Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-10-2008, 14:39   #91
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Wszedł powoli za trzymającą latarkę Simone. Nikłe światło żarówki oświetlało zniszczone wnętrze prowizorycznej chaty. W pierwszym pomieszczeniu natknęli się tylko na kurz, zeschłe liście i zbutwiałe fragmenty poszycia dachowego, które niszczejąc wpadały do środka.

Kobieta uważnie oświetlała każdy kąt pomieszczenia, a także ściany i resztki sufitu. W końcu przygoda z czarną mambą nauczyła ich czegoś, jadowite gadziny mogły się kryć wszędzie, nawet w najmniej spodziewanych miejscach… albo jak na Afrykę przystało… zwłaszcza w najmniej spodziewanych miejscach.

Simone idąc przed nim odsunęła płachtę spleśniałego, zakurzonego materiału zasłaniającego wejście do drugiego pomieszczenia. Weszła do środka…ale pochwali wycofała się gwałtownie, wydając zduszony okrzyk. Tim wkroczył za nią, chcąc sprawdzić co było przyczyną jej przestrachu… na widok zaschniętych zwłok, zasłonił odruchowo twarz rękawem.

Zmumifikowane zwłoki kobiety leżały na rozpadającym się ze starości materacu. Simone podeszła do niej i zaczęła z uwagą oglądać ciało, a raczej to co z niego zostało.

- Rana wlotowa czaszki w okolicy skroniowej. Kula utkwiła prawdopodobnie w mózgu ponieważ nie wyszła na wylot. – sprecyzowała przyczynę zgonu. Tim zostawił badanie lekarce… a sam zaczął rozglądać się po prowizorycznym domostwie. Najpierw wyjął ostrożnie z dłoni martwej kobiety rewolwer.

Ujął ją delikatnie, uważając by trzymać palce z dala od mechanizmu spustowego. Nawet po tylu latach broń mogła zachować swoje śmiercionośne właściwości, a z powodu korozji wypalić w każdej chwili. Pyton nie sprawdzał czy zostały jakieś naboje… po prostu odłożył ją obok posłania. Zauważył leżący na drewnianym stole brulion. Ujął rozpadający się papier i w nikłym świetle latarki próbował odczytać, drobne, staranne ale z powodu starości miejscami wyblakłe pismo. Spojrzał na nagłówek strony… to był chyba jakiś dziennik, bo u góry była data 11 listopada 1938r.

Reszty notatki nie zdołał odcyfrować, bo Simone poprosiła o możliwość zerknięcia na zeszyt. Oddał lekarce delikatnie ten pamiętnik… jedynego świadka wydarzeń z tej chaty… jakieś 26 lat temu…

Kobieta wpatrywała się przez chwilę w zgrabne pismo… mrucząc pod nosem: - "le... ...berculoides"… by nagle odrzucić dziennik daleko od siebie.

- Simone… co się stało? – podszedł do niej, czując że nie chce znać odpowiedzi na to pytanie.

I miał racje…słowa, które wyrzucała z siebie jednym tchem Simone nie były zbyt optymistyczne. Kiedy skończyła swój szybki wykład i gorączkowo myła ręce, on wreszcie skojarzył fakty do końca.

- Czy Ty chcesz mi powiedzieć, że mieliśmy styczność z zarazkami trądu?

Sam nie mógł uwierzyć w to co sam mówi… Wprawdzie ryzyko zarażenia było niewielkie… ale postąpił za radą Niemki i umył dokładnie ręce mydłem...

- Te antybiotyki o których mówiłaś… masz je przy sobie? Rozumiem, że jeśli w ciągu kilku dni nie wystąpią żadne objawy to możemy odetchnąć z ulgą?

Opuścili chatę czym prędzej… miny ich towarzyszy po usłyszeniu relacji panny Strachwitz… nie były ciekawe… Tim mógłby przysiąc, że malują się na nich nie tylko współczucie, strach… ale też obawa…obawa o to, by oni sami nikogo nie zarazili.

Nie mógł odmówić słuszności Simone, która zaproponowała, żeby ich dwójka trzymała się nieco z dala od reszty grupy.

Pyton spojrzał na resztki drewnianej chatynki, teraz wyrzucając sobie w duchu, że poszedł tam za lekarką, w zasadzie to jej niesubordynacja wpuściła ich w ten kanał… ale musiał przyznać, że on sam postąpił jak lekkomyślny młokos. W jego szarych oczach zapłonęły ogniki nienawiści… ogniki nienawiści skierowanej nie ku lekarce, bo musiał uczciwie przed sobą przyznać, że to nie jej wina… lecz ku tej pieprzonej chacie.

Wyrwał wiecheć suchej trawy… żółte źdźbła zwinął w krótkie powrósło… wyciągnął zapalniczkę Zippo i podszedł ku chacie. W półmroku zapłonęło światełko płomienia zapalniczki…po chwili wiecheć zajął się a Tim wrzucił go na łatwopalne poszycie dachowe chatki. Nie minęło kilka uderzeń serca… a budowla płonęła już na całego.

Tim wrócił do reszty stając obok Simone z mściwym wyrazem satysfakcji na twarzy.

- Możemy ruszać dalej… nie ma sensu rozpaczać… ta chatka już nikomu nie zaszkodzi. Nie jesteśmy jeszcze chorzy i istnieje więcej niż duża szansa, że będziemy zdrowi, także nie załamujmy się.

Poszperał chwilę w swoim bagażu… wyciągając butelkę z whiskey. Odkręcił nakrętkę i pociągnął solidny łyk…podając Simone kubek powiedział:

- Myślę, że jako lekarz potwierdzisz bakteriobójcze działanie alkoholu? Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, bo musimy mieć oczy wokół głowy, ale po tych wrażeniach, łyk whiskey dobrze nam zrobi.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 26-10-2008, 15:37   #92
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Widząc reakcję Simone zatrzymał swoją dłoń w pół drogi. Nie miał zupełnie pojęcia o co może chodzić, ale wolał nie ryzykować. Musiała się dowiedzieć czegoś ważnego skoro tak zaczęła na niego krzyczeć. Wyprostował i uśmiechnął się lekko

-Dobra niczego nie dotykam -
kiedy usłyszał co spowodowało ten wybuch złości popatrzył prosto w oczy pani doktor. Gdyby nie ona i Irlandczyk, miałby szansę zarazić się tym świństwem. To było naprawdę wielkie szczęście ... jego szczęście i pech dla ich towarzyszy

-Simone ... dziękuje - powiedział najemnik niezbyt głośno, ale tak żeby dziewczyna go usłyszała -Mam u ciebie ogromny dług wdzięczności - po tych słowach wycofał się z chaty wracając do reszty. Miał kompletnie skwaszoną minę. To dlatego wszyscy zostawiali tę chatę w spokoju. Trzeba z nią coś zrobić. Tylko co.

Obserwował rozmowę dwójki rodzeństwa. Nie wiedział co o tym myśli Elivs, ale musiał się martwić. O'Connor wiedział, że gdyby to była jego siostra, też by się martwił. Faktycznie szansa na zarażenie nie była duża, ale nie wielkie było to pocieszenie.

Kiedy zobaczył jak Tim podpala chatę chciał się rzucić i go powstrzymać. Było jednak za późno. Python wrócił do reszty z satysfakcją malującą się na twarzy. Paddy popatrzył na niego, nie miał zadowolonej miny, ale nie był też wściekły. Po prostu Anglik nie przemyślał tego dobrze, po tym co mu się stało zrobił to nie myśląc ... co nie zwalniało go z bycia celem dla ironii:

-Brawo czerwona kurtko, brawo. Może jeszcze zostawimy im znaki, żeby nie musieli nas za długo szukać? Albo namalujemy sobie na plecach tarcze strzelnicze? - w jego słowach nie było złości

-Następnym razem pomyśl za nim coś takiego zrobisz. Mogłeś na nas tym ściągnąć wszystkie oddziały Simba z okolicy. Wiesz jak daleko widać ten pożar?- dodał chcąc wytłumaczyć Timowi o co mu chodziło gdy wypowiadał wcześniejsze słowa. Najemnik głośno westchnął i popatrzył na Eryka

-Panie poruczniku co się stało, to się nie odstanie. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić i nie ma teraz sensu stać jak te matołki i czekać na zbawienie. Musimy ruszać teraz. Proponuję rozciągnąć trochę nasz szyk i wysłać jakąś czujkę do przodu. Powiedzmy z 200-300 metrów, jeżeli coś zauważy to powiadomi innych i da szansę na ukrycie. Jeżeli o to chodzi to zgłaszam się na ochotnika -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 28-10-2008, 17:21   #93
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Tak, Paddy. Idziemy. Simone. Masz dokładnie minutę na wyszorowanie rąk w tamtym strumyku – wskazał przepływającą obok wioski strugę. - Mister Python, pan również. Ponadto żadnych wygłupów z rozdzielaniem. Nie mam ochoty, żebyśmy dostali rozdzieleni od kogoś w łeb, ale czujkę rzeczywiście wystawimy. Ech – westchnął, choć miał ochotę kląć. – Idź Paddy, jeżeli chcesz, tylko może trochę bliżej niż 200 metrów. Cały problem w tym, że musimy po prostu gonić, żeby dorwać pobratymców dziewczyny. Jak Simone i pan Python umyją ręce ruszamy za tobą.
- A ty, Simone, zaaplikujesz sobie I panu Pythonowi odpowiednią porcję antybiotyków. Mam nadzieję, ze masz właściwe. Jakby co, zduszą potencjalną chorobę w zarodku, kiedy jeszcze nie ma objawów. Całej reszcie zaś na statku. To sensowny środek ostrożności. Poza tym dosyć żartów. Kilka miesięcy? A może kilkanaście lat? A może jeszcze więcej? Cały ten czas masz zamiar się trzymać z dala od ludzi na wszelki wypadek? Chyba, że to ciekawy motyw podrywu pana, mister Python
– powiedział cierpko. Zanim zdążyli jednak odpowiedzieć rzucił – Jeszcze 30 sekund na mycie. Simone, odtąd trzymasz się albo mnie, albo któregokolwiek z sierżantów. Panie Python jest cywilem, więc nie mogę panu rozkazywać, ale z całym szacunkiem proszę, żeby się pan powstrzymał od takich numerów, jak ten z chatą. Idziemy. Sierżancie Padawsky, proszę zamykać– rzucił odwracając się oraz poprawiając włosy brylantyną, którą przezornie zabrał ze sobą. Umiał to czynić bez jakiegokolwiek lusterka. Nie chciał teraz rozmyślać nad bezsensowną samowolą Simone. Miała zresztą trochę pecha, ale wcale mu ta myśl nie pomagała. Nawet wkurzająca Simone była jego mała siostrą i jeżeli mógł, planował ją chronić nawet przed nią samą. Dlatego wydał takie właśnie polecenia.

Nie mógł zrobić nic Pythonowi, bo był cywilem, nie mógł zrobić nic Simone, bo była jego siostrą. Padawsky miał muchy w nosie, ale oprócz tego robił swoje, Paddy był zdecydowaną podporą całej wyprawy, natomiast Africa na razie nie sprawiała kłopotów, co wszystkim tylko wychodziło na dobre.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 28-10-2008 o 17:23.
Kelly jest offline  
Stary 28-10-2008, 17:53   #94
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Z trudem pohamował chęć cofnięcia się o krok. Naturalny całkiem odruch, wydobyty z głębokiej podświadomości... Gdyby znalazł się kilka wieków temu...

Ciekawość pierwszy stopień do piekła - pomyślał Kit patrząc na Simone z cieniem przerażenia w oczach. - Że też akurat na naszej pani doktor musiało się to spełnić w taki przerażający sposób...
Dopiero po sekundzie dotarło do niego, że Python znalazł się w tej samej sytuacji.

Kitowi trudno było zebrać myśli. Zastanawiał się, co teraz powinni zrobić i nie bardzo wiedział, co można by wymyślić.

Pierwsza i najbardziej oczywista czynność - pozbyć się zagrożenia... Zastrzelić i zostawić hienom na pożarcie... A zwłoki obejść szerokim łukiem... Równie oczywiste było to, że takie rozwiązanie nie wchodzi w grę ze względów jasnych dla wszystkich. Podobnie jak nie można było myśleć o wieloletniej kwarantannie. Z drugiej strony - chodzenie z tykającą bombą zegarową u boku było jakby mało przyjemne...

Wizja Simone i Tima chodzących w białych maskach i rękawiczkach, chociaż sama w sobie zabawna, nie wywołała uśmiechu.
Co prawda pani doktor zasłużyła na małą nauczkę za wsadzanie nosa tam, gdzie nie powinna, ale to, czym potraktował ją złośliwy los, to była zdecydowanie przesada. Zarwana deska podłogi, parę spadających na głowę pajęczyn, garść mrówek za kołnierzem - to by było w sam raz.

Jeszcze większa kara spotkała Tima. Zakłócanie spokoju zmarłym to jedno, ale Anglika pchnęła do wnętrza chaty raczej nie tyle ciekawość, a chęć ochrony Simone. I za to nie można go było przecież ganić... Ale to, co zrobił później... Chciał się zemścić? Podpalenie chaty było krańcową głupotą. I to nie tylko dlatego, że na wiele mil dookoła każdy, kto nie był ślepy, dowiedział się o ich obecności. Chata mogła mieć jakieś znaczenie dla tubylców. W takim wypadku spalenie jej było poważnym błędem.
Ale stało się i nic nie można było temu zaradzić

Zszokowany rozsądek zaczął się powoli budzić... Porucznik pomyślał o środkach zaradczych, ale... Coś ciągle nie dawało Kitowi spokoju...

- Pani doktor... Skąd pani wie, że to trąd? - Nie bardzo mógł sobie wyobrazić, że inteligentna lekarka obmacuje chorego na trąd trupa...

Chociaż Patrick miał rację i powinni jak najszybciej wziąć dupy w troki, to może jednak lepiej byłoby wyjaśnić wszystko do końca...

Potem spojrzał na Elvisa i skinął głową.

- Pójdę kilkanaście metrów za wszystkimi, panie poruczniku.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-10-2008 o 18:43. Powód: Konieczność dopasowania się ;)
Kerm jest offline  
Stary 01-11-2008, 14:27   #95
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Dolina Słoni 19.00 - 19.30


Patrzyli na wzbijający się w niebo czarny dym i płonącą chatę. To prawda, że dali wszystkim oddziałom Simba w okolicy wyraźny powód by skierowali się tutaj, ale szybko zbliżający się zmierzch mógł rebeliantom utrudnić dotarcie do doliny.





Simone szorowała energicznie ręce w strumieniu, cały czas usiłując sobie przypomnieć co wie o chorobie. Sama musiała przyznać przed sobą, że niewiele Pamiętała jedynie, że jedną z odmian trądu można było się łatwiej zarazić, ale miała łagodniejszy przebieg, druga natomiast wręcz odwrotnie.
Jedyne co stale powracało to ilustracja z podręcznika medycyny.





Potrząsnęła głową starając się uwolnić od natrętnego obrazu. Wytarła starannie dłonie i zaczęła grzebać w plecaku w poszukiwaniu antybiotyków, choć szczerze wątpiła w ich skuteczność.
Wysypała na dłoń Tima kilka tabletek i przyjęła z wdzięcznością miarkę whiskey. Picie alkoholu było i reakcja na to Eryka było teraz ostatnią rzeczą jaką miała chęć się przejmować.

- Mogą spowodować lekki stan podgorączkowy, ale to nic groźnego... - ostrzegła go zarzucając na ramiona plecak.


Podeszła do nich Africa starając się nie okazywać zbytniego współczucia, jednak jej wzrok był wymowny.
- Porucznik, znaczy... twój brat każe ruszać. Lepiej pospieszmy, coś w tej dolinie jest coś dziwnego. Mam niedobre przeczucia.


O'Connor z Imani wysunęli się czoło.
Dziewczyna
była teraz najwyraźniej przestraszona, jakby nagle pojawiło się niebezpieczeństwo, jakieś nowe zagrożenie. Wyraźnie też dawała do zrozumienia, że trzeba się spieszyć.

Irlandczyk był naprawdę zaskoczony, gdy Murzynka wspięła się na palce całując go w policzek i tłumacząc mu coś gestami. Widząc, że nie może się domyślić o co jej chodzi wzruszyła bezradnie ramionami i uśmiechnęła smutno.

Paddy zmarszczył brwi usiłując zrozumieć o co jej, chodzi, ale po chwili dał spokój. Miał ważniejsze sprawy na głowie. Ostrożnie, rozglądając się na boki i wypatrując niebezpieczeństwa za każdym drzewem ruszył naprzód. Na szczęście trop był wyraźny i nie można było go zgubić.





Po kilkuset krokach, gdy minął zakręt ścieżki stanął zdumiony. Oto przed nim na środku niewielkiej polany... Właściwie brzęczenie much, które można było usłyszeć nawet z kilkunastu kroków i smród rozkładającego się mięsa powinien go na taki widok przygotować, ale...


OSTRZEGAM : ZDJĘCIE DLA OSÓB POWYŻEJ 18 LAT (należy do drastycznych)

http://img120.imageshack.us/img120/7825/ochron10sh3.jpg


Dumne, wspaniałe, teraz pohańbione przez ludzi zwierzę.

Za sobą usłyszał ciche "Ach" Imani, widać była tak samo zszokowana tym co zobaczyła jak on. O'Connor obserwował polanę szukając niebezpieczeństwa. Nie zauważył żadnego ruchu w zaroślach.

- Imani co się dzieje ? - spytał odwracając się do Murzynki i zamarł z półotwartymi ustami. Dziewczyna zniknęła. Na ziemi leżała wypleciona przez nią niedawno torba, a na niej - mały, jasnożółty kwiatek, widać zerwany przed chwilą. Rozglądnął się, ale Imani przepadła wśród zarośli.

Gdy reszta dołączyła, zreferował im pokrótce co się zdarzyło. Wszyscy mieli nietęgie miny, każde odkrycie mnożyło zagadki. Pierwszy odezwał się Tim.

-
Ktoś wyciął temu zwierzęciu kły żelazną maczetą. A raczej było to kilku ludzi z maczetami. Słoń padł wczoraj sądząc po zapachu i ilości much... Ale by powiedzieć coś więcej muszę wyjść na polanę... - poszukał wzrokiem Africi szukając potwierdzenia swoich słów.

Ta w milczeniu skinęła głową zgadzając się z nim.


- A co tam jest ? - wskazał Kit niewielki, zbliżony do kawałka pnia kształt leżący może kilkanaście metrów od padła zwierzęcia i częściowo nim zasłonięty przed ich wzrokiem.

Wszyscy wpatrzyli się w to miejsce...
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 01-11-2008 o 22:45. Powód: 1 obrazek wycięty z uwagi na brutalność sceny.
Arango jest offline  
Stary 01-11-2008, 16:39   #96
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Szedł z przodu wypatrując wszelkiego możliwego zagrożenia. Wyszkolili go dla takich zadań, zresztą teraz był sam ... jeżeli nie liczyć Imani, ale ona była tubylcem, z plemienia rzecznego. Nie jedną z mieszkańców miast, jej wioska praktycznie znajdowała się w wiekach ciemnych. Musiała sobie umieć radzić i tak robiła.

Pamiętał jak dobrze wyszkolił go SAS, właśnie do takiej i podobnych robót. Był snajperem musiał często radzić sobie sam. Był komandosem musiał radzić sobie w różnych dziwnych terenach. Jak do tej pory robił to wyśmienicie. Nikt go nawet nie trafił. Udawało mu się do tej pory unikać kuli, która była przeznaczona dla niego. Bo jak to mówił jego każdy sierżant: "Ktoś już tam nosi dla ciebie kulę. Sztuka polega na tym aby przeżyć całe swoje życie, za nim ona ciebie znajdzie". Irlandczyk uśmiechnął się do swoich wspomnień. Było to tak dawno temu. W innym świecie, ba można by powiedzieć, że nawet w innym życiu. Przecież wtedy był zupełnie innym człowiekiem, młodym, pełnym wzniosłych ideałów i przede wszystkim wierzącym w regularną armię. W końcu ile razy mówiono mu, że najemnicy to zwykli bandyci. Ciekawie jak można w takim razie nazwać to co armii brytyjska robiła na Cyprze, to czego był świadkiem ... to w czym praktycznie uczestniczył. Jednak on uciekł, a teraz mógł sam zadecydować za co warto ginąć ... jasne pieniądze też robiły swoje, ale przecież nikt za nie nie przyjmie kulki ... trudno je wtedy wydać.

Wyjście na polanę i ten widok lekko go zaszokował. Martwy słoń i zniknięcie Imani. Widok ten musiał zaszokować murzynkę, chyba traktowali te zwierzę, z wielkim szacunkiem. No cóż ktoś jednak tego nie robił. Może byli to zwykli kłusownicy ... w końcu nawet w dzisiejszych czasach znalazłoby się ludzi, którzy dużo by zaryzykowało dla kłów słonia. Jednak znając ich szczęście ... a raczej jego brak, nie było co na to liczyć.

Zdjął z pleców swój karabin i poczekał na resztę grupy. Kiedy skończył zdawać swój raport i wysłuchał reszty zaczął przez swoją lunetę przyglądać się kształtowi.

-Czerwona flanelowa koszula, więc o ile święty mikołaj nie zdecydował się na małe safari, to trzeba to sprawdzić -

-Sierżancie sprawdźcie tą polanę - usłyszał za sobą głos Eryka

-Ta jest - odpowiedział wiedział co powinien teraz zrobić, powoli i ostrożnie ruszył w tamtą stronę. Nie chciał zostać wysłany do krainy wiecznych łowów przez faceta, któremu się akurat poszczęściło.

Python również się ruszył z zamiarem zajścia ewentualnego napastnika z drugiej strony. Dobrze wiedzieć, że w razie czego ktoś cię ubezpiecza.

Kiedy podchodził coraz bliżej nabierał coraz większego przekonania, że tajemniczy kształt nie mógł im zagrozić. W końcu nabrał pewności. Cóż trupy nie zbyt często mogą coś zadziałać.

Sierżant sprawdził ciało, po czym zaczął przyglądać się słoniowi. Nie był to piękny widok, nie przepadał za polowaniem. Jak to mówili kiedyś Anglicy? Szlachetny sport? Chrzanić ich i ten szlachetny sport, ci tutaj nie bawili się fair - play. Zresztą jak można nazwać fair - play stanięcie przed zwierzęciem, ze wszystkimi nowinkami technologicznymi.

Kiedy w końcu dołączył do niego Tim popatrzył na niego spokojnie -Ten dzień robi się coraz lepszy i lepszy - powiedział

-Mamy tutaj jedno ciało prawdopodobnie Simba, ktoś załatwił go bronią drzewcową, mniej więcej dzisiejszego ranka. Na słoniu znalazłem ślady po kulach z Kałasznikowa, ale wątpię żeby to go załatwiło. Poza tym jestem pewny, że nasz truposz, nie był tu sam. Co może oznaczać, że jego kumple nie są daleko - po tych słowach pozostawił Anglika i odszedł kilka kroków aby sprawdzić te ślady. W czynnościach tych pomagała mu Narinda. Kiedy skończyli sierżant popatrzył na nią, wyglądało na to, że każde kolejne odkrycie tylko "pogarszało ich sytuację"

-A są takie dni, w których lepiej nie wychodzić z łóżka - powiedział Irlandczyk i ruszył w kierunku von Strachwitza, który też znajdował się na polanie

-Simba ruszyli za plemieniem. Grupa nie więcej niż 8 osób. Nie ma co tutaj dłużej tracić czasu. Nie wiem gdzie zniknęła Imani, ale nie jest to teraz chyba najważniejsze. Powinna sobie poradzić. Jeżeli chce pan znać moją opinię to powinniśmy kontynuować nasz marsz trochę inaczej. Pójdę do przodu i jeżeli spotkam jakiś Simba to wyślę ich do wielkiej dżungli w niebie. Cichutko. Poza tym, jeżeli będę miał parę minut nad wami przewagi i znajdę większą grupę to będę mógł was ostrzec. -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 01-11-2008, 19:09   #97
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Chłodna woda strumyka, przyjemnie obmywała zmęczone dłonie i przedramiona Anglika. Szorował dokładnie skórę dłoni, bo to głównie one miały styczność z brulionem i rewolwerem zmarłej kobiety, musiał przyznać, że cała ta sytuacja nadwyrężyła jego stalowe zazwyczaj nerwy i zdrowy rozsądek. Ich grupa wyglądała nieco upiornie na tle płonącej chatynki, teraz dopiero pojął jaką głupotę zrobił. „Ty kretynie, przecież teraz wszyscy Simba w promieniu pięciu mil będą wiedzieć, że ktoś tu jest” – strofował się w myślach. Nie miał zamiaru jednak nikogo przepraszać, czy przyznawać się do głupich zachowań. O nie… puściły mu nerwy, ale za to przepraszał nie będzie…

Przyjął z wdzięcznością od Simone tabletki antybiotyków, żałował trochę, że nie miała ich w formie zastrzyku, bo iniekcja zawsze miała szybsze działanie, ale w tych warunkach dobre i to. Odwdzięczył się kobiecie kubkiem whiskey i sam pociągnął solidny łyk z butelki, popijając tabletki.

- Mogą spowodować lekki stan podgorączkowy, ale to nic groźnego... – Simone ostrzegła go przezornie, podziwiał tę kobietę, że nawet w tak wysoce stresowej sytuacji jakoś się trzymała. Choć z drugiej strony była lekarzem, na pewno widziała już nie jedną chorobę i cierpienie.

*****

Odór rozkładającego się mięsa wyczuli zbliżając się już do zakrętu. Przystanęli w krzewach tuż na skraju polany. Na jej środku, leżał martwy słoń… ogromne, szarawe cielsko kolosa, wzdęte było od gazów, wytwarzających się po śmierci organizmu. Trąba i ciosy zostały odjęte i to w sposób mało mający wspólnego z subtelnością i myśliwską etyką, po prostu ktoś barbarzyńskim sposobem odciął maczetą trąbę i ciosy. Ciosy były chodliwym towarem i dużo wartym, a trąba stanowiła źródło najsmaczniejszego mięsa w tuszy słonia.

Ciało w czerwonej, flanelowej koszuli, leżało za trupem zwierzęcia. Czerwony kolor mógł oznaczać tylko jedno: Simba, to by tłumaczyło bestialskie potraktowanie zwierzęcia.

- Ktoś wyciął temu zwierzęciu kły żelazną maczetą. A raczej było to kilku ludzi z maczetami. Słoń padł wczoraj sądząc po zapachu i ilości much... Ale by powiedzieć coś więcej muszę wyjść na polanę... - Narindra skinieniem głowy, potwierdziła jego tezę.

- Sierżancie sprawdźcie tą polanę - usłyszał za sobą głos Eryka, wydającemu rozkaz dla Paddiego.

-Ta jest – Irlandczyk odpowiedział beznamiętnie, jak na karnego i posłusznego żołnierza przystało. Pyton nie miał jednak zamiaru siedzieć w krzakach, ruszył z odbezpieczonym H&K na polankę, z drugiej strony, Irlandczyk rzucił mu porozumiewawcze spojrzenie, które zawierało w sobie akceptację.

Nie zauważył, nic podejrzanego dlatego po chwili znalazł się przy truchle zwierzęcia.

-Ten dzień robi się coraz lepszy i lepszy, czyż nie Patricku? – rozładował trochę atmosferę ironicznym żartem.

- Mamy tutaj jedno ciało prawdopodobnie Simba, ktoś załatwił go bronią drzewcową, mniej więcej dzisiejszego ranka. Na słoniu znalazłem ślady po kulach z Kałasznikowa, ale wątpię żeby to go załatwiło. Poza tym jestem pewny, że nasz truposz, nie był tu sam. Co może oznaczać, że jego kumple nie są daleko .

- Co do słonia, to na pewno nie załatwili go Simba. Spójrz na ślady postrzału wokół ran nie ma krwi, to znaczy, że zwierze już nie żył, kiedy te …- przerwał na chwilę, próbując znaleźć odpowiednie słowo - … zwierzęta, go dopadły. Sądząc po wielkości to był bardzo stary samiec, a tutaj przyszedł, by zakończyć swój los. Na cmentarzysko… chodzą legendy ,wśród myśliwych o takich miejscach a to jest na pewno jedno z nich. Ten samiec przyszedł tu spokojnie zdechnąć… a Simba najwyraźniej znają cenę kości słoniowej, bo wycieli ciosy maczetą, a trąbę odcięli bo to najlepszy kawałek mięsa u słonia.

Narindra potwierdziła słowa Tima:

- Mój mąż i ojciec przysięgali, że widzieli takie miejsca… ale nigdy mi ich nie pokazali, to bardzo niebezpieczne okolice… kłusownicy wolą łatwą zdobycz, niż polowania na słonie.


- A są takie dni, w których lepiej nie wychodzić z łóżka - powiedział Irlandczyk i ruszył w kierunku von Strachwitza, który też znajdował się na polanie. Pyton i Narindra także poszli za nim. Timothy podniósł z ziemi kilka łusek leżących na polanie.

Oddał je Strachwitzowi, po tym jak Irlandczyk skończył składać raport.

- To chyba ostateczny dowód na pobyt Simba tutaj.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 01-11-2008, 22:34   #98
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Słoń leżał. Jednak Strachwizt widział znacznie gorsze widoki, bo wyglądających tak samo ludzi, białych, czarnych, śniadych. Bez różnicy. Zapewne z pozostałymi najemnikami było tak samo, bo choć usta mieli zacięte, nie odwracali wzroku. Zapewne, identycznie jak on, nauczyli się czyścić pamięć z takich wspomnień. Zresztą sami zabijali. Wszyscy. Kłusownicy? Simba? Ktokolwiek to zrobił nie potrzebował mięsa, tylko chciał zarobić.

Badali ślady, rozmawiali, a Eryk na początku ich osłaniał, uważnie obserwując okolicę. On zabrał lornetkę. Jednak od leżącego czegoś nieopodal słonia, bardziej interesowały go nieco dalsze tereny. Krzaki, drzewa, zarośla pomiędzy którymi mógł ukrywać się wróg. Nie wypatrzył jednak nikogo takiego. Dlatego po chwili podszedł do badających ślady Tima, Paddy’ego i Narindry.

Niewątpliwie, wszyscy zgadzali się, kim był zadźgany Murzyn. Ale było coś jeszcze.
- Chińskie – powiedział na głos.
Popatrzyli na niego, gdy wskazał na leżące łuski. Jedną z nich trzymał w ręku i od dłuższego czasu intensywnie się przyglądał. Była charakterystyczna. Niezwykle. Przynajmniej dla oka człowieka, który pracował w morderczym fachu i tak, jak muzyk rozpoznaje bez problemu nuty, stanowiące dla innych czarne, nic nie znaczące znaczki, tak dla najemnika gilzy po pociskach stanowiły jawny symbol produkcji kraju Mao Zedonga. – Chińszczyzna czystej próby. Rosjanie robią je nieco inaczej. Nie te symbole – pokazał spodnią część. Owszem. Klasyczna łuska naboju 7,62 mm. wz. 43. Radziecki pomysł, ale tam nie używają na stopce chińskiego alfabetu.
- Wygląda, że ma pan rację, poruczniku. Chińczycy rzeczywiście robią takie cacka i chociaż nieco gorszej jakości, to dużo taniej niż w Rosji.
- Ale skąd tutaj broń chińskiej produkcji
? – Zdziwiła się Africa.
- Mulele – stwierdził krótko dalej uważnie przyglądając się gilzie. Czasem używał tego nieco starszego określenia łuski, zasadniczo przypisane jej papierowej odmianie, ale
- Proszę?
- Pierre Mulele. Minister edukacji w rządzie Patrice’a Lumumby. Ponoć miał związki z maoistami. Niektórzy mówili nawet, ze bywał w Chinach nie tylko podczas oficjalnych wizyt. Wspominano o jego przyjaźni z notablami chińskiej partii komunistycznej. Chodziły plotki, że próbował zakupić większą partię chińskiej broni. Być może, plotki wcale nie były takie bezsensowne, jak to zwykle bywa.
- A teraz?
- Teraz, ponoć były minister ma stopień rewolucyjnego generała i zapewne nie zerwał związku ze wspaniałym światem komunistycznych Chin, skoro znaleźliśmy te gilzy od Kałasznika. Ale to nieważne. Tak jak mówiłeś, Paddy, lecimy, bo za chwile zrobi się noc. Idź z przodu. Choć, gdyby nie ta wioska, pomysł byłby jeszcze lepszy. Teraz Simba wiedzą, ze ktoś jest jeszcze oprócz nich oraz rzecznego plemienia. Miejmy nadzieję, że przypuszczają, iż jesteśmy kolejną grupa buntowników. Inaczej mogą się strzec i rzeczywiście zrobić zasadzkę, jak zaś nie bylibyśmy dobrzy, to jest ich kraj, ich ziemia i oni ją znają na wylot. Lepiej niżeli my wszyscy razem wzięci. Uważaj na siebie. Sierżancie
– zwrócił się do Padewsky’egopan, jak zwykle, zamyka. Simone, panie Python, wzięliście lekarstwa? Jest już OK? Wszyscy broń pod ręką, ale nie odbezpieczajcie, żeby przypadkiem nie wypaliła. No to idziemy.

Odruchowo poprawił włosy. Wojna wojną, a fryzura musi być odpowiednia.
 
Kelly jest offline  
Stary 03-11-2008, 17:05   #99
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nic nie zapowiadało specjalnych emocji...
Cisza dookoła, tylko niezbyt wesołe miny uczestników wyprawy świadczyły o tym, ze niedawno stało się coś niezwykłego.

Kit od czasu do czasu zatrzymywał się i sprawdzał, czy za jego plecami nie podąża nikt nie proszony. Starał się mieć oczy dokoła głowy. Bycie ariergardą nie należało do stuprocentowo bezpiecznych. Usunięcie tylnej straży było jednym z typowych posunięć przy braniu kogoś w kleszcze. Owo usuwanie dla owej straży nie kończyło się zazwyczaj dobrze, zaś Kit jakoś nie bardzo chciał się znaleźć na długiej liście poległych i zaginionych w akcji.

Jak na razie żaden głodny zwierz, zbłąkany bawół, wściekły Simba czy niezadowolony ze spalenia chaty tubylec nie zakłócił wędrówki. Żadna Imani-2 nie czaiła się w krzakach, nie zaczął ich gonić żaden trędowaty.
Cisza i spokój.

Zwodnicze.

Cielsko leżące na polanie dobitnie świadczyło o tym, że gdzieś niedaleko znajduje się ktoś niezbyt pozytywnie nastawiony do otaczającej ich przyrody. A może i do całego świata. Poza tym zdawać się mogło, że słoń nie jest osamotniony...

- A co tam jest? - wskazał podłużny kształt, częściowo zasłonięty przez ciało słonia.

Leżące w czerwonej koszuli ciało Simby okazało się jedynym przedstawicielem tego plemienia. Przynajmniej na polance. Pozostała ósemka, tak przynajmniej ocenili to Narinda i Patrick, pomaszerowała za plemieniem. W dodatku mieli znaczną przewagę...

Kit, nie ruszający się ze swojego końca polany nie zajmował się badaniem śladów. Ktoś w końcu musiał pilnować tej całej radosnej gromadki. Wysłuchiwał tylko rewelacji rzucanych przez coraz to innego z odkrywców.
Zastanawiał się nad paroma rzeczami... Jaką to broń drzewcową miał na myśli Tim - oszczep czy włócznię? Co się stało z wojownikiem, który załatwił Simbę? Uciekł, czy zginął i leży gdzieś kawałek dalej? Czemu Simba tracili czas na zabawę w strzelanie do słonia, który już nie żył? Sprawdzali na odległość, czy zwierzę nie żyje? W jakim stopniu niesione kły spowolnią tamtych? I gdzie się podziała Imani...

Znalezienie łusek od chińskiej amunicji potwierdziło podejrzenia, że nie była to robota zwykłych kłusowników. Chociaż ci ostatni korzystali zazwyczaj z każdej broni, jaka wpadła im w ręce, to zwykle byli na tyle mądrzy, że nie chadzali z kałaszem na słonia. I to, jak stwierdził Tim, martwego.

- Widać zgłodnieli nieco - skomentował fakt zabrania trąby. - Ale te ciosy to już głupota.

Przeciętny tak zwany kieł ważył dostatecznie dużo, by sprawić kłopot i spowolnić mężczyzn przyzwyczajonych do noszenia ciężarów. I zdecydowanie ograniczyć możliwość szybkiego reagowania. Jeśli ta kość słoniowa, którą zabrali Simba, ważyła tyle, ile głosiły relacje prasowe, to biedacy musieli targać każdy cios we dwóch. I z pewnością nieźle się męczyli.

Obrócił się. Daleko, za ich plecami, widać było dym... Wznoszącą się ku niebu ciemną smugę, informującą na wiele mil dookoła, że ktoś tu był. Chata, jak widać, nie do końca się dopaliła i, być może, usiłowała się zemścić na podpalaczu.

Przez moment Kit zastanawiał się również, jak długo Elvis będzie się jeszcze bawić w odróżnianie cywilów od wojskowych. W końcu byli na wojennej ścieżce i porucznik, jako najstarszy rangą, powinien wziąć cywilbandę w karby. Ale w końcu nie zadaniem sierżanta było podsuwanie takich pomysłów oficerom.

- Zamykam, panie poruczniku - potwierdził fakt, że polecenie do niego dotarło.

Po raz kolejny spojrzał na słup dymu, a gdy już wszyscy dotarli do drugiego końca polany, ruszył za nimi. Samym skrajem, by przy okazji móc rzucić okiem na Simbę.
Cios od noża to nie był. Bez wątpienia Tim miał rację - wyglądało na to, że ktoś z daleka rzucił czymś solidnym w nic nie spodziewającego się mężczyznę. Ale rana nie była gładka... Dziwnie poszarpana. Całkiem jakby ktoś użył czegoś z zadziorami. Na przykład harpuna.

Rybacy kontra Simba - jeden zero - pomyślał.

Rozejrzał się by sprawdzić, czy gdzieś w pobliżu nie leżą zwłoki odważnego albo szalonego rybaka, ale nic nie zauważył. Najwidoczniej zabójca, prawdopodobnie nie tylko rybak, ale i myśliwy, zdołał uciec.
Ciekawe tylko, gdzie był teraz...

Rozglądając się na wszystkie strony ruszył za resztą. Wolał mieć ich w zasięgu wzroku.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-11-2008, 22:04   #100
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Simone przełknęła antybiotyki i wypiła duszkiem całą zawartość kubka odczuwając przy tym... niewypowiedzianą ulgę.
Zmrużyła tylko oczy i rozkoszowała się przez moment smakiem whiskey i przyjemnym ciepłem rozchodzącym się po ciele. Nie było tego dużo. Raczej podrażniło tylko zmysły, obudziło ochotę na więcej.
- Dolej... Nie co dzień się człowiek dowiaduje, że może zachorować na trąd - rzuciła do Tima i podsunęła mu pod nos swój pusty kubek. Mężczyzna zawahał się przez moment ale wypełnił naczynie do połowy.
Łapczywie wychyliła całość palącego trunku ani razu się przy tym nie krzywiąc, co pewnie nie przystawało drobnej białej wykształconej kobietce.
Simone się uśmiechnęła. Czuła tylko...Ciepło... I ulgę...

Niespodziewanie napotkała wzrok Eryka i trochę się zmieszała gubiąc po drodze uśmiech. O dziwo, w spojrzeniu brata nie dopatrzyła się śladu złości, może jedynie krztynę zawodu.
- Mała – nie powstrzymał się aczkolwiek od komentarza – Pamiętaj, że to wyjątkowo.
- W porządku – odpowiedziała potulnie jednak usta zacisnęły się w wyrazie złości.
Znów ją pouczał. Była w każdym razie wdzięczna, że swoją uwagę wyraził ogólnikowo i mało wymownie, a nie wykrzyczał przy wszystkich, że naruszyła właśnie warunki swojego alkoholowego odwyku. Eryk wykazał się odrobiną finezji, może więc reszta puści to jego stwierdzenie mimo uszu lub nie będzie się w nim dopatrywała jakiegoś ukrytego dna.

Obraz zmasakrowanego słonia zrobił na niej większe wrażenie niż martwego Simba. Widok wnętrzności, czy to ludzkich, czy zwierzęcych, nie był dla Simone niczym nadzwyczajnym. Jednak okaleczone zwierze, niegdyś zapewne dumne i potężne, a teraz atakowane przez chmarę much i nieugięte prawa natury, wyglądało tak żałośnie, że mimowolnie wywoływało współczucie.

Słonia ominęła szerokim łukiem i przyklęknęła zaciekawiona przy trupie Simba. W głowie układał jej się od razu początkowy raport z sekcji, jaki napisałaby po pierwszych oględzinach zwłok.
Mężczyzna, rasy czarnej. Około 30-stu lat. 180 cm wzrostu, w przybliżeniu 80 kg masy ciała. Widoczna rana podbrzusza. Brzegi rany poszarpane. Prawdopodobny czas zgonu to kilka godzin temu. Wyraźnie widoczne skutki stężenia pośmiertnego...
Na głos powiedziała jednak tylko tyle:
- Rana nie była śmiertelna. Niewielkie ślady wykrwawienia świadczą o tym, że zmarł szybko po otrzymaniu rany. A powinien umierać długo i boleśnie. Obstawiam, że ostrze, a raczej to czym go zraniono, musiało być zatrute. Najpewniej trucizną pochodzenia organicznego. Facet zmarł momentalnie, krew zakrzepła i przez to nie wykrwawił się tak, jak normalnie miałoby to miejsce.

Eryk ponaglał, więc Simone niewiele myśląc podążyła za grupą. W ustach nadal czuła posmak alkoholu, co sprawiało, że reszta dnia jawiła jej się nieco bardziej optymistycznie niż dotychczas. Nie sądziła bynajmniej, że na końcu tej wędrówki czeka na nich coś dobrego. Po prostu teraz wydawało jej się to trochę bardziej do zniesienia niż przed chwilą.
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172