Gdzieś w głębi mignęły jej znajome, kosmate uszy, rozstrzygając przynajmniej jedną, dyskretną acz niewygodnie kłopotliwą kwestię. Rozwiązanie - przynajmniej tymczasowe - tej drugiej, bardziej oficjalnej, wierciło się niecierpliwie na półpiętrze, pod osłoną, na tak, kwestii trzeciej, świeżej, jeszcze niesklasyfikowanej i, z racji powyższego, najbardziej w tej chwili frapującej.
"Jedi to ty na pewno nie jesteś. Klonem też nie. Jeśli już to agentem. Ale nie wygląda na to, żebyś wiódł te dzieciaki na zatracenie. Przynajmniej nie umyślnie. I bothanina..."
Kiedy obaj zdążyli już popisać się bystrością, blster powędrował w górę, żeby się nonszalancko oprzeć na barku Ay've, a uniesiona bezlitosną próbką humoru brew odarła jej bezczelnie taksujące spojrzenie z resztek niewinności. To było spojrzenie, pod którym mężczyzni uświadamiają sobie, kiedy ostatnio myli głowę i że spodnie o numer większe, wcale nie byłyby za luźne... |