Chłodna woda strumyka, przyjemnie obmywała zmęczone dłonie i przedramiona Anglika. Szorował dokładnie skórę dłoni, bo to głównie one miały styczność z brulionem i rewolwerem zmarłej kobiety, musiał przyznać, że cała ta sytuacja nadwyrężyła jego stalowe zazwyczaj nerwy i zdrowy rozsądek. Ich grupa wyglądała nieco upiornie na tle płonącej chatynki, teraz dopiero pojął jaką głupotę zrobił.
„Ty kretynie, przecież teraz wszyscy Simba w promieniu pięciu mil będą wiedzieć, że ktoś tu jest” – strofował się w myślach. Nie miał zamiaru jednak nikogo przepraszać, czy przyznawać się do głupich zachowań. O nie… puściły mu nerwy, ale za to przepraszał nie będzie…
Przyjął z wdzięcznością od
Simone tabletki antybiotyków, żałował trochę, że nie miała ich w formie zastrzyku, bo iniekcja zawsze miała szybsze działanie, ale w tych warunkach dobre i to. Odwdzięczył się kobiecie kubkiem whiskey i sam pociągnął solidny łyk z butelki, popijając tabletki.
-
Mogą spowodować lekki stan podgorączkowy, ale to nic groźnego... –
Simone ostrzegła go przezornie, podziwiał tę kobietę, że nawet w tak wysoce stresowej sytuacji jakoś się trzymała. Choć z drugiej strony była lekarzem, na pewno widziała już nie jedną chorobę i cierpienie.
*****
Odór rozkładającego się mięsa wyczuli zbliżając się już do zakrętu. Przystanęli w krzewach tuż na skraju polany. Na jej środku, leżał martwy słoń… ogromne, szarawe cielsko kolosa, wzdęte było od gazów, wytwarzających się po śmierci organizmu. Trąba i ciosy zostały odjęte i to w sposób mało mający wspólnego z subtelnością i myśliwską etyką, po prostu ktoś barbarzyńskim sposobem odciął maczetą trąbę i ciosy. Ciosy były chodliwym towarem i dużo wartym, a trąba stanowiła źródło najsmaczniejszego mięsa w tuszy słonia.
Ciało w czerwonej, flanelowej koszuli, leżało za trupem zwierzęcia. Czerwony kolor mógł oznaczać tylko jedno: Simba, to by tłumaczyło bestialskie potraktowanie zwierzęcia.
- Ktoś wyciął temu zwierzęciu kły żelazną maczetą. A raczej było to kilku ludzi z maczetami. Słoń padł wczoraj sądząc po zapachu i ilości much... Ale by powiedzieć coś więcej muszę wyjść na polanę... - Narindra skinieniem głowy, potwierdziła jego tezę.
- Sierżancie sprawdźcie tą polanę - usłyszał za sobą głos
Eryka, wydającemu rozkaz dla
Paddiego.
-Ta jest – Irlandczyk odpowiedział beznamiętnie, jak na karnego i posłusznego żołnierza przystało.
Pyton nie miał jednak zamiaru siedzieć w krzakach, ruszył z odbezpieczonym H&K na polankę, z drugiej strony, Irlandczyk rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie, które zawierało w sobie akceptację.
Nie zauważył, nic podejrzanego dlatego po chwili znalazł się przy truchle zwierzęcia.
-Ten dzień robi się coraz lepszy i lepszy, czyż nie Patricku? – rozładował trochę atmosferę ironicznym żartem.
- Mamy tutaj jedno ciało prawdopodobnie Simba, ktoś załatwił go bronią drzewcową, mniej więcej dzisiejszego ranka. Na słoniu znalazłem ślady po kulach z Kałasznikowa, ale wątpię żeby to go załatwiło. Poza tym jestem pewny, że nasz truposz, nie był tu sam. Co może oznaczać, że jego kumple nie są daleko . - Co do słonia, to na pewno nie załatwili go Simba. Spójrz na ślady postrzału wokół ran nie ma krwi, to znaczy, że zwierze już nie żył, kiedy te …- przerwał na chwilę, próbując znaleźć odpowiednie słowo - …
zwierzęta, go dopadły. Sądząc po wielkości to był bardzo stary samiec, a tutaj przyszedł, by zakończyć swój los. Na cmentarzysko… chodzą legendy ,wśród myśliwych o takich miejscach a to jest na pewno jedno z nich. Ten samiec przyszedł tu spokojnie zdechnąć… a Simba najwyraźniej znają cenę kości słoniowej, bo wycieli ciosy maczetą, a trąbę odcięli bo to najlepszy kawałek mięsa u słonia. Narindra potwierdziła słowa
Tima:
- Mój mąż i ojciec przysięgali, że widzieli takie miejsca… ale nigdy mi ich nie pokazali, to bardzo niebezpieczne okolice… kłusownicy wolą łatwą zdobycz, niż polowania na słonie. - A są takie dni, w których lepiej nie wychodzić z łóżka - powiedział
Irlandczyk i ruszył w kierunku
von Strachwitza, który też znajdował się na polanie.
Pyton i
Narindra także poszli za nim.
Timothy podniósł z ziemi kilka łusek leżących na polanie.
Oddał je
Strachwitzowi, po tym jak Irlandczyk skończył składać raport.
- To chyba ostateczny dowód na pobyt Simba tutaj.