Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2008, 22:57   #300
Wojnar
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pierwszy tydzień wampirzego nie-życia Artura minął całkiem spokojnie, jak na tak wyjątkowe okoliczności. Detektyw odkrył kilka ciekawych plusów swego nowego stanu: mógł teraz pół nocy siedzieć w krzakach, obserwując swój cel i wcale przy tym nie marzł. Nie zdradzało go bicie serca, obłoczki oddechu wydobywające się z ust, ani inne tego typu oznaki. Nocne godziny pracy nie były dla niego niczym nowym- już trudniej byłoby mu się przestawić, gdyby bycie wampirem wymagało wczesnego wstawania.
No i te wampirze moce, dyscypliny- jakie nowe, wspaniałe możliwości to dawało! Parę razy czuł pokusę, żeby zakraść się po prostu do dworu hrabiny, skryty po płaszczem Niewidoczności, ale jednak powstrzymał się. Za mało jeszcze wiedział i o tej dyscyplinie i o tej kobiecie.

I jeszcze kwestia jedzenia. To akurat był minus. Kilka razy próbował łyknąć sobie piwa, czy whiskey, zapominając, jak to się kończy. Cóż, i tak od dawna walczył z nałogiem, teraz miał dodatkową motywację.
No i naprawdę nie podobała mu się cała ta historia z piciem krwi. Jasne, nie raz zdarzyło mu się zabić człowieka, ale zawsze były to jakieś szumowiny, którym i tak się należało. Cóż, trzeba było próbować się i teraz ograniczyć do takich typów. Póki co nie miał jednak czasu na porządne polowanie, na szczęście w Elizjum znalazł się zapas Vitae.

Były jeszcze inne kwestie, o których trochę myślał. Trochę, bo gdy wnioski robiły się zbyt przykre, zawsze była jakaś robota na horyzoncie. Dochodzenie w sprawie Munk było jak kotwica, coś znajomego w nowym świecie.
Po pierwsze, i to martwiło go bardziej, jak ma się bycie wampirem do bycia chrześcijaninem? Miał się za człowieka wierzącego mniej więcej od pół roku, i już cały świat robił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Musiał sobie to dokładnie przemyśleć. Może któryś z biegających po Elizjum Jezusów rzuci tu trochę światła? Ale to jak już sytuacja się uspokoi.
Druga kwestia, potencjalna nieśmiertelność, niepokoiła go nieco mniej. Nie wyobrażał sobie tego, cudem było dla niego, że przy dotychczasowym trybie życia dotrwał do trzydziestki. Bandyci, strzelaniny, alkohol, to nie była recepta na długowieczność, także dla nieumarłych. A teraz jeszcze bandyci robili się dużo potężniejsi. Już to czuł na własnej skórze- od kilku dni czuł się śledzony. Dwa razy już udało mu się zmylić ogon tylko dzięki wyjątkowym, wampirzym talentom. Ale musiał przyznać, że obaj agenci Munk jakich widział, byli profesjonalistami. Ich cel nagle znikał za rogiem i rozmywał się w powietrzu, a oni nie dawali nic po sobie poznać. Jak gdyby nigdy nic udawali zwykłych przechodniów.

W końcu nadszedł dzień oficjalnej prezentacji. Niby powinien być spokojny, w końcu już raz się przedstawił Księciu, co prawdopodobnie dawało mu przewagę nad resztą nowych. Ale za to teraz będą tam wszystkie pozostałe wampiry. Rada. Nie wiedział, czego się spodziewać. W końcu to była banda istot żyjących kilkakrotnie dłużej niż on. Kto wie, co im chodziło po głowie. Pierwsze słowo, jakie przychodziło mu na myśl to „intryga”. Musiał uważać na swoje plecy, oj tak.

Tego dnia nocował w Elizjum, więc nie było mowy o spóźnieniu się. Stał w swoim jedynym garniturze przed drzwiami, tam gdzie kazał mu stanąć kamerdyner. W kieszeni marynarki miał swój szkic posiadłości hrabiny i trochę notatek -informacje, które udało mu się zdobyć. Jedyne egzemplarze tych danych. Miał nadzieję, że Aligari będzie zadowolony z wyników śledztwa. On sam nie był. Ale to później, w końcu przy całej Radzie miał nie zdradzać swoich osiągnięć.
Kiwnął głową na powitanie pozostałych neonitów.

Finney- tą już widziałem. Kto nowy? Jakiś anarchista. Chłopie, dziesiątki takich jak Ty zamykałem w Nowym Jorku. I elegancka Japonka, która przybyła tu z tamtą przepiękną i ostro naćpaną kobietą. Nie trzeba speca od prochów, żeby to poznać. Z dwojga złego chyba wolę anarcha.”

Narada zaczęła się chaotycznie. Ćpunka rzuciła trochę niewybrednych kwestii (Artur zawsze miał dobry słuch, a ciekawość była jego chorobą zawodową), potem, zakrwawiona opuściła salę, wróciła z facetem w eleganckim, acz zakładanym w pośpiechu ubraniu, który chyba nie do końca wiedział, co się dzieje dookoła. Nie tego się spodziewał po tak szacownym gronie. Trochę się wyluzował.

Gdy wreszcie został wezwany do środka, stanął pewnie na środku, twarzą w stronę Księcia. Tym razem nie czekał na reprymendy, tylko pokłonił się głęboko w stronę Aligariego.
- Witaj, Książę. Nazywam się Artur Portman.
„Powtórka z rozrywki. Ech, nie cierpię konwenansów”
- Należę do klanu Malkavian, a moim ojcem jest sir Roland. Przyrzekam przestrzegać zasad Maskarady, do samego końca.
- Obecnie jestem prywatnym detektywem, mam też doświadczenie w pracy w policji. Moja specjalizacja to zdobywanie ukrytych informacji. Poza tym mam też podstawowe umiejętności bojowe i pewną wiedzę o Reykjaviku. Mam nadzieję, że moje umiejętności będą przydatne dla Rady.

Gdy już skończył, stanął pod ścianą, tak, żeby mieć dobry widok na wszystkich. Teraz trzeba znaleźć sposobność, żeby przekazać wyniki śledztwa Księciu, w cztery oczy. To może trochę potrwać.
 
Wojnar jest offline