Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2008, 09:08   #297
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nożownik wyszedł z pokoju i Mercedes znów została sama ze swoimi myślami. Więc czy powinna być z siebie dumna? Możliwe. Dlaczego w takim razie nie jest? Dlaczego ogarniało ją znów to nieposkromione uczucie pustki i niespełnienia?
Dziś zebranie w Elizjum. Czas by pochwalić się osiągnięciami. Dlaczego więc tak bardzo nie miała ochoty tam się pojawić? Ponieważ będzie tam Lasalle? Jak zwykle uprzejmy o nienagannych manierach. Będzie ją ignorował, ewentualnie wymienią kilka zdawkowych uwag, nic nie znaczący uścisk dłoni. Jakie to żałosne. Odstawią to żenujące przedstawienie na swój własny użytek. Będą wciskać sobie słodkie kłamstwa, jak to niby nic się nie stało. Grunt to przywdziać swoją maskę i nie dać nic po sobie poznać. I niby po co to wszystko? Po co ta gra pozorów?
Ortega nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to dręczące ją pytanie.

Siedziała przed lustrem i czesała swoje długie kasztanowe włosy. Spojrzała z dezaprobatą na swoje odbicie. Była w nie najlepszej formie. Bledsza niż zazwyczaj, zapadnięte policzki i błyszczące niby w gorączce oczy. Nie znaczyło to bynajmniej, że jest mniej piękna niż zazwyczaj. A może nawet bardziej. Robiła wrażenie tak kruchej i bezbronnej, że nawet jej się to spodobało. I oczywiście permanentnie wyczerpanej, ale biorąc pod uwagę jakie ostatnio narzuciła sobie obroty i jak mocno pompowała w siebie dragi nie było się czemu dziwić.

Narkotyk zaczął ją po woli puszczać i otaczająca ją rzeczywistość wydała się jeszcze bardziej ponura niż zazwyczaj. Wypiła duszkiem kilka kieliszków vitae. Wolała pić bezpośrednio z ludzi, czuć ich przyspieszony puls i bliskość ciepłego ciała, ale nie dzisiaj. Dziś zadowoliła się zimną krwią wprost z lodówki. Kilka toastów w samotności. Za Lasalla, żeby znalazł kogoś kto na niego zasługuje. Za powodzenie jutrzejszej misji. Za to, aby odnalazła kamień...

Vitae, którą wypiła, była wzbogacona jedynie o alkohol. To za mało żeby normalnie funkcjonować. Niewiele myśląc otworzyła szufladę nocnej szafki i wyjęła z niej woreczek wypełniony białym proszkiem. Wysypała część na stół, podzieliła żyletką na dwie równe kreski. Przez chwilę się zawahała ale ostatecznie wciągnęła nosem, najpierw do jednej, potem do drugiej dziurki.
Dlaczego nie zaryzykować? - pomyślała jeszcze. - Nowe doznania zawsze mile widziane.

Efekt uderzył ją z miejsca. Świat zawirował tak mocno, że prawie zwaliło ją z nóg. Przytrzymała się wezgłowia fotela i rozejrzała otumaniona mrugając jak w transie. Pierwsze co ją urzekło to nasycenie barw. I własny wewnętrzny spokój i ukontentowanie. Nareszcie.
Czuła się tak błogo, że niewiele ją w ogóle obchodziło. Poczuła jak odlatuje, ale nie do końca w typowy sobie sposób. Jej wampirzy organizm nie był przystosowany do tego typu praktyk. Zawsze przyswajała narkotyki poprzez ludzką krew. Ale to co teraz zrobiła dało jej kompletnie inny wymiar odlotu.
- Szlag... I co teraz? Jakie będą konsekwencje? - zapytała na głos samą siebie i wybuchnęła szyderczym śmiechem - Mam nadzieję, że nie wyzionę ostatecznie ducha... – kolejny pusty śmiech – Wyzionę ducha? Przedni dowcip. Przecież ja nie żyję. Nie umrę z przedawkowania - wszystko wydawało się zabawne. Niepoważne. Zupełnie nie na serio. Jakby została wrzucona do jednego z tych popularnych seriali komediowych, gdzie w tle między dowcipami słychać oklaski i śmiech publiki.

Podeszła do szafy i przebiegła wzrokiem po wiszących w niej szykownych kreacjach. Ubrała się wreszcie w czarną koronkową sukienkę, tak kusą, że ledwie zasłaniała jej pośladki. Do tego wysokie obcasy, na których poruszanie się w obecnej sytuacji stanowiło nie lada wyzwanie. Wsunęła woreczek z kokainą do torebki i zeszła na dół z ledwością utrzymując równowagę.

Prowadziła porsche w sposób godny pirata drogowego. Zaliczyła kilka czerwonych świateł a licznik nie schodził poniżej 100/h. O ile na Nożowniku nie robiło to wrażenia to na Shizuce już pewnie nieco większe. W samochodzie zwróciła się do córki:
- Moje dziecko, jutro dzień ataku na wiedźmę. Ty jednak nie będziesz w nim uczestniczyć. Przynajmniej nie bezpośrednio. - Kolejne czerwone światło, wyprzedzone dwa samochody i uniknięcie w ostatnim momencie zderzenia czołowego, co Mercedes tylko uradowało bo zaśmiała się pod nosem. -Udasz się na spotkanie z moim znajomym żołnierzem. Podasz mu współrzędne rezydencji, w którą wystrzeli rakiety. Kiedy już to zrobi spotkasz się z nim ponownie. Zaciągniesz w jakieś odosobnione miejsce i go zabijesz. - mówiła beznamiętnie jakby relacjonowała prognozę pogody – Tylko żadnego picia krwi, nie chcemy by ktoś powiązał go z rodziną. Raczej strzał w tył głowy, albo... jakaś trucizna? Metoda dowolna. To będzie doskonały test twojej lojalności a także zdławi w tobie te ludzkie... słabości. - warknęła z pogardą. - Wiedz, że na ciebie liczę. Ten człowiek mógłby mi w przyszłości zagrozić. Kiedy efekt prezencji minie mógłby żądać zemsty lub szukać odpowiedzi. Aha, i jeszcze jedno. To sprawa między tobą i mną. I oczywiście Nożownikiem, który jedzie z nami i wszystko słyszy – zaśmiała się krótko – Ale jemu akurat w pełni ufam. Nie chcę poddawać tematu ogólnej dyskusji rady, bo to i nie ich sprawa tylko moja. Mam prawo dbać o swoje bezpieczeństwo w taki sposób jaki uznaję za stosowny.

Z trudem wyszła z samochodu. Shizuka została przed drzwiami do sali obrad czekając na swoją kolej, aż zostanie wezwana przed obliczę księcia.
-Shizu– powiedziała jej na odchodnym Ortega plączącym się językiem – Nic się nie martw. Powiedz im po prostu, że... - głos jej się łamał. Przewróciła nieprzytomnie oczami i zaśmiała się tylko – Zresztą nieważne co powiesz. Ta rozmowa to czysta formalność. To tak jakby najpierw dali ci posadę a później chcieli przeprowadzać rozmowę kwalifikacyjną. Kolejna bzdura żeby zachować pozory etykiety. Otoczka wampirzego nie-życia...

Do sali konferencyjnej Ortega weszła na chwiejnych nogach. Prawdopodobnie gdyby Nożownik jej nie podtrzymywał mogłaby się przewrócić. Od progu dało się zauważyć, że jest kompletnie naćpana. Nieobecna, rozglądała się po sali, jakby widziała ją pierwszy raz. Komentowała Nożownikowi kilka szczegółów, zachwycając się grą świateł i gładkością marmurowej podłogi. Jak dziecko, które stawia pierwsze kroki w nowym świecie.

W sali puściła ramię Nożownika ale nie mogła dojść do krzesła. Usiadła więc na kancie stołu konferencyjnego i posłała wszystkim niewyraźny filuterny uśmiech.


Wyglądała jak zwykle wyzywająco, ale teraz dodatkowo puściły jej wszystkie hamulce a w oczach błysnęła jakaś iskra szaleństwa i braku samokontroli.
- Witaj Karolu. Nasza fruwająca księżniczka się nie odezwała? - bąknęła lekko się przy tym jąkając.- Mogłaby iść z nami jutro wyrżnąć kilka wyjątkowo malkontenckich babsztyli. Może powinniśmy jej wysłać kwiaty i pisemne zaproszenie na wampirzą rodzinną imprezę? - zaśmiała się trochę histerycznie – Wreszcie miałaby okazje w użyteczny sposób wykorzystać swój ostry temperament. Bo jak na razie wykorzystuje tylko ostry język. Bez podtekstów Karolu. - znów się zaśmiała ubawiona swoim stwierdzeniem – No dobrze. Był podtekst – uniosła ręce w poddańczym geście – Mam chociaż nadzieję, że wykorzystuje czasem ten języczek by dać ci odrobinę przyjemności a nie tylko pyskować jak nakręcona. Gadatliwi ludzie są tacy męczący... - westchnęła i odrzuciła z twarzy kosmyk włosów – Ale Marry nie jest przecież człowiekiem, he he, więc chyba należy jej wybaczyć tą małą wadę.

Przybył książę. Jak zwykle spóźniony ale Ortega nie zerkała na zegarek toteż nie miała o tym zielonego pojęcia. Trzymając się ciągle krawędzi stołu dotarła jakoś do krzesła, a te kilka kroków były dla niej maratonem zręczności, co znów wyraźnie ją rozbawiło bo zaczęła śmiać się do siebie pod nosem. Gdy już usiadła, ostentacyjnie zapaliła papierosa, a po kilku zaciągnięciach rzuciła go na marmurową posadzkę i przydepnęła butem.

Konwenanse nakazywały by poczekać aby książę pierwszy zabrał głos, ale Ortegę niewiele to w tej chwili obchodziło.
- Ok... - zaczęła i klasnęła w dłonie. Z trudem się wysławiała – czyli jutro wielki dzień. Z mojej strony mogę powiedzieć, że załatwiłam poślizg policji i dwa patrolujące okolicę radiowozy. Chłopczyk od rakiet też pękł ku mojej uciesze. Moja córka spotka się z nim jutro i poda mu współrzędne celu. George zajmie się cysterną i oddeleguje któregoś z Brujahów do kierowania nią. O czymś zapomniałam? Aha, proponuję wyznaczyć godzinę ataku na północ. O 23.00 spotkamy się w Elizjum, zapakujemy do jakiegoś większego środka lokomocji i pojedziemy na miejsce. Wszyscy, z wyjątkiem Shizuki, wobec której mam inne plany, otoczą płonący budynek i będą eliminować po woli nadwęglonych pomagierów wiedźmy, a także ją samą, jeśli dopisze nam pech. Bo osobiście będę trzymać kciuki, żeby rakieta wylądowała wprost w jej cholernej sypialni – znów się zaśmiała. Ale w jej śmiechu, w głosie, w jej całym zachowaniu było coś podejrzanego, co jednoznacznie sugerowała, że jest potwornie naćpana. I bynajmniej nie jakby zapaliła skręta, ale wpakowała w siebie naprawdę ciężkie narkotyki – Aha, i książę będzie się z nami porozumiewał przez te, no – sparodiowała głos Roberta – małe słuchaweczki, które włożymy do ucha i będziemy się wszyscy słyszeć. Jupi! Powiem wam panowie, istne czary...

Już miała znów zanieść się śmiechem ale usta jej zadrżały a oczy zabłysły białkami. Mocniej złapała się za kant stołu ponieważ zaczęło jej się brutalnie kręcić w głowie. A potem poczuła wilgotną strugę płynącą po ustach wprost na brodę.
Odchyliła głowę w tył i próbowała dłonią zatamować krwotok z nosa.
- Panowie wybaczą – z trudem wstała i zaczęła iść w kierunku wyjścia. Bynajmniej nie wyglądała na strapioną. Nie spoważniała ani odrobinę. Wciąż używała tego sarkastycznego tonu a na jej ustach, teraz umazanych krwią tańczył szeroki uśmieszek – Poplotkujcie sobie teraz bez obaw na mój temat, a ja skoczę na chwilę do łazienki. Przetrę buzię, przypudruję nos i za moment jestem z powrotem.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 02-11-2008 o 01:24.
liliel jest offline