Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2008, 12:00   #17
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
17 września 2007 roku

[MEDIA]http://youtube.com/watch?v=41sQCLKpi78[/MEDIA]



-Dobry wieczór, mówi do państwa Christopher Matthews. Przerywamy program, aby nadać specjalny raport z San Francisco w Kalifornii.
Dzisiaj o godzinie 21.15 przed ambasadą Japonii nastąpił zamach. Nieznany dotąd sprawdza zastrzelił Yutakę Shiochiro, ambasadora Japonii. Na miejscu zdarzenia znajduje się Bob Dotson. Bob, czy mnie słyszysz?



-Tak, słyszę cię Chris. Znajduję się właśnie przed konsulatem generalnym Japonii na Fremont Street, gdzie niecałą godzinę temu przeprowadzono skuteczny zamach na życie ambasadora Yutaki Shiochiro.
Jak państwo doskonale widzą za moimi plecami, policja zabezpieczyła już cały teren wokół budynku i poszukuje śladów. Z tego co udało mi się oficjalnie ustalić wynika, że ofiara została zastrzelona, kiedy wsiadała do samochodu mającego ją zawieźć na służbowe spotkanie. Fatalny strzał padł najprawdopodobniej z okna, albo dachu budynku na przeciw. W jaki sposób zamachowcy udało się zaczaić tam niezauważonym- nie wiadomo.


-Bob, czy możesz nam powiedzieć co dokładnie się teraz dzieje na miejscu?

-Cała okolica została zamknięta. Ruch od Beale Street do Drugiej i od Folsom Street do Minna Street wstrzymano, czasowo zamknięto Terminal Transbay. Okolica jest sparaliżowana, ludzie nie wiedzą co się dzieje. Policja została zmuszona do takich kroków, aby uniemożliwić ucieczkę zamachowca. Zostałem poproszony przez funkcjonariuszy, aby zaapelować do mieszkańców zamkniętego terenu o niewychodzenie z domów. Sprawca jest uzbrojony i niebezpieczny- dla własnego bezpieczeństwa proszę pozamykać drzwi i okna.

-Czy wiadomo z jakiego powodu nastąpił zamach?

-Jeszcze nie, policja stara się dopiero ustalić z kim miał się dzisiaj spotkać ambasador.

-Może pan Shiochiro miał jakiś własnych wrogów i nie było to zabójstwo polityczne?

-Za wcześnie by wysnuwać takie przypuszczenia Chris. Nawet jeśli zdarzenie nie miało podłoży politycznych, to Ameryka i tak będzie musiała za nie odpowiedzieć. Nasz ambasador w Tokyo już umówił się z przedstawicielami japońskiego rządu w celu złożenia kondolencji i zapewnień o tym, że nie spoczniemy nim nie złapiemy zabójcy.

-Mam nadzieję, że ten potworny incydent nie wpłynie negatywnie na nasze relacje z Japonią. Dziękuję za relację Bob. Jeśli otrzymamy jakiekolwiek nowe informacje, natychmiast państwa o tym poinformujemy.
Był to specjalny raport sprzed ambasady Japonii w San Francisco.


12 września 1991

Stojący na scenie band rozpoczął kolejny kawałek. Rozbrzmiała perkusja i trąbka. Saksofonista pstrykał palcami do rytmu po czym powiedział do mikrofonu:

-I think it's time to blow this thing, get everybody and the stuff together. O.K. three, two, one lets jam.

[MEDIA]http://nupharizar.wrzuta.pl/aud/file/cgKhXaVwZu/cowboy_bebop_-_tank_opening_theme.mp3[/MEDIA]

Jak zwykle ma pani komplet gości. Kogo dziś mamy okazję słuchać? Bardzo interesująca tonacja.


-Och, to młoda ekipa. Kilku czarnych chłopców, w których duszach gra muzyka. Prawie jak w sześćdziesiątych. Ale czasu cofnąć się nie da Paul, niestety.- Wampirzyca przelotnie spojrzała na muzyków.
-A gości faktycznie dzisiaj nie mało. Zginęła jakaś szycha Invictus, ancilla po prostu szaleją. Naoglądałam się dziś tylu Ogarów, że mam dość do końca requiem. Zresztą tam- wskazała palcem ku wcześniej widzianego przez Paula rudego-jeszcze jeden stoi.

Ellany westchnęła w typowy ludzkim geście.
-Całe to ożywienie stąd, że podejrzewają Łowcę- widząc zdziwienie Kelseya, Thompson postanowiła sprawę wyłożyć trochę jaśniej.-Jesteś w mieście od niedawna, więc pewnie nie znasz tej legendy, ale ciągnie się ona wśród wampirów Zatoki chyba od powstania Frisco. Podobno gdzieś tutaj żyje wampir polujący na innych Spokrewnionych. Raz na jakiś czas znajduje sobie ofiarę, zabija ją, ukrywa zwłoki i znika nie pokazując się nikomu na oczy. Naturalnie to urban legend, ale ilekroć znika jakiś Spokrewniony wszyscy podejrzewają Łowcę. Prescott stanąłby na uszach, żeby go dorwać. Zresztą tamta koteria- wskazała gestem głowy na Willingtona i Sangiovanniego-też się tym zainteresowała. Doskonała okazja na zdobycie prestiżu. Oczywiście o ile Łowca faktycznie istnieje. A jestem przekonana, że nie.

No proszę. Zabito jakieś członka Invictus? Dobrze, że Kelsey postanowił wybrać się do tego Elizjum, o takich faktach trzeba wiedzieć natychmiast. Szkoda tylko, że zamiast porządnych tropów krążą jedynie plotki o jakimś boogie manie.A pomyślałby ktoś, że nieumarłe istoty nie są skore do wierzenia w takie bajki. Nie zainteresowany sprawą bardziej, niż to konieczne z powodów politycznych Paul zmitrężył jeszcze tego wieczora w Elizjum dwie godziny.

7 czerwca 1999

Velvet była co najmniej zdziwiona, chociaż z drugiej strony również zirytowana. Joshua zawalił swoją robotę i nie posprzątał pokoju. W efekcie patrzyła się teraz dość nieprzytomnie na nieznajomego.

-W czym mogę pomóc?

-Jak to w czym Gali?- Czy on ją właśnie nazwał Gali? -W niczym, to ja mogę pomóc tobie. Tak jak mówiłem przed...cóż, przed naszą inną rozmową.- Zapewne mężczyzna uznał ten drętwy dowcip za wybitnie zabawny, gdyż uśmiechnął się promiennie.
-Twojemu lokalowi przydałaby się reklama, a ja mogę mu ją zapewnić. Zazwyczaj staram się pozostawać z klientami na stopie interesów, ale skoro już poszliśmy o krok dalej...

Kazashki jak przez mgłę przypominała sobie wieczór. Tak, on chyba zaczepił ją po występie. Przedstawiał się, choć jego imię nie pozostało wampirzycy w pamięci. Chyba był redaktorem jakiegoś pisma dla mężczyzn, co zresztą Galię mało obchodziło. Parę godzin temu liczyło się tylko to, że był przystojny, a ona głodna.
-Ten klub ma spory potencjał, za niezbyt wygórowaną cenę mógłbym go polecić na łamach mojego pisma...

Cóż, to był jakiś pomysł. Reklama dźwignią handlu, jak to mówią. Gdyby lokal zdobył na popularności, to wzrosłyby wpływy z jego prowadzenia. A pieniędzy przecież nigdy dość.
Ale zaraz potem odezwał się rozsądek. Popularność i wampiryzm to nie są rzeczy, które chodzą ze sobą w parze. Ostatnią rzeczą jakiej Velvet potrzebowała był tłum fotografów. Jeden pstryk i dziewczyna nie wiedziałaby nawet kiedy znalazła się na dywaniku księcia. O nie, nie, nie... zły pomysł, bardzo zły.

A w dodatku zbliżał się świt. Kazashki wyczuwała to podświadomie.

-... za powiedzmy osiemset dolarów miesięcznie.

-Odejdź.- Jakimże wspaniałym darem jest Dominacja. Ludzka jaźń tak łatwo ulega sugestii silniejszego umysłu. Mężczyzna odwrócił się na pięcie i wymaszerował za drzwi. A kiedy się już ocknie gdzieś w połowie drogi do swojego domu i tak zracjonalizuje sobie jakoś to wyjście.
No i chyba dawał jej już wcześniej swoją wizytówkę. Gdyby Velvet zmieniła zdanie, zawsze można zadzwonić. Teraz jednak czas było przygotować się do dziennego snu.

Nokturn Pierwszy: wtajemniczenie

"Go tell that long tongue liar
Go and tell that midnight rider
Tell the rambler, the gambler, the back biter
Tell 'em that God's gonna cut 'em down"

Johnny Cash: "God's Gonna Cut You Down"

18 września 2007

[MEDIA]http://thanais.wrzuta.pl/aud/file/qqEz068aNH/f._chopin_-_nokturn_cis-moll_op._27.mp3[/MEDIA]

Ryan Lore lubił żyć w swoim uporządkowanym stylu. Tej nocy jednak nie dostał takiej okazji. Przed północą skontaktował się z nim Mario Sangiovanni, prosząc o spotkanie. Nie chciał przez telefon wyjawiać zbyt dużo. Podał tylko miejsce spotkania i obiecał, że sprawa może się okazać dla Lore'a bardzo lukratywna. Parking przy Ósmej i Carolina kwadrans po północy.
Zaintrygowany Ryan postanowił przekonać się o co chodzi.

(...)

Na miejscu jednak Włocha nie było. Czekał za to ghul. Wyglądał na dość młodego, góra po college'u . Wysoki, z miejsca widać, że wysportowany. Ubrany dosyć lekko, w elegancki biały sweter, bez wątpienia jakiejś włoskiej firmy.


Czekał przy maserati quatroporte. Samochód był tylko kolejnym sposobem na podkreślenie korzeni jego właściciela. Zaiste, Mario musiał być patriotą.


-Dobry wieczór panie Lore. Nazywam się Robert Lambert, jestem ghulem księdza Sangiovanniego. Został pan zaproszony do schronienia mojego pana.
Gdyby był pan tak łaskaw, żeby pojechać za mną.

Ghul cały czas uśmiechał się w sposób, który pewnie uważał za sympatyczny. Sangiovanni przesadzał jednak z tą całą ciuciubabką, mógł od razu podać adres swojego schronienia, a nie marnować czas Ryana. Lepiej, żeby to co miał do przekazania okazało się czymś porządnym.

(...)

Kolejnym irytującym fragmentem tej nocy była podróż do schronienia. Miejsce spotkania z ghulem było bowiem oddalone dobre cztery kilometry od miejsca docelowego i to w linii prostej. W dodatku trasa prowadziła przez Central-East i North-East, domeny raczej mało przyjazne. Ani arcybiskup, ani książę nie słynęli jako mili regenci. Ale to w końcu tylko przejazd ulicami. Na chodnikach we wszystkie strony zmierzali gdzieś ludzie. Owszem było późno, a nawet bardzo późno, ale widać im to nie przeszkadzało. Im bliżej centrum, tym więcej widać było ludzi młodych- roześmianych, pewnie pijanych albo zaćpanych po nocy spędzonej w dyskotekach i barach. Z drugiej strony mijane szybciej wąskie uliczki straszyły ciemnością rozbitych latarni i obietnicą napadu. Nie tylko wampiry polowały po zmroku.
Ale to wampiry były najgroźniejsze.

(...)

I wreszcie cel podróży- skrzyżowanie Stockton i Union Street. Ryan mógł się w ciemno domyślić, że Mario będzie mieszkał gdzieś tutaj. W końcu to Mała Italia, w jaki sposób ten wampir mógłby bardziej zamanifestować swoją narodowość? Budynek z widokiem na Skwer Washingtona i Kościół Świętego Piotra i Pawła.


Znalazł więc też sposób, by podkreślić przynależność do Lancea Sanctum.
Po zaparkowaniu samochodów Lambert zaprowadził Lore'a najpierw do budynku, a potem na jego ostatnie piętro. Właśnie tam, w penthousie schronienie miał ksiądz Mario Sangiovanni.

Przynajmniej tutaj Spokrewniony wykazał się kulturą- przyjął gościa już w progu i zaprowadził do salonu. Mieszkanie było dość okazałe i przestronne, naturalnie umeblowane w stylu włoskim. Za oknami chronionymi roletami antywłamaniowymi widać było zielony skwer. W salonie Ryan miał kilka siedzących miejsc do wyboru, zdecydował się na skórzany fotel stojący przy stoliku. Gospodarz usiadł na przeciw i najwyraźniej postanowił nadrobić trochę straconej reputacji.


-Domyślam się, że z chęcią się pan czegoś napije. Izauro, przynieś kielich i relikwiarz- rozkazał komuś, zapewne obecnemu w innym pokoju.
-Przejdę od razu do konkretów. W mieście coś zaczęło się dziać i to coś poważnego- Lore zauważył, że z każdym rokiem akcent Sangiovanniego coraz bardziej się amerykanizuje.-Książę zażyczył sobie zorganizować koterię, która miałaby tą sprawę zbadać...
Nim jednak Mario zdążył dokończyć zdanie do salonu weszła Izaura. Słowo weszła było jednak dosyć nieadekwatne, dziewczyna ledwo posuwała nogami. W wyciągniętych sztywno rękach trzymała puchar i mały kawałek drewna.


Wyglądał zaś... bardzo martwo. Jej wzrok był wbity tępo do przodu, pierś nie unosiła się od oddechu. Chodzący trup, zombie niczym z horrorów. Gospodarz wstał, odebrał z rąk służącej drewno i kielich, po czym odesłał ją gestem głowy.
-O konieczności powstania takiej grupy zostali poinformowani przywódcy przymierzy i regenci dzielnic- mówiąc Sangiovanni uniósł drewienko ponad puchar, sekundę później klocek zaczął zamieniać się w krew kapiącą wprost do naczynia. -Niestety arcybiskup Pasata wraz z biskupem Welrondem zgodnie stwierdzili, że Kościół nie ma aktualnie pod ręką nikogo, kogo mógłby oddelegować do tego zadania. Myślę jednak, że znalazłem rozwiązanie.- Mario skończył mówić i wręczył kielich swemu gościowi. Drewniany klocek zniknął zupełnie, pozostawiając po sobie jedynie aromatyczną Vitae.

Ryan zaczął już rozumieć dokąd zmierza ten wywód. Domyślał się też po co była ta całą szopka. Podróż przez dwie dzielnice, by pokazać kto go popiera i gdzie zdołał utrzymać schronienie. Prezentacja majątku, ghuli, nienaturalnych sług i magii. Prezentacja siły...

-Jest pan bardzo zaradnym Spokrewnionym, posiadającym szerokie wpływy wśród śmiertelników i spory zasób pieniędzy i niezbędnego ekwipunku. Uważam, że byłby pan wspaniałym kandydatem do wspomnianej koterii.
Oczywiście rozumiem ewentualne wątpliwości, przecież cieszy się pan neutralnością. Lancea Sanctum jedynie by pana poleciło, Kościół nie przedstawiłby pana jako swojego przedstawiciela. Tym samym nie zostanie pan wciągnięty w żadne polityczne niuanse.
No i kwestia zysków. Poza tym, że pokazałby się pan księciu jako wampir któremu leży na sercu dobro miasta, otrzymałby pan również pozwolenie arcybiskupa na polowanie w Central East. No i oczywiście ja też okazałbym swoją wdzięczność.

Prosto z mostu, bez owijania czegokolwiek w bawełnę. Mario chciał, by Ryan w ciemno władował się w jakąś aferę. Możliwości odmowy najwyraźniej wcale nie brał pod rozwagę.

Paul Kelsey był przekonany, że to będzie zła noc gdy tylko przez telefon usłyszał znajomy głos ghula Francisa Willsona. Jego pan zażyczył sobie Paula zobaczyć. A życzenie najwyższego adwokata dla niektórych jest rozkazem. Dla Kelseya było, nie ignoruje się swoich przełożonych.
Od nocy w której baron Willson przyjął Paula w poczet adwokatów minęło już ładnych parę lat, od ich pierwszego spotkania jeszcze więcej, lecz oba wampiry nie przepadały za sobą. Spotkanie nie będzie raczej zbyt przyjemne. Ale z drugiej strony nikt nie obiecywał, że requiem będzie usłane różami.

(...)

Posiadłość Willsona nie zmieniła się ani o jotę przez te ponad dwadzieścia lat. Owszem drzewa trochę urosły, zabezpieczenia zostały unowocześnione, ale duch schronienia pozostał ten sam. Lucinda nie postarzała się nawet o dzień, na ścianach dalej wisiały obrazy habsburskich władców. No i w końcu gabinet najwyższego adwokata- tutaj trochę zmian nastąpiło. Drzwi wejściowe wymieniono na antywłamaniowe, na wolnych przestrzeniach biurka i stolików stały przeróżne rzeźby, figurki i bibeloty. Na jednej ze ścian wisiała wyeksponowana katana- chluba barona, prezent od samego księcia. Francisowi powodziło się całkiem nieźle przez ostatnie dwa dziesięciolecia. Ustawił się w San Francisco.


-Och, szybko pan przyjechał, adwokacie Kelsey- bez specjalnego przekonania zaczął szacowny mówca. -Punktualność jest jednym z kilku powodów dla których został pan wezwany. Być może słyszał już adwokat o ostatnich wydarzeniach, nawet media podłapały część tropu. Na terenie San Francisco dokonano kilku niepokojących morderstw, które książę Fujita postanowił natychmiast ukrócić. Nie znam szczegółów, bowiem te opracowuje rządca Rei, przypadło mi jednak w udziale poinformowanie pana o zorganizowaniu koterii mającej zbadać sprawę. Każde Przymierze zostało zobowiązane przez księcia do oddelegowania jednego swojego członka. Pana zaś spotkał zaszczyt reprezentowania Invictus, kilku wysoko postawionych Spokrewnionych zgodziło się, że nada się pan do tego doskonale.

Ponowne wejście Lucindy niosącej kielich z krwią pozwoliło Paulowi na ogarnięcie tych słów. Bez zastanowienia odebrał kielich i upił łyk. Książę rozkazał stworzenie koterii ponad podziałami politycznymi? Cóż, sam proceder tworzenia koterii do rozwiązywania konkretnych problemów nie był niczym dziwnym, ale takie zróżnicowanie? On sam zaś miał być w niej ramieniem Invictus? Decyzja, gdyż to była decyzja, a nie żadna propozycja, przyszła zbyt nagle! Owszem, powinien się czuć zaszczycony, ale tak naprawdę był to sprytny manewr. Wielu starszych nieprzychylnie patrzyło na szybkie postępy Kelseya, skoro "kilku wysoko postawionych Spokrewnionych" zdecydowało, że zostanie członkiem tej koterii, to nie zrobili tego z dobrego serca. Liczyli pewnie, że Paulowi powinie się w końcu noga. A jeśli nawet da radę, to starsi przywłaszczą sobie dużą część sukcesu, wszak to oni dokonali wyboru.
A poza tym wszystkim, to o jakie w ogóle chodzi mordy? Na kim, na wampirach? Przecież o tym byłoby głośno w całym mieście.

-Domyślam się, że przyjmuje pan ten zaszczyt?- i oto przypieczętowanie sprawy. Będzie dobrze, jeśli Paul właduje się w to bez zawierania oficjalnej Przysięgi. A przecież nawet nie zna szczegółów.

Galia Kazashki miała złe przeczucia gdy do jej Elizjum przybył dziwny, lekko zgarbiony jegomość. Owszem, nie wszyscy klienci lokalu byli przystojni, ale ten mężczyzna miał w sobie coś niepokojącego. Może to przez rozbiegane oczka, może przez nikłe zainteresowanie artystkami? Velvet po prostu wiedziała, że jest zwiastunem czegoś złego.
I nie myliła się, bowiem gdy tylko gość ją wypatrzył, z miejsca poszedł w jej kierunku. Ukłonił się niezdarnie, co dla osoby postronnej mogłoby się wydać zabawne i przemówił zachrypniętym głosem.
-Przysyła mnie pan Bartolomeo Thobias. Życzy sobie panią widzieć.- Słowa, choć wypowiedziane neutralnym tonem przyprawiłyby Galię o dreszcze, gdyby jej ciało było jeszcze do tego zdolne. Regent Thobias chce ją widzieć! Wampir, o którym mówi się, że przy drugim spotkaniu prowadzi już tylko przesłuchania. Ale czym sobie mogła na to zapracować? Przecież niczego nie zrobiła...
Nie mógł się dowiedzieć o Tym, prawda? Bo i skąd?

-Kazano mi panią zawieść do jego mieszkania, mam nadzieję, że ma pani komu zostawić swój przybytek na ten czas?- Dobrze, że dziś nie było w Elizjum żadnego wampira, jej pozycja społeczna mogłaby na tym ucierpieć, gdyby rozeszły się plotki o nadchodzącym spotkaniu.
A wykręcić się od spotkania nie było jak. Regentowi się nie odmawia, mógłby narobić za dużo kłopotów, szczególnie niezależnej wampirzycy jaką była Kazashki. Pogodzona z najgorszym Velvet opuściła swoje Elizjum

(...)

Velvet spodziewała się różnych modeli samochodu jakim miała zostać zawieziona, ale z całą pewnością nie punto w kolorze metallic.


Ghul wyglądał przy aucie tak komicznie, że gdyby nie fakt iż wampirzycy było zupełnie nie do śmiechu, z pewnością roześmiałaby się w głos. Z drugiej strony, może to doby znak? Przecież podejrzanych nie przewozi się w takich samochodach. W takiej scenie byłoby coś... nieodpowiedniego?

Droga na Great Highway dłużyła się strasznie. Jedna za drugą nużące przecznice szeregowych kamienic rozświetlonych przez latarnie. Galia wiedziała, że jakaś odmiana nastąpi dopiero, gdy dotrze na miejsce, ale o tej akurat chwili wolała nie myśleć. Nie żeby się jej udawało.
-Mamy dzisiaj cudowny wieczór, czuć w powietrzu powiew zmian- ghul powiedział nagle zdanie wyrwane kompletnie z kontekstu. Nie kazał jednak Velvet zastanawiać się nad odpowiedzią, gdyż zaraz zadał inne, bardziej konkretne pytanie.
-Jak się ma Pete? Dawno go już nie widziałem, a podobno odwiedza pani Elizjum.
Rozmawianie z ghulem Nosferatu nie klasyfikowało się wśród dziesięciu ulubionych rozrywek wampirzycy, ale nie miała specjalnego wyboru. Poza tym, pozwalało oderwać się od czarnych myśli.

(...)

Jazda jednak nie trwała zbyt długo. W końcu punto zatrzymało się przed posiadłością regenta. Lokacja była doprawdy nietypowa jak na Nosferatu. Tuż przed plażą, w dość ruchliwej i zaludnionej okolicy. Oczywiście schronienie było otoczone wysokim płotem odgradzającym je od ciekawskich oczu, ale...


Ghul otworzył bramę i zaparkował samochód na podjeździe. Kulturalnie otworzył Kazashki drzwi i zaprowadził do wnętrza domostwa. Wampirzyca miała niejasne przeczucie, że ten śmiertelnik był starszy od niej. Maniery, a może swoboda w towarzystwie Spokrewnionej? Coś pozostawiało takie wrażenie.
No i przyszła chwila prawdy. Thobias siedział w salonie na kanapie przeglądając jakieś papiery. Ubrany był w staromodną kamizelkę i zaprasowane w kant spodnie, z kieszeni wystawał mu łańcuszek zegarka. Na szklanym stoliku przed nim leżało kilka teczek. W kamiennym kominku płonął otwarty ogień, co z miejsca sprawiło że i tak już zdenerwowana Galia zaczęła czuć jeszcze większy niepokój.


-Aaaach, pani Galia Kazashki raczyła przyjąć zaproszenie starego Nosferatu- swoje zdanie regent zakończył mlaśnięciem. Zresztą jak każde inne swoje zdanie, mlaskanie było tylko jedną z wielu irytujących cech tego wampira.
-Proszę, proszę, niechże pani siada- gestem dłoni Spokrewniony zaprosił Velvet na jeden z foteli. Wampirzyca podeszła do niego ostrożnie, starając trzymać się jak najdalej od kominka.
-Tak, tak...- zaczął mówić patrząc jeszcze w papiery.-Obiecałem odwiedzić pani Elizjum i jakoś nigdy nie znalazłem na to czasu, mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone?- Pytanie było szczerze mówiąc retoryczne i Galia doskonale o tym wiedziała.

-Na pewno zastanawia panią, co taki wampir jak ja mógłby od pani tak nagle chcieć. I chociaż odpowiedź- urodziwego towarzystwa byłaby prawdziwa, to jednak z pewnością niepełna.- W końcu Bartolomeo odłożył papiery i spojrzał na swojego gościa. -Jest pani opiekunką Elizjum, na pewno więc słyszała pani coś o wczorajszym morderstwie w ambasadzie Japonii. To wprowadziło trochę chaosu do miasta.- Regent miał rację, Galii faktycznie nieobca była ta wiadomość.
-Nie wiem jeszcze czemu- Nosferatu wyraźnie podkreślił słowo jeszcze- książę postanowił zainteresować się tym incydentem. Wysuwam przypuszczenie, że śmierć Shiochiro była nie na rękę któremuś z żółtków, może nawet samej Muh. Odkładając jednak spekulacje na bok, faktem jest, że Yukari Fujita kazał zorganizować koterię, która miałaby się tą sprawą zająć. I tutaj pojawia się kolejny element każący mi przypuszczać, że sprawa jest dosyć duża. Otóż koteria ma być ponad Przymierzami- a więc nie pozwolić żadnej z sił politycznych wyciągnąć korzyści z rozwiązania problemu.
Czemu pani o tym wszystkim mówię? Otóż książę zlecił wysunięcie kandydatów wszystkim przywódcom Przymierzy, ale także regentom. I chociaż często te dwie funkcje się pokrywają, to jednak nie zawsze. I ja jestem jednym z tych wampirów, które muszą czyścić w dystryktach bez możliwości rozkazywania całemu Przymierzu.


Dlaczego pani?- Thobias kontynuował swój monolog.-Z kilku powodów. Po pierwsze i najważniejsze, jest pani na bieżąco z plotkami i ploteczkami miasta. Po drugie nie jest pani członkinią żadnego Przymierza i nie sympatyzuje pani otwarcie z żadnym z nich. Po trzecie, pani miejsce zamieszkania sprawia, że wysunięcie pani kandydatury załatwia problem zarówno mnie, jak i regentowi Hawkowi. Po czwarte pozwolenie na prowadzenie Elizjum nie jest dokumentem o wieczystej mocy prawnej.

Gnój! W plotkach było pokaźne ziarno prawdy, z tym wampirem naprawdę nie warto spotykać się drugi raz.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 02-11-2008 o 12:05.
Zapatashura jest offline