Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2008, 21:06   #113
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Huk rozpadającego się budynku i towarzyszących mu wystrzałów musiał być nie do wytrzymania, jednak do Sophie nie docierały żadne dźwięki. Pierwsze uderzenie pocisku w ścianę szkoły ogłuszyło ją i przez chwilę, mrugając z niedowierzaniem rozglądała się wokół. Rejestrowane przez nią obrazy migały w rozbłyskach wystrzałów niczym przeźrocza fotoplastykonu.
Podniosła się powoli i choć utrzymanie ważącego pięć ton ciała w pozycji pionowej było nie lada wyzwaniem, powlokła się w kierunku dzieci. W przenikającej na wskroś ciszy widziała Annę i dzieci, rozpaczliwie poruszające ustami, niczym wyrzucone na brzeg ryby. Nie potrzebowała słyszeć, by wiedzieć co robić.

Holując przerażoną grupkę dzieci, dwie białe kobiety brnęły przez kongijskie piekło ku nadziei wyznaczanej przez płynącą gdzieś przed nimi Rzekę. Potknięcie cudem uratowało lekarkę przed wymierzoną w nią serią, której nie była w stanie usłyszeć. Dziewczyna potknęła się i upadła ciężko na ziemię, bezwładnie uderzając twarzą w udeptane podłoże. Z nosa panny Torecci popłynęła krew – chciwy afrykański piasek wchłonął ją łapczywie w mgnieniu oka.
Sophie uniosła głowę dokładnie w chwili, w której jej prywatny cud stał się zgubą małej czarnoskórej dziewczynki. Na oczach opiekunki, głowa dziecka zamieniła w się w krwawy ochłap. Zanim krzyknęła, spojrzeniem złowiła mierzącego do niej Simba.

~~To koniec~~ pomyślała, rozpaczliwie próbując namacać kolbę strzelby, która przecież jeszcze przed chwilą trzymała w garści. I wtedy ktoś strzelił. Krew z piersi mężczyzny bryznęła gwałtownie, delikatną arabeską zdobiąc piasek u jego stóp. Chwiał się jeszcze chwile, by po chwili paść, wciąż makabrycznie szczerząc zęby.
Dopiero, gdy się przewrócił, w kolejnym rozbłysku ujrzała Ankę, z zaciętą miną ładującą metodycznie cały niemal magazynek w plecy martwego już Simba. Nie istniały słowa, których Sophie mogłaby teraz użyć, by wyrazić wdzięczność. Nie było z resztą czasu na ich szukanie. Chwytając za rączki najbliżej stojące dzieci, ciężkim krokiem ruszyła ku przystani.
 
hija jest offline