod bokiem kobyłki spętawszy by z niej na łeb rozbity nie spadł i z lasku wyjechali.

- A tych tu diabli nadali - mruknął pod wąsem pan Jacek widząc trójkę szlachty ku nim się zbliżająca i dłoń na rękojeści szabli oparł, zły że w zamieszaniu krócicy nie nabił i tylko jedną do walki zdatną przy siodle ma.
Jakież było jednak jego zdumienie, gdy prowadzący szlachcic w głos zawołał.

- Kogóż to me oczy widzą! Czyż to nie imć pan Jacek. Oj Asan, tego diyobła moskiewskiego dawno żeś się powinien pozbyć!

Przyjrzał się dokładnie i uśmiech na twarzy jego zagościł.

- Przebóg toż to pan Głodowski !!! Rad witam waszmości !!! Góra z góra...

Po czym odwracając się do pozostałej dwójki wyjaśnił :
- Toż to znajomy mój, żołnierz dobry i kompan znakomity. Jeszcze przed Ochmatowską potrzebą żeśmy się poznajomili, choć po prawdzie mogła ta znajomość bokiem nam wyjść wtedy...

- Witam witam waszmościów !

– Pozwól Waćpana, że się przedstawię Jam jest Jerzy Andrzej Głodowski herbu Przeginia. Defensor Rzeczypospolitej, Pan Brat i Sarmata z Ziemi Krakowskiej. A oto mili mi Panowie Bracia z tej ziemi pochodzący imć Brodzicki i Jasicki – powiedział wskazując na towarzyszy. A cóż to za wschodnie delicyje mój druh ze sobą wozi?

Bończa rękę w pozdrowieniu podniósł i chrząknął jeno pozostawiając swym towarzyszom dyplomatycznie przedstawienie się.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 30-10-2008 o 20:18.
Arango jest offline