Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2008, 22:10   #299
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Antoine - Mercedes uśmiechnęła się na jego widok - już się martwiłam, że nas nie zaszczycisz swoją obecnością - oblizała koniuszek utaplanego we krwi palca - Gdzieś tu była łazienka ... - na jej rozbawionej twarzy malowała się dziecinna konsternacja.

Wyglądała strasznie:
- Och - Jakimże błogosławieństwem jest okropny widok innych. Natychmiast zapomina się o własnych kłopotach. Kiedy takie osoby są obojętne, to podnosi się wewnętrzne ego mówiące: "Poparz, wcale nie jesteś taki zły," Natomiast jeżeli się kocha, to własne smutki odchodzą zastępowane współczuciem i chęcią pomocy. Tak było i tym razem. Dziewczyna się chwiała niczym przeciętny pijak w obskurnej miejskiej bramie. Nabzdryngolona prochami od stóp po czubek pięknej główki. Świecące błękitną pustką oczy, niewyraźny uśmiech i krew ... na twarzy, na dłoni, a nawet na króciutkiej sukni. - Mercy, jak ty wyglądasz? Jak dziewczyna lekkich obyczajów - to zdanie dodał już cicho do siebie. Nie chciał, nie chciał, żeby jego ideał, jego ukochana tak wyglądała i tak się zachowywała. Rety! - Łazienka? Łazienka jest tam. Zaprowadzę cię - wziął ją delikatnie pod ramię niczym najbardziej kruchą filiżankę z chińskiej porcelany i zaczął prowadzić chwiejącą się dziewczynę do łazienki.

- Jak wyglądam? – Pozwoliła by prowadził ją w dół korytarza. – Jakoś mnie to dzisiaj nie obchodzi wcale. W zasadzie nic mnie nie obchodzi, wiesz? Dawno nie czułam się tak... beztrosko - znów zachichotała. - Chyba trochę im nagadałam, tam, na naradzie. Parodiowałam księcia i zasugerowałam Karolowi, żeby zrobił użytek z języka Marry ... Myślisz, że przesadziłam?

- Mercy, szlag z księciem
- po prostu objął ją nagle, niespodziewanie dla siebie samego i trzymał w objęciach nie puszczając. - Szlag z księciem - powtórzył. - Tu chodzi o ciebie. Tylko o ciebie. Czy ty nie rozumiesz, że jesteś ważniejsza dla mnie od całej tej porypanej wojny - jej krew plamiła biel marynarki, ale nie patrzył na to. Po prostu obejmował zaskoczoną dziewczyną, która chyba w pierwszej chwili nie wiedziała, jak zareagować.

- Ważniejsza? - spojrzała na niego zaskoczona i przestała się uśmiechać. Przez chwilę też się do niego przytuliła, po czym jednak wyswobodziła z jego uścisku i zatrzymała na nim spojrzenie swoich błyszczących pustych oczu.
- To dlaczego traktujesz mnie jakbym była twoim wrogiem? Dlaczego mnie ignorujesz? Odpychasz kiedy chcę ci wyjaśnić ... Ja wiem, że nie zachowałam się w porządku, ale z Georgem to tylko gra. Taka jestem, Antoine! Jeśli szukasz słodkiego dziewczęcia bez skazy, to z pewnością ja nie jestem odpowiednią kandydatką. Ty jesteś ... taki cholernie szlachetny. A ja ... - zaśmiała się trochę gorzko, a trochę obojętnie, jakby nabimbrowana narkotykiem miała w nosie świat. – Antoine, spójrz prawdzie w oczy. Jestem ćpunką. Nie szanuję ludzi. Nie gram fair play. Jestem zawistna, zachłanna, samolubna ... To co potrafię robić najlepiej, to oczarowywać ludzi i naginać ich do własnych celów. Jestem w tym dobra. Czy nie każdy robi to, co potrafi najlepiej? Nie możesz mnie za to potępiać ...

- Nie potępiam cię
- kopniakiem otworzył drzwi od łazienki. - Nigdy nie potępiałem, ale ... ale ja także jestem sobą. Wampirem? Tak, Osobą posiadającą jakiś etos? Być może? Ale i wampiryzm i cała etyka idzie na bok przy jednym fakcie: teraz jestem zakochanym mężczyzną, który drży o swoją ukochaną i ... wybacz mi, jeśli możesz. Ja ... ja po prostu nie umiem patrzeć ... kiedy tak rozmawiasz z Georgiem, kiedy go całujesz. Szlag mnie trafia i chciałbym go zamordować, a ciebie zabrać na koniec świata, gdzie bylibyśmy tylko we dwójkę i pieprzyć cały ten Reykjavik. Tak wiem, umysł mi mówi, że masz rację, ale chrzanić taką rację. Chrzanić i wykopać na księżyc. Spojrzeć prawdzie w oczy? Chrzanić to. Mercedes, ja ... ja cię wyrwę z tego. Przysięgam, jeżeli ... jeżeli sama tego zechcesz i zechcesz być ze mną - szeptał jej wchodząc do obszernej, świetnie urządzonej łazienki księcia Roberta. Kafelki najlepszej marki, eleganckie lustra, wielkie umywalki ze smakiem dobrane do całości luksusowego wnętrza.

Jego przemowa chyba ją zamurowała. Odkręciła kurek z zimną wodą i opłukała twarz, zmywając dokładnie ślady krwi.
- Mówisz o miłości, Antoine. Ja ... jesteś dla mnie kimś szczególnym, ale miłość to uczucie, o którego istnieniu już dawno chyba zapomniałam. Zapomniałam, kiedyś, wiesz – uśmiechnęła się dziwacznie. - Nie wiem, czy będę w stanie dać ci to, czego ode mnie oczekujesz. Ty chcesz ... wiesz ... - spuściła wzrok. - Poza tym - machnęła ręką trafiając przypadkiem w umywalkę, - na razie pat. Nie mogę zostawić Georga. Nie, dopóki jestem w Reykjaviku - spojrzała na niego nieprzytomnie i wytarła twarz ręcznikiem. Taką więc podjęła decyzję? Może. Nie mogę zostawić Georga, powiedziała. Tak powiedziała, naćpana, niemoralna dziwka w cudownym ciele, którą on, niestety, pokochał.

- Wstrzymajmy się w decyzjami – mówiła, jakby powoli przytomniejąc. Widać woda nieco ją orzeźwiła. - Jutro dzień ataku (I co z tego? – Dodał w myślach), nie możemy się tak po prostu wycofać. Poza tym chcę kamienia wiedźmy. I jeszcze ta sprawa z Gehenną ... Jeśli to nie jest tylko plotka, to dotknie nas prędzej czy później. Nie możemy po prostu uciec (- Nikt nie każe teraz uciekać, ale ty nie zadeklarowałaś nawet, że chcesz. Póki co, Georg, bo to się opłaca – podsumowywał jej wypowiedź) ... Ale jeśli ta sprawa się zakończy (- Tak, kiedy, hipotetycznie, ewentualnie, kiedyś, ech) ... pomyślimy nad tym, dobrze? A poza tym, teraz nie jestem chyba w najlepszej formie na takie poważne rozmowy (- Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę, ale przytomna, czy nieprzytomna, mówisz szczerze, że uczucie uczuciem, ale korzyści to sprawa znacznie ważniejsza). Mówisz o uczuciach, kiedy jestem tak potwornie naćpana, że ledwie trzymam się na nogach... Nie chcę żebyś mnie źle zrozumiał. Ja... czuję coś do ciebie (- Czujesz? Czujesz? Ja cię kocham, a ty ... ty miałaś rację, ze jesteś totalną egoistką, z której lata wampirzego istnienia wypłakały najważniejsze uczucia, które stanowią o być lub nie być człowiekiem. Nawet bez względu na menu). I perspektywa wyjazdu z tobą gdzieś daleko jest kusząca. Ale nie teraz. Później... Daj mi trochę czasu (- Dam, dam, Ile chcesz. Bo cię kocham i zastawiam się, dlaczego, dlaczego musiałem zakochać się w tobie, a nie w kimś miłym i łagodnym? Dlaczego? Dlaczego, mimo, że zdaję sobie sprawę z twojej pustki, która, zamiast być tłamszona, jest jeszcze tak przez ciebie hołubiona? Kocham ciebie, kocham potwora, straszne.)

Tymczasem Mercedes dotknęła dłonią jego twarzy i uśmiechnęła się do niego leciutko:
- Chodź, wracajmy do reszty...

Zatrzymała się przed drzwiami i chwilę stała w bezruchu.
- Chyba powinnam pozbyć się tego narkotyku. Choć nie mam na to zbyt dużej ochoty. Na trzeźwo ciężej jest sprostać rzeczywistości. Pewnie się teraz na mnie rzucą jak banda wygłodniałych hien.
Zmiana była widoczna natychmiast. Oczy zaczęły patrzeć przytomniej, głos się wyrównał. Gdy weszli na salę obrad Mercedes znów szła już prosto i dumnie jakby nic się nie działo. Uśmiechnęła się słodko i powiedziała:
- Spójrzcie kogo znalazłam? Pomijając Briana, który się dziś nie pojawi jesteśmy chyba w komplecie. Możemy więc wrócić do naszej uroczej dyskusji. Na czym to skończyliśmy? Ach, i wybaczcie mi mój niewinny popis. Trochę mnie chyba poniosło, ale sami wiecie, my Toreadorzy popadamy czasem w dekadencję i tracimy wtedy samokontrolę. Ja... chyba powinnam was przeprosić - lekko zgaszona usiadła na swoim miejscu, zaplotła dłonie i chyba czekała na reprymendę. Była raczej pewna, że ta jest nieunikniona.
 
Kelly jest offline