Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2008, 18:38   #111
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
- ... czyli zostało osiem - dokończył De Werve unosząc pistolet. Niecałe dwadzieścia metrów, normalny człowiek z maczetą widząc wycelowaną w siebie lufę szukałby osłony... ale piana na ustach i błędny wzrok tłumaczyły czemu rebeliant biegł dalej.

Huknęły dwa strzały, na ostrą klingę uniesionej maczety bluznęła krew pokrywając brudne ostrze. Dwie kule w łeb powinny rozwiązać każdy problem, lecz Lambert nie ryzykował, nie chcąc się dowiedzieć czy Simba nafaszerowany narkotykami nie przebiegnie pozostałych mu kilku metrów niczym wiejski kogut po dekapitacji.
Kolejny pocisk z browninga trafiła murzyna w kolano, noga załamała się i rebeliant padł na ziemię kilka kroków od Belga.
Nie wstał rzecz jasna, tylko ręka bezsilnie drapała ziemię w przedśmiertnych drgawkach.

Wokół było coraz goręcej, napastnicy zaskoczyli Lamberta żywiołowym atakiem. Najwidoczniej jacyś zwiadowcy obserwowali ich i Simba nie dali nabrać się na 'opuszczoną misję'.
- Niech to szlag - rzucił podnosząc się na nogi, kolano bolało jak diabli, właściwie był cały poobijany. Najpierw rozbicie samolotu, teraz bliska eksplozja... choć na razie żył, a to było najważniejsze.
Wilk zdejmował wrogów ze swego stanowiska z zimną konsekwencją, a od strony lasu ogień maszynowy czynił wśród nacierających spore spustoszenie. Najwidoczniej Dzik z resztą zdążyli wrócić, w sama porę.
Ogień rkm-u jednak ucichł, a kilku rebeliantów wzięło Wilka na celownik, do tego uciekające dzieci z Sophie i Hanką mogły stać się łatwym celem dla posiłków Simba dołączających do walki na terenie misji.


Palba wystrzałów i wybuchy, oraz krzyki atakujących i jęki rannych zagłuszały wszystko. De Werve nie miał czasu przypominać sobie jakim językiem posługiwał się cichy i spokojny Polak, a ważne było by zrozumiał.
- Wilk spieprzaj stamtąd i wycofuj się do Haldera! - krzyknął po polsku wypadając zza kaplicy i rzucając się ku kuchni. W czasie biegu strzelał do rebeliantów aż do wyczerpania magazynka. nie zwracał nawet uwagi czy kogoś trafił.

Powody tego były trzy: osłonić wycofujących się Haldera, Sophie, Hannę i dzieci ściągając na siebie ogień, odwrócić uwagę simba którzy wcelowywali się w Wilka, oraz...
Lambert biegnąc skoczył przed siebie prosto w przymknięte drzwi słysząc kule wbijające się w ścianę obok, Belg mógłby przysiąc, że wizg jednej był tuż obok jego ucha. Drzwi odskoczyły na oścież pod uderzeniem ciała, i De Werve wylądował na podłodze kuchni i przekoziołkował uderzając o stół. Resztka zupy wraz z talerzem wylądowała na jego głowie. Belg podniósł się ciężko zagryzając zęby i odruchowo masując obolały bark, jego wzrok przez chwilę błądził w poszukiwaniu nesesera z dokumentami, aż w końcu zobaczył go tam gdzie go zostawił, przy krześle.

Podniósł go i zmienił magazynek.
- Mulele maj, mulele maj! - dobiegło go z placu, kolejne serie omiotły budynek, kilka kul wpadło przez otwarte drzwi rozbijając gliniane misy na szafce pod jedna ze ścian.
- Cholera - mruknął De Werve rozumiejąc że nie wyjdzie tą droga by dołączyć do reszty wycofującej się do pomostu. - Nie chcą cie drzwiami, idź oknem - rzekł do siebie parafrazując znane powiedzenie i skierował się do ściany przeciwległej do drzwi.
Podniósł swój wojskowy worek z ekwipunkiem, wybił nim okno i przerzucił go przez otwór, w chwile później podążając jego śladem.

Tuż obok budynku przelewała się rzeka, Lambertowi przez głowę przebiegł widok krokodylej paszczy. Myśl o tym, że te potwory nie maja w zwyczaju żerować blisko zabudowań dodała mu otuchy, lecz i tak nerwowo toczył wzrokiem w ciemności. Przedśmiertny wrzask jakiegoś Wakongo, którego śmierci w krokodylej paszczy był świadkiem, odezwał się wspomnieniem. De Werve wolał już Simba.
Zarzucił wór na ramię, a lewą ręką chwycił neseser. Uniesiony pistolet w prawej dłoni ślizgał się lekko od potu.
Krok za krokiem, róg zabudowania był coraz bliżej.
Wrzaski i palba karabinowa nie ustawały, wydawało się nawet że nabierały mocy, w końcu Simba odkryli, że opór zanika i ocaleli uciekają ku rzece.
Lambert pomyślał co dalej, bez sprawnego silnika musieliby zdać się na wolny nurt rzeki, a to oznaczałoby, że rebelianci mogliby spokojnie stworzyć pluton egzekucyjny na brzegu. Granatniki, Kałasznikowy... Belg wzdrygnął się myśląc o jatce.

Nawet gdyby ktoś ocalał, to pływanie wpław... nocą. Krokodyle były tylko jednym z wyroków jaki ich wtedy by czekał.


Tigerfish z Kongo

De Werve mocniej ścisnął pistolet. Nadzieja w tym, że bedą mieli siłę obronić się w tym ostatnim bastionie na tyle długo, aby Halder naprawił silnik.
*Jeżeli to jakieś większa niż kosmetyczna naprawa...*
Belg spiął się do skoku i rzucił się w przerwę pomiędzy kuchnią a szopą przy pomoście.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-11-2008 o 01:16.
Leoncoeur jest offline  
Stary 31-10-2008, 22:54   #112
 
Rainrir's Avatar
 
Reputacja: 1 Rainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputację
Musiał zmienić magazynek.
Przyparty do podłoża, wciąż ostrzeliwany przez tych kilku wrogów.
Czy amunicja im się nie kończy?
Pocisk trafił w strop ponad Wilkiem, po czym upadł tuż koło jego głowy, kolejny trafił wprost w dzwon, robiąc dużo huku.
Robi się nieciekawie.
Dłoń powędrowała po nową porcję amunicji, i natrafiła na coś, o czym Piotr zapomniał.
Granat.
Wyciągnął go, przypatrzył się uważnie, po czym w wyobraźni ocenił odległość strzelców.
Wyczekiwał na jeden moment, aż naboje przestaną trafiać w wieżę.
Po chwili usłyszał głos Lamberta, salwa ucichła.
Wychylił się, i niewiele myśląc, cisną odbezpieczonym "prezentem" do celu.
Przykleił się do gleby, wyczekując wybuchu, po czym szybko wstał, chwycił mocno linę, i niezważając na piekący ból, odbił się trzy razy od ściany, przykucnął i powiedział sobie w duchu, że nigdy więcej nie tknie żadnej liny.
Zimny metal karabinu spotęgował odczucie pieczenia.
Biegł podkulony, co chwilę eliminując biegnących Simba.
Łódź była już blisko, bardzo blisko.
 
Rainrir jest offline  
Stary 01-11-2008, 21:06   #113
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Huk rozpadającego się budynku i towarzyszących mu wystrzałów musiał być nie do wytrzymania, jednak do Sophie nie docierały żadne dźwięki. Pierwsze uderzenie pocisku w ścianę szkoły ogłuszyło ją i przez chwilę, mrugając z niedowierzaniem rozglądała się wokół. Rejestrowane przez nią obrazy migały w rozbłyskach wystrzałów niczym przeźrocza fotoplastykonu.
Podniosła się powoli i choć utrzymanie ważącego pięć ton ciała w pozycji pionowej było nie lada wyzwaniem, powlokła się w kierunku dzieci. W przenikającej na wskroś ciszy widziała Annę i dzieci, rozpaczliwie poruszające ustami, niczym wyrzucone na brzeg ryby. Nie potrzebowała słyszeć, by wiedzieć co robić.

Holując przerażoną grupkę dzieci, dwie białe kobiety brnęły przez kongijskie piekło ku nadziei wyznaczanej przez płynącą gdzieś przed nimi Rzekę. Potknięcie cudem uratowało lekarkę przed wymierzoną w nią serią, której nie była w stanie usłyszeć. Dziewczyna potknęła się i upadła ciężko na ziemię, bezwładnie uderzając twarzą w udeptane podłoże. Z nosa panny Torecci popłynęła krew – chciwy afrykański piasek wchłonął ją łapczywie w mgnieniu oka.
Sophie uniosła głowę dokładnie w chwili, w której jej prywatny cud stał się zgubą małej czarnoskórej dziewczynki. Na oczach opiekunki, głowa dziecka zamieniła w się w krwawy ochłap. Zanim krzyknęła, spojrzeniem złowiła mierzącego do niej Simba.

~~To koniec~~ pomyślała, rozpaczliwie próbując namacać kolbę strzelby, która przecież jeszcze przed chwilą trzymała w garści. I wtedy ktoś strzelił. Krew z piersi mężczyzny bryznęła gwałtownie, delikatną arabeską zdobiąc piasek u jego stóp. Chwiał się jeszcze chwile, by po chwili paść, wciąż makabrycznie szczerząc zęby.
Dopiero, gdy się przewrócił, w kolejnym rozbłysku ujrzała Ankę, z zaciętą miną ładującą metodycznie cały niemal magazynek w plecy martwego już Simba. Nie istniały słowa, których Sophie mogłaby teraz użyć, by wyrazić wdzięczność. Nie było z resztą czasu na ich szukanie. Chwytając za rączki najbliżej stojące dzieci, ciężkim krokiem ruszyła ku przystani.
 
hija jest offline  
Stary 01-11-2008, 23:13   #114
 
Gruby95's Avatar
 
Reputacja: 1 Gruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemu
Gdy Mariusz został obudzony i jednocześnie zabrany, nie wiedział za bardzo co się dzieję. Dopiero po chwili doszedł do siebie, gdy poczuł zapach benzyny. - Ja Pierdole! - Pomyślał Mariusz gdy wreszcie zdał sobie sprawę co się mniej więcej stało. - Cholera, to się nie może tak skończyć! Muszę jeszcze wiele rzeczy zrobić w życiu! Pozwiedzać kraje, poznawać ciekawych ludzi,powkurzać Ernesta... - Mariusz był tak wkurzony że nie wiedział co robi. Zaczą się szarpać i wywijać myśląc - No kurwa, niech chociaż się o jakiś kamien zachaczę, uwolnie sobie nogi, ręce... Do chója.
 
Gruby95 jest offline  
Stary 01-11-2008, 23:36   #115
 
Egon's Avatar
 
Reputacja: 1 Egon nie jest za bardzo znany
Egon złapał z przeguby dłoni Simbe, próbował się z nim chwile szaprać, ale zrezygnował, zaczął tracić przytomność, nagle. Zaczeło go uwierać przy prawym biodrze. prawą ręką złapał za uwierający przedmiot i podziekował bogu w myślach. W reku miał kamień, całkiem spory, wygarnał go i zamachnał sie celujac w skroń Simby. Następnie gdy ten spuścił trochę uścisk przewrócił go na ziemie i usiadł na nim, odrzucił kamień i wygarnął nóż z pochwy . Nóż powedrował z wielką siłą w klatke piersiową simby, raz.... dwa.... trzy... ciosy. Egon oprzytomniał odskoczył schował nóż i złapał za FN-FALA. odwrócił się, strzelił jeszcze parę krótkich serii w strone napastników i odwrócił się ponownie.
- Małe skurwysyny - powiedział. Biegł jak najdalej bramy, zatrzymał ostatni raz i zobaczył, że za chwile wpadną w pułapke. Byle za jakąś ściane - pomyślał i zaczął biec...
 
__________________
"Kiedy kopną w Twoje drzwi, jak uciekniesz stąd,
Podniesiesz w górę ręce czy wyciągniesz swoją broń
Kiedy prawo już Cię znajdzie jak z nim sobie radę dasz
Możesz umrzeć na ulicy albo poznać zimno krat."
Egon jest offline  
Stary 02-11-2008, 12:37   #116
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Misja 5.15 - 5.30





Sytuacja o 5.15


Przez ogień eksplozji, dymy wybuchów zaczął powoli przebijać się blask od strony rzeki. Wstawał kolejny dzień kładąc się pierwszymi jasnymi promieniami na falach Kongo.

Przy pomoście kołysała się zacumowana łódź, ich jak się im wydawało ostatnia deska ratunku. Oświetlona przez wstające słońce odcinała się teraz czarnym cieniem od wód Rzeki.





Iglica głucho szczęknęła uderzając w pustą komorę. Anka opuściła dymiącego sterlinga i zapewne osunęła by się na ziemię, gdyby nie podtrzymała jej siostra Maria, trzymającą w drugiej ręce FN .

Międzyczasie Sophie jakoś się pozbierała, zagarnęła leżącą w pyle ziemi broń, choć nadal wpatrzona była w pokrwawione ciało rebelianta.
Co innego strzelać do małp, czy innych zwierząt, a co innego patrzyć na poharatane kulami ciało kogoś, kto jeszcze przed chwilą był żywą ludzką istotą. Nawet jeśli ta ludzka istota to był Simba.

We trojkę jakoś udało im się zebrać z powrotem płaczącą gromadkę maluchów i zgromadzić je za ścianą kaplicy, miejscu stosunkowo bezpiecznym.

A przynajmniej tak im się wydawało.

Zza rogu budynku wybiegło czterech Simba. Ujrzawszy dzieci i opiekujące się nimi dziewczyny i misjonarkę wyszczerzyli się radośnie obiecując sobie widać dobra zabawę.
Ich uśmiechy stały się jeszcze szersze, gdy nie padł strzał ze skierowanego w ich stronę sterlinga Bielańskiej. Wszak magazynek był pusty, a Polka zapomniała go wymienić na nowy.

Dzieci z krzykiem rozbiegły się na wszystkie strony. Jeden z rebeliantów jakby od niechcenia pociągnął za nimi serią powalając jedno z maluchów na ziemie. Seria trzech kul przyfastrygowała plecy Murzyniątka.

To otrzeźwiło Torecci. Podniosła strzelbę i prawie nie celując wypaliła w stronę Simba. Równocześnie zajazgotała obok seria z niesionego przez Marię FN FALa.

Jeden z rewolucjonistów padł z dymiącą mu w piersiach wielką dziurą, drugi rzygnął krwią przecięty prawie serią z karabinu młodej zakonnicy. Pozostali błyskawicznie skryli się za węgłem kapliczki. Jakimś cudem udało się opiekunkom przywołać rozhisteryzowane dzieci i tkwiły teraz dalej pod ściana kaplicy niepewne czy uda im się przedostać na pomost.

Rozsądniejszym wydawało się dotarcie najpierw do szopy nad Rzeką, a dopiero potem do łodzi. Jednak co stanie się, gdy pocisk trafi w zbiornik paliwa, a one będą akurat w środku ?

Za ich plecami tkwiły małe drzwiczki będące tylnym wejściem do kaplicy.


Wybuch granatu powalił na ziemię trzech strzelców nie wiadomo zabitych, rannych, czy tylko oszołomionych. Zresztą Wilk nie miał zamiaru czekać by się o tym przekonać na własnej skórze.

Lina poszarpana bliskim wybuchem, czy odłamkami, kaleczyła dłonie, ale bezpiecznie znalazł się na ziemi, choć ręce paliły żywym ogniem.
- Wilk spieprzaj stamtąd i wycofuj się do ... - ostatnie słowa Lamberta zagłuszył kolejny wybuch granatu. Kapral szybko ocenił która droga daje mu większe szanse na ocalenie.

Pomknął w kierunku szopy i kaplicy mając nadzieje, że żaden Simba nie okaże się na tyle szybki, by wpakować mu kulę w plecy.
Ciężko dysząc dotarł za kościółek, po to tylko by spojrzeć prosto w podwójny wylot luf dubeltówki, którą trzymała w ręce umorusana Sophie.
Zamarł bez ruchu, modląc się, by kobieta w stanie stresu mimowolnie nie pociągnęła za spust.

Na szczęście rozpoznała go i Wilk odetchnął. Wbił kolejny magazynek i wychylając się za róg posłał serie w kierunku sześciu biegnących Simba.

Jeden czy dwóch upadło, nie mógł jednak stwierdzić czy zostali trafieni, czy tylko zrobili klasyczne padnij, bo o ścianę budynku zaczęły bębnić pociski.


De Werwe leżał między szopą, a kuchnią z załadowanym ponownie Browningiem, mając nadzieję, że osłoni wycofywanie się dziewczyn i dzieci. Widział odwrót z dzwonnicy snajpera, kilka razy wystrzelił nawet do goniących go Simba, powalając jednego z nich. Lecz pozostali rzucili się na ziemię ostrzeliwując róg kaplicy, a dwóch najwyraźniej wzięło za cel Lamberta.

Kule zaczęły bębnić o ściany budynków, zbity seriami Kałasznikowów piasek obsypywał rozpłaszczonego teraz na ziemi pilota. Atakujący przycisnęli go ogniem i jeśli miał wydostać się z opresji musiał szybko podjąć decyzje co robić.


Gorąca, lepka krew zbryzgała koszulę Egona. Przez sekundę czy dwie wpatrywał się w mętniejące oczy Murzyna, po czym odepchnął umierającego z obrzydzeniem.

Odszukał karabin i przygięty do ziemi pomknął w kierunku szpitala. Po kilku krokach wybuch powalił go na ziemię. Pozbierał się szybko i nie oglądając nawet jakie szkody poczyniła jego pułapka.





Dobiegające jednak z tamtej strony krzyki dowodziły, że kilku Simba przeniosło się wprost do komunistycznego nieba.

Poderwał się i w kilku skokach dopadł wyrwy w ścianach szpitala.
- Nie strzelaj !! - krzyknął do Haldera, po czym iście tygrysim skokiem, przesadził rumowisku jakie utworzyło prowizoryczną barykadę. Ciężko wylądował na podłodze, przeszorował na brzuchu kilka metrów wbijając sobie jak pomyślał z milion drzazg.

Nie zdążył nawet zakląć, gdy ręka Niemca poderwała go na nogi i pchnęła za zasłonę. Bez słowa Marcus zaczął krótkimi seriami słać pociski ku może dziesięcioosobowej grupie, która biegła wprost na szpital. Dwóch, czy trzech przewróciło się, ale reszta przywarła do ziemi, o rzut granatu od budynku.

Silva wykorzystując zamieszanie dotarł no murku. Załadował w sam czas DP, by skosić jednego z Simba, który tak jak on chciał wzdłuż kamiennej osłony obejść budynki. Seria ciężkich pocisków, wyrzuciła rebelianta w powietrze i niczym szmaciana lalkę rzuciła na mur. Zwisł z niego bezładnie.

Zza ściany szpitala rozszczekały się dwa FN FALe. Wychylając się ostrożnie Pietrolenko zobaczył rozrzuconych łukiem przed budynkiem kilku atakujących, bezładnie, za to z wielka pasją ostrzeliwujących obrońców szpitala.
Długa seria z rkmu przepołowiła dosłownie jednego z nich, ale widać rebelianci dostrzegli go, bo wokół głowy zaczęły mu świstać kule z AK 47.
Przywarł skulony za murkiem i starał się przetrwać kanonadę. Pociski kalibru 7,62 zaczęły powoli demolować jego osłonę i Silva pomyślał, że znów musi pomyśleć o wycofaniu się. Jeśli dobrze liczył miał jeszcze w magazynku DP może 12 -15 naboi.





Nagle jednak w palbę bitwy wdarły się inne odgłosy...

Ci co mieli okazję słyszeć go wcześniej zamarli, pragnąc wtopić się w podłoże.

Charakterystyczne puuufff, puuufff i ostry świst nie mogły z niczym pomylić się weteranom. Do walki włączył się produkowany na licencji radzieckiej w Chinach moździerz kalibru 82 mm.

Lekki, obsługiwany przez dwie osoby ważący nieco ponad 55 kilogramów idealnie nadawał się do przenoszenia i walk w dżungli.

Ważący trochę ponad trzy kilogramowy pocisk był zdolny doszczętnie zniszczyć drewnianą chatę, lub poważnie ją uszkodzić.





Najgorsze było jednak to że wystrzeliwany wysoko w górę pocisk opadał prawie pionowo w dół i mógł spaść za osłoną czy ścianą.

Pierwszy wybuchł przed kaplicą, nie powodując strat, drugi i trzeci poleciały daleko w bok, widać celowniczy mimowolnie poruszył nastawy.
Czwarty wpadł do Rzeki, piąty natomiast uderzył idealnie w środek dachu szkoły.

Budynek jakby dźwignął się w posadach, po czym eksplodował rzygając dookoła językami ognia. Niektórzy z obrońców misji zobaczyli, jak jeden z Simba będących wewnątrz usiłuje wyskoczyć, po czym momentalnie pochłania go kula ognia.





Fatalny jednak okazał się szósty strzał.

Szybujący wysoko granat opadał pionowo w dół i zakończył lot wpadając miedzy zacumowaną łódź i pomost.
Wytrysnęły w górę deski pomostu, w którym ziała teraz dwumetrowa wyrwa. Widoczna doskonale na tle wschodzącego słońca łódź drgnęła i ciężko przechyliła na burtę. Nie zatonęła, jednak było widać, że jest uszkodzona.

Z piersi obrońców, którzy to widzieli wydarł się jęk rozpaczy.

Prawdopodobnie mieli odcięty odwrót.


Coś odwróciło uwagę trzymających Mariusza Simba, bo wszyscy zamarli jakby intensywnie nasłuchując. Zelżał także uchwyt na jego ramionach i chłopak postanowił zaryzykować.
Podczas wcześniejszej szamotaniny chusta nieco się przekrzywiła i widział teraz nieco podłoża przed stopami.
Szarpnął się, przygiął do ziemi, myląc tym przeciwników i skoczył naprzód. Biegł jakby sam diabeł siedział mu na karku, a może tak naprawdę było ?

Potykał się, przewracał i podrywał, obijał o pnie drzew i rozcinał twarz o gałęzie ale wciąż gnał naprzód. Za sobą słyszał wrzaski goniących go rebeliantów.

Szybko starał się przeanalizować swoja sytuację i wybrać najlepszy kierunek ucieczki.
Teraz kierował się w stronę Rzeki, gdy do niej dotrze może próbować szukać schronienia w zaroślach na brzegu. Mógł skręcić w prawo i przedrzeć się do misji, lub też w lewo, w kierunku wraku i dalej w głąb dżungli.

Który będzie najlepszy ?


Sytuacja o 5.30



 
Arango jest offline  
Stary 05-11-2008, 12:33   #117
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Wujek Leon z pewnością by go nie pochwalił. Trzeba było przyznać się przed sobą, że nie docenił tej bandy czarnuchów. Nie wziął ze sobą ze skrzyni zupełnie nic zakładając, że odeprą atak i będzie można spokojnie wrócić po zaopatrzenie. Nie przewidział, że Simba w tak krótkim czasie zdołają zmobilizować tak liczny oddział. Rezerwy ludzkie wroga zdawały się być niewyczerpane. To że mieli rpg było do przewidzenia. Już Silva przy samolocie się o tym przekonał, ale że będą mieli ze sobą moździerz, to cokolwiek Haldera zaskoczyło.
Wyglądało na to, że są znacznie lepiej uzbrojeni niż sądził. Gdy tu przyjeżdżał spodziewał się, że będzie walczył z bandą dzikusów uzbrojonych w dzidy i łuki, a karabin będzie miał może co dziesiąty, a tu proszę. Wprawdzie banda dzikusów, ale z moździerzem, który dopiero co rozpieprzył w kawałeczki szkołę.
Halder krótkimi seriami przygniótł atakujących do ziemi i odbezpieczył granat. Puścił łyżkę, odczekał moment i rzucił. Granat zatoczył łyk i z hukiem eksplodował metr nad ziemią.
Dłużej nie było sensu utrzymywać pozycji. Zwłaszcza, że strzały za kaplicą uświadomiły mu, że przeciwnik wychodzi na jego tyły. Lada moment on i Duszczyk mogli zostać odcięci od przystani.
- Wycofujemy się do łodzi. – krzyknął do Polaka.
Wychylił się ostatni raz puszczając serię po tych, którzy jeszcze żyli po eksplozji granatu.
W biegu zmienił magazynek i przez tylne pomieszczenie wyszedł ze szpitala. Wystawił lusterko zza węgła i zobaczył w nim kolejnych nacierających Simba. Odbezpieczył i rzucił w uliczkę między szpitalem, a kaplicą kolejny granat, by zaraz po wybuchu w kilku susach skryć się za budynkiem kaplicy.
- E g o n dawaj. – krzyknął do pozostającego przy szpitalu Duszczyka jednocześnie wychylając się zza rogu i strzelając, by osłonić odwrót kolegi.
- Mówiłem do szopy przy przystani. –krzyknął widząc niezdecydowanie kobiet.
- E g o n osłaniaj nas. – powiedział chwytając pod pachę jedno z murzyniątek i popychając silnie najbliżej stojącą Ankę w stronę przystani.
W szopie puścił dziecko i rzucił okiem za siebie. W pomoście ziała wielka dwumetrowa dziura. Pamiątka po moździerzowym pocisku. Dorośli mogli ją przeskoczyć, ale nie dzieci. Jednak najpierw dopadł do zbiornika z paliwem. Ciężki. Nie da rady go przerzucić. Halder odtoczył go na przystań i odkręcił korek spuszczając paliwo na brzeg. Gdy zostało jakieś 20 - 30 litrów zakręcił zbiornik i stękając zarzucił go sobie na plecy. Podszedł do wyrwy i przerzucił pojemnik na drugą stronę, sam przeskoczył i zatoczył zbiornik na łódź.
- Anka, będziesz przerzucać do mnie dzieci. – stwierdził wracając nad wyrwę i wyciągając ręce.
Po stratach jakie zadali im Simba kwestia ewakuacji została rozstrzygnięta.
Halder patrzył co chwila niespokojnie na brzeg po lewej stronie. Na pomoście był prawie całkowicie odsłonięty, a atak najprędzej mógł przyjąć właśnie stamtąd.
Gdy już będą na łodzi Halder planował odciąć cumy i puścić się w dryf z nurtem.
Odpłyną z nimi tylko Ci którzy zdążą. Marcus najbardziej ucieszyłby się, gdyby dał radę Silva, a już szczytem marzeń było by Ernesto miał ze sobą części.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 07-11-2008 o 10:27. Powód: Magiczna moc imienia Egon.
Tom Atos jest offline  
Stary 06-11-2008, 14:59   #118
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ernesto Silva

Przymknął na chwilę oczy, gdy wychwycił z całej te strzelaniny wyraźne odgłosy moździerza. Przeraźliwie groźnej broni dla każdego broniącego się na konkretnej pozycji człowieka. A misja była na tyle dużym celem, że nawet najarani Simba nie mieli jakieś szczególnej szansy spudłować. Żałował, że nie wrzucił granatu do pozostawionej skrzyni, bowiem teraz już było pewne, że nie mieli najmniejszych szans się obronić. Kule śmigały tuż nad nim, orając mały murek. Nie zastanawiając się wiele, zaczął się przekradać dalej. Chwilę potem zasłonił go budynek, zaś czarni jeszcze przez chwilę walili całymi seriami po murku. W końcu przestali, czy to zmieniając magazynek czy mając pewność, że nie mógł tego przeżyć. Dwóch nawet poszło to sprawdzić. Przeskoczyli murek z gotowymi do strzału kałaszami i... natrafili na leżącego na ziemi, kilka tylko metrów dalej Pietrolenkę i ostatnią serię z karabinu maszynowego. Przez chwilę drgali w mgiełce własnej krwi, po czym padli martwi na ziemię.

Jurij poderwał się natychmiast, sprintem biegnąc ku rzece i przeskakując przez murek, gdy już budynek się skończył. Schował się za rogiem, wyrzucając do wody rkm i zdejmując z pleców własnego FAL-a. W powiększającym się pożarze widział, że kilka osób już dobiegło do łodzi, pakując do niej najważniejsze rzeczy, w tym kilka bachorów. Pietrolenko ruszył więc w tamtą stronę, odbezpieczając granat. Gdy dotarł do drugiego rogu budynku, cisnął nim w największą grupę Simba, a tuż po wybuchu przebiegł dalej, ostrzeliwując się pojedynczymi, trzy pociskowymi seriami. Do rzeki wrzucił jakiś patyczek, sprawdzając w którą stronę odpływa. Gdyby nurt spychał łódź w jego stronę, to mógłby osłaniać towarzyszy, dając znak Halderowi by do niego podpłynął. Jeśli jednak rzeka płynęła w drugą stronę... to cóż, musiał biec ku łodzi, licząc na odrobinę szczęścia i w pełni wyładowany plecak, który chronił mu tym samym całą głowę i plecy.
 
Sekal jest offline  
Stary 07-11-2008, 15:46   #119
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
- Merde! - zaklął de Werve leżąc plackiem na ziemi i jakby siłą woli starając się odganiać kule którymi zaszczycały go te dwa sukinsyny wrzeszczące coś o Pierre Mulele.
- Oby was diabli synowie szympansów - wycedził przez zaciśnięte zasłaniając się worem z ekwipunkiem i starając się aby jego ciało ułożyło się idealnie za tą prowizoryczną przeszkodą (z perspektywy Simba)
Kilka kul wbiło się w worek, jednak zawartość zapewniła osłonę zatrzymując pociski. Lambertowi wydało się, że słyszy delikatny brzdęk. To by oznaczało, że w razie wyniesienia stąd swojego tyłka w jednym kawałku - nici z golenia.
Belg miał tylko nadzieję, że siedem lat nieszczęść za to pisać się będzie dla tych nabuzowanych czarnych chłopców, a nie na jego konto.
Zaczął się lekko przesuwać w stronę wejścia do szopy nad pomostem, wciąż osłaniając się worem. Czarne łajdaki nie rezygnowały zaczęły nawet się wstrzeliwać - jedna z kul przeorała mu skórę na łopatce.

W końcu zbliżył się pod drzwi i wciąż kuląc się do ziemi kopnął je zdrowym kolanem. Na szczęście nie były mocno zamknięte.
Uniósł pistolet i na oślep zaczął walić w kierunku dwóch prześladowców.
Strzały umilkły jedynie na chwilę, ale to wystarczyło Belgowi - wślizgnął się do pomieszczenia.

Od razu zobaczył resztę po drugiej stronie szopy zgromadzonych przy wyjściu na przystań. Zignorował szczypanie w ranie i doskoczył do Egona.
Tylko jednym rzutem oka zerknął na wyrwę w podeście i przechyloną łódź.
Opadły mu ramiona w totalnej bezsilności.
- Nie odpłyniemy na tyle szybko by nas nie zmasakrowali na rzece! - rzucił z gniewem, zmieniając magazynek. *Tu zresztą też dużych szans nie mamy* - przemknęło mu przez myśl. Ze złością kopnął drewniane wiadro posyłając je na ścianę. Po czym rzucił wór na ziemię i włożył doń rękę. wyciągnął po kilku chwilach szpule cienkiej linki uzywanej zwykle do łowienia ryb.
- Kto ma granaty? - rzucił do Egona i Wilka
- ... niech zamontuje pułapki na drzwiach. Jeżeli uda nam się trzymać ich ogniem zaporowym od strony prześwitu między tą szopą a tym domkiem - wskazał na małą chałupkę nad rzeką - będą starać się tu dostać, a wtedy dostana na co zasłużyli zamiast ostrzeliwać nas gdy będziemy na rzece
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 07-11-2008 o 15:52.
Leoncoeur jest offline  
Stary 07-11-2008, 23:30   #120
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Wszystkie odległości stały się nagle wielkie mierzone ilością wymierzonej w nich broni. Gdy zza kaplicy wypadli czterej napastnicy, pamiętała jedynie pusty magazynek. I oni wystrzelili pierwsi, a Anka przypomniała sobie o tkwiącym za paskiem pistolecie, dopiero, gdy Maria i Sophie wystrzeliły i dwaj pozostali Simba uciekli za ścianę. Dziecko, którego imienia nie zapamiętała leżało martwe. Gdyby myślała szybciej, reagowała spokojniej, gdyby nie drżały ręce, nie leciały niekontrolowane łzy, gdyby…
Dobrze, że jakimś cudem ocalałe dzieci mimo paniki, zareagowały na nawoływania i znowu skupiły się wokół nich. Tkwiły teraz pod ta ścianą, bo teraz te kilka metrów do szopy prawdopodobnie oznaczało dwóch Simba i loterię, kto wystrzeli pierwszy, one czy naćpani barbarzyńcy. Ale trzeba było się ruszyć, rozumiały to wszystkie trzy.
Wtedy gdzieś obok wybuchł granat i pojawili się Egon i Halder. Silnie popchnięta przez Niemca, nagle biegła do szopy, trzymając za rękę rannego chłopca. Halder już drugi raz zdjął z niej brzemię odpowiedzialności i pewnie, jeśli przeżyje, będzie jej wstyd, że potrzebowała by nią kierowano, że w chwili, gdy jako dorosła osoba powinna wziąć się w garść dla dobra dzieci, które znalazły się w tym piekle obok niej, że w takiej chwili sama potrzebowała pomocy.
Egon osłaniał je przed ogniem pozostałych z tej strony budowli Simba. Dzięki Bogu skutecznie. Anka odetchnęła z ulgą, gdy szóstka ocalałych dzieci i one trzy znalazły się w szopie.

Do szopy zdołali też wycofać się Egon, De Werve i Wilk. Brakowało jeszcze trójki żołnierzy, miała nadzieję, że są gdzie blisko, cali.

Zaprotestowała dopiero, kiedy Halder kazał jej rzucać dziec. Nawet przez krótką chwilę miała ochotę się roześmiać. Zdecydowanie przecenił jej możliwości fizyczne. Może tę małą z lalką dałaby radę rzucić, chociaż niekoniecznie, reszta dzieci była dla niej po prostu za duża.
- Będą skakały z biegu, a Ty je łap. Wytłumaczę im.
Nachyliła się tłumacząc po kolei każdemu, że mają się rozpędzić i skakać, wyciągając ręce do żołnierza.
Dwoje najmłodszych postanowiły przerzucić. We dwie.
Ewakuacja właściwie się udała.
 
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172