Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2008, 22:47   #49
Thanthien Deadwhite
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Gloria in excelsis Deo
et in terra pax hominibus bonae voluntatis
Laudamus te, benedicimus te
Adoramus te, glorificamus te
Gratiam agimus tibi
propter magnam gloriam tuam
Domine Deus, Rex coelestis
Deus Pater omnipotens
Domine Fili unigenite, Iesu Christe
Domine Deus, Agnus Dei, Filius Patris
Qui tollis peccata mundi
miserere nobis
Qui tollis peccata mundi
suscipe deprecationem nostram
Qui sedes ad dexteram Patris
miserere nobis
Quoniam tu solus Sanctus
Tu solus Dominus
Tu solus Altissimus, Iesu Christe
Cum Sancto Spiritu
in gloria Dei Patris. Amen.


Świece paliły się spokojnie, a młody chłopak modlił się w skupieniu w małym pokoiku. W pomieszczeniu owym, oprócz dwóch świec płonących przy sporym, żelaznym krucyfiksie praktycznie nie było nic. Jedynie krzesło stojące przy drzwiach, mały stolik z obrusem, na którym stał krzyż i świece oraz obraz wiszący na ścianie przedstawiający Jezusa. Chłopak klęczał przed krzyżem, który dawno temu ukradł z jakiejś sklepowej witryny. Nigdy nie czuł jednak z tego powodu wyrzutów sumienia. Uważał, bowiem, że on odda temu symbolowi większy hołd niż ludzie oglądający witrynę sklepową.

In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti - zakończył modlitwę Adnan robiąc znak krzyża. Chłopak wychowywał się w sierocińcu prowadzonym przez siostry zakonne stąd znał kilka modlitw katolickich w łacinie. Resztę modlitw znał głównie w arabskim i angielskim. Spojrzał jeszcze na portret Jezusa i szepnął cicho
- Panie daj mi siłę.

Był bardzo zdenerwowany. Miał w końcu wykonać ważną misję, którą zlecił mu jego mentor. Mimo to chłopak czuł strach. Nie wydawało mu się, żeby był na siłach sprostać Erice, wręcz był tego pewien. Dlatego modlił się o to, by Bóg nad nim czuwał.

***

Piekło szalało spowodowane przez jakąś kobietę w czerwieni. Ewidentnie używała na daru by powodować niszczenie i siać śmierć. Być może była to Erica, tego Adnan nie wiedział, ale był pewien, że ona nie jest kimś, z kim chłopak mógłby się zaprzyjaźnić. Kobieta była zła do szpiku kości. Adnan Mazuf przybył do domu Hamaru najszybciej jak był w stanie, a i tak nie powstrzymał zabójstwa. Miotająca kulami ognia kobieta zabiła już staruszka i teraz uderzyła ogniem w skośnooką dziewczyną, którą Adnan, jak przypuszczał miał ocalić. Było jednak za późno. Nie zdąży jej uratować. To koniec. Nagle jednak z pobliskich krzaków wypadł nagi mężczyzna i uratował dziewczynę przez strumieniem płomieni.

Dla Adnana to było za dużo, już szykował się do ucieczki, ale przypomniał sobie swego mentora Marco. Egipcjanin wyjął strzykawkę i pod nagłym impulsem wbił ją sobie prosto w serce. I nagle wszystko się zmieniło. Poczuł ulgę, spokój i silną determinację. Wiedział teraz, co musi zrobić. Ruszył pędem w stronę Azjatki i jej wybawiciela. Nie ważne czy to była Seiko i kim był ów nagi chłopak. Ważne, że byli oni w niebezpieczeństwie i trzeba było im pomóc. Już po chwili był przy nich. Ściągnął delikatnie kilka lat starszego chłopaka, który był dość mocno poparzony z Azjatki, po czym szybko pomógł podnieść się i jej. Robił to bardzo szybko, a jednak z dziwnym spokojem.

- Byłoby lepiej, gdybyście poszli razem ze mną.- powiedział nienaganną angielszczyzną. W normalnych warunkach nigdy nie powiedziałby tego zdania w taki sposób, bez naleciałości jego ojczystego akcentu czy bez błędu, jednak to nie były "normalne" warunki. Po chwili już prowadził dziewczynę i chłopaka do najbliższych drzwi. Gdy tylko je przekroczyli szybko je zamknął. Wyciągnął z kieszeni swoich szerokich, białych spodni mały metalowy kluczyk. Włożył go do zamka i przekręcił. Poczuł się tak jak zwykle, gdy korzysta z Łaski, jednak tym razem się nie modlił przed skorzystaniem jej. Po prostu wiedział, że musi się udać. Czuł to. Odwrócił się i powiedział:

- Wejdźcie do środka, nie ma się czego obawiać. Pierwszy raz zawsze jest dziwny. - i puścił ich przodem by zamknąć za sobą drzwi. Gdy tylko je zatrzasnął one zniknęły, tak jakby ich tam nigdy nie było. I wtedy właśnie chłopak zrozumiał, że jest coś nie tak. Oślepiło go mocne słońce, uderzyło w niego gorąco, jakiego się nie spodziewał. To nie było to miejsce! To nie była jego kryjówka we Francji! To nawet nie była cywilizacja! Coś poszło nie tak, mimo specyfiku który zażył, mimo tej ogromnej pewności siebie, Adnan nie przeniósł się tam gdzie by chciał. A gdzie przeniósł? Na Boga tego nie wiedział. Jednego był pewien...To nie była Europa. Takie miejsca widział dotychczas tylko w telewizji bądź kolorowych gazetach. Zielona dżungla, z mnóstwem drzew, paproci i chmarami owadów oraz wielką ilością kolorowych i skrzeczących ptaków. Chłopakowi zakręciło się w głowie, to było dla niego za wiele. Oparł się o drzewo i próbował zaczerpnąć tchu.

Po krótkiej chwili usłyszał zdanie wypowiedziane przez nieznajomego mężczyznę. Adnan nie zrozumiał jednak, o co chodzi. Zmrużył, więc tylko oczy i spojrzał na chłopaka a po chwili na kobietę. Dopiero teraz uderzyło go, jaka ona jest piękna. Zgrabna figura, długie włosy i piękne oczy. O czym to może pomyśleć chłopak w środku egzotycznego lasu.

-Dlaczego... dlaczego tu jesteśmy i które z was sprawiło, że znalazłem się na drugim końcu świata, zamiast obudzić się w swoim akademiku? - odezwał się znowu nagi chłopak tym razem po angielsku. Adnan przez chwilę nie wiedział co powiedzieć. Zaczerpnął powietrza, by dać sobie chwile czasu i wtedy Seiko (tak przynajmniej przypuszczał Mazuf) poprosiła go o pomoc. Pozrywał wiec parę liści i pomógł jej ułożyć na nich mężczyznę. Domniemana Seiko wyciągnęła ręce nad chłopakiem i nagle powietrze zaczęło gęstnieć. Zimne powietrze zaczęło chłodzić plecy nieznajomego. Zaczęło to pomagać, lecz dla rannego było to chyba za dużo, bo po chwili zemdlał.

- Powinno być z nim wszystko dobrze. - powiedział Adnan na głos w języku jaki chyba wszyscy znali. Spojrzał na dziewczynę i spytał
- Czy Ty jesteś Seiko, wnuczka, Hayato Hamaru? - nie zdążył się ugryźć w język. Spuścił głowę i powiedział cicho:
- Jeśli to był Twój dziadek to bardzo mi przykro - miał na myśli starca, którego zabiła kobieta w czerwieni. - Będę się za niego modlił - wykrztusił, po czym odwrócił się i odszedł na kilka kroków. Musiał powstrzymać łzy. Nigdy wcześniej nie był świadkiem morderstwa. A te morderstwo było strasznie okrutne i bestialskie. Widział, co prawda zdjęcia zamordowanych przez Ericę, ale to nie było to samo, co widzieć to na żywo. Czuć zapach śmierci, zobaczyć stygnącą twarz. Nigdy nie czuł też takiego strachu. Aż się nim dławił. Gdy mu się to po chwili udało odezwał się. Starał się mówić głosem spokojnym, jednak nie do końca mu to wychodziło.

- Jak on się obudzi - wskazał na nieprzytomnego - powiem, co wiem. Obiecuje.

Adnan wyciągnął spod koszulki cudowny medalik zawieszony na srebrnym łańcuszku, ucałował go i schował go z powrotem. Pani chroń nas. - pomodlił się krótko, po czym zaczął wspinać się na jedno z pobliskich drzew. Nie wiedział gdzie jest, a bardzo chciał się tego dowiedzieć. Zaczął, więc zgrabnie wspinać się po starym i bardzo wysokim drzewie. Kiedyś, jeszcze gdy mieszkał w sierocińcu, potrafił wspiąć się na praktycznie każde drzewo w zasięgu wzroku. Nie robiło mu tez problemów wchodzenie na pierwsze czy drugie piętro budynków Portu Said. Dlatego teraz nie bał się wysokości. Miał nadzieję, że przez tą wspinaczkę drzewną dowie się gdzie jest.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline